She's the only one for me cz. 26

- Ile… no… kobiet… - odchrząknął, wiercąc się na krześle w gabinecie Tarji. Ta uniosła na niego wyczekujący wzrok – no… no ile babek wraca do normalności po gwałcie? I po jakim czasie? – wykrztusił w końcu podenerwowany.
- To zależy… od danej osoby i… O Boże, no nie! Aleksi…?! – jęknęła przeciągle.
- Co?! – oburzył się z lekka.
- Nawet o tym nie myśl!
- O co ci chodzi?! Nawet jeszcze niczego nie powiedziałem, to tylko głupie pytanie! Jestem ciekaw!
- Akurat! Chodzi ci o Tanję! Proste, jak drut! – wycelowała w niego długopis – już ci przecież coś powiedziałam na jej temat!
- Przykro mi, ale sama to wszystko zaczęłaś, także teraz mi łaskawie pomóż! Jeśli mi powiesz, co mam robić, to może nagle stanę się odpowiedni! – prychnął pogardliwie.
- Nie o to chodzi… - westchnęła – przecież nie jesteś złym facetem i w ogóle…
- To w czym rzecz? – dopytywał, spuszczając nieco z tonu. W końcu była to swego rodzaju pochwała.
- Że do niej potrzeba cierpliwości – popatrzyła mu wymownie w oczy. Tyle to i on wiedział – wciąż ma te swoje lęki, ataki nerwicy… i z tego, co wiem, boi się zbytniej bliskości z drugą osobą. Wiesz, o co mi chodzi? – uniosła brew. Posłał jej spojrzenie, które można było odczytać tylko w taki sposób: „Wiem, ale i tak chcę to usłyszeć” – o matko… - westchnęła, kręcąc głową – z kim ja się zadaję…? No dobrze wiesz, o co chodzi! Ona nie jest z tych, co to pobiegnie za tobą do sypialni! Na samo słowo „łóżko” ucieknie na drugi koniec świata i tyle ją będziesz widział! Ma uraz, trudno! Dlatego ciężko jej będzie założyć rodzinę, bo z tego, co wiem, wy, mężczyźni, po prostu nie możecie się obejść bez współżycia – mruknęła ironicznie.
- Zależy, kto… jeśli chcesz dobra drugiej osoby, to nie będziesz jej do niczego zmuszać, prawda? – burknął urażonym tonem. Jej słowa zabrzmiały, niczym próba ukłucia bardzo ostrą szpilką.
- Tylko tak mówisz, ale jak przyjdzie co do czego…
- Nie biorę niczego siłą! Nie jestem taki, jak oni! – prychnął, podrywając się z miejsca.
- Nie o tym mówię! Nie denerwuj się! – przewróciła oczami – nie mogę ci powiedzieć czegoś, czego sama nie wiem. Nie mam pojęcia, co na ten temat myśli Tanja, i…
- Dobra, widzę, że niczego tu nie wskóram… nie chcesz powiedzieć, to dowiem się skąd indziej, pa! – mruknął, udając się do drzwi.
- Czekaj, no! Panie obrażalski! To jak to między wami jest? Odpowiedziała na twoje amory? – zawołała za nim, lecz na próżno. Zniknął – o jeju… same z tymi ludźmi problemy… - westchnęła, kręcąc głową. W jej mniemaniu ich ewentualny związek po prostu nie mógł się udać: ona delikatna i zagubiona, on… także, lecz jednocześnie silny i uparty. Czy byłby w stanie podołać traumie, z jaką zmagała się Tanja, skoro sam miał za sobą nieszczęśliwe dzieciństwo?
    Nie upłynęła godzina, a do gabinetu zajrzała właśnie panna Venerinen. Tarja mocno się zdziwiła, gdyż na dzisiaj nie miała umówionej wizyty – O! Coś się stało? Nie masz już leków? – zatroskała się.
- Nie i nie chcę już ich brać – bąknęła, siadając na krześle.
- Jak to?
- Chcę wrócić do normalnego życia, być normalnym człowiekiem…
- A to teraz nie jesteś? – posłała jej ciepły uśmiech – to przecież tylko leki uspokajające.
- Wszystko jedno – mruknęła, po czym przetarła twarz, jakby się czegoś wstydziła – jak… jak mam to zrobić? – spojrzała na nią niepewnie.
- To znaczy, co? – zdziwiła się.
- No… żyć, jak inni… zachowywać się, jak inni i… - podrapała się w czoło.
- O rety, rety, rety… - „wycyckała” pod nosem – widzę, że pan K. ostro działa… mówił ci coś, tak? – posłała jej pytające spojrzenie.
- Kto? Nie znam nikogo takiego – wydukała zdziwiona.
- Aleksi, o nim mówię! Nakłaniał cię do czegoś?
- Niby do czego…? – spiekła raka, to było podejrzane.
- Jesteście… parą? – przewierciła ją zza okularów tym swoim „chytrym” spojrzeniem.
- Nie! – odparła pośpiesznie – co to ma do czego? Ja się po prostu pytam… Skąd to pani w ogóle przyszło do głowy? – odchrząknęła podenerwowana.
- „No, Tarja, skojarzyłaś ‘ekstra wybuchową’ parę!” – westchnęła w myślach – tak sobie pomyślałam, bo… wiem, że się ze sobą przyjaźnicie, a skoro tak nagle podjęłaś taką decyzję, to pomyślałam sobie, że może… no, że coś ci zaproponował i dlatego tak? – pacjentka obserwowała ją tak wielkimi oczyma, że aż zaczęła się gubić w tym, co sama mówiła. Chyba strzeliła niezłą gafę! Ale skoro tak, to znaczyło, że Aleksi już się niecierpliwił, choć nie dostał nawet żadnego sygnału z jej strony. I o czym ona miała z nim rozmawiać? – nie słuchaj, zresztą, co mówię! – machnęła w końcu ręką. To i tak JEGO sprawa.
- No… chodzi mi o to, że gdybym, przykładowo, w przyszłości chciała założyć rodzinę, to jak mam to zrobić, skoro jestem właśnie taka? – spuściła głowę, obracając w ręku telefon komórkowy. Terapeutka westchnęła. Jednak zdecydowanie chodziło o niego, choćby pacjentka nie wiadomo, ile się zapierała. Chyba z nimi zwariuje!  
    Tymczasem Kaari, oczekująca za drzwiami na siostrę, właśnie wybrała na swoim telefonie znajomy numer i wcisnęła połączenie... - Na pewno musiałby to być ktoś odpowiedni, wyrozumiały, cierpliwy – tłumaczyła w środku psycholog – ktoś, kto akceptowałby twoją osobowość po tym przeżyciu, kto by cię rozumiał i dobrze poznał. Jeśli miałby to być na przykład Aleksi, to sądzę, że jest nieodpowiedni.
- Jak to? – Tanja od razu uniosła na nią wzrok. Serce zabiło jej mocniej, nie to chciała usłyszeć.
- Bo widzisz… on ma swoje problemy. Do tego wszystkiego nie wychował się w normalnej rodzinie, więc wielu rzeczy nie rozumie i czasem bywa oschły, bo właściwie to nikt nie uczył go, jak ma się względem innych zachowywać.
- Jakoś tego nie widzę – skrzywiła się z lekka.
- Widocznie słabo go znasz – posłała jej znaczący uśmiech. W oczach przybyłej był on zjadliwy, ironiczny. Poczuła w gardle ścisk, a serce przeszyło nieprzyjemne ukłucie.
- A może właśnie ktoś taki, jak on, może mnie zrozumieć? Nie miał różowego życia, więc na pewno wie, jak to jest być osamotnionym i zawiedzionym przez kogoś, na kim nam zależało! – uniosła się trochę, gdyż miała wrażenie, jakby Tarja atakowała kogoś, na kim jej zależało.
- Był tu niedawno z podobnym do ciebie pytaniem – uśmiechnęła się jakby z domieszką… współczucia?
- Jak to…? – bąknęła niepewnie, a jej tętno znowu przyspieszyło.  
- Chyba aż za bardzo wczuł się w swoją rolę… - psycholog jakoś dziwnie westchnęła. Zmarszczyła podejrzliwie czoło, to nie brzmiało dobrze – trochę mi głupio, bo, szczerze mówiąc, sama pchnęłam go do ciebie.
- Nie rozumiem – przełknęła ślinę. Coraz mniej się w tym wszystkim orientowała.
- Chciałam, żeby ci pokazał, jacy są niektórzy mężczyźni, ale to nie znaczy, że kazałam mu cię w sobie rozkochiwać. W żadnym wypadku! – popatrzyła nań znacząco – nakazałam mu, żeby się tobą opiekował, pomagał przy tej sprawie… rzecz jasna, do pewnych granic! – zaznaczyła – nie spodziewałam się jednak aż takiego rezultatu… Cóż, to dla mnie nauczka na przyszłość, żeby więcej nie robić takich eksperymentów.
    Tanja poczuła, że robi się jej niedobrze, do głowy uderzyło jej nieprzyjemne gorąco. Zacisnęła dłoń na telefonie, ile tylko miała siły. Inaczej chyba wstałaby i przyłożyła jej w twarz! – Widzisz, jeśli z kolei o niego chodzi, to właśnie w ten sposób chciał się nauczyć współczucia, empatii. Jakby to powiedzieć… po prostu nauczyć się postępować z innymi ludźmi, a zwłaszcza z kobietami, bo nigdy mu się z nimi nie układało. Nie potrafił sprostać ich potrzebom – kontynuowała, jak gdyby nigdy nic.
- Acha… i to mnie przypadła rola królika doświadczalnego? – syknęła oschle.
- Nie, to nie tak… ale jeśli tak się czujesz, to przepraszam, moja wina – przyznała pokornie.  
    „Przepraszam”?! Jedno marne słowo miało wszystko odkręcić? Zasklepić bolesną ranę, która właśnie utworzyła się na jej sercu i duszy? I ona była psychologiem?! Z ich dwójki, to chyba Puikkonen miała nie po kolei w głowie, jak już! Jakim prawem rządziła się jej życiem za jej plecami?! Używała do własnych celów?! Mało to kobiet na świecie, że akurat ją musiała wplątać w tą chorą historię?! Wystarczyłaby ta „głupia” terapia z kobietami takimi, jak ona, a nie podsuwanie jej „faceta”!  
    Wypadła z gabinetu, niczym wściekła lwica, która miast upolować dorodne zwierzę, została pogoniona przez stado słoni.
- Co jest?! – wystraszona Kaari prędko zerwała się z miejsca. Prychnęła tylko „Nic!”, jak już to miała w zwyczaju, i czym prędzej ruszyła do wyjścia – powiedziała ci coś? Czekaj! Nie biegnij tak! – siostra rzuciła się za nią.
- Ani się waż umawiać z nim na żadne spotkanie! Nie musisz z nim gadać! – gwałtownie się odwróciła, celując w nią palcem.
- Ale… ja już to zrobiłam… - bąknęła niepewnie.
- To je odwołaj! Już wszystko wiem! – warknęła, zwracając się przed siebie.
- Co niby?! – dopytywała skołowana. Tanja, zamiast odpowiedzieć, szarpnęła za klamkę i z całej siły puszczając za sobą drzwi, wyszła na zewnątrz. Kaari sama nie wiedziała, co ma robić. Jeszcze wczoraj tak bardzo jej zależało na jego opinii, a dzisiaj… Czyżby to przez tą psycholog? Ale niby jak? Nie, i tak się z nim spotka, czy ona tego chce, czy nie! To po prostu zwykły wstyd, ale ona przecież wie, jak to rozegrać.

***

    - To o czym chciałaś pogadać? – dwie godziny później Aleksi już zadawał starszej pannie Venerinen standardowe pytanie. Właśnie zasiedli przy stoliku pod oknem, w jednej z helsińskich kawiarenek. Niczego nie zamawiali, gdyż obydwojgu zależało na czasie.
- A tak, o Tanji – rozsiadła się wygodnie na skórzanym obiciu. Na samo jej imię mina rozmówcy zrzedła.
- O niej? A co się z nią dzieje? – mruknął, udając zdziwienie. Po tonie głosu zdawało się jednak wyczuć, iż domyśla się, o co jej chodzi.
- No bo… przyjaźnicie się ze sobą, także pomyślałam sobie, że powinieneś się o niej czegoś dowiedzieć.
- Na przykład? – zmarszczył brwi, rozważając, czego to jeszcze o niej niby nie wie?
- No, że… jest bardzo wrażliwa i dlatego łatwo ją zranić.
- Wiem o tym. Mówisz tak, jakby miała za mnie wyjść, czy coś w tym stylu – wzruszył ramionami. W głosie czuć było rozdrażnienie, a więc był to dla niego albo krępujący, bądź niewygodny temat.
- No… może? – zawahała się na moment – no, ale my nie wiemy, jak to w końcu z wami jest.
- Że niby w jakim sensie? – parsknął kpiącym śmiechem. No proszę, już całe otoczenie zrobiło z nich parę, tylko ona sama nie mogła się na to zdecydować.
- Jestem tylko ciekawa, czy jesteście TYLKO przyjaciółmi, czy może kimś więcej? – drążyła rozmówczyni.
- Wybacz, ale nie znam cię na tyle, żeby rozmawiać z tobą o takich rzeczach – zaśmiał się, śląc jej wymowne spojrzenie.
- Dobra, to ile mam ci postawić? Pięć kielichów, sześć? – odparła tym samym.
- Co? Co masz na myśli?
- No, pijanemu zawsze się język rozplącze! – zachichotała znacząco – a tak poważnie, to mówię to tylko dlatego, że to moja siostra i martwię się o nią. Nie chciałabym, żeby historia z tym zboczeńcem się powtórzyła… co nie znaczy, że mam coś przeciwko tobie! – zaparła się rękoma – po prostu wolę dmuchać na zimne… więc… jeśli kiedyś zechciałbyś przerodzić to w coś więcej, to pamiętaj o tym: Tanja to bardzo specyficzna osoba, ma swoje lęki, obawy, trzeba ją traktować z cierpliwością i łagodnością, bo łatwo daje się zranić i popada w przygnębienie. Nie chodzi mi tu o to, że coś w takim razie cię eliminuje, ale radzę to przemyśleć.
    Poczuł się, jak jakieś dzikie zwierzę, które poluje na niewinną sarenkę. Jej opiekunowie byli jednak tak czujni, że co rusz rzucali mu pod nogi kłody. Najpierw Tarja, teraz Kaari… Niby ta druga mówiła to w pozytywnym kontekście, ale i tak zabrzmiało, jakby był jakimś „nieczułym draniem”. To zaczynało być męczące…
- Powtórzę się: wiem o tym i możesz być spokojna – nie mam zamiaru tego, jak sama powiedziałaś, przeradzać w nic głębszego – mruknął, zakładając rękę na rękę. Natychmiast zapanowała krępująca cisza. Najwyraźniej rozmówczyni spodziewała się innej deklaracji. Zaczął się już domyślać, że cała ta pogawędka jest ustawiona…
- Chciałam się tylko dowiedzieć… - bąknęła po chwili – cóż… powiem ci w tajemnicy, że nie miałabym nic przeciwko temu, gdybyś jednak zmienił zdanie. Wyglądasz na jednego z tych, co to są z tego wymierającego już gatunku „normalnych facetów” – parsknęła lekko – moim zdaniem Tanja dobrze by trafiła!
- Ona cię przysłała? – wypalił niespodziewanie. Na owo pytanie aż się zakrztusiła – spokojnie! Przecież się o to nie wściekam! – parsknął, zerwawszy się z miejsca, po czym okrążył stolik i poklepał ją po plecach.
- To… to nie to… źle… nabrałam… powietrza… - wykrztusiła, wachlując się ręką. Zrobiło się jej głupio.
- Dobra, i tak wiem swoje – wrócił na miejsce – rozumiem, że chcesz jej pomóc, ale sama powinna ze mną porozmawiać, jeśli chce coś wyjaśnić – dodał znacząco.
- Przecież to…! – nerwowym ruchem podrapała się w czoło. Bystry był – no dobra! Właśnie w tym rzecz! Jest, jak jest! Od czasu historii z tym wariatem zrobiła się bardzo nieśmiała i skryta… sama czasami nie wie, co powinna zrobić, dlatego chciałabym jej jakoś pomóc! Jeśli chcesz być jej przyjacielem, to musisz pamiętać o tym, co przed chwilą powiedziałam. Zresztą, co ją będę tłumaczyć? Jeśli macie sobie coś do wyjaśnienia, to najlepiej pogadajcie w cztery oczy.
- Jasne… wątpię, że będzie chciała – westchnął, szukając czegoś w kieszeni.
- To ty zrób pierwszy krok! Ludzie często popełniają błąd w rodzaju „Duma nie pozwala mi poniżyć się przed tą drugą osobą”, i co? Dobrze na tym wychodzą? No sam powiedz – prawie już uderzyła ręką w stół.
- Bo ja wiem…? Nie znam innych – bezradnie wzruszył ramionami.
- Oj, przestań się wygłupiać! – parsknęła lekko – to co? Załatwisz te wasze problemy? Bo wiem, że jakieś macie – popatrzyła znacząco. Bynajmniej nie miał zamiaru jej przytakiwać, czy tym bardziej się zwierzać. Ale może miała trochę racji? Oboje z Tanją byli przecież dorośli, więc należało skończyć te podchody i wyznać sobie szczerze, co tak naprawdę czują.

    Rozdział 20

    W areszcie w Vantaa trwały właśnie wizyty. Perttu mógł czuć się zawiedziony, gdyż w sali widzeń, zamiast „tłumów”, czekał na niego jedynie Janne. Z kumpli, jacy mu jeszcze pozostali, tylko on wystarał się o widzenie. Nie mówiąc już o rodzinie. Risto był wczoraj i to tylko w ramach wyjątku, jako jego adwokat. Oskarżony zmierzył przyjaciela niedbałym spojrzeniem i bez żadnego przywitania dosiadł się do stolika, jakby wyświadczał mu wielką łaskę.
- I jak cię tu traktują? Są śniadania do łóżka, łoże z baldachimem i ekstra żarcie? – nabijał się zaraz potem odwiedzający.
- Jeszcze jedno twoje słowo, a narażę się na karcer, ale mimo to dam ci w pysk! – warknął poirytowany – jest „bosko”, wiesz?! Wszędzie muszę chodzić z ochroną! Co ja chrzanię?! Ja właściwie nie wychodzę z celi, bo wszyscy chcą mnie „poznać”! Fajnie, nie?!
- Nie wściekaj się, ale… czy sam sobie tego nie naważyłeś…? – wydukał nieśmiało.
- Nie wnerwiaj mnie, bo ostrzegam! – pogroził palcem.
- Kiedy to wszystko mnie wkurza! Dobrze było, dopóki jej nie poznałeś! Po co to było?! No powiedz tak szczerze!
- Już powiedziałem: schlałem się i…!
- Nie zganiaj winy na wódę! Każdą musiałeś w jakiś sposób urządzić! Gdyby nie to, już dawno bylibyśmy sławni na cały świat!
- Tylko nie ględź, jak jakaś stara baba! Sprawiedliwy się znalazł! Jak ci tak źle, to biegnij do prokuratury i wygadaj to wszystko, pogrąż przyjaciela! No już! Na co czekasz?! Zasuwaj! – wysyczał, bijąc pięścią w blat.
- Uspokój się! Nie zostawię cię w tym samego! – rozejrzał się dookoła – zresztą, za krzywoprzysięstwo karzą – dodał znacząco.
- Jak masz mnie zamiar dalej wnerwiać, to lepiej wypad stąd! – wycelował w kierunku wyjścia, ściągając na siebie uwagę nie tylko pozostałych odwiedzających, ale i strażnika.  
- No, ale powiedz mi tylko jedno: po coś się wpakował do pierdla?! Było dobrze, mogłeś to wygrać, to teraz się całkowicie pogrążyłeś! Niby jak to odkręcisz, co?! Nawet twój stary jest wściekły, a z nim to nie ma przecież żartów! – „biadolił” dalej, jakby nie słuchał tego, co do niego mówi.
- Spoko, słodziutki… nic nie jest stracone… ja stąd wyjdę, z wyrokiem, czy bez – uśmiechnął się przebiegle, po czym spojrzał za siebie i nachylił mu się do ucha – musisz tylko dostarczyć mi nóż… - szepnął najciszej, jak tylko było to możliwe.  
- Co…? – twarz kumpla przybrała dziwny wyraz.
- Głuchy jesteś? Mały nożyk.
- Przecież ci nie wolno przyjmować… chcesz…? – przejechał palcem po gardle.
- Rusz tym ograniczonym łbem i przemyć go! Nie, nie zabiję się.
- To co ty chcesz zrobić? – przełknął ślinę.
- Nie cykaj się… nic BARDZO krwawego! – zarechotał złowieszczo.  
    Janne zaczął żałować, że w ogóle tutaj przyszedł. Nie dość, iż kumpel postawił go przed niezwykle trudnym zadaniem (przybyli byli przecież przeszukiwani, czy aby nie przynieśli z zewnątrz jakiejś niepożądanej rzeczy, jaka mogłaby pomóc w ucieczce albo na zewnątrz, bądź na cmentarz), to do tego zachowywał się, jak obłąkany. Może po prostu zignorować jego „prośbę” i więcej tutaj nie wracać? Owszem, powinien być lojalny, ale czasami owa wierność oznacza po prostu bierną postawę.  
    Póki co pokiwał głową, by uwięziony przyjaciel dał mu spokój.

***

    Tanja leżała na łóżku i słuchała muzyki, jak zwykle rozwodząc się nad tym, co się do tej pory wydarzyło: od tamtego strasznego dnia ponad rok temu, po ostatnie spotkanie z Aleksim. W uszach wciąż dźwięczało jej to, co usłyszała od Tarji. Wydawał się być przecież taki szczery… A Perttu taki nie był? O tak, mężczyźni, to doskonali aktorzy, gdy im o coś chodzi! Coś od początku jej mówiło, że powinna trzymać się od niego z daleka, ale nie! To głupie serce, które mocniej zabiło w jego kierunku, znowu przysłoniło jej rozum!  
    Na samo wspomnienie tych wszystkich komplementów, jakimi go wczoraj poczęstowała, aż zasłaniała rękoma twarz. Jakże chciałaby cofnąć czas! Do momentu tego przeklętego festynu! Śmieszne, ale jeszcze do niedawna zaczęła mieć co do tego wątpliwości, bo gdyby nie to, nie poznałaby tego prokuratora… Teraz okropnie wstydziła się owych myśli. Całe szczęście, że nikomu o tym nie powiedziała.
    Pogrążona w owej goryczy nie tylko zapomniała, iż nie wszyscy są źli do szpiku kości, a i kobiety potrafią grać na uczuciach mężczyzn. Nie zauważyła także, że do jej pokoju „wtargnęła” rozgorączkowana Kaari.
- Tanja, chodź szybko! – zawołała, lecz żadnej reakcji – musisz iść na dół, ktoś chce z tobą pogadać! – podbiegła więc i zerwała jej słuchawki z uszu.
- Kto? – burknęła obojętnie.
- Borys Jelcyn! – przewróciła oczami – no Aleksi, niby kto?!
- Nie chcę z nim gadać! – prychnęła i przewróciła się na bok, dzięki czemu siostra ujrzała jej plecy.
- No i miał rację! – mruknęła do siebie – nie zachowuj się tak! To poważna sprawa! – złapała ją za ramię.
- Jeny, ty z nim jednak gadałaś! – zerwała się, jak oparzona – mam cię ukatrupić?!
- Później to zrobisz, teraz idź na dół!
- I co mu niby powiedziałaś?!  
- Powiem ci później, no idź! – ponaglała ją.
- Nie powinnaś była tego robić! Mnie już wcale nie obchodzi, co sobie myśli! – syknęła, przyjmując zamkniętą postawę.
- Oj, weź przestań z tym wstydem! Idź, bo…!
- Ja się nie wstydzę! Na serio mam to gdzieś! – ciągnęła uparcie i ot tak z powrotem usiadła na łóżku.
- O nie! Przynajmniej go wysłuchasz, bo ja się nie będę wysilać na darmo! – Kaari wycelowała palcem w drzwi.
- To sama sobie do niego idź, skoro już i tak jesteście w tak dobrych stosunkach! – prychnęła pogardliwie.
- Tanja, do diabła! Idź do niego, to ważne! – zniecierpliwiona przewróciła oczami.
- A co ci niby takiego powiedział, że mi tak rozkazujesz?! – warknęła opryskliwie, była poważnie zdenerwowana. Ich krzyki dochodziły aż do pokoju rodziców, którzy byli szczerze zaskoczeni ich zachowaniem. Zwykle nie dochodziło między nimi do scysji… a przynajmniej nie aż tak poważnych.
- A dobra tam! To ja też mam to gdzieś! Rób, jak chcesz! To w końcu twoje życie! Nie wiem, po co w ogóle się w nie wtrąciłam, pani „Ja wiem lepiej”! – Kaari w końcu straciła cierpliwość i z hukiem trzasnęła drzwiami.
    Tanja została w pokoju sama. Ze złości i podekscytowania aż się cała trzęsła. Naprędce rozważała, czy powinna zejść, czy nie? Może to coś naprawdę ważnego? A jak nie? To może mu chociaż wygarnąć, co jej leży na sercu…?

***

    Od dłuższej chwili spoglądał na zegarek, ale nic. Nie schodziła. Stał oparty o samochód, obserwując, jak wokół „tańczą” płatki śniegu. Część z nich już przylepiła się do jego włosów, tworząc na nich niby to „przykrycie”. Dawał jej jeszcze pięć minut, to trzy, potem dwie… Nie wiedzieć, czemu, czekał, choć cierpliwość już dawno mu się skończyła. Nie, to nie miało sensu. W ten sposób tylko robi ze siebie „idiotę”!
    Już miał więc odbić się od pojazdu i sięgnąć do klamki, gdy w bramie nareszcie pojawiła się ona. Z dziwnym wyrazem twarzy, jak zwykle niedbale ubrana… Ciekawe, co, lub KTO był przyczyną nawrotu jej wisielczego humoru?
    Na przywitanie rzucił nieśmiałym „Cześć”, gdyż sam nie wiedział, jak ma z nią rozmawiać po tym ostatnim.
- Cześć – odparła z wyraźnym dystansem – słyszałam, że chcesz ze mną gadać? Z tego, co się zorientowałam, to już rozmawiałeś z Kaari, więc pewnie nagadała ci jakichś pierdoł? To o co chodzi? O to wczoraj? – zaatakowała oschle.  
    Na moment go zatkało, nie spodziewał się tego. Sądził, że będzie raczej, jak zawsze: wstydliwa i tchórzliwa, dlatego nawet nie odważy się spojrzeć mu w twarz. A tu, tymczasem, patrzyła mu prosto w oczy lodowatym, pełnym wyrzutów wzrokiem, jakby zrobił jej coś złego.
- W pewnym sensie… Tak, właśnie tak – zaczął się więc przestawiać na podobny ton. Nic na to nie poradzi, że zawsze „odpłacał tą samą monetą”. Tym bardziej, że w pewnym sensie miał do tego prawo: w końcu to ona bawi się „w kotka i myszkę” i jeszcze do tego ma jakieś pretensje – nie rozumiem tu czegoś… twojego zachowania i tego, co naprawdę myślisz – dodał, odwzajemniając się przenikliwym spojrzeniem. Nieco ją to speszyło, gdyż przypomniało jej finał ich wieczornego spaceru. Mimo to, postanowiła kontynuować, co zaczęła:
- Wiesz, uczę się wracać do normalnego życia! A skoro pojawił się jakiś facet, to wykorzystuję go do tego, żeby na przyszłość umieć z powrotem postępować z innymi. To taka terapia.
- Co? Nie rozumiem… - mruknął, marszcząc brwi.
- No a co w tym trudnego? – parsknęła sztucznym śmiechem – muszę się na nowo nauczyć bliskości, nie? Całować się, przytulać i takie tam bla, bla! W końcu ty też na tym korzystasz! Uczysz się empatii, współczucia… jak właściwie z nami postępować. Także, jak sam widzisz, oboje dobrze na tym wychodzimy! Ale chyba już czas to skończyć, bo trochę nie lubię, jak mnie ktoś wykorzystuje – dokończyła sarkastycznie.
- Ani ja – rzucił oschle, uważnie przysłuchawszy się każdemu słowu – trzeba było się chociaż przyznać, a nie robić z człowieka idiotę! – syknął, chwytając za klamkę od drzwi samochodu.
- O co ci chodzi?! – prychnęła ironicznie – przyganiał kocioł garnkowi! To transakcja wymienna, dobrze o tym wiedziałeś!
- W takim razie wielkie dzięki za usługę! – burknął, wsiadając do środka.
- Nie ma za co i nawzajem! – odparła tym samym, po czym z całej siły pchnęła drzwi pojazdu. Te zatrzasnęły się z hukiem. Prędko opuścił szybę.
- Nie tak mocno, bo mi go rozwalisz! To jedyna uczciwa rzecz, jaka mi jeszcze została! – warknął z wyrzutem.
- Spokojnie! Po tylu lekcjach na pewno znajdziesz zamiast niego jakąś kobitkę! – mruknęła z ironicznym uśmiechem.
- Wątpię, wszystkie jesteście siebie warte! – syknął cierpko, uruchamiając pojazd.
- I vice versa! – pisnęła oburzona. Czym prędzej wycofał samochód i odjechał. Gdyby nie błoto pośniegowe, które zalegało na jezdni, z pewnością dałoby się słyszeć pisk opon. Zawiał wiatr, smagając ją po twarzy lodowatymi płatkami. Poczuła się źle, nie tylko przez wzgląd na panujący chłód, ale i to, co się przed chwilą stało: właśnie straciła przyjaciela, któremu ostatnimi czasy zaufała bardziej, aniżeli Enni. Kogoś, kto, w przeciwieństwie do „kumpeli”, był zawsze obok i tym samym koił jej zbolałą duszę. A przynajmniej tak się jej zdawało…  

***

    Wróciła do domu w jeszcze gorszym humorze. Żal ściskał jej gardło. Znowu miała ochotę tylko płakać i płakać. A najlepiej umrzeć, by już więcej nie czuć tego przeklętego bólu zranionej duszy. Jednocześnie była tak bardzo zmęczona ciągłym wylewaniem łez, że te nie chciały płynąć.  
    Padła na łóżko i z powrotem założyła słuchawki. Włączyła się kolejna piosenka: Electrasy – „Morning Afterglow”, a wraz z nią słowa refrenu: „She's the only one for me and she's got everything I need. Turn my back and run away” – gdyby tak odwrócić role, utwór idealnie pasowałby do niej. Zdawało się jej, że Aleksi mieści w sobie wszystko to, czego potrzebowała, co było jej miłe. Długo przed tym uciekała, ale mimo to dała się złapać w sidła. Gdyby tylko to wszystko nie było pomyłką, zwykłym złudzeniem… Świadomość tego sprawiła, że po jej policzku nareszcie potoczyła się łza.
- I jak? – w drzwiach stanęła Kaari. Od razu odwróciła głowę w drugą stronę – rozmawialiście? – ruszyła ku niej.
- A co cię to? – burknęła nieprzyjemnie.
- Oj, przestań – siostra jakoś nigdy nie umiała się gniewać i to zwykle ona pierwsza wyciągała rękę na zgodę. Tanja była jej za to wdzięczna, bo nie lubiła się „poniżać” – pytam z troski. Zajrzałam do pokoju: nie było cię, to znaczy, że jednak poszłaś – kontynuowała wypytywanie – i co załatwiłaś?
- A co miałam? – prychała naburmuszona.
- Widzę, że nie za ciekawie… jesteś wściekła, jak osa.
- Na ciebie! – warknęła, zrywając się na łóżku – jeszcze raz zrób mi taki numer i wpychaj się do moich spraw, to mnie popamiętasz!
- Chciałam ci tylko pomóc, a ty się przecież na to zgodziłaś! – zauważyła urażona.
- I bardzo pomogłaś, no naprawdę! – syknęła ironicznie – ja się przed byle facetem poniżać nie będę, a dzięki tobie tak było!
- Co ci takiego powiedział, że nagle tak bardzo zmieniłaś nastawienie?! – zrobiła wielkie oczy.
- Już ja wiem, co! I jak chcesz wiedzieć, to posłałam go w diabły! Nareszcie będzie spokój, a nie…! – urwała, zakładając rękę na rękę. Łzy utworzyły kłębek, który zaczął zatykać jej gardło.
- Ty debilko! Coś ty zrobiła?! – Kaari aż złapała się za głowę – na co ty czekasz?! Na księcia na białym koniu?! Nie ma takich! Obudź się! Trzeba brać to, co jest! Lepszego nie znajdziesz!
- To zjeżdżaj i go bierz! Akurat jest dla ciebie w sam raz, nawet wiekiem! Ja tam nie potrzebuję żadnego z nich! Wszyscy są siebie warci! Tylko nas wykorzystują! – wzburzona, prędko wycierała twarz, by nie okazywać przed siostrą swej rozpaczy.
- Boże, a co ci takiego zrobił?! Gadałam z nim z godzinę temu i wszystko było w porządku! Poszłaś do… Ta psycholog ci czegoś nagadała, tak?! – założyła ręce na boki.
- Tylko prawdę! – syknęła, drżącymi rękoma rozplątując kable od słuchawek.
- Nagadała ci to, co rodzice, tak?! Że nie jesteś gotowa, że cię wykorzysta?! Chrzanienie! – wzburzyła się – oni cię trzymają pod kloszem! Boją się o ciebie i wydaje im się, że jesteś słaba, ale ty musisz im pokazać, jak jest naprawdę i, że jeśli kogoś kochasz i jesteś go pewna, to warto przecież próbować! Czy ty nie masz prawa, żeby kogoś mieć, bo jeden facet spaprał ci rok życia?! To była pomyłka, ale przecież nie wszyscy…!
- On już mnie wykorzystał! – wrzasnęła piskliwie, gwałtownie rzucając przy tym słuchawkami.
- Jak to?! W jaki sposób?! –  zawołała wystraszona.
- Przyjaźnił się ze mną, bo… bo ta Tarja mu kazała – burknęła z ledwością, gdyż owe słowa nie chciały przejść jej przez gardło.
- Że… że co? – siostra zmarszczyła z niedowierzania brwi, po czym zamilkła.
- I coś się tak zamknęła?! Zdziwiona?! Kazała mu za mną łazić, żeby się nauczył być człowiekiem, oto, jaki jest dobry!
- No co ty… bredzisz – bąknęła niepewnie – no chyba przez cały czas nie udawał, co…?
- Nie wiem! Ale czy to było udawane, czy na serio, na pewno miał z tego niezłą radochę, a ja, jak głupia…! Pewnie się ze mnie naśmiewał po kryjomu, jaka to ja nie jestem! Mój Boże! – pisnęła i z wielkich nerwów aż strąciła stojące na meblach maskotki.
- Tanja, spokojnie… kazała mu tak, ale to przecież nie znaczy, że nie robił tego z dobrej woli! Wygląda na uczciwego człowieka – odważyła się zauważyć.
- W bajki wierzysz?! Wszyscy oni są tacy sami! Niech idą do diabła i Tarja razem z nimi! – zaniosła się płaczem i padła na łóżko, twarzą do poduszki.
- Ludzie kochani! Co tu się dzieje?! Słychać was na pół kilometra, aż żeście ojca z drzemki zbudziły! – do pokoju wpadła zaniepokojona Krystyna. Wydawało się, że bez interwencji córki nigdy nie przestaną się kłócić.
- Już dobrze! – próbowała ją uspokoić Kaari – Tanja ma dziś zły dzień… pomogę ci przy obiedzie, co? – bąknęła, zerkając kątem oka na siostrę. Ta na moment się uciszyła, by rodzicielka nie zauważyła jej łez.
- W porządku… Wszystko dobrze, córciu? – zwróciła się do tej młodszej. W odpowiedzi usłyszała ciche mruknięcie, jakie miało znaczyć „Tak”. Nieco „ułagodzona” kobieta opuściła więc jej „królestwo”, co chwila się jednak za nią oglądając. Gdy tylko wyszły, przestała udawać i zaniosła się od nowej fali płaczu, który, choć nie mógł uzdrowić jej sytuacji, to może chociaż ułagodzi dotkliwą ranę na sercu.

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5789 słów i 31777 znaków.

3 komentarze

 
  • Przy

    Mega  :kiss:  Co ile wstawiasz te opowiadania ?  :bravo:

    25 paź 2016

  • nutty25

    @Przy dzięki  :kiss:  jak mam co, to codziennie raczej. ono jest skończone, tylko dokonuję "kosmetycznych poprawek" ;P ;)

    25 paź 2016

  • Przy

    @nutty25 a dzisiaj będzie ?  :rotfl:

    25 paź 2016

  • nutty25

    @Przy jak się wyrobię ;)

    25 paź 2016

  • Przy

    @nutty25 dzieki czekam bo bardzo lubię to opowiadanie  :yahoo:

    25 paź 2016

  • beno1

    :bravo:

    25 paź 2016

  • jaaa

    Jeeej<33

    25 paź 2016