She's the only one for me cz. 24

Do willi Raniellich ktoś strasznie się dobijał, toteż Ann biegła do nich, ile sił. Mąż nie lubił, gdy długo się jej z tym schodziło. Gdy już otworzyła, okazało się, iż to trzej policjanci. Zapewne do Markko – dzisiaj miał wolne – więc już miała biec na jego poszukiwania w głąb domostwa, lecz ci stwierdzili, że przyszli do syna.
- Znowu coś zrobił? – spytała bez cienia strachu, gdyż było to właściwie normalnym.
- Mamy nakaz aresztowania – wyjaśnił jeden z przybyłych.
- Jak to…? – wydukała niepewnie.
- Złamał warunki odpowiadania z „wolnej stopy”, do tego groził Tanji V… przykro mi, ale takie są przepisy! – to powiedziawszy, funkcjonariusz wyminął ją i ruszył w głąb domostwa. Dobrze wiedział, że młody nigdy do nich nie zejdzie z własnej woli. Gospodyni bynajmniej nie miała zamiaru stawiać oporu, choć ich wejście było bardzo niegrzeczne.
- Co jest? Co wy tu robicie? Stało się coś? – z jednego z pokoi na piętrze wyłonił się zdziwiony „senior”.
- My po twojego syna! Niestety, ale przegiął! – wyjaśnił kolega.
- Zamkniecie go?! – zawołał zaskoczony.
- Taka procedura! – wzruszył ramionami i ruszył w kierunku schodów.
- Czekaj… ja po niego pójdę – wymruczał podenerwowany, po czym skierował się do właściwych drzwi – Perttu, otwieraj! W tej chwili! – zaczął się dobijać. Z pokoju syna jak zwykle dochodziły ciężkie brzmienia, więc trudno go było stamtąd wyciągnąć. Zdenerwowany, w końcu wtargnął na siłę.
- CO JEST?! – niemniej wzburzony syn zerwał z uszu słuchawki, w ręku jak zwykle trzymał gitarę elektryczną.
- Idziesz na dół, ktoś ma z tobą do pogadania! – burknął i ruszył do drzwi. Perttu wykrzywił się z lekka i porzuciwszy sprzęt, zwlókł się z posłania. Był ciekaw, kto postanowił go odwiedzić? Zapewne któryś z kumpli. Gdy wyszedł na korytarz i zszedł na dół czekała go nie mała „niespodzianka”… Niemiła, trzeba dodać.
- A oni do kogo? – mruknął na widok policjantów.
- Przynieśli mi papierkową robotę – ojciec zrobił idiotyczną minę – do ciebie, a niby do kogo?!
- Jak to?! Niczego nie zrobiłem!
- Jesteś zatrzymany pod zarzutem nachodzenia Tanji Venerinen. Oskarża cię też o napastowanie, a ponieważ masz już w papierach inne poważne zarzuty, kaucja tym razem cię już nie uratuje – jeden z „gliniarzy” zaszedł go od tyłu i wykręcił ręce.
- CO?! Nic nie robiłem tej wywłoce! Łże, jak pies! – próbował się wyszarpnąć, ale ścisk był zbyt mocny. Nadgarstki już „ozdobiły” kajdanki.
- To już osądzi sąd, idziemy! – mężczyzna ponaglił go pchnięciem w plecy.
- Nigdzie nie pójdę! – zaparł się w sobie.
- Stawiasz opór?! Dostaniesz za to więcej!
- Nie pozwól im mnie zabrać! Nigdzie nie pójdę, jestem niewinny od początku do końca! – rzucał się, niczym zwierzę w śmiertelnym potrzasku.
- Sam nawarzyłeś sobie piwa, to sam je teraz pij! – odparł na to wściekły Ranielli. Matka stała z boku, obserwując całą scenę w milczeniu.
- Uważaj, bo mi się może rozplątać język, a wtedy… kto wie? – zagroził wzburzony syn.
- Co to ma znaczyć, ty przeklęty szczeniaku?! – syknął, chwytając go za fraki.
- Markko, puść go! Musimy iść! – zawołał jeden z policjantów. Mężczyzna zmierzył potomka wrogim spojrzeniem i puścił jego ubranie.
- Zapamiętaj sobie moje słowa! Lepiej coś zrób, bo inaczej czarno to widzę! – wołał jeszcze, gdy funkcjonariusze wyprowadzili go już z domu i prowadzili do radiowozu.
- Przeklęty gnojek! – furczał wściekły Markko.
- I co teraz będzie? – Ann zatkała usta drżącą dłonią.
- Jak to, co?! Posadzą go na długie lata! A niech tylko spróbuje puścić farbę, to im jeszcze w tym pomogę! – fuknął wściekle i z hukiem trzasnął drzwiami.  
    Gdy odszedł, żona na powrót je uchyliła i spojrzała w ślad za odjeżdżającym samochodem. To był powolny koniec tej rodziny… O ile kiedykolwiek można było pokusić się o nazwanie w ten sposób ich „chorego trójkąta”. Powinna współczuć dziecku i martwić się o nie, ale nie potrafiła. Zbyt wiele złego robił, by jej matczyne serce miało się jeszcze krajać z jego powodu. Było jej przykro, owszem, ale nie na tyle, by rozpaczać. Tak było chyba po prostu najlepiej.

***

    - To Tahti, jak miała siedem lat – Hanna, choć nie wiadomo, po co, przytargała ze sobą rodzinny album i właśnie pokazywała go Aleksemu. Spoglądał na owe zdjęcia tylko dlatego, że był ciekawy, jak w ogóle wygląda jego „rzekoma” rodzina. W innym razie uznałby kobietę za cyniczną, bo tak też można było to odebrać – o! A tu Kalle ze swoją pierwszą dziewczyną – wskazała kolejne zdjęcie. „Braciszek” prezentował na nim minę „cwaniaczka”, unosząc w górę dwa palce, zaś towarzysząca mu blondynka o nieśmiałym uśmiechu, obejmowała go w pasie. Żal mu się jej zrobiło – a… co u ciebie w tych sprawach? – spytała niepewnie kobieta. Uniósł na nią wzrok i przez chwilę patrzył tak chłodno, że aż zaczęła żałować, że w ogóle zadała to pytanie. Z pewnością zaraz ją ofuknie, że to jego prywatne sprawy.
- Nie mam nikogo, jestem sam – mruknął w końcu. Odetchnęła z ulgą. Mimo tego, że się jej „upiekło”, postanowiła jednak drążyć dalej:
- Jak to? Nie zamierzasz nikogo mieć, czy jak?
- Z żadną się do tej pory nie dogadałem – wzruszył ramionami.
- Dziwne. Wyglądasz na miłego człowieka i z pewnością spodobałbyś się niejednej dziewczynie…
- Dopóki nie dowiedziałaby się, skąd się wziąłem, bo, kto wie? Może tatko przekazał mi coś w genach? – parsknął ironicznie.
- Bredzisz… - westchnęła ciężko, ryzykując kolejną ciętą ripostę z jego strony, i pokręciła głową na boki. Nagle poderwał się od stołu. Zdziwiona, odprowadziła go wzrokiem, ale nie odważyła spytać, dokąd idzie. Po chwili wrócił do kuchni z jakąś ramką w ręku.
- Tylko ta wszystko wiedziała, była moją pierwszą dziewczyną – postawił zdjęcie na blacie. Przedstawiało jego, ową „sympatię”, którą obejmował ramieniem, i jeszcze jednego chłopaka, jaki siedział tuż obok nich. Fotografię wykonali siedząc na ławce. Dziewczyna była szatynką o piwnych oczach, zaś przyjaciel Aleksego blondynem z niebieskimi oczami i szerokim uśmiechem.
- Nawet ładna… - zamyśliła się, uważnie lustrując każdy szczegół w sylwetce nieznajomej.
- Ale nic niewarta – machnął ręką.
- Czemu tak mówisz? – zdziwiła się.
- Zwiała z innym.
- Przykre… - rzuciła zmieszana.
- Trudno!
- A to kto? – wskazała palcem chłopaka.
- To Ville, mój przyjaciel.
- Gdzie teraz jest? – przyjrzała mu się uważniej.
- Od ośmiu lat dwa metry pod ziemią.
- Przepraszam… nie wiedziałam – zarumieniła się.
- Oj dobra już, tak gadają tylko na filmach – mruknął, spoglądając na nią z ukosa. Właściwie, nie wiedziała o nim niczego. To już Tanja, którą znał zaledwie rok, potrafiła powiedzieć o nim więcej, aniżeli ona – ta, która go przecież urodziła. Zabawne, jak niekiedy potrafi ułożyć się sytuacja.
- Nie, naprawdę jest mi głupio, że o to spytałam – speszona, spuściła głowę.
- No trudno, to i tak osiem lat! Nie obrazi się, bo i tak niczego nie wie – roześmiał się kpiąco. Tym razem w owym parsknięciu nie było już tej „zwyczajowej” nutki ironii – co? – rzucił po chwili z nieukrywanym wahaniem. Hanna wbiła w niego wzrok i tak jakoś nie chciała z niego spuścić. To było krępujące.
- Nic. Masz uśmiech po babce – wyjaśniła po chwili, wciąż się w niego wpatrując – matka go odziedziczyła, potem ja i wszystkie moje dzieci – położyła ręce na albumie, jakby chciała to w ten sposób podkreślić.
- Skoro już o rodzicach mowa… - zaczął, ignorując ów gest – to, co się z tobą potem stało, jak cię wyrzucili z domu?
- Poszłam do koleżanki. Do dziadków też nie mogłam iść, bo byli tak samo wściekli, jak rodzice – westchnęła.
- Nie wyjaśniłaś im, co się stało?
- Bo to raz? – uśmiechnęła się drętwo – ale kto by miał mi uwierzyć? Mieli surowe zasady i ja je rzekomo złamałam… kiedy jednak rodzice tej koleżanki zorientowali się, że jestem w ciąży, zaczęli… - ucięła w pół zdania. Zaczął więc naciskać, by mówiła dalej, choćby i było to coś najgorszego – cóż… zaczęli mnie namawiać, żebym usunęła, bo sobie tylko życie zniszczę…
- I dobrze by było – padł na oparcie krzesła i zaczął nerwowo stukać palcami w blat stołu.
- W życiu bym tego nie zrobiła! Miałam swoje zasady! – oburzyła się. Natychmiast zamilkł, wbijając w nią ten sam, zimny wzrok – tutaj, w Helsinkach, mieszkała jednak moja kuzynka – mimo wszystko wróciła do opowieści – spakowałam się więc i postanowiłam, że przeniosę się do niej. Tu urodzę, a potem… zobaczyłoby się – odetchnęła głęboko.
- Od początku zaplanowałaś sobie, że mnie oddasz?
- Mam być szczera? – popatrzyła mu prosto w oczy.
- Wal śmiało – wzruszył ramionami.
- Tak, odkąd tylko się dowiedziałam – przyznała więc, bez większych emocji. Po owych słowach spuścił wzrok i zabrał dłoń ze stołu, po czym założył rękę na rękę, jakby nad czymś myśląc – tak, czy inaczej, na miejscu okazało się, że jej nie było. Jak się później dowiedziałam, gdzieś tam wyjechała. Nie wiedziałam, co mam zrobić, więc udałam się z powrotem na dworzec, musiałam wrócić do domu. W głowie układałam już sobie, jak przeprosić rodziców i wkupić się w ich łaski, żeby mnie z powrotem do siebie przyjęli… ale w tym właśnie momencie ktoś mną mocno szarpnął i wyrwał torbę. Przewróciłam się, a złodziej uciekł… i tak oto zostałam bez środków do życia, jako niepełnoletnia smarkula w stolicy… Pamiętam, że rozpłakałam się wtedy, jak biedne, małe dziecko – uśmiechnęła się na owo wspomnienie. Teraz było to już pestką, ale wtedy… - ruszyłam więc przed siebie, bo sama nie wiedziałam, co mam ze sobą zrobić? Było już widać, że jestem w ciąży, nawet się przez chwilę bałam, że coś się stało dziecku… to znaczy tobie, po tym upadku – spojrzała kątem oka.
- Może dlatego jestem teraz taki durny? – parsknął drętwo. Wzruszenie ponownie zaczęło odbierać mu głos. Choć tego nie lubił, znowu zaczęło mu się zbierać na łzy. Kobieta odpowiedziała znanym już mu gestem: pokręciła głową na boki. Może tak właśnie reagują wszystkie matki na poczynania swoich dzieci? – a… co było potem? – odchrząknął, odwracając głowę w przeciwną do niej stronę.
- Parę ulic dalej… no nie uwierzysz, ale... - zaśmiała się – tam były prostytutki. Przysiadłam niedaleko, wciąż płacząc, aż w końcu jedna z nich się mną zainteresowała. Opowiedziałam jej, co się stało i ona zabrała mnie… no… do domu publicznego – poczerwieniała, spuszczając głowę.
- Wiem, byłem w kilku.
- Co?! – prędko uniosła wzrok, patrząc na niego wielkimi oczyma.
- No… jak cię szukałem – bąknął niepewnie – trop tam właśnie prowadził.
- O Boże… - zatkała ręką usta – i pewnie myślisz, że tam pracowałam, co?! Że byłam zwykłą…?!
- Nie obchodziło mnie to w tamtej chwili, ani nikt mi niczego nie mówił – zaoponował prędko.
- To dobrze – odchrząknęła, poprawiając się w siedzeniu – bo niczego tam nie robiłam! Na szczęście ta kobieta miała kiedyś dzieci, które zabrał jej sąd, bo nie mogła się nimi zajmować, i tak jakoś przelała wszystko na mnie. Jak trochę zarobiła, to zawsze mi dawała, żebym sobie uskładała, i w ten sposób trochę tego narosło. Po tym, jak cię urodziłam i… no w każdym razie potem poszłam do pracy, tam poznałam mojego obecnego męża. Wyjechaliśmy do USA, dorobiliśmy się i od jakichś trzech lat z powrotem jesteśmy tutaj. To tyle – zakończyła „wywód” – a jak było z tobą? – popatrzyła na niego ze szczerym zainteresowaniem – naprawdę nikt cię nie adoptował?
- Nie, bo nie chciałem… ci tutaj – wskazał na fotografię – to była moja rodzina, nie chciałem się z nimi rozstawać. Zresztą, co gdzieś trafiłem, to albo im się rodziły dzieci, to znów nie potrafiłem się dogadać z ich dzieciakami... jedna babka się nawet przestraszyła, że będę potem taki, jak ojciec.
- Co za bzdurna wymówka! – oburzyła się. Od razu uniósł na nią znaczący wzrok, jakby chciał w ten sposób powiedzieć „I kto to mówi? Czy ty tym się właśnie nie kierowałaś?”. Natychmiast zamilkła speszona.
- Kiedyś się na taką jedną wkurzyłem i zrobiłem jej awanturę, już nie pamiętam, o co. Otworzyła wtedy drzwi i powiedziała: „Won stąd, nasienie Szatana!”, zaśmiałem się jej wtedy w twarz i odwdzięczyłem się „córką Belzebuba”, a ona mi na to, że… że ma normalnego ojca, bo… bo ma rodzinę, a nie… no, że… - westchnął i oparłszy łokcie o stół skrył twarz w dłoniach. Wspomnienia takie, jak to, zawsze wzbudzały w nim te złe, ale i ludzkie emocje.  
    Hanna wykrzywiła twarz w bliżej nieokreślonym grymasie i powoli wstała od stołu, po czym podeszła do niego i tak, jak wtedy w prokuraturze, położyła mu rękę na głowie i zaczęła głaskać po włosach. Nagle poderwał się z krzesła i stanął kilka metrów obok, odwracając się do niej plecami. Przerażona porwała dłoń, która „zawisła” w powietrzu. Na jej twarzy malował się strach, jakby miał ją zaraz zabić za ów gest, albo co? – Starczy na dziś… za dużo się nad sobą użalam – mruknął po chwili.
- No coś ty? Ja tak tego nie odbieram… to raczej ja się już naużalałam – bąknęła speszona.
- Nieważne… nie przystoi mi takie pocieszanie, za stary już na to jestem.
- Myślę, że nigdy nie jest na to za późno. Nie, dopóki rodzice jeszcze żyją – rzuciła z niebywałą odwagą, która zaskoczyła i jego, bo odwrócił się do niej i popatrzył jakimś dziwnym wzrokiem – to ja… pójdę już – wydukała nieśmiało i porwała w ręce album. Jedno ze zdjęć „wysmyknęło się” jednak ze środka i zostało na blacie. Już wyciągnęła po nie dłoń, ale on był szybszy.
- A to? – odwrócił fotografię w jej stronę.
- To chyba ze szkoły Kalle… - wytężyła wzrok – yhym! Tak, widać go tam! – potwierdziła po chwili namysłu. Raz jeszcze rzucił okiem na zdjęcie i miał jej oddać, gdy…
- Kalle znał wcześniej Tanję? – zamyślił się.
- Co? Jaką Tanję?
- Tą od procesu, co wtedy wybiegła, jak byłaś na sali… jest przecież na zdjęciu – wskazał palcem jakąś trochę niewyraźną postać, gdyż fotografia została wykonana wieczorem, która lekko wychylała się zza tych „pierwszoplanowych”.
- Ja nic nie wiem, musiałbyś jego spytać – bezradnie wzruszyła ramionami.
- Mogę na razie zatrzymać tą fotkę…? – spytał, intensywnie wpatrując się w twarz dziewczyny ze zdjęcia.
- Po co? – zdziwiła się.
- Jest mi chwilowo potrzebna, ale oddam! – zaznaczył.
- Weź sobie! Nie ma sprawy – rzuciła z wahaniem. Podziękował i na nowo zagłębił się w analizie fotografii.

***

    Tanja siedziała na łóżku, wsparta o ścianę. Na uszach miała słuchawki, przez które dochodziły dźwięki jednej z jej ulubionych piosenek. Wsłuchiwała się w tekst z przymkniętymi oczami. Słowa „You come at the right time. You come too fast. You bloom in spring. You move the sky”, zdawały się tak bardzo pasować do jej sytuacji. Z jednej strony Aleksi pojawił się w jej życiu w odpowiednim czasie, z drugiej znów zbyt szybko… Jedno było jednak pewne: sprawił, że znowu rozkwitała, jak piękne kwiaty wiosną. Po raz kolejny jakiś mężczyzna wywrócił jej świat do góry nogami.
    Przed oczyma miała teraz ich rozmowę z „zakątka” w Esplanadi. Od tamtego dnia niemal tylko to krążyło jej po głowie. Ciągle zastanawiała się, co u niego: co w tej chwili robi? Może jest właśnie z tą, jak ją określała, „cizią”? Mimo że zdawała sobie sprawę z jej istnienia, to w jego obecności zupełnie o niej zapomniała. A przecież powinna uważać go za „zwykłego podrywacza”. Ona, tamta i do tego jeszcze może i Kaari… No właśnie: co sądził o jej starszej siostrze?
- Tanja, chodź szybko! – nagle drzwi od pokoju się otworzyły. Zdziwiona, uniosła powieki – ten prokurator do ciebie idzie, chce ci coś powiedzieć – wyjaśniła Krystyna.
- Co? Jaki prokurator? – bąknęła niepewnie. Hannu tutaj? Niby z jakiej racji?
- No Aleksi!
    Na dźwięk jego imienia od razu rzuciła słuchawki w kąt. Na samą myśl o tym, co też może chce jej powiedzieć, serce biło jej mocniej. Jednocześnie cieszyło ją to i przerażało. Gdy wyszła z pokoju, matka już otwierała mu drzwi.
- O, jesteś! – na jej widok niemalże zatarł ręce. Z zaskoczenia aż nie wiedziała, co powiedzieć.
- Cześć, o co chodzi? – bąknęła, niepewnie spoglądając na matkę. Ta zrozumiała, iż ma się wycofać.
- Pamiętasz to? – wystawił do niej dłoń z fotografią.
- A co to jest? – parsknęła nerwowym śmiechem, gdyż w jego obecności szybko się peszyła.
- No byłaś tam! Musisz wiedzieć!
- Jak to? Gdzie? – skrzywiła się – to jest chyba Kalle, niby skąd miałabym być tam, gdzie on, skoro go nawet wcześniej nie znałam?
- A to, to kto? – wskazał palcem. Zmrużyła więc oczy i uważnie przyjrzała zdjęciu. Wskazana przezeń dziewczyna miała na sobie czarny top na ramiączkach i krótką, fioletową spódniczkę, do której włożyła jasne rajstopy. Prócz tego spomiędzy włosów „wyglądały” kolczyki w kształcie dużych obręczy.
- To przecież nie ja! – rzuciła po chwili – nigdy się tak nie ubierałam! Nie znam tych ludzi.
- Jak to? Przecież jest do ciebie strasznie podobna! – podrapał się w głowę.
- Przesadzasz… - skrzywiła się, po czym z powrotem porwała zdjęcie w rękę – chociaż… może trochę? – zamyśliła się.
- Wiesz, co to oznacza? – zawołał z takim entuzjazmem, że aż podskoczyła w miejscu.
- Że mam sobowtóra? – wybąkała zdezorientowana.
- To może być jeszcze jedna babka, która miała coś wspólnego z tym czubkiem!
- No co ty…? Nie każda, która wygląda, jak ja, musiała się w nim akurat bujnąć – mruknęła pesymistycznie.
- Tanja, nie rozumiesz? Was wszystkie coś łączy: wygląd! On musi mieć na tym punkcie jakąś obsesję! – przekonywał gorąco.
- Tiina jest blondynką! – przedrzeźniła go.
- Farbowaną, widziałem jej dowód: „Włosy: ciemny brąz” – odpowiedział jej tym samym. Zgaszona zamilkła. Sama już nie wiedziała, co ma o tym myśleć – skoro to nie ty, to w takim razie muszę wypytać Kalle, czy ją zna – ciągnął entuzjastycznie i ruszył do drzwi.
- Już idziesz…? – bąknęła zdziwiona, ale i zawiedziona.
- Naprawdę nie ma pan czasu? Zostałby na jakiej herbatce, czy coś? – z kuchni wyłoniła się pani Krysia.
- No… właściwie… - zmieszał się z lekka. Nie wiedział, co w tej sytuacji zrobić, toteż obrzucił Tanję spojrzeniem, jakby domagał się z jej strony jakiejś wskazówki.
- Możesz jeszcze trochę zostać… na razie chyba nie masz dzięki mnie obowiązków? – zauważyła nieśmiało.
- Daj spokój, sam się do tego doprowadziłem – mruknął, mierząc Krystynę z ukosa. Jakoś nie bardzo uśmiechało mu się mówić o takich rzeczach przy „obcych”.
- No to pan zostaje, w porządku! Idę nastawić wodę! – zanuciła pod nosem gospodyni i z powrotem zniknęła w kuchni.  
    Zrezygnowany zaczął się więc rozbierać z kurtki, czemu Tanja przyglądała się ze z trudem skrywaną radością. Zaraz potem zaprowadziła go do pokoju rodziców, w którym to zwykle przyjmowali gości. Oprócz nich, nikogo tam nie było.
- Nie ma twojego ojca? – rzucił, rozglądając się po pokoju, po czym zasiadł we wskazanym miejscu.
- Poszedł szukać pracy! – zawołała oburzona – w jego stanie i wieku? Chyba zwariował?! Jak wróci, to go zbesztam!
- Aleś się zacietrzewiła! – parsknął – wybacz, że to powiem… - zawahał się - …ale… może ty się powinnaś za nią rozejrzeć, skoro wam trochę ciężko? – po owych słowach natychmiast zamilkła i dość gwałtownym ruchem padła na siedzenie – głupie pytanie… sam na razie jestem bezrobotny, a komuś dyktuję – dodał zmieszany.
- Nie, spoko… masz rację. Tylko, że ja sama nie wiem, czy jestem już na to gotowa – bąknęła nieśmiało – w dodatku bez studiów.
- E tam, na pewno by się coś znalazło! Jak to mówią: kto szuka, ten znajdzie!
- Może i tak? – mruknęła z wahaniem – skąd masz to zdjęcie? Kalle ci dał? – zmieniła temat.
- Nie, mam je… od niej – poprawił nerwowym ruchem włosy – to znaczy… jego matki!
- Czyli twojej? – popatrzyła uważnie – widziałeś się z nią?
- Kawka gotowa! – wtem do pokoju weszła Krystyna z tacą w ręku i w ten sposób przerwała konwersację. Podenerwowana Tanja warknęła do siebie i poderwała się z miejsca, by pomóc jej z napojami. Z jednej strony tak po prostu należało, a z drugiej… nie chciała, by Aleksi pomyślał sobie, że jest „całkowitym leniem”, któremu wszystko trzeba podstawiać pod nos.  
    Pani Krysia rozsiadła się wygodnie i wdała w pogawędkę z prokuratorem. Córka była tym nieco poirytowana, gdyż strasznie ciekawiło ją, jakim cudem Hanna „użyczyła” mu zdjęcia, ale na razie nie mogła się przecież tego dowiedzieć! Przytakiwała więc głową, od czasu do czasu coś wtrąciła, to znów zaczynała nowy temat, ale przy tym przez niemalże cały czas go obserwowała: jego gesty, ruchy, w końcu i mimikę, kontury twarzy, oczy, włosy, nos… każdy szczegół. Ważyła co drugie słowo, jakie wypowiedział i zastanawiała się, jakim jest człowiekiem na co dzień, gdyby tak przebywać z nim 24 godziny na dobę.  
    Przez ten cały czas, który razem spędzili, dał się poznać, jako sympatyczny, acz trochę porywczy człowiek. Zdawał się próbować wczuwać w jej sytuację i miał swój życiowy cel, co bardzo w nim podziwiała. Zapewne nigdy by się do tego nie przyznał, ale uważała go za wrażliwego, może trochę zagubionego mężczyznę. Chwilami też przypominał jej nią samą z tym swoim zacięciem i „uroczą” umiejętnością zadawania ciosów słowami… Mimo to bardzo lubiła jego towarzystwo, lgnęła do niego.  
    Ilekroć na nią spojrzał, utwierdzał się w przekonaniu, że powinna spotkać się z jego… matką? Może ona powiedziałaby jej, co ma robić, by zatrzeć te nieprzyjemne ślady w psychice? Nie pamiętać już i zacząć żyć normalnie? Uświadomić jej, że nie wszyscy zachowują się, jak ten drań i można jeszcze ułożyć sobie życie? Zdawał sobie sprawę z tego, że nie jest taka, jak inne. Nie ufa, nie pozwala się do siebie zbliżyć, ma różne lęki, czasami zachowuje się, jak zachowuje. Ostatnio jednak przeszkadzało mu to coraz mniej, zresztą od dawna nie miała tych swoich „ataków”. Zdawała się wracać do życia, jak kwiat, który rozwija swe pąki. Pragnął ujrzeć, jak rozkwita zupełnie, lecz wątpił, czy mu na to pozwoli.
- A co z tym blogiem, co tam było… no! No ja i te bzdety? – z zamyślenia wyrwał go jej głos. Właśnie się plącząc, patrzyła na niego uważnie.
- Eee… no… szczerze mówiąc, to zapomniałem o nim i nie patrzyłem ostatnio – przyznał zmieszany.
- Ej, to wiesz co? Chodźmy na kompa, może jest coś ciekawego? – poderwała się z miejsca.
- No nie wiem… - popatrzył na zegarek. Nie chciał nadużywać gościnności pani Venerinen.
- Jest jeszcze wcześnie, chodź! – zachęcała gorąco. Gospodyni mrugnęła znacząco, toteż poddał się i udał za dziewczyną – ok, no to komp był wymówką – rzuciła, już za drzwiami.
- W kontekście czego? – zdziwił się.
- Chciałam pogadać bez mamy, ale skoro już tu jesteśmy, to może włączymy? – to powiedziawszy, podeszła do laptopa i uruchomiła go.
- Gadać? O czym? – zmarszczył brwi. Czyżby nagle postanowiła wrócić do wydarzeń z Esplanadi? Wyjaśnić ich sytuację?
- No opowiedz dalej z tą matką…! Kalle… - dokończyła z wahaniem, widząc jego minę na dźwięk słowa „matka”.
- No to… no przyszła, o dziwo, pogadać – wzruszył ramionami, siadając przy biurku. Nie, jednak nie była na tyle odważna. Ale nie dziwiło go to już.
- Serio? To fajnie! Interesuje się tobą! – zasiadła przy rogu mebla, tuż naprzeciwko niego, podpierając się rękoma.
- Czy ja wiem? Chciała się zapytać, czy mam równo pod sufitem. Po tym, jak synek jej opowiedział, co nawyrabiałem w knajpie – skrzywił się z niesmakiem.
- Oj, tam… ale nawet, jeśli obchodzi ją coś takiego, to znaczy, że naprawdę o tobie myśli – zauważyła ożywiona.
- Dobra, i tak wiem swoje! To jaki to był adres? – zmienił temat, nawiązując do „nieszczęsnej” strony, gdyż temat Hanny był ostatnim, na jaki chciał rozmawiać.  
    W ten oto sposób zagłębili się w wirtualny świat, począwszy od owego bloga, aż w końcu zaczęli szukać stron antyfanów „Fairy Tales”, których w Internecie nie brakowało. Śmiali się z przerobionych tekstów piosenek, to znów porysowanych zdjęć zespołu, czy kiepskich recenzji ich płyt. Tanja napisała nawet parę komentarzy, aż zabawę przerwał dźwięk komórki Aleksego – Halo? No ja… a niby kto? Krasnoludek? – rzucił do telefonu. Tanja była w tak świetnym humorze, że na owe słowa parsknęła bardzo głośnym śmiechem, który z pewnością dotarł do rozmówcy po drugiej stronie – tak, w towarzystwie – mruknął po chwili, po czym położył palec na ustach, co miało oznaczać, iż ma być cicho. Zamilkła więc i z trudem powstrzymując się od dalszych chichów, wyprostowała w miejscu – no nieważne z kim… do rzeczy…! Tak? Już? To super! Na pewno? Ok, dzięki! Na razie! – zakończył połączenie w bardzo dobrym nastroju.
- I kto to był? Królewna Śnieżka? – zachichotała kpiąco, gdy już otrzymała na to zezwolenie – a może jakaś twoja… dziewczyna, co? – dodała moment potem. W końcu miała być cicho, a i wszak widziała go kiedyś z ową „kokietką”. To było podejrzane…
- Aha – przytaknął, na co mina natychmiast jej zrzedła. Odchrząknęła więc, udając, że nie wywarło to na niej żadnego wrażenia – tylko, że nie królewna, a królowa. Elżbieta w dodatku – dokończył śmiertelnie poważnym tonem.
- Przestań się wygłupiać! – na nowo wybuchła śmiechem – jak coś związanego ze mną, to mów wreszcie, a nie!
- A skąd wiesz, że akurat z tobą? Moje życie nie kręci się przecież tylko wokół ciebie – naigrawał się dalej. Zaczęła się w końcu rumienić, gdyż pojęła, że strzeliła niezłą gafę. W istocie miał przecież swoje prywatne sprawy, nie powinna więc w ogóle pytać, kto do niego dzwonił. Zauważył owo zmieszanie, lecz postanowił jeszcze chwilkę potrzymać ją w niepewności. Była urocza, kiedy wpadała w to swoje zakłopotanie – ten niby śpiewak jest już w kiciu, zamknęli go! Teraz już na sto procent – wyjawił wreszcie. Patrzyła na niego przez moment, jakby niedowierzała owym słowom, po czym pisnęła i, poderwawszy się z miejsca, zaczęła wykonywać jakiś dziwny taniec.
- Jestem! – do domu właśnie wróciła Kaari. Już od progu dobiegły ją piski i „dzikie” wrzaski… siostry. Od dawien dawna się tak nie zachowywała. To było dziwne – a tam co się dzieje? Enni przyszła, czy jak? – bąknęła, wieszając kurtkę – chwileczkę… nie – zmrużyła oczy, dojrzawszy na wieszaku obce odzienie – raczej jakiś facet… - dodała, spoglądając na zupełnie „nowe” buty, jakich tam zazwyczaj nie widywała.
- Przyszedł ten prokurator. Od kiedy się u niej zamknęli, to w kółko śmieje się i piszczy – z kuchni wyłoniła się pani Krysia, która właśnie zajadała się pomarańczą.
- To co oni tam…? Który prokurator…? – popatrzyła pytająco – a nie, przecież to oczywiste! – parsknęła przebiegle i ruszyła do pokoju Tanji.  
    Tymczasem młodsza siostra nadal podskakiwała, próbując tańczyć, aż w końcu dostrzegła, że Aleksi jakoś dziwnie się w nią wpatruje…
- Co? – bąknęła w końcu – a… sorry, zachowuję, się jak wariatka! – czym prędzej zasiadła na miejscu.
- Nie, nie o to chodzi. Ładnie się ruszasz – zauważył z nieśmiałym uśmiechem.
- Że co proszę? – zmarszczyła brwi – świnia! Pozwolił ci się ktoś gapić?! – udając oburzoną, wyciągnęła ręce, po czym dłońmi zakryła mu oczy.
- Ej, co ty wyprawiasz? – parsknął – lepiej jeszcze trochę potańcuj!
- Cześć! – wtem drzwi się otworzyły i do pokoju zajrzała „bezczelna” Kaari. Wystraszona, i oczywiście zawstydzona Tanja, czym prędzej porwała ręce i odwróciła się do niej – a co się tutaj dzieje? Słychać cię na pół kilometra – rzuciła zaczepnie. Z jej twarzy nie schodził ironiczny uśmieszek – cześć, Aleksi! Co, jak co, ale ciebie nie spodziewałam się tu zobaczyć! – puściła doń oczko. Młodszą bardzo to zniesmaczyło.
- No, cześć. Przyszedłem jej coś pokazać, ale się chyba zasiedziałem – jak zwykle spojrzał na zegarek – to… pójdę chyba – poderwał się z krzesła.
- Daj spokój, siedź! Ja tak tylko żartuję! – Kaari wyraźnie się zmieszała.
- Nie, na serio. Pora na mnie – uśmiechnął się niepewnie i ruszył do drzwi.
- To ja cię odprowadzę! – Tanja pobiegła za nim, po drodze posyłając siostrze znaczące spojrzenie. Gdy tylko wyszli, Kaari parsknęła śmiechem. Tanja mogła się zapierać, proszę bardzo, ale ona i tak wiedziała swoje.  
    Po chwili gość był już gotów do wyjścia.
- Bardzo mi miło, że mogłam ugościć! – „nadawała” Krystyna – proszę częściej wpadać! Ma pan dobry wpływ na Tanję! – mrugnęła znacząco, na co Aleksi obrzucił młodszą córkę bliżej nieokreślonym spojrzeniem. Miała ochotę zapaść się pod ziemię! Gdyby tak można było, z całej siły nadepnęłaby teraz matce na stopę.
- To dobrze… - odparł nieco zmieszany i chwycił za klamkę – do widzenia! Cześć, Kaari! – zwrócił się do niej.
- Daj znać, kiedy masz czas, to możemy zrobić podobny wypad, jak wtedy do kręgielni! – zawołała z szerokim uśmiechem.  
    Tanja zaczynała już tracić cierpliwość… Ten wyszedł już za drzwi, toteż dopadła do nich, wychylając się najdalej, jak tylko można było, by reszta nie słyszała.
- Czekaj! Co teraz zrobisz z tym zdjęciem? – spytała zaciekawiona.
- No pójdę do Kalle i go spytam – wzruszył ramionami – chwileczkę… - zamyślił się, mierząc ją tym swoim wzrokiem.
- Co…? – parsknęła niepewnym śmiechem.
- Chciałabyś poznać tą kobietę... no, co to mnie urodziła?
- Ja? Dlaczego? – bąknęła zdezorientowana, w końcu co ona ma do niej?
- A tak, jesteście do siebie trochę podobne. Może dobrze by ci to zrobiło? – zauważył nieśmiało.
- No, nie wiem… może? – bezradnie wzruszyła ramionami.
- W porządku, to razem do niego pojedziemy! Zadzwonię później, to ustalimy, kiedy – odparł z nieukrywanym entuzjazmem i zbiegł po schodach.
- To pa! Czekam! – zawołała, machając ręką i zamknęła drzwi z szerokim uśmiechem. Za nimi od razu zderzyła się ze spojrzeniem matki. Patrzyła jakoś dziwnie… trwało to chwilę, aż w końcu potrząsnęła głową i z powrotem zniknęła w kuchni – o co jej chodzi? – mruknęła w stronę Kaari.
- Bo ja wiem…? Chociaż, chyba się domyślam, ale ci nie powiem. Wkurzyłabyś się! – parsknęła zadziornie.
- Pijesz do mnie? – burknęła.
- Ja? Niby czemu? Coś się nagle taka wściekła zrobiła? Jeszcze przed chwilą…
- Lepiej powiedz od razu, że ci się podoba, a nie jakieś chore podchody robisz! – wybuchła wzburzona.
- O czym ty mówisz? – siostra zmierzyła ją niepewnym wzrokiem.
- „Podrywasz go? Nie, nie! Ja robię wszystko dla ciebie!” – przedrzeźniła ją, szczerze oburzona.
- No bo tak jest! – owe słowne ataki w końcu ją zdenerwowały – nie musisz być zazdrosna, spokojnie! Przecież ja nic nie robię. Co to, pogadać nie można?!
- Nie jestem zazdrosna! – warknęła, dostając rumieńców.
- Nie? A jak się w tej chwili zachowujesz? Zresztą, co to za różnica? Nawet, jakbym go podrywała, to jeśli jest w porządku, nie zwróciłby na mnie uwagi – uniosła od niechcenia ramiona.
- Skąd jesteś tego taka pewna? – burknęła, zakładając rękę na rękę.
- Bo się kocha w tobie, proste!
- Ale śmieszne! – prychnęła od niechcenia, mimo że wnętrze zalała przyjemna fala ciepła – niby kto ci to powiedział? – dodała, niby to obojętnie.
- Widziałam was kilka razy, a głupia nie jestem… Poza tym, jeśli facet spędza z babką tak dużo czasu, jak on z tobą, to albo próbuje coś uzyskać, albo jest w niej zakochany, tyle! – wyjaśniła bez cienia emocji – idę coś zjeść, w nikim się nie bujam, więc odczuwam głód! – wystawiła język i ruszyła do kuchni.  
    Tanja odpowiedziała jej tym samym, po czym zawróciła do siebie. Zamknąwszy za sobą drzwi, zaczęła kręcić piruety i śmiać się do siebie, niczym nastolatka, przeżywająca swoją pierwszą miłość. Po chwili takich „wygibasów” w końcu padła na łóżko i włożywszy ręce pod brodę, spojrzała przed siebie.  
    Świadomość tego, iż ktoś mógłby się w niej zakochać, przyjemnie łaskotała jej dumę. Ona, taka zagubiona, bezradna i znerwicowana podbija czyjeś serce? To wydawało się wręcz niemożliwe! A jeśli rzeczywiście takie jest…? Kaari powiedziała przecież, że równie dobrze może chodzić o zwykły „podbój”. Patrząc trzeźwym okiem, kto by ją zechciał na dłużej, bądź na stałe? Sam przyznał, że związki mu nie wychodziły. A nuż spotyka się z kobietami tylko na moment, jak chociażby z tą „Barbie”? Nie, Kaari na pewno się tylko wydaje… niestety…  
    Czuła, że sama zaczyna wpadać w jakąś dziwną pułapkę. Było podobnie, jak z Perttu. Pragnęła, by był blisko. Widywać go codziennie i rozmawiać z nim, ile tylko się dało. Tulić doń i pozwalać całować…
    Nie, w tym wypadku nie może dać się oszukać! Powinna go sprawdzić, czy rzeczywiście jest taki, jak myśli. Bo może tak naprawdę mężczyźni nie umieją kochać? Może cenią w kobiecie jedynie jej „atuty”, a nie osobowość i wewnętrzne, ukryte piękno? Może liczy się tylko wygląd zewnętrzny? Może to właśnie dlatego nierzadko traktują swą wybrankę, jak przedmiot? Coś, czym można się pobawić, a potem, gdy już się znudzi, albo przestanie podobać, po prostu odkłada się ją na bok, a wybiera nową? Z drugiej strony, nawet, jeśli pomiędzy mężczyzną i kobietą istnieje szczera, prawdziwa miłość, to nie opiera się przecież jedynie na więzi emocjonalnej, ale i tej fizycznej… Czy byłaby gotowa tak bardzo się do kogoś zbliżyć? Czy to w ogóle jest jeszcze możliwe?  
    Cały ten natłok myśli sprawił, że jej radosne oblicze spochmurniało i zaczęła się zastanawiać nad tym, co będzie w przyszłości. Chciała mu ufać, ale z drugiej strony tak wiele wątpliwości tego zakazywało.

***

    Czekał już dobrą chwilę, ale ta wciąż nie schodziła. Ze zniecierpliwieniem spoglądał na zegarek, gdyż zależało mu na jak najszybszym rozwiązaniu zagadki z fotografią. No i, jako mężczyzna, nie należał do najcierpliwszych (przynajmniej w kwestii czekania na coś, bądź kogoś). Rozmyśliła się, czy jak?
    Wreszcie pojawiła się na dole. Uniósł wzrok, a ujrzawszy ją, szeroko otworzył oczy. Powód? Cóż… nie wyglądała „najpiękniej”: jakieś byle jakie spodnie, zwykłe trampki. Włosy spięte w kucyk, niczym u nastolatki. Zero śladu, nawet najdelikatniejszego makijażu. A do tego obszerna, czarna kurtka. Przywitała się równie „niemrawo”, na co odpowiedział tym samym, uważnie się jej przyglądając.
- Na co tak patrzysz? – spytała niepewnie.
- No… jakoś tak… A nic! Wsiadaj – machnął w końcu ręką i uchylił drzwi po swojej stronie.  
    To, że się tak „wystroiła”, miało swój ukryty cel. Musiała sprawdzić, czy bardziej zależy mu na jej wyglądzie, aniżeli osobowości. W swych, niemal już paranoicznych, rozważaniach zapomniała jednak o tym, że właściwie od początku ich znajomości tak właśnie wyglądała: szaro i ponuro. Dopiero od niedawna wnosiła do garderoby więcej życia. Stąd szczerze zdziwiła go taka nagła zmiana, musiało się coś stać – Z tego, co wiem, jest w areszcie, ale ma kolegów i fanów, także… - zaczął, gdy już jechali pod dom Hanny.
- Kto? – zdziwiła się.
- No on… ten wyjec – mruknął z wahaniem. Nie lubił używać jego imienia, już samo ono go „wkurzało”.
- To co z nim?
- Nikt nie dzwonił? Może fani znowu coś napisali?  
- Czemu?
- No… tak sobie pomyślałem, bo… - zawahał się przez moment. Powiedzieć, czy nie?
- Co? No wyduś to w końcu! – parsknęła żartobliwie.
- Tak marnie wyglądasz, więc pomyślałem, że…
- Co?! – zjeżyła się. Od razu zlał się zimnym potem, to nie był dobry pomysł – normalnie, a niby jak mam?! – dodała opryskliwie.
- Przepraszam... nie chciałem obrazić – przewrócił oczami, wykrzywiając się w geście obrazy – ale… no ładniej się ubierałaś, to pomyślałem, że…
- To już nie można od czasu do czasu się zdziadzić, bo w kółko trzeba być królową piękności? – burknęła, odwracając twarz do okna.  
    Zamilkł więc, spojrzawszy na nią kątem oka. Miała dziś zły humor, także lepiej się więcej nie odzywać. Zgodnie z owym stwierdzeniem, „wrócił” wzrokiem na jezdnię, ciężko przy tym wzdychając. Odebrała to jako „zmęczenie” jej osobą. Przez chwilę nawet zrobiło się jej głupio, że tak wyskoczyła. W końcu owe pytania były oznaką troski z jego strony, a więc… Zaraz jednak taki wniosek zagłuszyły wątpliwości w stylu „Uważa, że wymyślasz, bo fani Perttu coś ci powiedzieli, ma cię za wariatkę! Oczywiste!”, „Zwrócił uwagę na wygląd, a to oznacza, że im właśnie na tym zależy: masz wyglądać, jak lubieżna prostytutka!”.  
    Tak, czy inaczej, grzeczność nakazywała przeprosić, więc rzuciła zdawkowym „Sorry”, bynajmniej nieprzepełnionym prawdziwą skruchą. Przemilczał to, nie odrywając oczu od drogi.
- To tutaj – mruknął, gdy już zatrzymali się pod tą, tak dla niego „nieszczęsną” willą – podejdę i spytam, czy w ogóle są – chwycił za klamkę pojazdu i otworzył drzwi.
- Ja… ja nie wiem, czy to dobry pomysł… - wydusiła, wpatrując się w okalającą domostwo posesję.
- Dlaczego nie? Nie znam jej, ale wydaje mi się, że nie gryzie – wzruszył ramionami.
- Nie o to chodzi. Nie zna mnie przecież, to jak mogę tam teraz iść i…?
- Spokojnie, nie musisz z nią przecież gadać! Poznam cię tylko, a na rozmowę umówimy się na kiedy indziej.
- Czemu w ogóle mam z nią gadać? Jest jakimś psychologiem, czy jak? – naburmuszyła się, niczym uparty pierwszoklasista.
- Tanja… - westchnął ciężko – przecież wiesz, że kiedyś, jak ty, została… zgwałcona. Wróciła do normalnego życia i chciałbym, żeby ci powiedziała, jak to się jej udało – wyjaśnił spokojnie.
- A niby do czego mi to? Przecież ja właściwie JUŻ wróciłam do życia – upierała się, bawiąc sznurkiem od kurtki. Miał ochotę powiedzieć, że po dzisiejszym stroju jakoś tego nie widać, ale nie chciał rozpętać kolejnej burzy.
- Ale na pewno przyda ci się to na przyszłość… na wypadek, jakbyś… - zawahał się, błądząc nerwowo wzrokiem po wnętrzu samochodu – no… jakbyś chciała na przykład założyć rodzinę, jak ona? – dokończył, drapiąc się w czoło. Spojrzała na niego wielkimi oczyma, malował się w nich strach, zdziwienie? – co tak patrzysz? Przecież ci się nie oświadczam! – parsknął drętwym śmiechem. Jej źrenice przypominały już spodki od filiżanek – no przecież ja tylko żartuję, spokojnie! – mruknął w końcu. Kompletnie nie rozumiał tego całego zachowania.  
    Po owych słowach natychmiast uleciał z niej cały entuzjazm, jaki się w niej zebrał po tych początkowych. Przez chwilę myślała, że robi to dlatego, żeby utorować sobie do niej drogę, że Kaari miała rację mówiąc o tym zakochaniu, ale, jak widać, chyba nie. Z jednej strony szkoda, z drugiej… dobrze?
    Opuścili wreszcie samochód i ruszyli do bramy. W chwilę potem drzwi otworzył im młody, wysoki mężczyzna – Kalle.
- No? To czego tu szukacie? – rzucił dość chłodnym tonem, zapewne po tym ostatnim w klubie. Tanja natychmiast cofnęła się do tyłu.
- Chciałem cię o coś spytać… możemy wejść? – Aleksi mierzył go z dystansem, wciąż nie mógł się oswoić z tym, że to jego brat. Podobieństwo było raczej nikłe, jeśli nie powiedzieć żadne. Kalle miał inny kolor oczu, jaśniejszy odcień włosów, całkiem inne rysy twarzy i był trochę od niego wyższy (zapewne głównie tym ujął Enni – lubiła wysokich „facetów”). Przyglądał im się przez chwilę, aż wreszcie, „z łaski swojej”, szerzej otworzył drzwi.  
    Weszli do okazałego domostwa i po zdjęciu z siebie wierzchnich odzień, znaleźli się w ciekawie wystrojonym salonie. Ściany były pomalowane na żółto, na kominku stały zdjęcia i kunsztowne ozdoby, zaś na środku brązowa, skórzana sofa i dwa fotele, przed którymi ustawiony został stolik do kawy. Widać, gospodyni lubiła klasyczną sztukę, gdyż na ścianach wisiały reprodukcje obrazów Tissota oraz pejzaże przedstawiające Finlandię. Nie brakowało tutaj też kwiatów i niewielkich rzeźb. Słowem, jak na styl owego kraju, pokój urządzony był w konwencjonalny, stonowany sposób.
    Gospodarz był tak „gościnny”, że nawet nie zaproponował im niczego do picia, tylko „uwalił się” na jednym z foteli.
- No, to czego? – podjął na nowo, prawie już ziewając z wielkiego znużenia.
- Tylko jedno pytanie – gdy tylko Aleksi rozsiadł się na sofie, wyciągnął z kieszeni fotografię – pamiętasz to zdjęcie?
- Skąd je masz?! Przecież to moje! – oburzył się na ów widok. Co fakt, to fakt: w tej chwili zawieszony prokurator powinien to nieco inaczej rozegrać… Niestety, zapomniał, że ten drugi nie ma pojęcia o ich pokrewieństwie. Zaplątał się we własne sieci, sam nie wiedząc, co powiedzieć. Gdyby był do tego zdolny, na pewno by się zarumienił.
- Enni przyniosła, żeby mi je pokazać. Myślała, że to ja na nim jestem – wtrąciła pośpiesznie Tanja. Popatrzył na nią zaskoczony, ale i jednocześnie był jej ogromnie wdzięczny. To był zdecydowanie dobry pomysł, by ją tutaj zabrać.
- Dziwne… nie pokazywałem jej tego zdjęcia… chyba, że… może mama? Uwielbia chwalić się do wszystkich dookoła naszymi fotkami – mruknął w zamyśleniu Kalle. Aleksi przyznał mu w duchu niemą rację.
- Tak, tak! Na pewno! – Tanja przytaknęła z udawanym entuzjazmem.
- To o co z tym chodzi? – gospodarz powrócił do dyskusji.
- Gdzie było zrobione to zdjęcie? – spytał Aleksi.
- A… to było tam jakieś integracyjne ognisko… z jeszcze jedną klasą… ale kiedy to było! – machnął ręką – wiecie, że tam chodził ten, co to ma teraz ten proces o gwałt? Ten Ranielli, czy jak mu tam?
- Co?! Czemu wcześniej o tym nie mówiłeś? – zmrużył oczy.
- A po co miałem gadać? Zapomniałem! Zresztą nawet nie skojarzyłem, że to ty jesteś tą laską od procesu – skinął na Tanję. Od razu poczuła się nieswojo. Po bliższym poznaniu, Kalle nie wydawał się sympatyczny… a przynajmniej nie taki „boski”, jak przedstawiała go Enni. „Laska”, phe!
- W takim razie, znasz może tą dziewczynę? – towarzysz drążył dalej.
- A to nie ona? – raz jeszcze kiwnął głową w stronę gościa.
- No jakby to była ona, to bym się nie pytał, nie? – mruknął poirytowany – zresztą ona jest rok od ciebie młodsza, więc nie mogło jej tam być.
- Czekaj… - zamyślił się – a! Już wiem! Ta laska chodziła do tej drugiej klasy, ponoć spiknęła się z tym muzykiem. Był tam, ale najwidoczniej jest za nami i go nie widać – po jego słowach Tanja popatrzyła na Aleksego wielkimi oczyma. Nie miała o tym bladego pojęcia! Ten już kręcił głową, dziwnie się przy tym uśmiechając.
- Skoro wiesz takie rzeczy… to dlaczego mi nie powiedziałeś?! – zawołał podenerwowany.
- No, a niby po co? Co, miałem powiedzieć „O, teraz będzie wył ten, co to chodził ze mną do szkoły”?! Z jakiej niby racji?! Co mnie on? Miałem się przyznawać do jakiegoś zboczeńca?!
- Jestem przecież prokuratorem, prowadziłem jej proces przeciwko niemu, to…!
- No właśnie: PROWADZIŁEŚ – uśmiechnął się znacząco – o ile wiem, to w tej chwili cię zawiesili, i to wcale nie za błahostkę – dodał uszczypliwie. Tanja była ogromnie poruszona tymi słowami. Już szukała w myślach czegoś dobrego na „odgryzienie się”.
- Niech zgadnę… Enni, tak? – Aleksi uśmiechnął się ironicznie – Tanja, na drugi raz nie mów jej o takich rzeczach, bo potem niektórzy mają z tego niezły ubaw – spojrzał na nią wymownie.
- Ciekawe, niby z czego? Tu jest nad czym płakać, że taki dobry prokurator nie może dokończyć sprawy – burknęła w stronę Kalle. Owe słowa bardzo go zdziwiły, ale i jednocześnie połechtały jego „męską dumę”. Z tego wszystkiego nawet nie wiedział, jak ma na to zareagować.
- Dobra, już wiemy wszystko, także… zmywamy się – mruknął, wstając z miejsca. Tanja zrobiła to samo – acha… to twoje! – dodał oschle i rzucił we właściciela zdjęciem, na co skrzywił się z niesmakiem. Niemal od pierwszej chwili wytworzyła się pomiędzy nimi nić antypatii.
    Goście ledwo się jednak odwrócili, a natychmiast natknęli na przerażone spojrzenie Hanny, która właśnie stanęła w progu. Aleksi domyślał się, skąd ten strach: zapewne obawiała się, że przyszedł powiedzieć drugiemu synowi, kim jest… - Dzień dobry – rzucił rutynowo. Kobieta odpowiedziała skinięciem głowy. Towarzyszka poszła za jego przykładem i również się przywitała.
- Kalle, są jeszcze jakieś tabletki przeciwbólowe? Właśnie po nie szłam – zwróciła się do niego.
- Nie wiem… ja się tam nie truję! – mruknął, dla odmiany „rozwalając się” na sofie, skoro ta się zwolniła.
- To idź sprawdź – rozkazała, nie spuszczając przy tym wzroku z drugiego syna. Ten pierwszy zaczął coś tam „ględzić”, ale po ponowieniu nakazu wreszcie zwlókł się z posłania – co tu robisz? Przepraszam… robicie? – zwróciła się do nich, gdy ten już zniknął.
- Przyszedłem go o coś zapytać odnośnie tej fotki, którą ostatnio pożyczyłem – wyjaśnił, mierząc ją chłodnym spojrzeniem. Jej obawa o to, iż „tajemnica” się wyda bardzo go irytowała.
- I co? – dopytywała, przenosząc wzrok na Tanję. Ta od razu poczuła się nieswojo, chyba niepotrzebnie tutaj przyszła…
- Wywiedziałem się, co miałem wywiedzieć i idę – wzruszył ramionami – to jest Tanja, prowadziłem jej proces, a to Hanna Lehtinen – przedstawił je sobie.
- Miło mi – na twarzy gospodyni zarysował się lekki uśmiech, wystawiła do niej dłoń. To dodało dziewczynie na tyle odwagi, że odwzajemniła uścisk.
- Mnie też… - odparła nieśmiało.
- A można wiedzieć, o jaką sprawę chodziło? – spytała ją gospodyni. Aleksi parsknął kpiącym śmiechem. Aż tak mało interesowało ją jego życie, że nie pamiętała takich oczywistości?
- Byłaś wtedy na sali, to ta o gwałt – wyjaśnił z ironicznym uśmiechem.
- Naprawdę…? – twarz Hanny przybrała jakiś dziwny wyraz. Z pewnością dlatego, że kiedyś była w podobnej sytuacji – to wspaniale, że odważyłaś się na niego donieść – poklepała ją po ramieniu – i jak idzie? Wygracie? – zwróciła się do niego.
- Nie wiem, to już zależy od Hannu. On to prowadzi – po raz kolejny uniósł ramiona – no to… idziemy. Dziękujemy za gościnę, do widzenia – wyrecytował mechanicznie i skierował się do drzwi.
- Zaczekaj! Chciałabym o coś spytać – znacząco skinęła na niego głową. To oznaczało, że ma odejść z nią na bok. Tanja cofnęła się nieco do tyłu.
- Pytaj, ona o wszystkim wie – posłał jej wymowne spojrzenie.
- Jak to? – kobieta wyraźnie się speszyła – jesteś jego dziewczyną? – spytała niepewnie. Panna Venerinen oblała się rumieńcem i już otwierała usta, by zaprzeczyć…
- Tak, właśnie tak. To o co chodzi? – …lecz wszedł jej w słowo podenerwowany. I tak wiedział, o co chce pytać.
- Rozmawialiście może na temat… rodziny? – wybąkała, to patrząc na niego, to na zdezorientowaną Tanję.
- Nie i nie mam takiego zamiaru, to już w końcu w twoim zakresie… jeśli zechcesz, to mu powiesz, to nie moja działka – odrzekł lekceważąco – Tanja, idziemy – zwrócił się do niej i ruszył do drzwi – do widzenia – rzucił jeszcze i znikł za nimi. Dziewczyna posłała jej niepewny uśmiech i tak, jak on, wyszła na zewnątrz. Uspokojona Hanna zamknęła za nią drzwi.
- Ciekawe… jak ostatnio z nim rozmawiałam był sam, a dziś ma już dziewczynę…? A może nie chciał się przyznać? – rzuciła do siebie.
- Nie ma żadnych tabletek! Trzeba iść do apteki – w progu stanął Kalle, gryząc pokaźny kęs jabłka – i co? Te dziwaki już sobie poszli? – zaciekawił się.
- Nie mów tak o nich – skrzywiła się.
- No co? Ten prawnik, to jakiś nie ten teges jest! Sam widziałem! – pokręcił palcem obok głowy.
- Może po prostu ma problemy, bo nie urodził się tak, jak ty, w złotej kołysce? – burknęła, wkładając płaszcz – idę do tej apteki, na razie! – rzuciła oschle i trzasnęła za sobą drzwiami. Wzruszył ramionami i zawrócił w swoją stronę.
    - No, to sama widziałaś, jaką mam rodzinę. Do pozazdroszczenia, co? – Aleksi parsknął kpiącym śmiechem. Obydwoje z Tanją byli już w samochodzie.
- Dziwna dosyć – mruknęła z dość nieciekawą miną.
- A ty co? Źle się… czujesz? – zakończył z wahaniem, gdyż wystraszył się kolejnego ataku złości z jej strony.
- Czemu zrobiłeś ze mnie swoją dziewczynę? – rzuciła od niechcenia. To pytanie nurtowało ją od samego wyjścia z domu Lehtinenów, chociaż sama nie była pewna, czy taka opcja aby na pewno jej nie schlebiała?
- Tak sobie! Inaczej dopytywałaby dalej, a tak szybko to uciąłem – skwitował, przekręcając kluczyk w stacyjce – ale jak ci się to nie podoba, to możemy to odkręcić – popatrzył na nią niepewnie.
- E tam… spoko, niech myśli, co chce. I tak jej nie znam – machnęła ręką – szczerze mówiąc… trochę mnie zdziwiło, jak nakazałeś jej przy mnie mówić… - przyznała szczerze.
- Niby czemu? Raczej nie mam przed tobą tajemnic.
- To miło – zarumieniła się z lekka – i nawzajem… - dodała, nieśmiało unosząc wzrok. Odpowiedział tym samym i dzięki temu znowu wytworzyła się „ciężka” atmosfera. Okazja do tego, by wpatrywać się w siebie i tym samym wyszukiwać w sobie wzajemnych zalet: od obustronnego zaufania, po głębię spojrzenia i „detektywistyczne zacięcie”, jakim najwyraźniej i ona pałała. Wszystko to, z kolei, mogło przyczynić się do takiego samego „zakończenia”, jak to w Esplanadi. Wizja przyjemna, owszem, jednak tak wielce niepożądana, kiedy nie wie się, na czym właściwie stoi. Przyjaźń, czy kochanie – jak głosiła jedna z piosenek polskiego wokalisty, Marka Grechuty?
    Aleksi, jako ten, który nie życzył sobie kolejnego „kosza”, oprzytomniał jako pierwszy, wyrażając myśl, iż teraz muszą dowiedzieć się czegoś o byłej dziewczynie Perttu. Pytanie tylko, jak? W głowie Tanji niemal od razu zaczął rodzić się pewien pomysł…

nutty25

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 9482 słów i 52644 znaków.

4 komentarze

 
  • nutty25

    na razie ciężko mi powiedzieć, kiedy dam dalej - zależy, jak się wyrobię. bardzo dziękuję za komentarze, motywują, by jednak publikować to dalej :) pozdrawiam ;)

    22 paź 2016

  • Beno1

    :rotfl:

    22 paź 2016

  • ~~

    Kiedy coś następnego?   ;)

    22 paź 2016

  • jaaa

    <3 cudne

    22 paź 2016