Pokochaj, zanim odejdę. CZ.III

Spencer zarządził, że jeszcze tego samego dnia zaczniemy moją metamorfozę. Siedzieliśmy w moim pokoju, opychając się popcornem. Gdy już zjedliśmy niemal cały mój zapas, chłopak postanowił rozpocząć swoją lekcję.
-Po pierwsze, gdy już będziesz z nim rozmawiać, staraj się to robić tak, jakbyś właśnie rozmawiała ze mną. Nie możesz się spinać. To taki sam chłopak jak ja. No może trochę mniej przystojny i bystry, ale nie jest zły.
Jak zwykle jego narcyzm musiał dojść do głosu. Chwilami był przy tym bardzo śmieszny, ale czasami doprowadzał mnie takim zachowaniem do szału.
-Wiesz, tak się zastanawiałam- zaczęłam niepewnie- to chyba nie był dobry pomysł z tym zakładem…
-Żartujesz- Prychnął.- To był super pomysł, a teraz się nie da tego cofnąć. Jest już za późno- wyszczerzył zęby w uśmiech zadowolony z siebie.
Siedziałam w ciszy, skubiąc skórki przy paznokciach. Zastanawiałam się jak się z tego wykręcić.
On chyba wiedział, o czym myślę, ponieważ kazał mi wstać. Podszedł do mnie i zaprowadził mnie przed lustra. Stanął za mną, trzymając dłonie na moich ramionach, jakby chciał mnie powstrzymać przed ucieczką.
-Powiedz mi, co widzisz- poprosił cicho.
-Chudą, bladą dziewczynę, ze zbyt dużymi oczami i krótkimi włosami, które nie zdążyły jeszcze odrosnąć po chemioterapii.
W porównaniu do niego byłam szczupła i drobna. Moja blada skóra kontrastowała z jego ciemną karnacją.
Stojąc razem ze Spencerem, wszystko we mnie zdawało się krzyczeć, że jestem chora i słaba. Jakby byle wiatr mógłby mnie porwać. Nie to, co on. Wysportowany, silny i opalony był całkowitym przeciwieństwem mojej osoby. I nie chodzi tu tylko o to, że jestem dziewczyną.
Spojrzał mi w oczy i z pewną powagą powiedział:
-A ja widzę piękną, zgrabną dziewczynę, z ładnymi ciemnymi włosami, które dzięki swojej długości odsłaniają jej długą szyję. A duże, orzechowe oczy są idealnym wykończeniem jej urody. Nikt nie może ich nie zauważyć. Musiałby być niewidomy, żeby nie zwróciły jego uwagi.
-Mówisz tak, ponieważ znamy się od dziecka i traktujesz mnie jak siostrę. Siostrom nie mówi się, że źle wyglądają albo są brzydkie.
Spencer nie wytrzymał i parsknął śmiechem.
-Nie potrafisz przyjmować komplementów- stwierdził z niedowierzaniem.- Jak ty wpadłaś na takie dziwne wyjaśnienie? Siostra? Casyde, ja nie mówiłem tego, bo tak trzeba. Powiedziałem to, ponieważ tak szczerze myślę. Jesteś naprawdę ładna i nie poddam się, nim ten głupek Aron tego nie zauważy.
-Niby jak chcesz to zrobić- zapytałam z przekąsem.
Podszedł do mojej szafy i zaczął przeglądać wieszaki, najwidoczniej czegoś szukając. Zastanawiałam się, czy mu nie przerwać. W końcu to była moja szafa, jednak doszłam do wniosku, że i tak by mnie nie posłuchał.
-Jak sama wiesz, faceci to wzrokowcy. Gdy jakaś dziewczyna jest atrakcyjna, chcemy ją poznać. Niestety, niekiedy potrzebujemy trochę pomocy, żeby to piękno zauważyć.
Usiadłam na łóżku, słuchając jego wykładu. Po chwili odwrócił się do mnie z jedną z moich sukienek w dłoni. Jasno kremową z dużymi błękitnymi kwiatami. Miałam ją na sobie tylko raz na szesnaste urodziny Spencera. Nie jestem osobą, która lubi na co dzień chodzić w sukienkach. Wolę wygodne spodnie.
-Uwierz, to jest najlepszy wabik na chłopaka.
-Chcesz mi powiedzieć, że wystarczy włożyć sukienkę i nagle przestanę być dla niego niewidzialna?
Przyglądałam mu się z niedowierzaniem. Czy to możliwe, że by taka drobnostka mogła tak wiele zmienić?
-To nie jest byle jaka sukienka. W tej sukience wyglądasz jeszcze ładniej niż zwykle. Podkreśla twoje atuty i sprawia, że wyglądasz naturalnie. Ta sukienka to pierwszy etap naszej operacji: poderwać Arona. W drugim etapie będziesz musiała się wykazać większą kreatywnością, ponieważ będzie polegała na przypadkowym spotkaniu i pogawędce.
-Naprawdę sądzisz, że to podziała?
Nie byłam przekonana co do jego planu. Nie podzielałam jego entuzjazmu. On jednak zdawał się przekonany co do swoich pomysłów. Usiadł obok mnie i spojrzał mi w oczy.
-Jestem przekonany, że to wypali. Proszę, zaufaj mi.
Prawda jest taka, że jemu zawsze ufałam. Problem polegał na tym, że to sobie bałam się zaufać. Nie byłam pewna czy dam radę.
Zanim zdążyłam cokolwiek odpowiedzieć, do pokoju weszła moja mama.
-Cześć dzieciaki- przywitała się pogodnie- przepraszam, że wam przeszkadzam, ale przyszłam powiedzieć, że muszę jechać do szpitala. Wzywają mnie do jakiegoś nagłego przypadku. Jakaś kobieta zaczęła przedwcześnie rodzić, ale wystąpiły pewne komplikacje i muszę tam być.
-Ok, a tata, kiedy wróci.
-Dopiero jutro rano. Spencer zostaniesz z nią czy mam zadzwonić, żeby ktoś przyszedł?
-Mamo - mruknęłam rozzłoszczona- przecież nie jestem już dzieckiem i mogę sama zostać w domu.
-Wiem o tym, jednak wolałabym, żebyś nie zostawała sama. Zrób to dla swojej matki i dla jej własnego spokoju zgódź się, by ktoś z tobą był.
Mama odkąd poznała diagnozę boi się zostawić mnie samą. Zdaje jej się, że gdy tylko nikogo koło mnie nie będzie, nagle umrę. Dziwne myślenie jak na tak dobrą lekarkę, jak moja mama. Nie miałam zamiaru jednak się z nią sprzeczać. Wiem, że jest jej trudno, więc ustąpię tym razem.
Spencer nie wtrącał się i nie komentował naszej krótkiej wymiany zdań, za co byłam mu wdzięczna. Poczekał, aż skończymy, po czym zapewnił moją mamę, że nie ma problemu i z chęcią zostanie ze mną.
-Pamiętasz, jakie są zasady- dodała znacząco mama
-Tak. Będę spał na dole na kanapie i będę uważał na Cas.
Mama pożegnała się, szybko nas przytulając i pojechała do pracy. My postanowiliśmy zejść na dół do salonu i obejrzeć jakiś film. Po krótkiej kłótni co do rodzaju filmu zdecydowaliśmy się na jeden, a następnie kolejny i kolejny aż zmęczeni poszliśmy się położyć.

          --------/----------

Rano obudziłam się z potwornymi mdłościami. Ledwo otworzyłam oczy i już musiałam pobiec do toalety. Zwymiotowałam tak samo, jak niemal każdego innego poranka od dwóch tygodni. Kolejny minus posiadania raka.
Chwilę po moim wejściu do toalety, pojawił się Spencer. Odgarnął mi włosy z czoła i przytrzymał je z tyłu.
-Wyjdź stąd- zażądałam, czując kolejną fale mdłości.- Nie chcę, żebyś mnie taką widział.
-Nie wygłupiaj się. Nigdzie nie idę.
-Spencer!!
-Nie zostawię cię samej. A teraz uspokój się i oddychaj.
Tak jak powiedział, nie wyszedł. Trzymał moje włosy i delikatnie gładził mnie po plecach w uspokajającym geście.
Po jakiejś chwili stwierdziłam, że mdłości ustały. Wstałam powoli i od razu umyłam zęby.
Było jeszcze wcześnie, ale oboje ze Spencerem uznaliśmy, że już nie zaśniemy. Przeszliśmy do kuchni, gdzie zaczął przygotowywać dla nas śniadanie.
-Przepraszam, że musiałeś być tego świadkiem- zaczęłam zawstydzona, siedząc przy stole i obserwując, jak gotuje.
-To nic takiego.
-Dla mnie jest- odparłam szybko.- Jestem ci wdzięczna, że mnie wspierasz, nawet w takich momentach.
-Od tego są przyjaciele.
Wstałam z krzesła i podeszłam do niego, by go uściskać. Nie musiałam długo czekać, aż on też mnie przytuli.
-Dziękuję. Za wszystko.

Chakra

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1310 słów i 7428 znaków.

6 komentarzy

 
  • Draguś

    no, no ;)

    25 cze 2015

  • pustkaa

    mm  coraz bardziej  zaczyna mi sie podobać jestem ciekawa kolejnych  częsci ;)

    24 cze 2015

  • ksieznaadusia

    Cudowne opowiadanie *o* czekam na kolejną część :) <3

    24 cze 2015

  • Chakra

    To bardzo miłe co piszecie :) postaram się napisać kolejną część jak najszybciej  ;)

    24 cze 2015

  • Milenka:)

    Świetne opowiadanie proszę o nastepna część tylko nie daj nam długo czekać proszę pozdrawiam Milenka:)

    24 cze 2015

  • Tessa

    Świetne opowiadanie. Czekam na ciąg dalszy i szczerze powiedziawszy mam nadzieję, że pojawi się szybko ;) /T

    24 cze 2015