Dimidium VIII

Hej! Teraz dodaję jedną część, ale dzisiaj będzie więcej. Mam wolny dzień, więc mogę pisać. Z góry przepraszam za błędy. Miłego czytania ;)

Rozdział VIII

Gdy drzwi windy się otworzyły w progu czekał kamerdyner, czekający na płaszcze. Nie mieliśmy takowych, więc pokazał nam ręką gdzie mamy się udać. Poddasze było niesamowite. Wszędzie znajdowały się lampeczki, które nadawały urokowi temu miejsca. W koło nie kręciło się wiele osób. Czyżbyśmy byli za wcześnie? Nie jest to miejsce idealne do balu. Po drugiej stronie ujrzałam nagle wielkie, przeszklone drzwi, prowadzące do wewnątrz budynku. A jednak impreza w środku. Otworzyłam drzwi i naszym oczom ukazała się ogromna sala. Z sufitu zwisały złote i kryształowe żyrandole. Podłoga była marmurowa tak jak i schody prowadzące do prywatnych lóż. Na samym końcu znajdowała się orkiestra, a obok stały stoły zastawione przekąskami i szampanem. Przyda mi się jedna lampka na rozluźnienie. No może dwie. Jace wyciągnął do mnie ramię, żebym mogła go chwycić. Mieliśmy uchodzić za parę snobów, jak większość tutaj. Zignorowałam go. Wciąż byłam zła na niego i na siebie, że tak reagowałam na dotyk jego rąk czy ust. A on był widocznie bardzo rozbawiony moimi reakcjami. Idiota.  
Udałam się w stronę kelnera, który niósł kieliszki. Chwyciłam dwa. Jednego wypiłam na raz, a drugie powolutku sączyłam. O cholera. Zapomniałam, że po szampanie zawsze boli mnie głowa. Szukałam wzrokiem jakiegoś mocniejszego trunku, czując napływający atak migreny. Nic mocniejszego jednak nie znalazłam. No tak arystokracja pija tylko wytrawne wina.  
Nagle ze schodów zaczął schodzić jakiś mężczyzna po czterdziestce w otoczeniu jakichś grubych ryb. Zaprowadził ich do wyjścia i pożegnał się z nimi serdecznie. Po tym klasnął w dłonie, zwracając na siebie uwagę zebranych i przemówił.
- Bardzo się cieszę, że kolejny raz mogę państwa tu gościć! Widzę tu parę nowych twarzy – w tym momencie jego wzrok skierował się na mnie. Zadrżałam od tego spojrzenia. Właściciel kontynuował. – …ale widzę tu też moich starych przyjaciół i częstych bywalców tutaj. Richardzie. – kiwnął głową wysokiemu mężczyźnie w granatowym garniturze. Zelman uśmiechnął się do niego, ale ten uśmiech nie ujął oczu. Pozostały niewzruszone, kompletnie bez wyrazu. A więc to moja ofiara.- Skoro odprowadziłem już moich najważniejszych gości i załatwiłem interesy… Możemy rozpocząć zabawę! – po tych słowach drugi raz klasnął w dłonie. Wtedy stało się coś czego nie podejrzewałam. Lampy zgasły, a na ich miejsce pojawiły się kolorowe światła, migające po całej sali. Z głośników, których wcześniej nie zauważyłam, zaczęła sączyć się rytmiczna muzyka. Kelnerzy wnosili na stoły alkohole. No to tak wygląda prawdziwa impreza. To już co innego. Spojrzałam na Jace’a. Ten uśmiechał się tylko, jakby go to w ogóle nie zaskoczyło. A to dupek. Wiedział jak to będzie wyglądać i mi nie powiedział. Ludzie zaczęli wchodzić na parkiet i poruszać się do muzyki. Gości zaczęło napływać. Po paru minutach ta ogromna sala, była pełna ludzi. W tłumie wypatrzyłam dwie znajome postaci. Była to Eve i Nick. Para łowców trochę starszych ode mnie. Oboje ludzie. Ciekawe czy jest ich więcej. Musiałam szybko wymyślić jakiś plan, zaciągnięcia Zelmana do loży, by móc go przesłuchać. Hmmm… Chyba mam nawet pomysł. Najprostszy. Uśmiechnęłam się chytrze do Jace’a, który stał i cały czas się na mnie patrzył. Poszłam na parkiet. Musiałam tylko wypatrzeć moją ofiarę. O jest. Tam siedzisz kotku. Podeszłam do Richarda Zelmana i usiadłam mu na kolanach. Zaskoczyła go moja pewność siebie. Jestem dobrą aktorką.
- Jesteś taki przystojny – szepnęłam mu do ucha. – Może pójdziemy w bardziej prywatne miejsce? – zaproponowałam wymownie unosząc jedną brew. Odsłoniłam też bardziej moje udo, by go jeszcze bardziej zachęcić. Kiwnął tylko głową na znak zgody. Chwyciłam go za rękę i poprowadziłam schodami w górę. Mam nadzieję, że Jace mnie cały czas obserwował i teraz idzie za nami. Wepchnęłam moją handlarza do loży usytuowanej najdalej od wszystkich. Zasunęłam kotary i … Wymierzyłam mu kopniaka prosto w żebra. Zachwiał się, ale złapał mnie za włosy i szarpnął za nie. Warknęłam i próbowałam się mu wyrwać na co ten uderzył mnie w twarz. No nie tego za wiele! Posunęłam się do najbardziej radykalnej metody. Kopnęłam go z kolana w krocze. Upadł zwijając się z bólu. Odgarnęłam włosy z twarzy i przywaliłam mu solidnie w tył głowy. Stracił przytomność. Po chwili do pomieszczenia wpadł Jace z ostrzem w ręce.  
- Spóźniłeś się. Już go załatwiłam. – uśmiechnęłam się zwycięsko. Ale on nie był za bardzo zadowolony.
- Nie mogłaś go ściągnąć tu inaczej? Tylko robiłaś za jakąś dziwkę? – krzyknął
- Wyluzuj trochę. Myślisz, że się pozwoliłam mu dotknąć? W ogóle co ciebie to obchodzi? Wal się! – kłóciliśmy się tak dobre parę minut, kiedy Zelman zaczął się budzić.  
- Witam pana. My tylko na chwilkę. – uśmiechnęłam się. – Zadamy panu parę pytań, pan na nie odpowie i po krzyku.
- Ja nic nie wiem.- jąkał się.
- Oj, nie pozwoliłam ci mówić. No więc zgadzasz się? Jak nie usłyszymy prawidłowej odpowiedzi to mój kolega się panem zajmie. – wskazałam ręką na Jace’a. - Nie jest dzisiaj w dobrym humorze, więc proszę go nie denerwować. No to co. Zaczynamy. Więc Zeluś to prawda, że sprzedajesz broń wampirom? – powiedziałam już ostzej.
- Nie, to nie prawda – mówił przestraszony.
- Eeee. Błędna odpowiedź. Widzisz to było podchwytliwe pytanie i tak wiemy, że sprzedajesz. Jace, czyń honory.- mój wspólnik mocno przyłożył temu w twarz. Z wargi i nosa Richarda pociekła krew. Odsunęłam się, żeby mnie nie poplamił.  
- No więc sprzedajesz czy nie? – zapytałam ponownie.
- Przecież i tak wiesz, że tak – wycharczał.
- Ale chcę to usłyszeć od ciebie. – powiedziałam radośnie.
- Kat, nie mamy na to czasu – ponaglał mnie czarnowłosy.
- Przepraszam. Dobra drugie pytanie. Dla kogo pracujesz? Wydaję mi się, że nie masz takiego wielkiego mózgu, żeby samemu działać z wampirami.
Popatrzył się na mnie z nienawiścią, ale jakoś się tym specjalnie nie przejęłam.
- Dla organizatora tego balu Williama Handa. Pewnie już wiedzą, że na balu są mieszańce – zaśmiał się ochryple.
Przyłożyłam mu w brzuch. Jęknął.
- Komu konkretnie sprzedajcie tą broń. Nazwisko. Już. – pospieszałam go, bo wiedziałam, że to co powiedział jest prawdziwe. Dla tego William się tak na mnie patrzył. Już wtedy wiedział kim jestem, ale jaki cel był tego, że tak długo zwlekał ze zwołaniem straży.  
Zelman milczał. Wyjęłam swój nóż i wbiłam mu go w nogę.
- Komu?! – wrzasnęłam.
- Katharine, musimy się zmywać i to już. – mówił zdenerwowany Jace i pociągnął mnie za rękę. Nie podniosłam się tylko jeszcze raz wbiłam Richardowi nóż w nogę.
- Gadaj! – byłam już nieźle wkurzona, ale i przerażona, bo bałam się usłyszeć prawdę.
- Bendinger. Ansel Bendinger. – po tych słowach podcięłam mu gardło.



Cdn.


Całuski ~ C

Clary

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1338 słów i 7408 znaków.

8 komentarzy

 
  • Clary

    Wiem obiecałam, ale nie mam dostępu do laptopa od dłuższego czasu. Jutro znowu dodam koło 12, ale nie będę nic obiecywać, bo mam konkurs w czwartek i muszę sie do niego solidnie przygotować :)

    28 sty 2014

  • LittleScarlet

    Ha! Dla mnie to jest pochlebstwo :3

    28 sty 2014

  • mhmm

    Ej no foch,obiecałas;)

    28 sty 2014

  • Lilka

    Pracujesz pracujesz i coś tego nie widaccc ... Gdzie masz następną część ?? Dzisiaj dodasz ?

    28 sty 2014

  • Clary

    Możliwe. Czytam twoje opowiadanie, więc bardzo prawdopodobne, że to właśnie z niego wzięłam ten cytat, ale zrobiłam to nieumyślnie  :D A kolejna część pojawi się niebawem. Właśnie nad nią pracuję :)

    28 sty 2014

  • ..

    Kiedy bedzie kolejna czesc?

    28 sty 2014

  • LittleScarlet

    Damn *-* "jestem dobrą aktorką" to prawie jak cytat z drugiej części Skubnij.. xd

    28 sty 2014

  • Misiaa

    Super ;) Czekam z niecierpliwością na kolejną część !;)

    28 sty 2014