Dimidium III

Cześć wam. To kolejna część mojego opowiadania. Mam nadzieję, że się spodoba. Z góry przerpaszam za błędy. Miłego czytania ~ C



                      Rozdział III

Wróciłam wreszcie do swojego mieszkania. Marzyłam tylko o położeniu się spać. Trzydzieści cztery godziny bez snu to nie lada wyczyn. No nie licząc mojego incdentu ze szpitalem, ale wiele tam nie wypoczęłam. Już po przekroczeniu progu, zrzuciłam z siebie ubranie i szurając nogami, udałam się do sypialni. Uwaliłam się na łózku i po paru minutach spałam głębokim snem.
Obudziło mnie pukanie do drzwi. Spojrzałam na zegarek, była dopiero 6 rano. Kto miał czelność budzić mnie o tej godzinie! Zsunęłam się z łóżka, założyłam bieliznę i dużo za dużą na mnie koszulkę. Z tego zmęczenia poszłam spać nago. Poczłapałam do drzwi i zamaszystym ruchem je otworzyłam. W prgu stał nie kto inny jak Jace. Ubrany był w standardowy strój łowcy. Opierał się o ścianę i lustrował mnie spojrzeniem.
- Znowu ty? Nie możesz gnębić kogoś innego? Znajdź sobie jakąś dziewczynę, a nie żadna z tobą nie wytrzyma – warknęłam i zostawiając otwarte drzwi, pomaszerowałam do kuchni.
- Ładne mieszkanko, mam podobne. Mogę ci podać adres, jakbyś może chciała mnie odwiedzić - odparł arogancik, nie wzruszony moim humorem.
- Już lecę. Czego chcesz ode mnie o tej godzinie? - zapytałam, nalewając sobie soku. O nim nawet nie pomyślałam.
- Wpadłem na poranną kawę – powiedział, siadając na blacie kuchennym.
- Zaraz stąd wylecisz z głośnym hukiem.
- Żartuję, spokojnie – bronił się, widząc moją podniesioną rękę - nie bądź taka nerwowa, bo zmarszczek dostaniesz – śmiał się ze mnie dupek jeden.
- Mamy zadanie, bardzo pilne – powiedział już poważnie – stado wikołaków napadło na "granice”, nie wiadomo z jakiej przyczyny. Musimy szybko jechać i się czegoś dowiedzieć.
- A nie możemy się dowiedzieć nieco później, poza tym od kiedy to ty dostajesz zlecenia a nie ja. – rzekłam po chwili namysłu.
- Nie możemy i od wtedy kiedy ty masz wyłączony telefon.
A no faktycznie. Zapomniałam. Gdybym nie miała wspólnika to by mnie ominęła to misja. Jaka szkoda. Przez niego mam dwa razy więcej roboty.
- Możesz wyjść i dać mi się ubrać z łaski swojej?
- Mogę równie dobrze poczekać w salonie – powiedział – albo mogę pomóc ci się przebrać – dodał zalotnie.
- Wybacz kotek, ale na mnie nie działasz – odparłam, kierując się do łazienki.  
Wzięłam szybki prysznic i w ręczniku poszłam do sypialni.  
- Co tu robisz? Miałeś czekać w salonie – syknęłam do Jace’a.
- Już się zmywam – wymijając mnie, zaciągnął się powietrzem – mmm ładnie pachniesz – mimowolnie zadrżałam, czując na swoim karku jego oddech. Po chwili drzwi zanim się zamknęły. Kretyn.
Założyłam strój łowcy. Czarne skórzane spodnie, bluzkę na ramiączka a na to czarna, skórzana kurtka z kapturem. Związałam długie, czarne włosy w kucyk, żeby mi nie przeszkadzały i wyszłam z pokoju.
- Gotowa? – zapytał arogancik widząc mnie.
- Momen, jeszcze ekwipunek – mówiąc to udałam się na wyższe piętro do zbrojowni. Wzięłam rękawice, mój ulubiony, długi sztylet i dwa noże do rzucania. Wszystko. Nie, nie wszystko. Zeszłam na dół i wzięłam z mojego pokoju iPhona i słuchawki. Miałam kasę, więc co mi szkodzi. Czekała nas kilkugodzinna droga, więc potrzebna mi była muzyka.
- Możemy ruszać – odparłam do chłopaka.
- Dobra, jedziemy samochodem, bo motorami rzucalibyśmy się w oczy – tak o tym samym pomyślałam geniuszu, ale nie powiedziałam tego na głos, nie chciałam się kłócić. Weszłam do czarnego bmw zaparkowanego przed budynkiem. Jace siadł za kierownicą i już kierowaliśmy się ulicami Nowego Yorku do "granicy”. "Granicia” to tak naprawdę był budynek łowców, którzy w lesie za miasem pilnowali, żeby nikt się do niego nie przedostał. Tylko ci którzy mieli na to powolenie mogli się dostać do miasta. Nie wiem czemu wilkołaki ją zaatakowali. Zazywyczaj z tamtą gromadą mieliśmy neutralne stosunki. Może ma to coś wspólnego z tym wilkiem u Starszych. Poczułam dreszce na wspomnienie jego przeszywającego wzroku. Jechaliśmy w milczeniu. Nie znosząc dłużej tej ciszy, włożyłam słuchawki do uszu, puściłam Metallice i zamknęłam oczy. Po paru minutach, poczułam, że ktoś wyciąga mi jedną słuchawkę.
- Jesteśmy już prawie na miejscu, więc obudź się Śpiąca Królewno.
To pare minut najwidoczniej zamieniło się w pare godzin. Przeciągnęłam się i spojrzałam na widok za oknem.
Samochód wjeżdzał właśnie na leśną ścieżkę, po paru metrach znjadowała się blokada, więc musieliśmy pójść dalej pieszo.
Wzięłam swój ekwipunek i ruszyłam przed siebie, nie patrząc nawet czy Jace idzie za mną. Jednak już za chwilę mnie dogonił i szliśmy obok siebie w milczeniu. Nie to, że go nie lubię, ale dział mi na nerwy swoją pewnością siebie. Oby był faktycznie dobrym łowcą.
Przed nami ukazał się duży, piętrowy budynek. Na około "granicy” powinna się kręcić jakaś straż, teraz takowej nie było. Budynek wyglądałm pozornie normalnie. Jak zwykła leśniczówka. Jednak to w podziemiach działo się najwięcej. Drzwi były uchylone. Wyjęłam ostrze i delikatnie pchnęłam nim je bym mogła się prześlizgnąć. Za mną podążał Jace także już w pełnej gotowości. To co zobaczyłam, zmroziło mi krew w żyłach.
Na przeciwległej ścianie powywieszane były głowy łowców. W większości byli to ludzie, ale rozpoznałam w nich jednego dimidiusa. Nie było tak, że byliśmy nieśmiertelni. Owszem nasze rany goiły się szybciej, ale jeśli ktoś zadał nam cios w serce to nie było ratunku. Także starzeliśmy się wolniej. Potrafiliśmy dożyć 150 lat.
Poczułam na sobie rękę Jace, który mnie podtrzymywał, bo bez jego pomocy chyba bym upadła.
- Chodź stąd - szepnął mi do ucha.
Tak też zrobiłam. Udaliśmy się do drugiego pomieszczenia w którym na szczęscie nic nie znaleźliśmy. Zazywyczaj zamknięte wejście do piwnicy, teraz stało otworem. Dało się słyszeć tam jakieś szuranie. Dałam znać ręką wspólnikowi, że pójdę pierwsza. Powoli kierowałam się schodami w dół. W piwnicy znajdował się korytarz, który posiadał chyba cztery pomieszczenia, tyle przynajmniej drzwi naliczyłam. Teraz nie tylko szuranie dało się słyszeć, ale też ciche jęki.
Otworzyłam delikatnie pierwsze drzwi, ale tu nic nie znaleźliśmy. Była to tylko sala trenignowa. Następne pomieszczenie to zwykła łaźnia, w której znajdował się kolejny martwy łowca, ale z głową.
Zbliżając się do trzeciego miejsca, wszelkie hałasy ustały. A więc to tu ktoś się znajduję. Dałam znak Jace’owi aby mnie ubezpieczał i jendym kopniakiem wyważyłam drzwi. Było to jakieś labolatorium. Na stole służącym najwidoczniej do jakichś eksperymjentów, ktoś leżał. Zamarłam, bowiem był to ten sam wilkołak, którego ujrzałam w sali obrad Starszyzny. Przywiązany był do tego łóżka, a jego ciało naznaczone było wieloma ranami, z których sączyła się krew. Ciekawe ile już tu leżał.  
Coś mi się nie zgadzało. Skoro wilkołaki zaatakowały to miejsce to czemu go nie uwolniły? Przecież to jeden z nich.
- Zabijcie mnie tutaj. Nie torturujcie mnie już więcej. Powiedziałem wszystko co wiedziałem – wychrapiał.
Popatrzyłam się na Jace’a znacząco, a on tylko pokręcił głowę, wiedząc co mi chodzi po głowie.
- Uspokój się. Zawieziemy go do Starszyzny i będzie po problemie. Może powie nam coś ważnego – namawiałam.
- Nie ma takiej opcji. Nie przekonasz mnie.
- Nie muszę mieć twojego pozwolenia – prychnęłam – dobra teraz tylko spokojnie. Nie wyrywaj się lepiej, bo mój kolega nie jest w dobrym humorze – mówiłam do wilkołaka, popatrzył się mi w oczy, rozpoznajać we mnie osobę, którą widział wczoraj.
- Błagam, zabijcie mnie. Nie zabierajcie mnie spowrotem do miasta.
- Widzisz, sam chce umrzeć – powiedział wymownie czarnowłosy.
- Oj zamknij się wreszcie – warknęłam do niego – uwolnię go z tego stołu, a ty go zwiążesz – nie zwracałam uwagi na protesty mojego więźnia. Fajnie mieć nad kimś władzę i nie mówię tylko o wilczku.
Wypięłam go z łóżka, a Jace zawiązał mu styłu ręce, trzymając w swoich resztę sznura.
- Patrz mam własnego psa – zaśmiał się ironicznie. Na co dostał ode mnie po głowie.
- Zabiję cię. Przysięgam, że cię zabiję – mówił wilkołak, szmotając się na wszystkie strony, ale Jace był silniejszy.
Przejrzałam resztę pomieszczeń. Nic nie znalazłam, więc mogliśmy, opuścić to miejsce. Zadzwoniłam szybko do Johna i zdałam mu relację. Przekazałam mu moje obawy, a także fakt, że mamy więźnia. Nie był zadowolony z obrotu spraw, ale kazał przysłać ludzi, żeby posprzątali bałagan. Wychodząc z budynku czekała nas nie lada niespodzianka.
- Kurwa – sapnęłam tylko, kiedy pierwszy demon rzucił się na mnie z pazurami.
Już wiem czemu, wzięli je za wilkołaki, posiadali taką samą aurę, a potem nikt nie przeżył, więc nie miał kto zrównoważyć pomyłki.
Dobyłam sztyletu i zamachnęłam się nim w przeciwnikia. Jace walczył z kolejnym, a naszego wilczka nigdzie nie było widać. Super, zwiał.
Poczułam ostry ból na prawym policzku, gdy pazur demona przeciął mi skrórę. Na szczęście nie był on jadowity. Należał do gatunku mieszanego. Trochę demon trochę wampir. Nie wszystkie demony były oślizgłe. Choćby inkuby. Wredne, wabiące swoją ofiarę pięknym wyglądem. Ten też nie wyglądał nagorzej.  
Po ranie zaraz nie sotanie śladu, więc żadne problem. Po mimo to zdenerwowałam się.
Moje ostrze trafiło demona w nogę, a potem kopniakiem powaliłam go na ziemię. Przyłożyłam mu ostrze do gardła i zapytałam.
- Czego tu chcieliście? Kto was zesłał?
Ten tylko zaśmiał się ochryple i plunął mi w twarz. Ohyda. Jeszcze mocniej przycisnę łam ostrze do jego pyska.
- Niczego się ode mnie nie dowiesz, ale wiedz, że niedługo wszystko się zmieni.
Miałam tego dosyć. Przecięłam napastnikowi gardło. Jace czekał już na mnie przy samochodzie. Skubany był szybszy ode mnie. Najwidoczniej demony te zostały, zostawione tylko na zwiady, bo niemożliwe było, że dwójka rozprawiłą się z tuzinem doświadczonych łowców.
- I co dowiedziałaś się czegoś? – zapytał się, widząc jak nadochodzę.
- Niczego konkretnego. A ty? – pokręcił przecząco głową – gdzie jest wilkołak? – zapytałam wściekła.
- Uciekł, gdy tylko poluzowałem uchwyt. Przez ciebie mam tylko kłopot. Mogliśmy od razu go zabić – odparł wkurzony.
- Przeze mnie? Przecież dobrze zdajesz sobie sprawę, że to nie wilkołaki zaatakowały "granice”. Czemu niby mieliśmy go zabijać? - krzyczałam do niego
- A niby czemu znalazł się na tym stole? Raczej nie chcieli sobie z nim towarzysko porozmawiać.
Papatrzyłam na niego jak na robaka i wściekła wsiadłam do samochodu. Po chwili ruszyliśmy. Nie odzywałam się do niego przez całą drogę do Nowego Yorku. Podwiózł mnie pod moje mieszkanie i bez słowa odjechał.  
Może miał rację, może trzeba go było zabić. Z tymi myślami otowrzyłam drzwi mojego "apartamentu”.
- Musisz mi pomóc – powiedział wilkołak widząc mnie w progu.


Cdn.

Clary

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2091 słów i 11529 znaków.

7 komentarzy

 
  • Nina

    Fajne opowiadanko. Wciąga :)

    12 sty 2014

  • Mani

    Fajne i wciagajace:)

    12 sty 2014

  • Clary

    Postaram się dodać jutro, ale nic nie obiecuję. Był weekend to mogłam sobie pozwolić na pisanie. Teraz będę mieć mniej czasu, ale postaram sie was nie zawieść :)

    12 sty 2014

  • ...

    Kiedy kolejna czesc??

    12 sty 2014

  • Uhulululu

    Świetne opowiadanie! Tylko tak dalej! Czekam z niecierpliwością na następną część  :jupi:

    12 sty 2014

  • LittleScarlet

    Nie jestem pewna, ale chyba  "wilkołaki posiadały/ przekroczyły etc" tak samo demony. Tak poza tym, to (chyba już tradycyjnie) bardzo fajne, przyjemne opowiadanko.

    12 sty 2014

  • slodka13

    Jak dla mnie to jest  super :D

    12 sty 2014