Gasnący płomień czasu cz. 2

Postawiłem wszystko na jedną kartę, na czas nieokreślony musiałem odłożyć podróż do Paryża. Pieniądze na ten cel przeznaczyłem na Warszawę. Trzeba było także sprzedać kilka rzeczy, aby móc przetrwać tydzień w stolicy. Najmocniej dotknęło mnie pozbycie się starego niemieckiego atlasu geograficznego, wydany ponad 100 lat temu zapewnił mi co prawda 300 złotych, lecz mimo to czuję żal do siebie. Jakby nie było to rodzinna pamiątka, pierwszy miał go mój dziadek. W spadku po nim atlas otrzymał jego syn, teraz ja przerwałem sztafetę pokoleń. Sprzedałem zieloną księgę wypełnioną starymi mapami. Istnieje szansa na odkupienie tegoż dziedzictwa, rzecz jasna po wyższej cenie. Jednak uczyniłem to w absolutnie słusznej sprawie. Dość tego! Pociąg jedzie dalej, opuszcza Szczecin, krajobraz robi się bardziej zielony poza miastem. Nie chcę patrzeć za szybę, bo to przywoła tylko więcej złych myśli. Znacznie lepiej zająć się prasą albo książką.
     Wyciągam z plecaka tygodnik ‘Piłka nożna’, więc pora sprawdzić co tam w świecie futbolu. Czytam… Minęło trochę czasu, wydawać by się mogło iż z godzina, tymczasem ledwie pół. Gazeta skończona, a żeby to cholera wzięła! Zapaliłbym… W pociągu nie wolno, zaraz konduktor lub kto inny komu będzie to przeszkadzać się odezwie. Ludzie mogliby wyluzować i sami zajarać, przecież wiadome jest, że groźniejsze jest bierne palenie niż bezpośrednie jaranie. Jak ja teraz żałuję! Miałem parę minut więcej do odjazdu, wtedy należało wyjść przed dworzec i zapalić. No nic, postaram się wytrzymać. Po co w ogóle zaczynałem?  
     Największy paradoks polega na tym, iż w czasach szkolnych papierosy wcale mnie nie pociągały. Ten wyrób obciążony akcyzą nie istniał. Zdecydowana większość znajomych popalała, namawiali, częstowali, a ja stanowczo odmawiałem. Dopiero w pracy zaczęło mnie korcić, aby sprawdzić samemu co ludzie widzą w szlugach. To miał być jedynie eksperyment, nic więcej. Kupiłem paczkę czerwonych elemów, a do tego zapalniczkę. Pierwszy papieros… Zaciągnąłem się raz, drugi… W głowie się zakręciło, w gardle zapłonęło, oczy łzawiły lekko, poczułem się nieswojo. Mimo to kontynuowałem, bo po chwili oswoiłem ten proces, zapanowałem nad tym. Odprężyłem się nawet. Relaks! Właśnie to dały mi papierosy, jednak nie żałuję że palę.
     Chciałem tego uniknąć, lecz nadaremnie. Mimowolnie spoglądam za okno i widzę jak obrazy się zmieniają. Las, pole, las, las, pole… Ukradkiem zerkam na współpasażerów. Grubasek śpi na siedząco, matka zaczyna w kobiecej prasie. Nudy… Jadę może z godzinę, a już odczuwam samotność. To prawda - człowiek jest istotą społeczną, musi przebywać wśród innych i rozmawiać, dzielić się z kimś żywym czymkolwiek. Tak bardzo się tego wypierałem aż uwierzyłem w to, iż dam radę być sam. Nie wiedziałem jak mocno się mylę. Minęło tak niewiele czasu, czyżbym również co do mojej sztuki był w błędzie? Ani trochę! Gdybym zwątpił to nic nie miałoby sensu.
     Wyciągam tym razem książkę, zajmę się nią, niech moja głowa wypełni się nową wiedzą. Czytam i już czuję jakby autor biografii Michaela Jordana siedział przede mną. Nie jestem w pociągu, to nie jest przedział, nie ma tutaj kobiety z dzieckiem. Dwa fotele, na pierwszym ja, na drugim Roland Lazenby który opowiada o najlepszym koszykarzu w historii. Ma niski mocny głos, mówi do mnie wyraźnie. Słucham uważnie, w tej chwili nie istnieje nic innego, strumień słów spływa do moich uszu. Teraz już to wiem, Michael Jordan siedzi naprzeciwko mnie i przedstawia swoją historię! Najpierw o pradziadku, to interesujące; następnie dziadek, rodzice Michaela, a w końcu sam o sobie. Oczami wyobraźni widzę to wszystko, Michael gra z bratem Larrym w kosza, Michael płacze bo w szkole średniej nie przyjęli go do drużyny, Michael na studiach…
     Nagle moja imaginacja zanika, matka chłopca budzi go. Mały grubasek wysiada, tutaj mieszka jego ojciec, jak słyszę. Kobieta jedzie dalej, czyli rozwiedziona ale wspólna opieka nad dzieciakiem. Widocznie pora aby stary zajął się chłopcem. Uff… To dobrze wróży na dalszą część podróży, nie będzie więcej mlaskania, siorbania i MAMO DAJ MI TO! Chociaż nie wiadomo kto się dosiądzie, bo że ktoś zajmie puste miejsce w przedziale jest niemal pewne. Tylko dlaczego do tej pory nikt nawet nie pytał czy można? Dziwne… Nic to, na razie miło będzie popatrzeć na samą kobietę, zwłaszcza taką ładną. Postanowiłem sobie, że z nikim w pociągu nie będę rozmawiał, lecz dla niej można zrobić wyjątek. Ale jak zagaić? ’Jest pani samotna? Tak… Ja też! Ładne buty, bzykamy się?’ Zaraz wybuchnę śmiechem, obym nie dał tego po sobie poznać. Pociąg się zatrzymał.
- Dasz sobie radę? - pyta syna.
- Tak mamo…
- No to dobrze, daj buzi… - kobieta nachyla się do dziecka, przytula je i całuje w policzek - Do zobaczenia w przyszłym tygodniu, zadzwonię wieczorem.
- Pa mamo…
     Młodzieniec zarzucił na siebie plecak i opuścił przedział, natomiast kobieta wróciła do czytania. Patrzyłem dyskretnie udając, iż wcale mnie to nie obchodzi. Chciałem sprawiać wrażenie, że znalazłem coś ciekawego na dworcu. Jednak tam jedynie wałęsali się obcy ludzie, podążali ku schodom, do pociągu, jedni się witali, inni zaś żegnali. Konduktor stał z wzrokiem utkwionym w dal. Spoglądałem przez okno, tymczasem w głowie kombinowałem jakby tu zagadać tą urodziwą babkę przede mną. Właściwie to ona pierwsza zadała mi pierwsza pytanie, jeszcze w Szczecinie. Skoro tak to i ja mam teraz prawo do rewanżu. A nuż uda się zabić nudę i ciszę, to kobieta a każda z nich lubi poplotkować.
- Przepraszam… Mogę o coś zapytać? - żałosny początek.
- Tak… - uśmiecha się serdecznie do mnie, to dobry znak.
- Pani do Warszawy?
- Tak, tak…
- Pytała mnie pani o studia w Szczecinie, a ja z kolei jestem ciekaw teatrów w Warszawie. Chodzi mi o to czy ludzie je często odwiedzają?
- Myślę, że tak, ja sama mam parę ulubionych teatrów. A dlaczego pan pyta? - wydaje się zaintrygowana, odłożyła gazetę.
- Nie wiem czemu, ale muszę komuś o tym powiedzieć. Dobrze pani z oczu patrzy, więc chyba mogę… - patrzę za szybę i znów na kobietę, która rozszerza uśmiech dziękując jednocześnie. - Zanim powiem o co chodzi mam jeszcze jedno pytanie. Jaki repertuar pani lubi? Można wiedzieć? - kurwa! Brzmię jak ankieter z OBOP-u.
- To żaden sekret, a co do tego to różnie. Musicale, trochę sztuk klasycznych, komedie, w zasadzie wszystko co jest interesujące. Teatr to cudowny świat, pełen emocji i energii płynącej ze sceny, nie można się nudzić. Spektakle na które chodzę rzadko są rozczarowaniem - poprawiła włosy nieco. - Polonia to jest mój ulubiony teatr.
- Rozumiem - oprałem się głębiej w fotelu. - Napisałem sztukę… - uciekłem wzrokiem w drzwi przedziału. -Nikomu jej nie pokazywałem, jak na razie. Nieskromnie powiem… jest dobra - patrzę znów na nią.
- Wiara w siebie to połowa sukcesu - mrugnęła okiem. - O czym jest tekst? - zapytała.
- To… dramat rodzinny. Ojciec, matka, syn. Rodzice często się kłócą, dziecko jest biernym obserwatorem. Nie dotyka go żadna przemoc fizyczna ani psychiczna, ale on i tak się boi. Cierpi, nie wie co ma robić - skrzyżowałem ręce na piersiach. - Aż w końcu znajduje rozwiązanie… - teatralnie zawiesiłem głos.
- Ucieka z domu?  
- Nie… - odpowiedziałem z dumą. - Postanawia ich zabić!
- O! I co, robi to?
- Nie powiem, dowie się pani na premierze.
- Naprawdę? Jakiś teatr chce to wystawić? - spytała z nadzieję.
- Eee… jeszcze nie, w tej właśnie sprawie jadę do Warszawy. Chcę pochodzić po teatrach i przedstawić scenariusz, mam nadzieję że się uda - ulga, nareszcie komuś powiedziałem.
     Kobieta nic nie odpowiedziała, z jej twarzy ciężko wywnioskować co myśli. Znieruchomiała, wzrok zimny jakby miał mnie zamrozić. Nie wiem co odpowie, ale wiadomo - zabawi się w dyplomatkę. Raczej nie skrytykuje otwarcie, pewnie będzie mi życzyć powodzenia. Nic mnie to nie obchodzi, ja po prostu musiałem z kimś o tym pogadać. Mimo to jej milczenie trwa zbyt długo. Czyżby prawdą było, iż kobiety maj w głowie zamiast mózgu dwie kulki, a kiedy one się spotykają to wówczas pojawia się myśl. Widocznie wciąż się szukają, potrwa zanim coś odpowie.
- Nikt z rodziny, przyjaciel albo dziewczyna… Nie wiedzą co napisałeś?
- Nawet o wyjeździe. Podjąłem decyzję natychmiast! Uda się, bardzo w to wierzę - skąd we mnie taki ogień? - Myśli pani pewnie: głupek i grafoman? - nie użyła zwrotu ‘pan’, dlaczego?
- Źle zrobiłeś wsiadając do tego przedziału…

moonky

opublikował opowiadanie w kategorii inne, użył 1583 słów i 8908 znaków.

Dodaj komentarz