Rachel cz.36

Rachel cz.36Jest i ona! Wiem, że długo czekaliście. Przepraszam. :) Myślę, że to przedostatnia część. Miłej lektury. :)


Oczy Victora kontrolują każdy mój ruch, jakby nie był do końca pewny czy jestem na tyle silna, by dać sobie radę ze stadem rozwścieczonych demonów.  
-Musisz chwycić mocniej, jakbyś chciała roztrzaskać coś na drobne kawałeczki - tłumaczy, kiedy stoimy pośród gęstych zarośli. Spoglądam na niego rozbawiona, po czym chwytam mocniej jego nadgarstek.  
-Znacznie lepiej - śmieje się, klepiąc mnie drugą ręką po ramieniu. - A teraz możesz już puścić, chyba nie chcesz zafundować mi kontuzji przed poważną walką - jego słowa wypływają beztrosko z niewielkich ust. Mówi o tym, jakby zaciekła bitwa była dla niego igraszką, nie czymś, co może przeważyć nad naszym losem. Moim losem. Zwalniam uścisk.  
-Myślę, że jesteś wystarczająco przygotowana. To był ciężki i długi trening - uśmiecha się, po czym rozkłada się wygodnie na trawie. Zachęca mnie gestem ręki, abym koło niego usiadła.  
-Myślisz, że damy radę? - pytam, bojąc się spojrzeć mu w oczy. Zalewa mnie fala wątpliwości, kiedy Victor przed dłuższą chwilę nie mówi ani słowa. Potem bierze mnie za rękę i spogląda uważnie w moje zaszklone oczy.  
-To pewne, Rachel. Żadnej innej opcji nie bierzemy pod uwagę. Wygramy, obiecuję ci to - uśmiecha się, składając na moim policzku pocałunek w formie przysięgi. Kiwam głową, ścierając łzy.


Teraz wiem, że spotkanie Victora w tamten deszczowy dzień nie był czystym przypadkiem. To musiało być zaplanowane, wiedział kim jestem. Pomógł mi choć równie dobrze mógł się ode mnie odwrócić, jak Alexander. Zaskoczenie malujące się na jego dojrzałej twarzy, kiedy przedstawiał nas Gabriel było udawane. Niezły z niego aktor.  
Czuję, jak delikatne opuszki palców Gabriela łaskoczą moją szyję. Nachyla się, żeby złożyć na mojej płonącej szyi zmysłowy pocałunek. Uśmiecham się, mimowolnie.  
-Jesteś cudowna - szepcze, opatulając mnie w pasie. Czuję się bezpieczna, kiedy mnie przytula. Bezpieczna i kochana. Chcę, żeby ta chwila trwała wiecznie. Chcę trwać w tej pozycji do momentu, w którym wskazówki zegara przestaną z mozołem pokonywać swój obieg. Chcę zatracić się w tej chwili, bezpowrotnie.  
-Alex nie będzie z nami w trakcie walki. Wycofał się - te słowa sprawiają, że przez chwilę nieruchomieję. Odwracam się w stronę Gabriela, by spojrzeć mu w oczy. Dostrzegam w nich wyraźny smutek i rozczarowanie.  
-Tchórz - szepczę, czując, jak wewnątrz coś we mnie pęka. Gabriel kręci przecząco głową, kładąc palec na moich ustach. Ucisza mnie.  
-Myślę, że to przez to, co się między wami stało. On cierpi, Rachel, mimo, że stara się o tym zapomnieć, udając obojętnego - dostrzegam w jego kobaltowych tęczówkach ból. Ból, którego nie da się opisać. Ból rozsadzający od środka jego pompowane przez krew serce.  
-To już nieważne. Dobrze robi znikając. Wprowadził niepotrzebne zamieszanie w najmniej oczekiwanym momencie, kiedy już wszystko zaczynało się układać - moje słowa są jak pociski, pluję nienawiścią. W oczach Gabriela pojawiają się łzy.
-Rachel, od chwili, w której odszedł bez słowa nic się nie układało. Kochałaś go, nadal kochasz go cholernie mocno. Przyznaj to w końcu! - jego ton jest ostrzejszy, jak kolce róży, które wbijają się z uwielbieniem w palce. Na jego policzku dostrzegam pierwszą łzę. Znów wracamy do momentu, od którego niedawno uciekliśmy.  
-Gabriel..
-Nie, Rachel. Teraz to rozumiem, jestem przeszkodą, murem, który rozdzielił was na dobre. Nie chcę tego. Idź do niego, powiedz mu co czujesz. Przyznaj to wreszcie i przestań okłamywać samą siebie - zaciska mocno zęby. - Przestań okłamywać mnie - dodaje, spoglądając odważnie w moje oczy. Nie wyciera kolejnej łzy, która spływa po jego prawym policzku. Jest zimny i sztywny.  
-Jesteś ślepy - tylko tyle jestem w stanie z siebie wydusić. Wstaję, spoglądam smutno w jego nieobecne tęczówki a potem odchodzę. Nie zatrzymuje mnie, nie chwyta mojej dłoni, nie przyciąga mnie do siebie, szepcząc, że chce, abym została. Siedzi tam, sztywny, zimny, jak posąg wykuty z kamienia.  


Tchórz, dupek i egoista. Świetnie połączenie pasujące tylko do jednego imienia. Alexander. Anioł z piekła rodem. Czuję, że każdy kolejny postawiony krok rodzi we mnie następną falę gniewu.  
Nie da się zapomnieć w jednej chwili o przeszłości, wspomnieniach. Wiem to, ale nie żyję już przeszłością, nie żyję chorą miłością do Alexandra. To było niemądre. Nie powinno kochać się osoby, która na to nie zasługuje. Wyleczyłam się z niego, teraz już to wiem.
-Rachel! - słyszę za sobą znany głos. Cholerne zrządzenie losu. Obracam się powoli, nakładając na usta słodki uśmiech.  
-Mieliśmy nie rozmawiać, jeśli mnie pamięć nie myli - spoglądam wściekle w złote tęczówki Alexa. - Nie mam na to ochoty - dodaję ozięble, podkreślając każe słowo z osobna. Nie zwraca uwagi na moje słowa, które ociekają nienawiścią. Podpiera się o pobliskie drzewo, sapiąc głośno.  
-Marcel.. - dyszy, próbując nabrać do płuc jak największą ilość powietrza. Sztywnieję. Cała nienawiść do anioła wyparowała, bynajmniej w tej chwili. Podbiegam do niego, chwytając go za ramiona, zmuszając do wyjawienia dalszej części informacji.  
-Coś nie tak z moim bratem? - czuję, że krew z twarzy całkowicie odpłynęła. Jestem blada, jak kreda a w oczach Alexandra widnieje wyraźne współczucie. Znam to spojrzenie, które nie wróży niczego dobrego.  
-Spokojnie, Rachel, wyciągniemy go stamtąd. Uspokój się, mamy po co walczyć - jego oddech powoli się wyrównuje a serce nie dudni już, jak wcześniej w klatce piersiowej.  
-Powiedz mi do cholery co się stało! - krzyczę, nie panując już nad swoim głosem, ciałem i emocjami. Patrzy na mnie nieobecnym wzrokiem, dokładnie takim samym, jak Gabriel. Są tak bardzo do siebie podobni. Chwilę później próbuje się do mnie zbliżyć, ale ja automatycznie się cofam. Nie chcę, żeby mnie dotykał, nie chcę.  
-Drake wkradł się do waszego domu - mówili powoli, jakby to mogło zmniejszyć ból, który atakuje moje serce i ciało. Czuję, że coś ciągnie mnie w dół. Jest mi niedobrze a moje nogi odmawiają posłuszeństwa. Mam wrażenie, że spadam w dół. Nie krzyczę, po prostu pozwalam czarnej dziurze wciągnąć mnie setki metrów pod ziemię.  
-Nie martw się, poradzimy sobie. Twojemu bratu nic nie grozi, nie zrobią mu krzywdy. Chcą tylko się z nami podroczyć i pokazać, że są sprytniejsi i silniejsi. Wszyscy wiedzą, że to bzdura - natłok jego słów sprawia, że czuję, jak każde słowo wbija się w moją skórę, jak igły.  
-Czy ty w ogóle siebie słyszysz? Mój brat dostał się w łapy obłąkanego demona, nie wiemy gdzie jest i co z nim robią a ty pierdolisz, żebym przestała się martwić?! - krzyczę, ale on ani drgnie. Próbuje zrozumieć moją złość, co jeszcze bardziej mnie denerwuje. Nie chce, żeby mnie rozumiał, nie chcę, żeby patrzył na mnie współczującym wzrokiem. Nie chcę patrzeć na jego silne ramiona, które są w każdej chwili gotowe mnie zatrzymać i przytulić. Nie chcę go widzieć.
-Poza tym jakie "poradzimy", "wyciągniemy"? Podobno się wycofałeś i nie bierzesz udziału w walce - dostrzegam w jego złotych tęczówkach zaskoczenie, jakby nie spodziewał się tego, że już o wszystkim wiem. - Jesteś zwykłym tchórzem - rzucam mu pogardliwe spojrzenie. Odwracam się, chce odejść. Nie wiem dokąd, nie mam pojęcia, gdzie szukasz Marcela. Przyspieszam, ale jego ciepłe dłonie chwytają mnie stanowczo za ramię.  
-Tak, jestem tchórzem. Jestem idiotą, że tam postąpiłem. Nigdy sobie nie wybaczę tego, jak się względem ciebie zachowałem - przytrzymuje mnie jedną ręką, abym się nie wyrwała a drugą chwyta mój policzek. - Łatwiej było mi uciec, niż się ze wszystkim zmierzyć. Rachel, to nie tylko walka z demonami. Dla mnie to jedna, wielka, cholerna bitwa z uczuciami. Nie radzę sobie z tym. Nie radzę sobie już z niczym, odkąd muszę spoglądać na ciebie i Gabriela. To mnie zabija, zabija mnie od środka i nie pozwala normalnie oddychać. Dostrzegam to, co straciłem, ale wiem, że jest już za późno, żeby cokolwiek naprawiać. Przepraszam, nic więcej nie jestem w stanie powiedzieć - jego złote tęczówki błyszczą nienaturalnie. Przestań, Rachel! Przestań się na niego patrzeć! Przestań dawać się omamiać. To tylko bzdury, kolejne bzdury, którymi cię karmi.  
-Tak, jest już za późno. Kocham Gabriela, to się nie zmieni - próbuję brzmieć stanowczo, staram się, aby mój głos nie drżał, ale to niemożliwe. Siedzi we mnie zbyt wiele uczuć, które znajdują teraz ujście. Kiwa ze zrozumieniem głową. Puszcza mnie.  
-Pomogę wam, zostanę - próbuje się uśmiechnąć, rozładować napięcie, ale czuję się jeszcze gorzej. - Mogę ostatni raz cię przytulić? - jego pytanie zadziwia mnie i sprawia, że zasycha mi w gardle. Nie jestem w stanie niczego powiedzieć, więc kiwam niepewnie głową. Bez zastanowienia, bez żadnych wątpliwości pokonuje dwa, niewielkie kroki, które nas od siebie dzielą. Przyciąga mnie mocno do siebie, obejmując za szyję. Moje ręce wiszą bezradnie wzdłuż ciała. Chwilę później się odsuwa i całuje mnie w czubek głowy.
-Proszę, proszę, kogo moje oczy widzą! Jestem pod wrażeniem, kocie! Zdobywasz serce za sercem. Jestem ciekaw, co na to Gabriel - odwracam się gwałtownie do tyłu. Silna ręka Alexa powstrzymuje mnie, ale na próżno. Białe, wielkie kły lśnią w półmroku.

Malolata1

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1761 słów i 9815 znaków.

8 komentarzy

 
  • agnes1709

    "... wyparowała, bynajmniej w tej chwili" - "... wyparowała, PRZYNAJMNIEJ..." - słońce moje :kiss:

    26 lut 2017

  • Malolata1

    Nie mam pojęcia. :(

    27 mar 2015

  • dominika

    Będą kolejne części?

    10 mar 2015

  • an

    Dodaj kolejejna cześć:)

    23 lis 2014

  • xyz

    Kochana, kiedy dodasz kolejną? :)

    25 cze 2014

  • LittleScarlet

    Dobre. (y)

    12 cze 2014

  • Niki

    no w końcu ile można czekać wrrr ;> ale warto było super

    12 cze 2014

  • malinowamamba20

    Długo czekałam, ale się opłacało ! Boskie !

    12 cze 2014