O Wszystko Albo Nic Rozdział 19

O Wszystko Albo Nic Rozdział 19Rozdział 19
Roman  

- Może nie powinieneś dziś walczyć – powiedział twierdząco Chris patrząc jak wcieram w kark maść.
- Muszę – rzekłem. – I chcę. Wiesz, że bez tego ciężko żyć – powiedziałem.
- No wiem, ale do głównej walki zostały dwa miesiące. Powinieneś się oszczędzać, a potem…
- Potem muszę iść na operację. Lekarz wykrył, że to poważny problem z kręgosłupem, a w tym odcinku jest niewielka przepuklina – powiedziałem i wskazałem dłonią miejsce.  
- Cholera – wydusił Chris. – Czemu nie powiesz, jaka jest sytuacja i...
-I mam odejść? Nie ma mowy. Zaryzykuje. Z resztą to nie pierwsza i nie ostatnia moja kontuzja w tym zawodzie.
- Stephanie wie? – spytał.
- Tak.  
- A jednak godzi się na twoje walki, bo potrzebuje wykończyć was na oczach tych miliony ludzi.
- Ona chce udowodnić Sethowi, że może wszystko – rzekłem.
- Tak sądzisz? Chodziłoby jej tylko o Rollinsa, a może tobie chce dać nauczkę za odrzucenie.
- Daj spokój.  
- Stephanie jest bardzo pamiętliwą osobą i wiem, że źle znosi odrzucenie – Chris zamilkł. – Wiem sam po sobie, gdy dostała ode mnie kosza.
- Chciałeś czegoś więcej niż przelotnego romansu. Każdy z nas chyba potrzebuje miłości na stałe, a nie na chwilę.
- A ty już znalazłeś taką miłość Romek?
- Tak – odpowiedziałem.
- Ale wiesz, że nie łatwo będzie, bo ona ma przy sobie kogoś, kto ją już traktuje jak swoją własność, a ty jesteś trochę jeszcze obcy.
- Mówisz o Allanie – powiedziałem twierdząco i lekko uśmiechnąłem się pod nosem.
- Dokładnie. On jest chyba jej cieniem. Wszędzie go pełno.
- Reigns! – Usłyszałem swoje nazwisko, a potem przywołanie. – Na scenę.
- Idę- rzekłem do Jericho i stanąłem przed ciemnymi zasłonami.

Po chwili rozległa się moja muzyka i wszedłem powolnym, ale pewnym siebie krokiem na rampę. Światła powędrowały w moją stronę i nawet trochę dymu wpuszczona pod moje nogi, a kiedy ruszyłem i skierowałem głowę w prawą stronę spostrzegłem plakat przedstawiający moją osobę. Uśmiechnąłem się, a potem ruszyłem po rampie w stronę ringu. Przed samym wejściem zatrzymałem się i rozejrzałem na wszystkie strony jakby świata. Później już tylko stawiałem kroki na materacu i trzymałem się lin, które otaczały ring.
W końcu stanąłem na linach, które od mojego ciężaru lekko się ugięły. Nogi trzymały się mocno, kolana oparły o metalowy pręt i jak to w zwyczaju podniosłem lekko ręce, mocno zacisnąłem pięści i skierowałem je ku skronią, a następnie uniosłem w górę. Ludzie wiwatowali, ale znaleźli się tacy, którzy buczeli i skandowali: „Roman suck”. Przyzwyczaiłem się, dlatego uśmiechnąłem się i zszedłem z lin. Poprawiłem lewą ręką włosy i wtedy spod łba zerknąłem na siedzącego w rogu Braya Wytta. To on był dziś moim przeciwnikiem. Patrzyłem na niego z pogardą, a on tylko śmiał się i nerwowo przeczesywał włosy, aby potem dłońmi poklepywać swoją twarz. Sędzia kazał nam się zbliżyć do siebie. Stanęliśmy w środku ringu i wtedy zapanowała ciemność, a po chwili światła reflektorów ponownie zabłysły i zobaczyłem ring otoczony przez wrogów. Na wprost stał nadal uśmiechnięty Bray, po lewej jego stronie zbliżał się w moim kierunku Ziggler, a po prawej widziałem olbrzyma w postaci Mahala. Następnie lekko skierowałem swoje ciało za siebie i zobaczyłem Owensa wspartego przez Joe. Długo nie myśląc zrobiłem krok w przód i patrząc na pożeracza światów wymierzyłem mu uderzenie w twarz z otwartej dłoni. Zachwiał się, a więc poprawiłem mu i wymierzyłem cios supermana. Upadł na materac, a wtedy zerknął za mnie i kiedy się odwróciłem poczułem cios w brzuch ze strony Owensa i silne szarpnięcie, a następnie uderzenie w szczękę, nos, skronie od Samo Joe. Starałem się unikać ciosów i wymierzać uderzania, nawet te na oślep, ale zatrzymano mnie. Ziggler i Mahal złapali mnie za dłonie, a następnie przytrzymali pod pachy i ustawili gotowego do mocnych uderzeń dwóch przeciwników. Owens i Joe na zmianę okładali moją klatkę piersiową i brzuch. W końcu na chwilę zaczęli się szczycić swoim zwycięstwem i wtedy wyszarpnąłem się Dolphowi. Uderzyłem go w twarz. Puścił mnie, a więc chwyciłem za głowę Jindera. Popchnąłem go na liny, a kiedy się odbił uderzyłem go dwa razy z otwartej dłoni. Zszedł z ringu, a ja uderzeniem z buta poczęstowałem obu grubasów. Opadli, ale Joe podniósł się, a więc uchwyciłem go i wrzuciłem z całych sił do narożnika. Potem zacząłem częstować go  corner clothesline, wielokrotne uderzenia ostudziły jego zapał. Odsunąłem się i uderzyłem go zaciśniętą pięścią w twarz.  
Następnie poczułem szarpnięcie, pocałunek w czoło i zawisłem patrząc z dołu na spoconą twarz Wyatta, ale wysmyknąłem się i wykonałem mu samoan drop.  Podniósł się, a więc szybko i zwinnie zarzuciłem go sobie na plecy, aby następnie z całych sił wykonać ten sam atak. Tym razem nie podniósł się, ale wrogowie weszli do ringu. Razem stanęli prze demną. Nie zamierzałem uciekać, choć mogłem się wycofać. Tyły miałem niezagrodzone, ale to nie w moim stylu. Uśmiechnąłem się do nich i gestem dłońmi wskazałem, aby ruszyli na mnie.
- Brać go! – Usłyszałem krzyk Wyatta, ale wtedy rozległa się muzyka Deana, a potem Setha, którzy stanęli za mną.  
Lekko spojrzałem na nich obu i skinąłem głową w ramach wdzięczności. Po chwili za naszymi wrogami stanęli Corbin i Finn. Baron trzymał w dłoni metalowe krzesło i trochę zaczął szaleńczo się uśmiechać.  
- No! Dalej Wyatt! – krzyknąłem w jego kierunku i nagle nastała ciemność.
Po krótkiej chwili zapanowała jasność, a naszych przeciwników nie było. Zeszliśmy ze sceny i na zapleczu, za kotarą poklepałem Deana po ramieniu i popatrzyłem na grupę.
- Dziękuję wam – powiedziałem.
- Nie ma, za co – rzekł Finn. – Tworzymy drużynę i musimy, a raczej powinniśmy sobie pomagać – dodał, a ja wyciągnąłem w jego kierunku rękę.  
Ścisnęliśmy się, a potem Corbin poklepał mnie po obolałych plecach.
- Idź do lekarzy – wtrącił Seth przerywając tę chwilową sielankę.
- Pójdę – powiedziałem i ruszyłem w kierunku pokoi lekarzy oraz pielęgniarzy.
Dwadzieścia minut trwało badanie. Pan doktor Idaho nie był zadowolony, że brałem udział w tak dużej walce. Moje zdrowie powinno być dla mnie najważniejsze, ale łatwo komuś tak mówić, gdy przez całe swoje życie robiło się i znało się tylko na tym.
- Nie ominie cię operacja. Radziłbym, aby podczas dużego starcia nie nadwerężać się i raczej uchylać się lub poddać dla dobra twojego karku. Dla dobra całego kręgosłupa – powiedział doktor i opuścił pomieszczenie.
Po pięciu minutach weszła do środka pokoju Brie. Rzuciła mi się na szyję i pocałowała w policzek. Zobaczyłem, że chłopacy zaglądają do pomieszczenia i zaczynają klaskać oraz gwizdać. Brie zarumieniła się, a ja schowałem jej drobne ciało w swoje duże, silne ramiona.

NataliaO

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1338 słów i 7187 znaków.

Dodaj komentarz