Happyendów nie ma: rozdział pierwszy

Dopiero będąc kilkatysięcy stóp nad ziemią, uświadamiam sobie jak nieważne jest moje życie. Takie kruche. Wystarczy, że coś pójdzie nie tak, a ja spadnę w dół i już nigdy nie zobaczę osób, które kocham. Zaczynam zdawać sobie sprawę jak nieważne i miało istotne dla całego świata są moje problemy. I mi to nie przeszkadza, bo to są moje problemy. Nikt nie musi wiedzieć, że za każdym razem, kiedy go widzę, chce się śmiać i płakać, że nasza znajomość niszczy mnie od środka.
Od naszego zerwania miną rok, a ja siedzę w samolocie i wyruszam w kolejną podróż, byleby uciec przed światem. Sama nie wiem czemu uciekam, skoro chciałabym być z nim, ale po prostu to robię. Może czegoś szukam? Tego do końca nie wiem, a nawet nie jestem pewna czy kiedykolwiek znajdę na to odpowiedź.  
Chłopak, siedzący po mojej lewej stronie próbuje zacząć ze mną rozmowę, ale ja tylko uśmiecham się do niego blado i tłumacze, że jestem zmęczona. Co jest po części prawdą, choć i tak wiem, że nie uda mi się zasnąć.  
Znów patrzę w widok za oknem i uśmiecham się pod nosem. Wszystko wydaje się takie małe, nawet góry, które wyraźnie odznaczają się pośród rownin. A i tak najbardziej lubię przelatywać na chmurami, są jak białe, delikatne morze, do którego chcesz wskoczyć. I to uczucie, kiedy uświadamiasz sobie, że jesteś częścią tego pięknego świata.
Nie zauważam nawet kiedy samolot ląduje, a ludzie powoli zaczynają z niego wychodzić. W końcu jestem na miejscu. Już od dawna chciałam polecieć do Londynu, ale jakimś trafem zawsze wybierałam inne miejsca. Jakiś czas czekam na moją walizkę, a potem zabieram ją szybko i wychodzę przed lotnisko, gdzie miała czekać na mnie dziewczyna, którą poznałam przez internet.
Rozglądam się dookoła i wiedzę wysoką brunetke, która trzyma w ręce tabliczkę z moim imieniem i nazwiskiem. Zaczynam szybciej iść w jej stronę, ciągnąc za sobą moją ciężką walizkę, a ona rozkłada szeroko ramiona i przytula mnie. Jej zachowanie jest dla mnie na tyle dziwne, że przez chwilę stoję bez ruchu, ale zaraz potem zaczynam śmiać się szczerym, głośnym śmiechem.  
-Jak się masz?- pyta mnie z mocnym akcentem, oczywiście po angielsku.  
-Jestem wykończona- uśmiecham się, a ona prowadzi mnie w stronę ładnego,   czarnego mercedesa. Szybko otwiera bagażnik i zabiera ode mnie walizkę. Jak na tak szczupłą, jest zaskakująco energiczna i silna.
Wsiadamy do samochodu i przez chwilę panuje niegrzeczna cisza. Trudno jest rozmawiać z kimś tylko przez internet, a później przyjechać do niego do domu. Ale robiłam to już na tyle często, że wiem, że dam radę.  
-Wiem, że wcześniej nie mówiłam, ale mieszkam z bratem- uśmiecha się przepraszająco, jakby to był dla mnie jakiś problem.
-W porządku, jestem naprawdę wdzięczna, że mogę u ciebie pomieszkać przez ten miesiąc. Cenę mamy do uzgodnienia, tak?- pytam, podziwiając widoki za oknem.  
-Już Ci przecież mówiłam, że nic nie płacisz- mówi takim tonem, jakby miała zacząć na mnie krzyczeć. Jednak zamiast tego, wybucha śmiechem i mówi, że z przyjemnością ugości mnie za darmo, jeśli tylko ugotuję jej pierogi. Patrzę na nią zdziwiona, a ona tłumaczy, że była kiedyś w Polsce i kocha naszą kuchnie. Niestety nie mogę powiedzieć tego samego o angielskim jedzeniu, bo nigdy go nie jadłam, więc zmieniam temat.
-Chodzisz do collegu?- pytam, a ona kiwa powoli głową jakby zastanawiając się nad odpowiedzią.  
-Tak, ale często opuszczam zajęcia- tłumaczy, a ja zaczynam się śmiać. Jestem już niemal na sto procent pewna, że nie będę się z nią nudzić.
-A ty? Uczysz się czy pracujesz?
Zastanawiam się chwilę co odpowiedzieć. Nie mam jako tako pracy. Jestem fotografem. Żyję z tego co zarobie, z tego jakie i za ile zdjęcia sprzedam, a podróże pomagają robić mi niesamowite fotografie.
-Zajmuje się fotografią- mówię w końcu i lekko się rumienie, bo pod czas gdy ja bawię się i podróżuje, ona studiuje,   nawet jeśli omija zajęcia.  
-Ale fajnie! Zamawiam sesje- uśmiecha się, a ja obiecuję, że jeśli odprowadzi mnie po Londynie, zrobię jej najlepsze zdjęcia na świecie.  
W końcu podjeżdżamy pod mały domek z cegły, który bardziej pasuje do starego małżeństwa niż do młodej, energicznej dziewczyny. Z domu wybiega jakiś chłopak, uderzająco podobny do niej i pomaga zabrać mi moje rzeczy. Dziękuję mu uśmiechem i idę za nim do pokoju.
Sypialnia jest mała, ale za to ma duże łóżko, na które od razu się rzucam, a chłopak kładzie walizkę pod oknem.
-Podoba Ci się?- pyta z jeszcze ładniejszym akcentem niż, jak się domyśliłam, jego siostra.
-Jest śliczny- podnosze się z łóżka i wyciągam rękę w jego stronę.- Jestem Izabella.
-Jestem Leo- w jego policzkach pojawiają się dołeczki, a ja uśmiecham się na ich widok.  
-Na pewno lubisz de Caprio- śmieje się, a on życzy mi dobrej nocy i wychodzi.
Z westchnieniem siadam na łóżko i patrze na ekran telefonu. Kuba dzwonił do mnie dwa razy, ale jak zwykle, po locie, miałam wyciszoną komórkę. Kładę głowę na poduszce i oddzwaniam do chłopaka.  
-Hej- krzyczy do słuchawki, a ja zaczynam się śmiać. Przez parę lat naszej znajomości nic się nie zmienił. No może trochę wyprzystojniał, ale nie mam zamiaru mu tego mówić.
-Chcesz żebym ogłuchła?- udaje złą, a tym razem to on zaczyna się śmiać. Przez chwilę się przedżeźniamy, wywołując u siebie napady śmiechu, przez co obawiam się co o mnie pomyśli Leo i jego siostra. W końcu pyta mnie jak podoba mi się Londyn.
-Jeszcze nie zobaczyłam za wiele- tłumacze, a potem opowiadam o sympatycznym rodzeństwie u którego się zatrzymałam.  
-Ale z tym chłopakiem to grzecznie- znów zaczyna żartować, a ja sobie myślę, że już od dawna jestem "grzeczna".
-Ja zawsze- odpowiadam tylko i mówię, że idę już spać, bo podróż mnie wykończyła.
-Pa, miłości mojego życia!  
-Dobranoc mój księciu- chichoczę i rozłączam się. Gdyby on tylko wiedział, że nie żartuję z tym księciem. Że naprawdę go kocham.
Otwieram walizkę i wyciągam z niej pierwszy lepszy podkoszulek, który rzucam na łóżko i ściągam stanik. Rozlega się pukanie do drzwi, a ja szybko wkładam T-shirt i biegnę je otworzyć. Na progu stoi brunetka i uśmiecha się do mnie. Otworam jej szerzej drzwi i wpuszczam do środka.  
Dziewczyna siada na łóżku i rozglądała się po pokoju, a potem zatrzymuje swój wzrok na mnie.
-Jutro muszę iść na zajęcia, więc mój brat może się tobą zająć.  
-On nie idzie?- pytam, siadając na krześle przy biurku i opierając głowę na kolanach.
-Nie wiem czy miał to w planach, ale kazałam mu zostać. Ma słuchać starszej siostry- zaczyna się śmiać, a ja przyglądam się jej zdziwiona. Nie chce jej urazić, ale to ona wygląda na młodszą.  
-Ile jesteś od niego starsza?
-Jakieś trzy minuty- wzrusza ramionami i zaczyna się śmiać, kiedy widzi moją minę.- Jesteśmy bliźniętami- tłumaczy, choć ja już się tego domyśliłam.  
Pyta mnie czy mam ochotę coś zjeść, a ja energicznie kiwam głową, bo od rana nie miałam nic w ustach. Schodzimy na dół, do kuchni, gdzie Leo stoi przy kuchence i coś miesza.
-Mogę jakoś pomóc?- pytam, a on odwraca się do mnie i wręcza mi drewnianą łyżkę, która ma w ręce.  
-Pilnuj, żeby papryka się nie przypaliła- informuje mnie i zagląda do piekarnika.- Mięso jest z obiadu, ale mam nadzieję, że ci to nie przeszkadza?- spogląda na mnie, a ja mówię, że już nie mogę się doczekać kiedy je spróbuję.  
Kolacja okazuje się przyszna. Papryka jest idealna, przez co cieszę się, że pomogłam ją zrobić. Kurczak nie jest suchy, choć Kimberly ciągle dokucza swojemu bratu i mówi, że nie da się go pogryźć. Leo udaje smutnego, ale zaraz potem wybucha śmiechem. Wydaje mi się, że są że sobą naprawdę blisko i cieszy mnie ich widok. Ja nigdy nie dogadywałam się dobrze z moim rodzeństwem, dlatego teraz, kiedy wracam do Polski, nawet do nich nie dzwonie. Ich życie mnie nie obchodzi, taka jak moje nie obchodzi ich.
-Bella- zwraca się do mnie Leo, wpatrując się we mnie zielonymi oczami.- Co chciałbyś zobaczyć najpierw?
-Miejsce gdzie można się napić i zabawić oczywiście!- zaczynam się głośno śmiać, Kim chichocze cicho, co do niej zupełnie nie pasuje, a Leo patrzy na mnie rozbawiony, ale obiecuję, że mnie weźmie w takie miejsce.  
Pomagam im zmyć naczynia, a potem wracam do sypialni. Jestem jeszcze bardziej zmęczona niż godzinę temu, a oczy kleją mi się do snu, kiedy w końcu wchodzę pod kołdrę,   która pachnie lawendą.
Następnego dnia budzi mnie pukanie do drzwi, ale ignoruje je, zasłaniając sobie głowę poduszką.  
-Jeśli w tej chwili mi nie otworzysz, nigdzie z tobą nie idę- słyszę rozbawiony głos Leo i zwlekam się z łóżka. Wiem, że wyglądam fatalnie i nie powinnam w takim stanie się mu pokazywać, ale mam to gdzieś, otwieram drzwi.
Leo jest już ubrany, a ja otworam buzię ze zdziwienia. Dopiero w świetle dnia zauważam jak cholernie przystojny on jest. Ma na sobie zwykłe jeansy w których wygląda idealnie, a do tego szary podkoszulek, który ładnie opinia jego ramiona.
-Musisz budzić mnie tak wcześnie?- uśmiecham się do niego, żeby nie wziął moich słów na zbyt poważnie.
-Jest już trzynasta- na jego twarzy pojawia się wredny uśmieszek, a ja jestem zdziwiona, że jest go na niego stać. Leo patrzy na mnie przenikliwym wzrokiem, a ja dopiero teraz uświadamiam sobie, że mam na sobie tylko podkoszulek bez stanika, bo właśnie tak zazwyczaj sypiam. Na mojej twarzy pojawia się rumieniec wstydu i proszę go, żeby dał mi kilka minut na ubranie się.  
-Jasne- mruga do mnie i odchodzi, a ja delikatnie zamykam drzwi. Gdyby nie to, że jestem zakochana, mogłabym zostać jego dziewczyną, a nawet żoną.
Szybko ubieram sukienkę, a na to sweterk i schodze na dół, zapytać się Leo czy mogę mu w czymś pomóc. On tylko kiwa głową i karze mi usiąść w miejscu, żeby mógł przygotować mi śniadanie.  
-Lubisz jajka?- pyta, a ja uśmiecham się do niego przepraszająco i odpowiadam, że ich nienawidzę.  
-A bekon?  
-Chętnie spróbuję- kiwam głową, a po dziesięciu minutach stoi przede mną talerz pełen jedzenia. Nie chce urazić Leo, więc zaczynam jeść, ale nie udaje mi się wcisnąć wszystkiego. Odkładam talerz na bok i pod czas, kiedy chłopaka nie ma w kuchni, zaczynam myć naczynia.
-Cholera jasna, Iza!- krzyczy, a ja wzdrygam się lekko. Zazwyczaj tylko Kuba do mnie przeklina, a do tego jedynie w żartach. Odwracam się w stronę Leo i uśmiecham przepraszająco, choć nie wiem co do końca zrobiłam źle. Chciałam tylko pomóc.  
Chłopak zaczyna się śmiać, widząc moją minę i zabiera patelnie z moich rąk. Wybieram dokładnie dłonie i przyglądam się jak Leo kończy moją pracę.  
-Nie umiesz usiedzieć w miejscu?- zaczyna się śmiać.
-Och, przepraszam- czuje się zażenowana. Najwidoczniej Leo nie lubi, kiedy obcy zachowują się w jego domu jakby byli u siebie. Zresztą nic w tym dziwnego.- Następnym razem będę pamiętać, żeby się pilnować i nie zachowywać się jak u siebie.
-Nie o to mi chodzi- widać, że jest lekko zawstydzony.- Po prostu jesteś naszym gościem i głupio się czuje, kiedy sprzatasz- tłumaczy, a ja się do niego uśmiecham. Jest naprawdę słodki,   ale ja nie mogę nic nie robić przez cały miesiąc. Właśnie dlatego nie lubię mieszkać w hotelach, kiedy jestem w podróży, nienawidzę, kiedy ktoś mnie obsługuje.  
Po krótkiej chwili Leo mówi, żebym zakładała buty, bo przecież obiecał zabrać mnie do miejsca, gdzie można się zabawić. Uśmiecham się, powstrzymując śmiech i ubieram moje ulubione koturny.
-Wyglądasz świetnie- Leo otwiera mi drzwi i prowadzi w stronę samochodu.



  Cześć Wam wszystkim!
Nie mogłam się doczekać, żeby dodać tę część. Tak. Pierwszą część mojego nowego opowiadania. Jak może zauważyliście jest pisana w trochę innym stylu, ale to chyba dlatego, że trochę dorosłam i zmieniłam się jako pisarka przez ostatni rok. Mam nadzieję, że to opowiadanie też się przyjmie. Dziękuję Wam, koniec mowy.

             Przesłodzone

Przeslodzone

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2238 słów i 12365 znaków.

3 komentarze

 
  • Natusik

    Uuu :)

    23 paź 2016

  • Nika....

    Jest interesujące ;) czekam na dalszy rozwój akcji :D

    2 paź 2016

  • natallla7

    Mega <3 tak samo jak i poprzednie opowiadanie :) czekam na kolejną <3

    1 paź 2016