31
- Coś tu się nie zgadza. – Helga nie zamierzała opuszczać lasu. – Niedźwiedzie nigdy nie żyły na tych terenach, a nawet jeśli jakiś by się tu przybłąkał, to na pewno nie ryzykowałby podejścia do miasta.
- Przyznam, że nie trzyma się to kupy. – wypowiedział się Kalvin. – Właściwie nic w tym wszystkim nie trzyma się kupy, ale to jedyny trop jaki mamy. Jeśli macie jakieś lepsze pomysły, możecie się z nami podzielić.
- Morderstwo. – powiedział Harry. – To, że noga została odgryziona wcale nie oznacza, że zwierzę jest za to odpowiedzialne. Ktoś mógł upozorować to w ten sposób, aby zmylić policję.
- Wy Amerykanie uważacie, że wszędzie jest tak samo, jak u was. W Lingstoon nie było żadnego morderstwa od czasu drugiej wojny światowej. Nikt tu nie jest nawet agresywny. Przyznaję, że Iana nie wszyscy lubili, ale na pewno nikt mu źle nie życzył.
- Dosyć. – Dave poprawił kaburę i stanął przed nimi. – Nic z powyższych nie ma żadnego znaczenia. Skupmy się na tym, co wiemy. – odkaszlnął. -A wiemy tyle, że w lesie nie jest bezpiecznie i dopóki sprawa nie zostanie wyjaśniona, nikt nie ma prawa w lesie przebywać. Obiecałem szeryfowi, że przyprowadzę was bezpiecznie do hotelu i słowa zamierzam dotrzymać.
- Nie możecie nas zmusić. – Niemka nie zamierzała odpuścić. – Wiemy, jak sobie radzić ze zwierzętami, nawet wściekłymi. Zostajemy.
- Na litość boską...
Słowa policjanta przerwał huk. Ziemia pod nimi zadygotała i kilka przedmiotów przewróciło się na bok. Z drzew spadło trochę liści. Wszyscy zamarli i spoglądali na siebie z niemym pytaniem. Trwało to kilka sekund. Potem usłyszeli kolejny huk, jednak tym razem ledwie słyszalny.
- Co to do diabła było !?
- Brzmiało jak... – Harry rozejrzał się i dostrzegł przerażone twarze jego towarzyszy. -...wybuch.
32
Kalvin wspiął się na jedno z wyższych drzew.
- Widzę dym. Rzeczywiście coś tam wybuchło. – zeskoczył na ziemię i otrzepał się z brudu. – tylko co?
- Jak daleko stąd? W którym kierunku? – zapytał ktoś.
- Dalej na północ. To nie ma sensu.
- Dlaczego? – zapytał Harry.
Myśliwy wyciągnął z plecaka mapę. Dokładnie taką samą, jaką nie tak dawno sprzedał turystom. Wszyscy zebrali się wokół i słuchali Szkota.
- Teraz jesteśmy tu. – wskazał palcem właściwie środek lasu. – Eksplozja była gdzieś tu. – przejechał nieco wyżej. – Już teraz jesteśmy w dziewiczej części lasu, a im dalej na północ, tym bardziej dziko.
- Do czego zmierzasz? – zapytał Andreas.
- Zmierzam do tego..- odpowiedział Kalvin. – że nie ma tam nic, co mogłoby wybuchnąć. Nie rozumiecie? Dalej jest tylko las.
- Sprawdźmy to. – zaproponował Harry.
- O nie, nie. – zaoponował Dave. – to nie nasza broszka. Wracamy do Lingstoon.
- A co, jeśli jacyś ludzie ucierpieli przy wybuchu? Z tego, co mi się wydaje, jesteśmy jedyną pomocą, która może tam dotrzeć w ciągu kilku godzin. Nikt nie zna lasu lepiej od Kalvina, a ty jesteś policjantem. – rozejrzał się po twarzach pozostałych. – musimy tam pójść.
- Nie ma tam żadnych ludzi.
- A co, jeśli są?
Zapanowała cisza. Wszyscy patrzyli to na Harry’ego, który przysiadł ciężko pod drzewem, to na Dave’a, który kręcił głową trzymając się za biodra. Bright zwinął mapę i energicznie zarzucił za siebie plecak. Wyprostował się i powiedział:
- Chłopak ma rację. Musimy przynajmniej zobaczyć co się stało. – spojrzał na policjanta. – Potem zabierzemy ich do Lingstoon. Przy takim dowodzie o niebezpieczeństwie w lesie, chyba nikt nie chce tu już szukać potworów.
Dave miał jeszcze coś powiedzieć, ale zamknął usta i poszedł się spakować. Reszta zrobiła podobnie. Przygotowali się do wymarszu w kilkanaście minut. Każdy miał odmienny pogląd dotyczący niespodziewanej eksplozji, ale wszyscy mieli jedną, wspólną cechę: byli ciekawscy.
33
Droga przypominała tę, którą do tej pory przebyli. Może z wyjątkiem wody. Im dłużej szli, tym na twardszym lądzie stawali, aż w końcu spokojnie mogli narzucić wysokie tempo marszu. Grupie przewodził Kalvin z Andreasem. Niemiec wypytywał myśliwego o lokalną faunę. Nieco z tyłu szła Helga, z zadartą głową. W drzewach były setki ptaków, a ona nie mogła darować sobie takiego widoku. Kawałek za nią szli Harry, Elma, Lisa i Tommy, i dyskutowali o sytuacji.
- Cóż, przebukujemy bilety i wrócimy nieco wcześniej. – Powiedział Tom.
- Wciąż możemy spędzić resztę wakacji razem, gdzieś w Stanach. – dodała Lisa.
- Szkoda, że tak się wszystko ułożyło. Ta historia o Kle zapowiadała się ciekawie.
- Wciąż się zapowiada. – powiedział Harry. – Nie mamy pojęcia, co znajdziemy w lesie. Widzieliście Kalvina? Pierwszy raz widziałem go z taką poważną miną. Dzieje się tu coś dziwnego i on to wie.
- Jak myślisz, co mogło się stać? – zapytała Elma.
- Nie ma tu nic, co mogłoby być celem militarnym, więc manewry wojskowe odpadają. Mógł rozbić się samolot, ale z drugiej strony słyszelibyśmy ryk silnika, jakby leciał tak nisko i blisko nas. Pozostaje chyba tylko trzecia możliwość, wybuchło coś, co już tam było.
- A to przecież...
-...dziewicza część lasu. Tak, nasza przygoda wciąż jeszcze może zostać uratowana.
- Ku przygodzie! – podsumowała Elma i cała czwórka roześmiała się od ucha, do ucha.
Dave szedł zły na samym końcu, a humor starały się mu poprawić Amy i Jessica.
-Nie rozumiecie. Tu w lesie krótkofalówki nie mają zasięgu i nie mogę skontaktować się z Lingstoon. Szeryf na pewno już się niepokoi, a teraz po tym wybuchu na pewno sra pod siebie.
- Oj, dajże spokój – Blondynka położyła mu rękę na ramieniu. – Przecież to duży chłopiec, tak jak ty. Poradzą sobie.
- Nie wiesz jaki on jest. Gdy wrócę po kilku dniach, szeryf nie uzna żadnej wymówki i powie, że się na mnie zawiódł. Powie, że potrzebował mnie w Lingstoon, albo coś takiego.
- Spójrz na to inaczej. – zasugerowała Amy. – Być może niedługo znajdziemy coś niezwykłego i będziesz pierwszym policjantem na miejscu. Myślę, że gdy szeryf dowie się co zrobiłeś, to nie będzie na ciebie zły.
- Tak, być może. Przepraszam. Po prostu ten człowiek jest dla mnie jak ojciec, którego nigdy nie miałem. Cholernie mi smutno, gdy go rozczarowuję.
- Tym bardziej powinieneś wziąć się w garść.
Kalvin zatrzymał się i zaczekał, aż wszyscy go dogonią.
- Słuchajcie, teraz wejdziemy do części lasu, o której bardzo niewiele wiem. Uważajcie gdzie stajecie. – zamyślił się, po czym zaczął mówić nieco głośniej. – Wszyscy tu jesteście wprawnymi podróżnikami, prawda? – odpowiedzieli mu skinieniem głów. – jesteście gotowy przeciwstawić się przyrodzie i środowisku? – ponownie potwierdzili. – Jesteście nie do powstrzymania?
- Tak, do ciężkiej cholery! – obruszył się Dave, poddenerwowany wystąpieniem myśliwego. – A o co chodzi, coś nam grozi?
- Obawiam się, że wszyscy zginiemy.
Wszyscy spojrzeli na Kalvina szeroko rozwartymi oczami.
- Coś ty powiedział? – policjant podszedł do niego z groźnie wymierzonym palcem. Bright jednak poklepał go po policzku i uśmiechnął się szeroko.
- Żartowałem. – powiedział wesoło. - po prostu chciałem wam powiedzieć żebyście trzymali się blisko. Zapowiada się na niezłą burzę.
34
George siedział właśnie na dachu i czyścił rynny. Drzewa rosnące niedaleko jak zwykle sprawiły mu dużo roboty i obsypały liśćmi cały dach. A przecież jesień jeszcze przede mną – pomyślał.- wszystko przez ten wiatr. Wyprostował się i poczuł, że coś strzeliło mu w plecach, chociaż mógłby przysiąc, że usłyszał taki hałas, jakby coś wybuchło. Przeszedł na drugą stronę dachu i zmrużył oczy.
- Jasna cholera...
Daleko przed nim pojawił się dym. Co tam się stało? Ktoś sobie detonuje bomby w naszym lesie? Z każdą sekundą szara smuga rosła i po pewnym czasie była już całkiem nieźle widoczna na niebie. Na chodniku przed domem pojawił się jego sąsiad.
- Hej George! Słyszałeś to? Co to u licha było?
- Nie mam pojęcia. Coś nieźle huknęło. Lepiej skoczę na komisariat. – zaczął schodzić po drabinie.
- Powodzenia. Rynny będą musiały poczekać, co?
- A szkoda. Mamy dziś paskudną pogodę, nie zdziwię się, jeśli będzie padać.
Wszedł do domu, szybko się przebrał i zabrał najpotrzebniejsze rzeczy. Komisariat był zaledwie dwie ulice dalej, nie było sensu brać samochodu. Dotarcie na miejsce zajmie mu mniej niż 5 minut. Otworzył dolną szafkę i zajrzał do środka. Leżała tam broń. Westchnął, sprawdził naboje i schował rewolwer w kaburze na szelkach. Zamknął za sobą i ruszył szybkim krokiem.
George był Anglikiem i to dość nietuzinkowym. Mianowicie był żołnierzem Armii Brytyjskiej i członkiem Korpusu Powietrznego, lecz aktualnie bezterminowo zwolnionym ze służby dla kraju. Był uważany za świetnego pilota i ostatnie dwa lata spędził na służbie w Iraku. Podczas jednego z rutynowych patroli został namierzony przez wrogi helikopter i wielokrotnie trafiony. Zdołał jednak nie tylko pokonać przeciwnika, ale też zwrócić podziurawiony śmigłowiec z powrotem do bazy. O mało nie wykrwawił się przy tym na śmierć. Kule ominęły jednak najważniejsze organy i George doszedł do siebie. Armia w podzięce za służbę wręczyła mu medal i odesłała do domu.
Szybko postanowił, że odpocznie od wszystkiego w malutkiej mieścinie w Szkocji. W domu, który od zawsze należał do jego rodziny, a aktualnie należał dokładnie do niego. W Lingstoon wszyscy szybko poznali Georga i bardzo go polubili. Żołnierz pomagał też czasem policji i dobrze znał szeryfa.
Gdy wszedł do środka, zauważył, że w budynku zrobił się już niezły harmider. Wypatrzył szeryfa i podszedł bliżej. Przywitali się.
- Wiadomo, co się stało?
- Ni cholery. Musimy zebrać ekipę i wyruszyć jak najszybciej. W lesie są turyści.
- Kurwa. Lepiej od razu wyruszajmy.
Szeryf złapał go za rękę i spojrzał prosto w oczy.
- Myślisz, że ma to jakiś związek ze śmiercią Iana? Wiesz... dziki niedźwiedź, pijany staruszek, cholernie duży wybuch w środku lasu. Wszystko dzieje się bardzo szybko i są to rzeczy, które nie zdarzają się często.
- Tak, wiem co masz na myśli. – powiedział George. – To przecież bardzo ciche miasto.
3 komentarze
SzkarlatnyJenkin
Cóż, nie mogę teraz przestać. Nie chcę. Ostrzegałem na początku, także co złego, to nie ja
SzkarlatnyJenkin
Wiesz, zawsze gdy po pewnym czasie czytam już przesłaną pracę, to znajduję błędy. Czasami jest ich sporo. Cieszę się, że zwróciłaś uwagę akurat na coś pozytywnego i dziękuję Ci za to
nienasycona
Zatem czekam na część 11...wiesz dlaczego Cię czytam? Poza tym , co zawarłam w pierwszym komentarzu? Dlatego, że jesteś jedną z niewielu osób tutaj, które wiedzą, jak używać prawidłowo zaimka wskazującego rodzaju żeńskiego....ot, takie zboczenie