Źróło: tvn24.plPasażer leci samolotem Alaska Airlines. Patrzy przez okno i widzi mocno sfatygowane skrzydło, którego część najwyraźniej odpadła. Ale uspokaja go napis tuż nad "usterką" i strzałka wskazująca na ubytek: "Wiemy o tym".
Boeing 737 z kilkudziesięcioma pasażerami na pokładzie 28 lipca wystartował z Burbank w Kalifornii do Seattle.
"Niezwykle profesjonalna forma komunikacji"
Na jego prawym skrzydle jakiś czas po starcie jeden z pasażerów zauważył coś co go zaniepokoiło. Skrzydło nie miało sporego fragmentu i wyglądało tak, jakby jego część była odcięta lub odpadła. Nie to jednak przeraziło go bardziej, a informacja, jaka widniała powyżej: "Wiemy o tym".
Na ziemi okazało się, że "wiedzieli o tym" inżynierowie i mechanicy pracujący na lotnisku, gdy robili przegląd maszyny. Ta z niewiadomych przyczyn jednak uniosła się w powietrze.
Pasażer Alaska Airlines tak opisał zdjęcie jakie zamieścił na bezpłatnym portalu: "Ekipa odpowiedzialna za przygotowanie tego lotu wiedziała, jak zapewnić pasażerom lotu spokój. Metoda komunikacji, jaką obrała pokazała niezwykły poziom profesjonalizmu".
Przedstawiciele przewoźnika zapewnili już, że to "nienajlepsze podejście do zakomunikowania usterki" zostało już wyjaśnione i osoby przygotowujące kolejne rejsy w przyszłości nie będą umieszczały takich informacji na samym samolocie.
Dodał też, że informację ze skrzydła usunięto i teraz trafi ono w całości do naprawy - w październiku.
W środę doszło z kolei do innej usterki w innej maszynie Alaska Airlines. Na wyskości ponad 8 km (25 tys. stóp) komputer pokładowy wydał nagle polecenie dekompresji samolotu, bo czujniki stwierdziły, że ten... stoi na ziemi. Skończyło się na turbulencjach.
źródło: tvn24.pl
Dodaj komentarz