Hajmat - Rozdział 1

Rozdział 1

Wszystko ma swój początek…

-Wstawaj. Kacper wstawaj. Co jest z tobą zaraz zaczynasz wartę. Boże jedyny jak ty się grzebiesz. Bo dzicy wejdą zaraz tu i cię zabiorą. – powiedział głos który dobrze rozpoznawał. Był to Maciek jego najlepszy przyjaciel.  
- Wstaje nie widać ? Chłopie przychodzisz do mnie i od rana mnie wkurzasz co to ma być. – burknął i przykrył się kocem. – Idziesz na warte ?  
- Ja? No coś ty, mam dyżur przy pompach. Ehh wolał bym iść na warte ale co zrobisz. – odpowiedział i usiadł w kącie na starym drewnianym krześle.
Mieszkanie Kacpra o ile można to tak nazwać całe 8m2. W jedynym pokoju jaki posiadał znajdowała się kuchnia i sypialnia. Obok wejścia po lewej stronie pod ścianą znajdował się siewnik. Po przeciwnej stronie stał mały stolik na którym w nieładzie porozrzucane było mnóstwo rzeczy
Śrubki, nakrętki, szklanka, resztki "herbaty”, łyżka i jego pocztówki. W rogu koło stołu znajdowało się krzesło na którym właśnie siedział Maciek. Chłopak miał może z 17 lat, jasna skóra która wskazywała na to że urodził się na dole. Wysoki może 179cm, dobrze zbudowany, jasne oczy i blond włosy. Ubrany w stare dżinsy i koszule flanelową w kratę oraz stary waciak. Kacper usiadł na pryczy przeciągnął się i ziewnął przeciągle. Spogląda na gościa i pyta:
- Uhh na co się gapisz. Zakochałeś się ?
- No przecież tyś taki przystojny że nie mogę hehe. – odpowiada mu kąśliwie
Znali się od zawsze i chodź Maciek był od niego młodszy o 6 lat. To traktował go jak brata. Wiedzieli o sobie wszystko i robili ze sobą wszystko. Przeżyli razem więcej przygód niż kto kol wiek inny. Kacper wiedział ze chłopak zrobił by dla niego wszystko nawet skoczył w stado szczurów za nim. Tak jak i on.  
-Spadaj. No dobra to idziemy bo mnie "majster” zabije jak się spóźnię. – powiedział chłopak wkładając stare wojskowe buty. Wziął jeszcze swój stary wojskowy plecak spakował do niego kubek, zapałki, torebkę z "herbata” i parę drobiazgów – To co gotowy ? Idziemy – powiedział po czym ruszył w kierunku drzwi.
Kacper Kowalewski koledzy wołali na niego "Dante” ponieważ to właśnie w tej lekturze której oni nie znali upodobał się chłopak. Miał 23 lat wysoki blondyn, zielone oczy, szczupły jak wszyscy na dole. Ubrany w stary wojskowy kombinezon wz 93 z niezliczoną ilością łat i dziur. Więcej było na nim materiału zakrywającego dziury niż oryginału. Na nogach miał wojskowe "desanty”, o które dbał jak tylko mógł. Dostał je jeszcze od wujka Waldka. Ile to on już nie wracał rok, może dwa sam nie wiedział. Tak bardzo za nim tęsknił. Wujek to jego jedyna rodzina. Poza nim nie miał nikogo. Był on "sztajgrem” czyli coś ma wzór najemników czy Stalkerów o których czytał w książkach. Byli oni twardzi, bardzo dobrze wyszkoleni wy posługiwaniu się bronią jak i bronią biała odważni i nieugięci. Nie było zadania którego nie wykonali by Okuci od stóp do głów w kewlarowe zbroje i uzbrojeni po zęby przemierzali powierzchnię i podziemia wykonując samobójcze wydawało by się nie raz misje. Zwiadowcy to najbardziej tajemniczy ludzie jakich znał, poznał kilku z nich dzięki wujowi ale nie wiedział o nich nic więcej oprócz pseudonimów którymi się posługiwali. Słyszał tu i ówdzie że to ten czy inny wykonał kolejną niezwykła misje, ale dla niego to były i zawsze będą tylko plotki rozsiewane przez karawany handlarzy. Sam wujek nigdy mu nie powiedział nic czego sam by się domyślił. Zawsze gdy pytał o jakieś szczegóły ten mu odpowiadał tą sama śpiewką: "Prawdziwy magik nie zdradza swoich sekretów” i od razu zmieniał temat. Znał oczywiście słowo magik, ale nie mógł zrozumieć co to ma do misji które wykonywał. Często zastanawiał się czy aby wujek nie posiada jakiś magicznych mocy ? Wyrwał się z zamyślenia i ruszyli obaj na główny chodnik. Poziom 100 tzw. Poziom mieszkalny. Chodnik miał może z 6 metrów szerokości, ale za to był strasznie długi. Po obu stronach ciągnął się niekończący się sznur "mieszkań”. Brudne ściany ze sklejki które dawały chodź namiastkę prywatności miejscami rozleciały się ukazując wnętrza mieszkań. Wszędzie było czuć ten sam smród nie mytych ciał i rozkładającego się jedzenia. Szli jeden za drugim ponieważ wolna przestrzeń pomiędzy mieszkaniami nie pozwalała na to aby mogli iść ramię w ramię. Kacper wraz z kolegami nazwał ten chodnik "Autostradą”. Sam już nie wiedział czemu, ale nazwa przyjęła się wśród niektórych mieszkańców. Musieli patrzeć pod nogi aby nie potknąć się ponieważ światło było bardzo słabe ledwie kilka awaryjnych żarówek które świeciły na niezdrowy czerwony kolor.  
Szli i szli zatopieni we własnych myślach. Nie mijali nikogo po drodze. Większość spała jak się domyślał albo wykonywała swoje zadania na innych poziomach. Zatopieni we własnych myślach nie zorientowali się gdy doszli do windy.  
-Ej skoczymy do Anki po drodze – wypalił Maciek wyrywając chłopaka z zamyślenia
- Nie mam czasu na warte muszę zasuwać – odburknął otwierając żelazne karaty do windy.
Wcisnęli się do klatki zamknęli kratę i nacisnęli guzik oznaczony napisem Zbrojownia. Poczuli jak klatka zaczyna powoli się opuszczać w dół. Bardzo powoli ponieważ energia elektryczna była tu na wagę złota. Andaluzja miała 2 szyby Sienkiewicz i Mickiewicz był jeszcze Rajmund ale ten został zniszczony podczas "końca”.  
- Boże jak mi się nie chce iść na te pompy. Wiesz jak tam jest zimno i ciemno. – wypalił Maciek
- No wiem i co z tego. Robota jak robota, a co chciałbyś robić na sortowni "herbaty” co ?
- Jasne że tak w końcu tam jest no wiesz … ta Mariola. Ta to ma … no interesy. – odparł mu ilustrując co ma na myśli.  
Winda zatrzymała się z szarpnięciem karaty rozsunęły się z zgrzytem, ale przejścia nie było. Drogę zagrodziło im wielka kupa mięśni.
- Przepustka – dało się słyszeć gdzieś z góry – dawaj albo wyjazd.
- Co tam Zbychu ? – odparł wesoło Maciek  
Zbyszek był typowym osiłkiem ponad 2 metry wzrostu i 100kg mięśni, łysy, wyraz twarzy nie wzruszony żadną myślą krótko mówiąc typowy mięśniak. Ubrany w stary uniform górniczy w który ledwo się mieścił wyglądał dość komicznie, ale wystarczyło spojrzeć na jego maczetę przypiętą u boku i od razu uśmiech każdemu schodził z ust. Nie był zbyt rozgarnięty, przez co chłopaki uwielbiały go denerwować.  
- Hejka Zbychu. Masz tu przepustkę – przywitał się Kacper i ruszył naprzód
- W porząsiu, a ty to co ? – zwrócił się do drugiego przybysza.
- A ja. A ja nic. Ja tu tylko z wycieczką. Ej Zbychu a słyszałeś ten kawał ?  
"O nie będą kłopoty” – pomyślał Kacper
-Puk Puk
- Eee kto tam – odparł mu stróż
- Ja
- Jaki ja? – odpowiedział mu skołowany mięśniak
- A o przepustkę nie spytasz głupku – roześmiał się i przeszedł obok zastanawiającego się nad sensem kawału Zbyszka.  
"Boże jaki on jest głupi. Chyba tak jak ten osiłek albo i gorzej”- pomyślał kręcąc głową i ruszył naprzód. Poziom 150 był o wiele większy niż "seta” miał ok. 10m szerokości i 5 wysokości. Mieściła się tu zbrojownia oraz mieszkania od elity. Elitą nazywani byli zarządcy oraz ich rodziny którzy urzędowali przed "Końcem” na kopalni. Żyło się tu o wiele lepiej niż wyżej. Było tu normalne światło i mieszkania były większe o wiele większe niż te na 100. Wszyscy chcieli tu mieszkać nawet Kacper. Dwaj towarzysze szli przed siebie ramię w ramię mijając kolejne mieszkania. Kierowali się do wielkiej wnęki to właśnie tam znajdowała się zbrojownia i warsztat rusznikarza. Na terenie całej kopalni był całkowity zakaz noszenia broni. No chyba że szło się na wartę to co innego. Podeszli do wielkiej drewnianej lady za którą siedział niski, gruby mężczyzna ok. 70 lat. Twarz miał całą w bliznach, oczy ciemne jak węgiel spoglądały cię kawsko na przybyszów. Był to Rudolf, ojciec Maćka.
- Co ty tu robisz bęcwale jeden. Jak żeś przeszedł bez przepustki co ? – krzyczał zdenerwowany aż cały poczerwieniał na twarzy wymachując przy tym rękami. Jego rzadkie włosy na głowie sterczały dęba, a nozdrza rozszerzały się jak u byka. Cała ta sytuacja wyglądała dość komicznie. Kacper z trudem powstrzymywał się od śmiechu.  
- Szczęść boże – powiedział kryjąc swój uśmiech oraz chcąc zwrócić na siebie uwagę – Idę na warte poproszę o mojego Bizona, 2 magazynki, dozymetr.  
- Szczęść boże – odpowiedział mu zbrojmistrz uśmiechając się łagodnie. Widać było że ciśnienie już opadło ze staruszka bo jego twarz przybrała normalny kolor – Jakieś wieści od wuja ?  
Pokręcił przecząco głową. Zbrojmistrz dobrze wiedział jaka będzie odpowiedź. Ale chciał ją usłyszeć od chłopca. Odwrócił się tyłem i wkroczył w swoje królestwo. Nikt oprócz Zbrojmistrza nie miał dostępu do arsenału kopalni i tylko on wiedział ile jest broni i ile mają amunicji.
- Żadnych. Boje się że on już … - rzucił za panem Rudolfem
- Ani tak nie myśl – przerwał mu kolega który do tej pory siedział cicho – Na pewno wróci słyszysz zawsze obiecywał i wracał.  
"Tak to prawda zawsze obiecał i wracał” – upomniał się w myślach – "A jeśli tym razem coś pójdzie nie tak” Szybko wymazał te myśli z głowy. W tym samym czasie wrócił rusznikarz.  
- Dobra mały. Jeden PP-19, 3 magazynki i jeden ANRI-01-02. Dałem 3 bo ostatnio się tam gorąco robi. – podał zestaw chłopakowi po czym dodał konspiracyjnym szeptem - Słyszałem że podchodzą coraz bliżej. Ale to tylko ploty. Mam taką nadzieje.
"I ja mam” –dodał w myślach  
- Podpisz tu i tu. Jesteś wolny – Rudolf podał mu blankiet do wypisania.  
"Cholerna biurokracja, nawet tu na dole” – powiedział ledwie słyszalnym szeptem Kacper.  
Podpisał. Wziął swojego "Bizona” zarzucił niedbale na plecy i udał się do wyjścia.  
- Dobra to co idziemy ? – zapytał Maćka
- Nie nie ja jeszcze muszę coś … załatwić … mam no tego … sprawę do załatw… zresztą co ja ci się będę – odparł mu nie dbale przyjaciel – Idź już !
Kacper wzruszył ramionami i ruszył przed siebie do szybu windy. Szczerze interesowało go czemu przyjaciel nie chciał mu powiedzieć co to za ważna sprawa. Czyżby miał tajemnice ? W końcu to tylko człowiek każdy ma prawo do tajemnic. Wyminął Zbyszka który nadal zastanawiał się nad kawałem. Wsiadł do windy zasunął za sobą kratę i wcisnął przycisk oznaczony napisem Posterunek. Jakiś żartowniś dopisał "Ciemności” przez co napis brzmiał "Posterunek Ciemności”. Widna z wyraźnym oporem ruszyła w dół.
- No to jedziemy – powiedział sam do siebie – Ciekawe co mnie tam czeka ?

Dante168

opublikował opowiadanie w kategorii science fiction, użył 1991 słów i 11141 znaków.

1 komentarz

 
  • Pirat 22

    Powinno być fajne, ale mam zastrzeżenie : wszystko się plącze jak się czyta .

    25 lut 2015