Pomóż mi zapomnieć. cz.III

Otworzyłam oczy i ujrzałam Marcina-mojego jedynego prawdziwego przyjaciela który mnie tutaj odwiedził. Dzisiaj wyjątkowo ubrał jasne jeansy i koszulę w kratę. Wpatrywał się we mnie tymi swoimi błękitnymi oczami. Pierwsze co to uwolniłam się z jego silnych ramion i poczochrałam jego czarną czuprynę.  
-Hej i przepraszam oraz dziękuje-odezwałam się pierwsza.
-Hej nie rozumiem, za co mi dziękujesz ?-odrzekł z uśmiechem.
-Hmm po pierwsze za to że mnie złapałeś i uchroniłeś przed upadkiem. Po drugie że jako jedyny mnie odwiedziłeś. Bo przyszedłeś do mnie prawda ?-zapytałam niepewnie.
-Nie, przyszedłem do mojej cioci.
-Ohh a ja głupia pomyślałam...-urwałam i spuściłam wzrok.
-Oj ty głupolku ! To chyba oczywiste że do Ciebie przyszedłem, prawda ? Jak mogłaś pomyśleć że cię nie odwiedzę?-nie dał mi odpowiedź bo zamknął mnie w niedźwiedzim uścisku. Tego potrzebowałam od momentu pojawienia się w tym szpitalu. Trwaliśmy tak chwilę aż w końcu zadecydowałam abyśmy się udali do mojej sali bo zaraz miałam mieć kolejne badania. Po godzinie męczących pytań czy tu mnie boli itd., oraz sprawdzaniu ciśnienia i innych podstawowych badań, wreszcie mogłam sam na sam posiedzieć z Marcinem.  
-Jak się czujesz ? -zapytał.
-A jak myślisz ? Jak ja mogę się czuć?-odparłam bezbarwnym głosem.
-Ehh na pewno fatalnie. Zapewne uważasz że zostałaś z tym wszystkim sama jednak tak nie jest bo masz mnie. I czy tego chcesz czy nie jesteś na mnie skazana-powiedział wpatrując się we mnie.
-Co ja bym bez Ciebie zrobiła ?  
-Zapewne nic bo jak wiesz jestem niezastąpiony, najlepszy...
-I bardzo bardzo skromny-urwałam mu i zachichotałam pierwszy raz od dawna.
-Jak cudownie słyszeć twój śmiech. Moja mała Alusia powróciła.
-Ej nie taka mała-próbowałam udać gniew jednak przy nim mi to nie wychodziło. Przekomarzaliśmy się tak dobre trzy godziny aż w końcu Marcin musiał pójść. Z wielkim smutkiem go doprowadziłam. Ulżyło mi gdy obiecał że jutro też przyjdzie. Ach jak dobrze mieć przyjaciela. Z racji tego że bardzo mi się nudziło postanowiłam się przejść. Nagle trafiłam na dziwne zgromadzenie w jednej z sal. Zainteresowana zapytałam się jednej z pięlegniarek.
-Przepraszam a co tu się dzieje ?
-To jest takie jakby "koło wsparcia" lub "pomocy" jak wolisz.
-A na czym to polega ?
-Jak widzisz przychodzą tu ludzie którzy nie potrafią sobie poradzić ze swoimi problemami, albo są tu też nastolatkowie którzy zostali zmuszeni przez swoich opiekunów do udziału. Jeśli chcesz możesz dołączyć, zapisać cię ? -zapytała ciepło.
-Właściwie bardzo mi się nudzi więc tak chcę się zapisać. Kiedy mogę dołączyć ?
-Nawet teraz.
-Naprawdę ?-zapytałam z nie dowierzaniem.
-No jasne. To co idziesz ?  
-Tak-i po chwili znikłam za drzwiami do sali. Nagle wszystkie oczu wzwróciły się w moją stronę a ją poczułam jak się rumienię. Już miałam coś powiedzieć ale pani prowadząca te zajęcia mnie wyprzedziła:
-Witaj co cię tu sprowadza ?
-Dzień dobry, bo ja się właśnie zapisałam i...-weszła mi w słowo "nauczycielka".
-Mam na imię Dorota, możesz mi mówić Dori. Przedstaw się i opowiedz nam co się stało, jaki masz problem a my wszyscy postaramy się ci pomóc.-odparła z uśmiechem.
-Yyyy mam na imię Alicja. Mam osiemnaście lat. Miałam wypadek samochodowy. Jechałam z moją rodziną a dokładnie z rodzicami i starszym bratem w góry. Zderzyliśmy się z tirem niestety tylko ja przeżyłam.-urwałam i poczułam coś ciepłego na policzku. Czy ja płakałam ? O nie ! Nie przy ludziach! Jeszcze tego brakowało abym się tu rozkleiła. Zaraz po mojej wypowiedzi usłyszałam słowa współczucia. Po chwili wszyscy zaczęli się przedstawiać. Nie słuchałam ich. Jednak zainteresowała mnie jedną osoba a konkretnie Damian. Wysoki, blondyn o ciepłych brązowych wręcz bursztynowych oczach. Z tego co usłyszałam to ma on dziewiętnaście lat i przeżył katastrofę lotniczą, jako jeden z niewielu. Podczas zajęć zauważyłam że cały czas się we mnie wpatruję. Czy ja miałam coś na twarzy ? Po godzinie słuchania tych psychologicznych wykładów, zastanawiałam się co mnie skłoniło do zapisania się na tak beznadziejnie nudne zajęcia. Jednak musiałam wytrwać do końca, a mianowicie okres dwóch tygodni (bo wtedy powinnam już zostać wypisana ze szpitala) bo teraz głupio mi było tak odejść, zwłaszcza że jestem dopiero na pierwszej "lekcji". Gdy usłyszałam " koniec zajęć na dziś" ogarnęła mnie niesamowita radość. Już miałam iść do swojej sali gdy poczułam jak ktoś mnie łapie za nadgarstek. Odwróciłam się i ujrzałam oczywiście...

Invisible

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 861 słów i 4799 znaków, zaktualizowała 30 cze 2015.

Dodaj komentarz