Moje Kochanie #4

~~~~ 2 miesiące później ~~~~
Leżę na łóżku szpitalnym. Szczerze, nie jest rewelacyjne. Wbija mi się jakaś sprężyna w plecy. W dodatku pomimo moich starań i wymyślnych pozycji na łóżku i tak dalej mnie uwiera. Zwariować można! Pocieszam się tym, że pozwalają mi czasami przejść się po korytarzach lub posiedzieć przy oknie.  

Rzuciłam okiem na pomieszczenie, w którym się znajduję już od dobrych kilku dni. Wszędzie jest biało. Przy łóżku stoi mały stoliczek, a po drugiej stronie krzesło. Naprzeciwko jest cała przeszklona ściana z widokiem na korytarz. Czasami czuję się jak w akwarium. Wszyscy przechodzący lampią się na mnie jak bym była jakimś ciekawym zjawiskiem. Pfff... Spojrzałam teraz na krzesło. Siedział tam Szymek. Pogrążony był w śnie. Twarz miał spokojną i łagodną. Gdy spał wyglądał jak dziecko. Uśmiechnęłam się.
  
Po tej akcji, kiedy próbował mnie pocałować, nie chciałam więcej go widywać. Teraz jednak jesteśmy przyjaciółmi. Tak samo jak ja zrozumiał, że to chyba nie to. Nie jesteśmy dla siebie, pomimo takich samych poglądów, zbliżonego charakteru itp. Cieszyło mnie to, że nie czujemy nic do siebie. Nie chciałabym stracić tak świetnego przyjaciela, ale i nie potrafię na nikogo spojrzeć tak jak patrzyłam na Patryka. Chociaż teraz to nie ma znaczenia bo wyjechał z Polski. Wrócił do rodziny, a przynajmniej tak mi powiedziano. Nie widziałam go od kiedy zostawił mnie na tej imprezie.

To właśnie przez naszą głupotę tu leżę. Wtedy, kiedy straciłam z nim dziewictwo, żadne z nas nie było zabezpieczone. Sześć dni temu poroniłam. Nie miałam nawet pojęcia, że jestem w ciąży. Źle się czułam, nie miałam okresu, ale... Nie przyszło mi do głowy przez co!  
-O, wstałaś. No to jak się dziś miewamy? - przerwał moje rozmyślenia.
-Jak zwykle. - odpowiedziałam posępnie.
Szymek przeciągnął się na krześle, ziewnął i wstał.
-Lecę po kawę, chcesz coś? Może zawołam którąś z pielęgniarek?
-Nie, dzięki. Nie trzeba. - nie siliłam się na uśmiech. Wszyscy wiedzą jak się teraz czuję więc nie musiałam udawać, a w szczególności nie przed nim.
-Nie chcę, żebyś została sama. - przeczesał dłonią włosy i skrzywił się.  
-Daj spokój i idź po tą kawę. Nie jestem dzieckiem, a chwila samotności też mi się przyda.
Nic więcej nie powiedział i ruszył w stronę drzwi. Otwierając je odwrócił się do mnie i puścił oczko szeroko się przy tym uśmiechając. Po chwili znikł za drzwiami.  

Tylko on się o mnie martwi. Nawet Mateusz do mnie nie przychodzi! Nie wiem co się z nim dzieje, a jak moi rodzice przyszli ostatnio to nie chcieli mi nic powiedzieć, zmieniali od razu temat. Paulina też była dwa razy. Dalej jest moją ukochaną przyjaciółką. Obwinia się teraz, że mnie tam zabrała i pozwoliła mi się szwendać po tej ruderze. Ona nie wie z kim się pieprzyłam. Nikt nie wie, tylko Szymon. Powiedziałam im, że upiłam się i przespałam z pierwszym lepszym chłopakiem. Do niczego mnie nie zmuszał, po prostu sama się mu wpakowałam w ramiona. Łyknęli to i dobrze.  

Po chwili do mojego pokoiku przyszedł Szymi trzymając w dłoniach parującą kawę. Widać było po twarzy, że się nie wyspał. W sumie teraz w ogóle nie śpi. Przychodzi do mnie i siedzi całymi dniami u mnie, a nawet kilka razy został tu na noc, jak dziś. Śpi na krześle. Idiota. Ale jestem mu wdzięczna. Dzięki niemu jest mi łatwiej. Nie załamałam się totalnie i jeszcze jakoś ciągnę.  
-Pielęgniarki mnie chyba zamordują, ale trudno. - wyjął zza pleców jagodziankę. Oooo matko! Kocham jagodzianki! Uderzyłam się w czoło i westchnęłam.
-No co? Wiem, że lubisz! Nie zaprzeczysz! - śmiał się. Faktycznie, nie zaprzeczę.  
-Dawaj to, ale to już! Jak zobaczą, że ją wcinam to chyba przez resztę mojego pobytu tutaj będę jadła suchy chleb. - zaśmiałam się. Ciężko ostatnio u mnie z poczuciem humoru ale proszę, przy Szymku nawet to jest możliwe.  
-Ojjj, nie przesadzaj. Zadziałam na nie swoim urokiem osobistym! - pokazał rząd równych, białych zębów i potrząsł głową tak, że blond włosy śmiesznie ale i ponętnie zafalowały.
-Faaaktycznie. - Otworzyłam usta na znak podziwu i zachichotałam. Po chwili zajadałam się już jagodzianką.
-Mmm... Pycha! - uradowana spojrzałam w górę na potwierdzenie moich słów. Niebo w gębie, chociaż nie powinnam tego jeść. Mam jakąś specjalną dietę, abym powróciła do żywych. Nie interesuje mnie to zbytnio, bo jedzenie przygotowane według diety czy też nie i tak jest ohydne. Jednak nie mogę przeboleć tego, że zakazane są dla mnie słodycze. Jak ja bardzo przez to cieeeerpię!
-Widzisz? Szymi bardzo dobrze wie, co dla Ciebie jest dobre! - poklepał się dumnie w pierś.
Przytaknęłam mu lekko głową i dalej delektowałam się bułką.  

Resztę dnia gadaliśmy i śmialiśmy się. Było mi przy nim dobrze. A nawet świetnie. Cieszę się, że zgodziłam się wtedy na tą randkę. Dzięki temu poznałam tak wspaniałego człowieka jakim jest Szymek. Wieczorem sielanka się skończyła. Dlaczego? Bo przyszła do mnie ohydna kolacją, którą musiałam zjeść! Afee... A w dodatku Szymek się zwijał do domu.
-Hej, Malutka. - delikatnie szturchnął mnie w ramię. Lubiłam jak mówi do mnie "Malutka". -Ja powoli się zbieram, wiesz? - zrobił przy tym zmartwioną minę.
-Do domu? -szkoda mi było, że już jedzie. Chciałam pobyć sama ale kiedy już miał jechać zrobiło mi się smutno.
-Tak, ale widzimy się jutro z samego rana! - dodał energicznie. Napotkał wzrokiem moje smutne oczy. - Ojj no weź, to tak naprawdę kilka godzin, podczas których i tak śpisz. - pogładził mnie po policzku.
-No ja wiem. Ale po prostu tak jakoś mi smutno. - zamyśliłam się. - Alee! Trzymam Cię za słowo i widzimy się jutro rano! - jak myślałam, że to tylko kilka godzin i jutro się widzimy było mi o wiele lepiej.
-Przyjadę jak najprędzej. -uśmiechnął się.
-Ej, tylko mnie nie budź jak będę smacznie spała! - pomachałam mu przed nosem palcem.  
-Pfff... Wbijam tu i Cię budzę! - śmiał się w głos.
-Ooo chyba Cię coś pogięło! -zrobiłam groźną minę i złożyłam ręce na piersiach.
-Nie, nie, nie. Przecież tak za mną tęsknisz. Nie będę więc zważał na to czy śpisz, czy też nie śpisz. -droczył się ze mną a przy tym śmialiśmy się w głos.
-No dobra. Lecę Malutka. -pocałował mnie w czoło. -Paulina coś mówiła, że jutro chyba wpadnie do nas bo już tęskni. -poczochrał moje włosy i wyszedł.

Zostałam sam z tym okropnym jedzeniem. Gdy o tym pomyślałam, zaburczało mi w brzuchu. No tak, muszę to zjeść bo jestem głodna. Chyba dzięki temu poszło mi bez większych problemów. Nie było takie złe. Szkoda, że jest bez smaku. Nic przyprawione. Kiedy pani pielęgniarka przyszła zabrać talerze podziękowałam jej i spytałam się, czy mogę posiedzieć przy oknie. Zaśmiała się i powiedziała, że skoro dziś tak ładnie zjadłam to mogę. Lubiłam tą panią. Jest bardzo miła i czasami nawet zabawna. Przygotowała mi siedzenie przy oknie, ale i położyła gruby koc na parapet, kilka poduszek i następny koc, abym się mogła nim przykryć. Nie proszę ją o to pierwszy raz. Już dokładnie wiedziała, że i tak usiądę na parapet. Spytała się, czy chcę jeszcze coś do picia, ale odmówiłam. Jeszcze raz ładnie podziękowałam i usiadłam na parapet.  

Widziałam całe miasto. Było piękne z tej wysokości. Światła się świeciły na żółto, a niektóre wielkie reklamy na kolorowo. Kiedy się spojrzało daleko poza miastem, widziało się tylko mrok. Jednak i miasto było pogrążone w ciemnym granacie nocy, pomimo licznych świateł. To było bajeczne. Uwielbiałam patrzeć na miasto o tej porze. Opatuliłam się szczelniej kocem, bo po ciele przeszedł mi dreszcz. Po chwili zaczęłam sobie znowu przypominać jak to było kiedyś z Patrykiem.  

Codziennie spotykaliśmy się w parku na ławce pod dwoma wierzbami. Było to osadzone na wzniesieniu przez co widzieliśmy całkiem spory kawałek miasta. Mieliśmy taki zwyczaj, że jeśli ktoś przyszedł pierwszy to musi zadbać o napój, bo wspinając się na tę górę, każdy z nas trochę był zsapany. O Patryku na początku nie wiedziałam nic. Po prostu prosił mnie, abym to ja mu opowiadała o sobie. Z czasem, kiedy mówiłam o moich zainteresowaniach, gustach muzycznych itp. sam zaczął mówić. Dzięki temu dowiedziałam się, że lubi słuchać rocka, ale i spokojnej muzyki. Czyta książki, choć nikomu o tym nie mówi. Ja, jako koneserka książek, świetnie się odnalazłam w tym temacie. Okazało się nawet, że mamy tą samą ulubioną książkę. Fantastyka. Z muzyką było inaczej. Ja nie przepadam za rockiem. Uwielbiam spokojne nutki. Chilloucik na maxa.

Na ławce siedzieliśmy całe dnie. Czasami w ciszy, czasami towarzyszyła nam muzyka, a jeszcze kiedy indziej paplaliśmy cały czas. Patryk okazał się bardzo ciepłym i wrażliwym człowiekiem. Uwielbiał zwierzęta. Często karmił ptaki i wiewiórki przy naszej ławce, przez co po jakimś czasie się przyzwyczaiły i schodziły się w tamto miejsce. Czasami nawet na nas już czekały! Kiedy głaskał zwierzątka był taki delikatny. Uwielbiałam patrzeć jak silną ręką gładził sierść futrzaków, ale za każdym razem robił to bardzo ostrożnie, ledwie dotykając futerka. Śmiałam się w głos, kiedy zaczynał z nimi rozmawiać. Nie tak, jak się mówi do swojego pupila. Rozmawiał z nimi jak z człowiekiem. Zwierzątka ruszały wtedy pyszczkami i dziwnie się patrzyły, a on robił z siebie głupa. Oczywiście wszystko było na żarty, ale i tak czasami nie mogłam powstrzymać ciskających się do oczu łez ze śmiechu. Później zaczął mi je rysować. Szło mu fenomenalnie! Co prawda, nie był to Picasso, ale miał charakterystyczny styl rysowania. Zwierzątka wychodzące spod jego ręki był śliczne, bajkowe i kreskowe.

Pewnego jesiennego dnia, Patryk wyrył na naszej ławce inicjały. I i P. Izabela i Patryk. Podobało mi się to. Od teraz to była NASZA ławka. Była podpisana i koniec. Pamiętam stamtąd masę śmiesznych i wesołych chwil. Wspominam je zawsze z uśmiechem na ustach, ale bywały też te ciężkie, smutne chwile. Na tej ławce powiedział mi o swojej sytuacji rodzinnej. Od piętnastego roku życia mieszka z wujkiem i ciocią. Jego matka chciała ożenić się z czarnoskórym mężczyzną. Nie przystał na to jej ojciec. Powiedział, że z żadną małpą nie będzie się wiązać. Po kilku miesiącach jego mama zaszła w ciążę. Kiedy jej ojciec się o tym dowiedział, dał jej pieniądze na aborcję. Ona jednak nie chciała usuwać dziecka. Powiedziała więc ojcu, że jedzie za granicę zrobić operację. Tak na prawdę wyjechała bezpowrotnie. Pieniądze przeznaczone na aborcję zainwestowała w nowe, małe mieszkanko w Londynie. Znalazła tam pracę i już tam pozostała. Patryk nie poznał swojego ojca. Wyjechał gdzieś, gdy dowiedział się o ciąży Ilony- matki Patryka.  

Całe swoje piętnaście lat spędził u rodziny na Południu Polski. Było mu tam dobrze, ale jego ciocia z którą mieszkał zmarła. Wtedy reszta rodziny postanowiła wysłać go do wuja. Patryk nigdy go wcześniej nie widział na oczy. Myślał, że jest zwykłym, sympatycznym, ale trochę zrzędzącym staruszkiem. Jednak tak nie było. Jego wuj jest okrutnym człowiekiem. Zmusił Patryka do pracy w jego restauracji. Nie otrzymywał za to pensji. Czasami nawet nie przychodził do szkoły, bo wuj mu kazał siedzieć w nocy i zmywać naczynia, albo po prostu musiał obsługiwać klientów. Jednak to nie było straszne. Za każdy błąd, pomyłkę, Patryk obrywał w twarz. Pierwszy raz wuj podniósł na niego rękę w wieku szesnastu lat. Od tamtego czasu niekiedy chodził do szkoły z posiniaczoną twarzą, limem pod okiem, rozciętymi wargami. Nauczycielom mówił, że to przez bójki poza szkołą. Tak wyglądał na pierwszy rzut oka. Później pokazał mi swoje plecy i brzuch. Wszystko było posiniaczone. Kiedyś nawet zdarzyło się tak, że wuj skopał go po żebrach. Przez to miał jakieś problemy zdrowotne, ale oczywiście nie zainteresował się tym jego opiekun. Dopiero kiedy powiedział o wszystkim swojej ciotce, ona zareagowała i coraz mniej się zdarzało, że obrywał. Kiedy skończył osiemnaście lat zamieszkał sam. Wciąż pracował u wuja, ale już nie dał się tak traktować i odciął się od niego.

Wyrwałam się od wspomnień. Wzrok miałam wlepiony w szybę. Miasto było rozmazane. Po chwili jednak ostrość zaczęła powracać. Kontury wielkich wieżowców coraz bardziej były zarysowane. Światła coraz bardziej świeciły, a kolory stały się intensywniejsze. Potrząsnęłam głową, aby wszystko już wróciło do normalności. Podziałało. Widok za oknem był taki sam jaki zastałam, gdy spojrzałam na niego przed wspominaniem dawnych czasów tylko było jeszcze ciemniej.

Nagle moje oczy stały się ciężkie. Poczułam się senna. Zwinęłam się z parapetu i położyłam się na szpitalne, niewygodne łóżko. Długo nie mogłam zasnąć. Rzucałam się z boku na bok w poszukiwaniu dogodnej pozycji do spania. W końcu poddałam się i zasnęłam tak, jak leżałam.

Mesia

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 2436 słów i 13428 znaków.

4 komentarze

 
  • kamila17

    Dobreee

    12 lip 2016

  • Mesia

    @kamila17 Dzieeenaaa

    13 lip 2016

  • Natusik

    Świetne, ale jakoś nie wstrząsnęła jej strata dziecka. Dla kobiety to duży cios, a tu zostało to zupełnie pominięte. :/

    10 lip 2016

  • Mesia

    @Natusik Też to zauważyłam. Miało być troszeczkę inaczej, ale postanowiłam to trochę podrasować w przyszłych częściach.

    10 lip 2016

  • Dream

    Genialne <3

    9 lip 2016

  • Mesia

    @Dream Wielkie dzięki ^-^

    9 lip 2016

  • cukiereczek1

    Rewelacyjna część czekam na kolejną z niecierpliwością:) :*

    9 lip 2016

  • Mesia

    @cukiereczek1 Dzięęęęki! :*

    9 lip 2016

  • cukiereczek1

    @Mesia Nie ma za co. :)

    9 lip 2016