Sofonisba, cz. 6

Odsłona druga

                              6

     Obce okręty dostrzegli natychmiast po tym, gdy minęli przylądek. Dwa duże pięciorzędowce, idące na wiosłach ze zwiniętymi żaglami.
     - Na brodę Melkarta, to Rzymianie! - zawołał stojący na rufie kapitan.
     Sofonisba nie miała pojęcia, w jaki sposób zdołał z tak dużej odległości rozpoznać przynależność napotkanych jednostek. Ona sama rozumiała tylko, iż to z pewnością okręty wojenne, na co wskazywały smukłe sylwetki oraz duża liczba poruszających się zgodnie wioseł. Nie znała się jednak na sprawach morza i nieczęsto odbywała dłuższe podróże po jego sinych czy też błękitnych wodach. Dlatego ucieszyła się nawet z niespodziewanej propozycji ojca, by towarzyszyć mu w wyprawie do Siga. Prawdę mówiąc, był to właściwie rozkaz, ubrany jednak w słowa nader uprzejme. Ostatnio w ogóle zachowywał się wobec niej w sposób dziwnie uprzejmy. Zezwolił  nawet, by wyszła na pokład i skorzystała z chłodzących podmuchów wiatru, ciesząc oczy przepięknym jakoby widokiem osłoniętej skalistymi przylądkami zatoczki oraz kryjących się w jej głębi, lśniących bielą budynków portu, miasta i pałacu. Kontrastujących z błękitem wody i nieba, rdzawo-szarymi grzbietami wzgórz oraz zielenią otaczających zabudowania pól i zagajników.
     - Spójrz, córko. Masz z pewnością lepsze, młode oczy. Na ich pokładach widać żołnierzy w rzymskim rynsztunku, jeśli dobrze się przyjrzeć. - Dostrzegając jej dezorientację, ojciec pospieszył z wyjaśnieniami. - Tylko co oni tu robią? Czy zdołamy ich dopaść? - Ostatnie słowa skierował do kapitana.
     Ich własna flotylla liczyła osiem okrętów, mniejszych wprawdzie, szybszych jednak i zwrotniejszych trójrzędowców oraz innych jednostek pomocniczych.
     - Raczej nie, panie. Gdyby chcieli wyjść na pełne morze, bez trudu zamknęlibyśmy im drogę. Wydaje się jednak, że płyną do portu. Są już za daleko i z pewnością będą tam przed nami.
     Propozycja wspólnej podróży pozwalała odegnać nudę oraz niepokój o losy Masynissy. Niestety, dawno już minęły wspaniałe dni zwycięstw i chwały. Gdy dumny ojciec uczestniczył w ceremonialnych pochodach, uroczystym składaniu ofiar, wystawnych ucztach. Przybył wtedy na krótko do Miasta, po klęsce dwóch armii rzymskich oraz śmierci dowodzących nimi prokonsulów. Nikt nie przyznawał tego oficjalnie, Masynissa sam również unikał szczegółowych opowieści, ale całe Miasto wiedziało, że zwycięstwa te, to przede wszystkim zasługa księcia Numidów oraz jego jeźdźców. Tak skutecznie osaczyli rzymskie legiony, odcinając od wody, żywności i zaopatrzenia, że rozdzieleni Rzymianie musieli w końcu przyjąć kolejno dwie bitwy w niekorzystnych warunkach. Przedzierali się przez umocnione pozycje Hazdrubala, tracąc mnóstwo ludzi, a końcu również dowódców. Duża część zwerbowanych wcześniej wojowników z plemion hiszpańskich przeszła w trakcie walki na stronę Kartagińczyków, zdaniem wielu, rzymscy wodzowie zginęli właśnie za ich sprawą, co dopełniło zwycięstwa. Sofonisba dostrzegała w tym rękę ojca, podejrzenia zachowała jednak dla siebie.
     - Tak, to prawda. Wejdą  do portu przed nami. Moglibyśmy ich tam poszukać, ale nie to jest celem naszej misji. Nie możemy w ten sposób drażnić Syfaksa. Nie w obecnej sytuacji.
     Ośmieliła się napomknąć wtedy o dopełnieniu obiecanego małżeństwa, ojciec wykręcił  się brakiem czasu i odłożył sprawę na później. Musieli zadowolić się z Masynissą kilkoma szczęśliwymi, wspólnymi nocami. Spotykali się przy dyskretnej pomocy przymykającego oczy Hazdrubala. Zresztą wojna wcale się nie skończyła, należało kontynuować ofensywę i odzyskać całą Hiszpanię. Ojciec musiał wracać wkrótce za morze, podczas gdy ukochany ruszył na pustynię, by zgromadzić więcej wojowników i jak najszybciej dołączyć do swego dowódcy.
     - Myślisz, panie, że przybyli tu za zgodą króla Syfaksa?
     - Za zgodą, a zapewne nawet na zaproszenie. Jakże by inaczej? Z dwoma zaledwie okrętami? Wcale mi się to nie podoba.
     A wojna potoczyła się o wiele gorzej, niż wszyscy na to liczyli. Rzymianie przysłali nowego dowódcę, syna i imiennika jednego z poległych braci Scypionów. W Mieście początkowo nie dowierzano, potem drwiono z braku lat młodego wodza, nazywano go niedowarzonym młodzieniaszkiem, spodziewano się kolejnych, łatwych zwycięstw. A tymczasem niedowarzony młodzieniaszek wyprowadził  w pole zbyt pewnych siebie i skłóconych kartagińskich generałów, w tym również jej ojca, chociaż ten ostatni nie chciał o tym mówić i tylko zgrzytał zębami, słysząc obecnie imię młodego Scypiona. Niespodziewanie zdobył Nową Kartaginę, stolicę kolonii hiszpańskich, a następnie dwukrotnie pobił Kartagińczyków w dużych bitwach. Nic dziwnego, że pokonany i zmuszony do mało chwalebnego powrotu Hazdrubal zgrzytał zębami. Pozycja ojca w Mieście osłabła, a przegranych dowódców lud i Rada traktowali bardzo surowo. Jej dziadka, Giskona, skazano na śmierć na krzyżu po klęsce, jaką w poprzedniej wojnie z Rzymem poniósł na Sycylii. Hazdrubala uratowały początkowe zwycięstwa, na razie.
     - Zwińcie żagle i przejdźcie na wiosła. I tak już ich nie dogonimy, nie poniżajmy się więc bezskutecznym pościgiem. Poczekajmy, jak gospodarz wytłumaczy nam to wszystko. My z pewnością posiadamy zaproszenie.
     Masynissa kilkakrotnie wracał jeszcze do Miasta, w drodze do swego królestwa, skąd sprowadzał do Hiszpanii wciąż nowych i nowych wojowników. Pod nieobecność zajętego za morzem ojca nie mieli jednak żadnej szansy na osobiste spotkanie, byłoby to zbyt niebezpieczne, co oboje rozumieli. Tak jak dawniej, musiały wystarczać dyskretne spojrzenia. Pomna zdrady i śmieci Hafisy, nie próbowała już potajemnych przesłań.
     - Panie, na nabrzeżu widać znaczny orszak. Ktoś przybył na powitanie, może nawet sam król?
     - Pytanie tylko, czy ma zamiar powitać nas, czy tych przeklętych Rzymian?
     - Zapewne jednych i drugich, ojcze, jeżeli prawdą jest to, co opowiada się o przebiegłości i zdradzieckim charakterze króla Syfaksa. Może tylko nie równocześnie. - Ośmieliła się wtrącić do rozmowy, zresztą kapitan to tylko wywodzący się z ludu żeglarz, można więc było przyjąć, iż skierowała swoje słowa wyłącznie do ojca.
     Pomimo tego, iż Masynissa przyprowadził ostatecznie na wojnę wielokroć razy więcej niż obiecane początkowo pięć setek wojowników, losu zmagań nie zdołał odmienić. Owszem, utrudniał życie młodemu Scypionowi na wszelkie sposoby i opóźniał jego postępy, ten jednak potrafił się zabezpieczać przed atakami nawet numidyjskiej jazdy. Pozyskiwał też dla Rzymu coraz większą liczbę plemion hiszpańskich, poddanych dotąd Kartaginie i tylko czekających na okazję do zrzucenia surowego jarzma Miasta. Dzięki temu dysponował miejscowymi przewodnikami, dostawami żywności, znającymi doskonale teren gońcami. W obcym sobie kraju nawet pustynni jeźdźcy nie byli w stanie temu zaradzić. Masynissa musiał w końcu, na rozkaz Hazdrubala, zajmować się głównie poskramianiem i karaniem zbuntowanych wiosek oraz plemion. Niezbyt godne zadanie dla księcia pustyni. Na dłuższą metę palenie osad i zabijanie ich mieszkańców przynosiło zresztą skutki odwrotne od zamierzonych. Wojna w Hiszpanii nigdy nie była łatwa. A nade wszystko, Masynissa nie mógł nic poradzić na trwające nadal kłótnie kartagińskich dowódców.
     - Zapewne masz racje, córko – odparł  kwaśno Hazdrubal. - Ten szakal Syfaks zdolny jest do wszelkiej zdrady. Dlatego proszę cię, byś zeszła teraz do swojej kajuty i nie pokazywała się nikomu, zanim nie postanowię inaczej. Uwierz, to bardzo ważne.
     Nie doczekał w Hiszpanii ostatecznej klęski i ewakuacji resztek rozbitych armii kartagińskich. Nadeszła wieść o śmierci jego ojca, sędziwego już króla Gai. Pod nieobecność księcia godność królewską przejął brat zmarłego, stryj Masynissy. Ukochany musiał się z tym chwilowo pogodzić, wśród Numidów taka sukcesja nie była niczym niezwykłym. Nie miał już jednak możliwości wzywania kolejnych wojowników i zaszkodziło to stosunkom z ojcem Sofonisby. Stryj również wkrótce zmarł i tron przypadł jego synowi, kuzynowi Masynissy imieniem Kapussa. Korzystając z niepewnej sytuacji, wystąpił  z kolei przeciwko niemu uzurpator, niejaki Mazetullus, przynależący do bocznej gałęzi rodziny. Pokonał on i zabił w bitwie Kapussę, nie ogłosił się jednak królem lecz osadził na tronie dorastającego dopiero młodszego brata zabitego, imieniem Lakumazes. Oczywiście, sam rządził w jego zastępstwie. Z trudem zapamiętywała te wszystkie imiona i kolejność częstych zmian na tronie. Zwykłe walki pomiędzy krewnymi, od pokoleń obecne wśród numidyjskich książąt. Tym razem jednak się postarała, skoro opowiadał jej o tym sam Masynissa. Odważyli się na krótkie spotkanie, gdy przejeżdżał szybko przez Miasto. Ojciec pozwolił mu wrócić do kraju, by odzyskał  władzę dla swojej rodziny. Wtedy będzie mógł nadal wspierać Kartaginę.
     - Pokonam uzurpatora i zażądam naszego ślubu – obiecywał. - Hazdrubal nie będzie mógł odmówić. Wojna w Hiszpanii idzie coraz gorzej, Syrakuzy i Sycylia już dawno zostały stracone, wielkiego Hannibala zablokowano w południowej Italii. A Rzymianie nie spoczną i przyjdą tutaj, do Afryki. Twój ojciec nie będzie mógł dłużej zwlekać, odkładać spełnienia obietnicy złożonej królowi Numidów. - Walczył  teraz, gdzieś na pustyni, by odzyskać swoje królestwo, by zdobyć przyszłość dla nich obojga, podczas gdy ona płynęła na rozkaz ojca do Sigi, nadmorskiej siedziby króla Syfaksa, drugiego władcy podzielonych plemion Numidów i wielkiego rywala całej rodziny Masynissy. A Hiszpania została niedawno stracona.
     - Jak rozkażesz, ojcze.
     Skłoniła posłusznie głowę i ruszyła w stronę drzwi kajuty. Powstrzymał ją  niespodziewany okrzyk kapitana.
     - Panie, rzymskie okręty wchodzą właśnie do portu.  Na jednym z nich niosą znak prokonsula, znak młodego Scypiona!
     - To niemożliwe!
     - Spójrz sam panie, na dziobie pierwszego okrętu.
     - Coś tam istotnie unieśli w rękach, ale nie mogę dojrzeć, co właściwie. Sofonisbo, spójrz ty. Co widzisz?
     - Przypomina to ściśniętą wiązkę gałęzi, wśród których coś błyszczy w słońcu.
     - To ostrze topora, zatkniętego wśród rózeg. Fasces i securis, rózgi i topór, symbol władzy wymierzania kary chłosty oraz śmierci, znak rzymskich urzędników. To rzeczywiście może być Scypion. Doniesiono, że stacjonuje na Sycylii i szykuje inwazję.
     - Przecież nie lądowałby z dwoma okrętami, panie.
     - Z pewnością knuje coś innego, równie, jeśli nie bardziej groźnego. Na szczęście, przybyliśmy w samą porę, dosłownie w ostatniej chwili. I jestem przygotowany na rozmowy z Syfaksem. Sofonisbo, zejdź proszę do kajuty. To teraz jeszcze ważniejsze, niż myślałem. Kapitanie, kierujcie się prosto do poru. Dołączmy do powitania, takich gości z pewnością zaszczyci na nabrzeżu sam król.

nefer

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka i historyczne, użył 1931 słów i 11255 znaków.

3 komentarze

 
  • Filip889

    Niby nawiązania do historii są, ale treść gorzej niż przeciętna, takie "wariacje na temat" , krzty oryginalności niestety brak, zupelnie o niczym :
    czyli jak 90% "opowiadań" tutaj !

    Ale może na podstawówce i liceum zrobi to wrażenie...

    22 lip 2023

  • nefer

    @Filip889 W ciągu jednego dnia przeczytałeś i skomentowałeś kilka moich tekstów, dość obszernych. Wymagało  to pewnego samozaparcia, skoro zdecydowanie nie przypadly Ci do gustu. Coż, twoja strata... czasu.

    24 lip 2023

  • Funkykoval197

    Czekamy, co będzie dalej? 🙂

    9 lip 2023

  • nefer

    @Funkykoval197 Jak się słusznie domyślasz, coś musi się wydarzyć.  :devil:

    10 lip 2023

  • Funkykoval197

    @nefer znając Twoje pióro to będzie zaskoczenie 😁

    11 lip 2023

  • eksperymentujacy

    Dzięki za następna część, świetnie się czyta !

    8 lip 2023

  • nefer

    @eksperymentujacy A ja dziękuję za wpis i dobrą ocenę.
    Pozdrawiam

    10 lip 2023