Sofonisba, cz. 10

Uroczystości ślubne odbyły się tak szybko, jak tylko okazało się to możliwe przy zachowaniu stosownych form oraz nadaniu ceremonii odpowiedniej oprawy. Bardzo pomogła obecność na miejscu ojca, jako wydającego narzeczoną. Syfaks dostarczył wszelkich koniecznych akcesoriów, zgodził się też przyjąć opóźnioną wypłatę posagu. Obydwu szlachetnym mężom zależało na dopełnieniu umowy bez zbędnej zwłoki, chociaż z różnych zapewne powodów. Ona sama przyjmowała wszystko obojętnie, niczym odgrywaną na scenie teatru tragedię. A nawet z większym jeszcze brakiem zainteresowania, dobrze napisana i przedstawiona sztuka potrafiła bowiem wzbudzić emocje. Tymczasem tkwiła niczym w kokonie, osłupiała i oderwana od rzeczywistości. Masynissa zdradził, zdradził najświętsze przysięgi, zdradził ich miłość. Jej życie dobiegło końca, pozostawała już tylko kosztownym zadatkiem zapłaty za sojusz, który uratuje Kartaginę. Ofiarowuje się więc dla Miasta, jak przystało córce szlachetnego rodu. Wdzięczni rodacy będą opiewali jej poświęcenie, stanie się bohaterką równą dawnym królowym, nawet samej wielkiej Dydonie, założycielce Miasta. Ona również, opuszczona przez ukochanego, przeklęła jego samego oraz ich miłość, wzmacniając klątwę ofiarą z własnego życia. Zadzierzgnęła w ten sposób wieczną nienawiść pomiędzy Kartaginą a Rzymem, obecną siedzibą potomków zdradzieckiego Eneasza. I oto teraz Sofonisba, córka Hazdrubala Giskonidy z najszlachetniejszej krwi Kartaginy, własną ofiarą dopełni przeznaczenia, na zgubę Rzymu. Jej życie też dobiegło już końca... Takie myśli pozwalały zachować oficjalną, pełną spokoju obojętność. Dlaczego jednak nie odczuwała żadnej dumy? Dlaczego nie radowała się przyszłą pomyślnością Miasta, uratowanego za jej sprawą? Masynisso, dlaczego to uczyniłeś?
     I tak oto, nadal w kosztownych, ukrywających postać lecz w przemyślny sposób zmysłowych szatach oblubienicy, znalazła się w oświetlonej płomieniami kilku lamp sypialni, w towarzystwie króla Syfaksa, obecnie już prawowitego małżonka, któremu wydano ją zgodnie z wszelkimi zasadami, przy błogosławieństwie Wielkiej Tanit oraz innych bogów. Ojciec, przewodzący odprowadzającemu małżonków orszakowi biesiadników, osobiście zamknął drzwi komnaty. Król napełnił dwa stojące na przyściennym stoliku puchary.
     - Wypij, Sofonisbo. Widziałem, że unikałaś wina podczas uczty. Przyda ci się jednak tej nocy.
     On sam spełnił już wiele toastów, nie wykazując objawów jakiegokolwiek osłabienia, czego częściowo się obawiała i na co trochę liczyła. Posłusznie zmoczyła wargi, po chwili przymknęła jednak oczy i wypiła wszystko. Może istotnie, tak będzie łatwiej.
     - Rozbierz się dla mnie, Sofonisbo. Widziałem już twój taniec, chcę w pełni ujrzeć to, co obiecywał.
     - Jak sobie życzysz, panie.
     - Nie chcę być tylko twoim panem. Chcę  być również mężem i kochankiem. Zatańcz dla mnie jeszcze raz, tu i teraz.
     Cóż, to akurat potrafiła uczynić, nawet bez akompaniamentu muzyki. Z pomocą przyszły tygodnie ćwiczeń, wzmacniających naturalną grację i poczucie rytmu. Wykonując zmysłowe ruchy głową, ramionami, dłońmi, biodrami, kolejno pozbywała się okrywających ją warstw materii. Tu i tam musiała szarpnąć mocniej, tu i tam delikatna szata uległa rozdarciu. Nieważne, nie miała zamiaru zachowywać tych szmat na pamiątkę szczęśliwych zaślubin oraz nocy poślubnej. W końcu stanęła naga, okryta tylko włosami oraz lśniącą w blasku płomieni biżuterią. Obróciła się powoli, pozwalając sycić wzrok panu i małżonkowi, który pragnął  stać się również jej kochankiem. Jeżeli oczekiwał, że zawstydzi ją  ta sytuacja, to doznał rozczarowania. Albo przeciwnie, tym większej satysfakcji. Wychylił  kolejny puchar, rozszerzone oczy zajaśniały odbitym światłem lamp.
     - A teraz ty pomóż rozebrać  się mnie.
     Posłusznie zabrała się za wykonanie polecenia męża. Natychmiast przekonała się, co właściwie miał  na myśli. Wierzchnie elementy własnej szaty zerwał sam, traktując je niczym niegodne żebraka łachmany. Jej przypadło zadanie rozsupłania pasów materii skrywających przedmiot dumy każdego mężczyzny. Istotnie, król Syfaks nie miał się czego wstydzić, Wielka Matka obdarzyła go nadzwyczaj hojnie. A pal sterczał już w gotowości, lśniąc kroplą  wilgoci na odsłoniętym czubku żołędzi.
     - Czy życzysz sobie, panie i mężu, bym usłużyła ci ustami?
     Było jej i tak wszystko jedno, niech więc stanie się to, co ma się stać. Najlepiej jak najszybciej, bez pozostawiania jakichkolwiek ofiar na później.
     - Nie dzisiaj, a przynajmniej nie teraz. Nie wątpię, że również w tej sztuce okażesz się mistrzynią. W tej chwili pragnę cię jednak tak bardzo, że nie potrzebuję takiej służby i nie zamierzam zmarnować pierwszego, najlepszego wytrysku. Chcę trysnąć w tobie. Chodź na posłanie.
     Odrzucił opróżniony puchar i siląc się na pozory przynajmniej delikatności, popchnął ją na szerokie, zarzucone skórami oraz lnianymi poduszkami łoże. Opadła na plecy, niemal natychmiast czując na sobie ciężar przygniatającego ją ciała. Może już nie najmłodszego, ale sprężystego i umięśnionego. Co by o nim nie mówić, król Syfaks nadal był wojownikiem. Bez trudu unieruchomił jej ręce nad głową, nie stawiała zresztą oporu. Wolną dłonią odszukał tajemne miejsce rozkoszy i skierował tam własną, nabrzmiałą łodygę. Wszedł zdecydowanie, odruchowo jęknęła z bólu.
     - Nie obawiaj się – wydyszał. - Wiem, że nie jesteś dziewicą. Wiem, że ofiarowałaś hymen Wielkiej Tanit. Nie przeszkadza mi to, a nawet ułatwia sprawę. Ułatwia nam obojgu.
     Nie odpowiedziała. Przymknęła oczy i spróbowała wyobrazić sobie Masynissę. Nie, natychmiast odrzuciła obraz ukochanego. Nienawidzi zdrajcy, to z powodu jego zdrady musi teraz czynić to, co czyni. Żywiołowe poczynania Syfaksa również nie sprzyjały utrzymaniu przed oczyma wizerunku księcia. Wtedy wszystko było inne, nawet ból okazywał się słodki i podniecający. Ból większy nawet wówczas, niż odczuwany obecnie. W tej sprawie król i małżonek miał rację. Co prawda, wilgoć zraszająca niegdyś kwiat rozkoszy na samą myśl o Masynissie, pojawiała się opornie, Syfaks zastąpił ją jednak szybko własną. Wchodził rytmicznie i głęboko, trysnął obficie. Powstrzymała jęki, nie odczuwała już bólu, jakiejś szczególnej satysfakcji również nie. Król poruszał jeszcze przez jakiś czas biodrami, chwilowo zaspokojony uwolnił jej ramiona, wyszedł zwiędłą nieco łodygą i ułożył  się obok.
     - Wybacz, nie potrafiłem się powstrzymać – mruknął. - Rozpalasz mężczyzn do białości, czekałem na tę chwilę, odkąd ujrzałem twój taniec. To dla ciebie odrzuciłem sojusz z Rzymem, to dla ciebie stanę  przy Kartaginie.
     - Wiem o tym, mężu i panie. I jestem wdzięczna.
     - Tobie też coś się należy, nie jestem barbarzyńcą.
     Względnie delikatnie sięgnął dłonią ku jej udom, rozchylił je i pieścił palcami ledwo rozkwitły pąk kobiecości. Szczęśliwie, pozostawił tam dość własnej wilgoci, by nie doznać zawodu, a jej samej nie sprawić bólu. Rozkoszy też, co prawda, nie sprawił. W stosownym momencie zacisnęła nogi i wydała serię coraz głośniejszych jęków. Król przyjął to za dobrą monetę, okazało się zresztą, że  tymczasem sam osiągnął ponownie gotowość do ataku. Mocarną ręką odwrócił ją na brzuch.
     - Wypnij ten wspaniały tyłek.
     Natychmiast po tym, gdy przyjęła wymaganą pozycję, z głową wtuloną w jedną z poduszek, poczuła zdecydowany uchwyt dłoni na biodrach oraz energiczny napór członka. Wszedł ponownie, szybciej jeszcze i głębiej niż poprzednio. Pracował rytmicznie, przyciągając ją w odpowiednich chwilach rękoma. Nabijał na wystawiony oszczep niczym wprawny myśliwy pustynną lwicę. Och, gdybyż naprawdę była lwicą... Nie, nie wolno jej tak myśleć, robi to dla ocalenia Miasta... Tym razem małżonek dochodził dłużej, przynajmniej nadal nie odczuwała bólu. Usłyszała zwycięski okrzyk, następnie poczuła zalewający wnętrze wytrysk. Zacisnęła zęby na materii poduszki. Z wciśniętą w nią twarzą nie musiała wydawać własnych dowodów rzekomej rozkoszy. Syfaksowi nadal jednak nie było  dość.
     - Teraz przydadzą się twoje usta, ukochana. Mam nadzieje, że  chętnie posmakujesz mojego nektaru.
     Nie musiała padać przed panem i małżonkiem na kolana. Ułożył się na plecach i w tej pozycji przyjął  jej służbę. Nie była to sztuka, którą dałoby się ćwiczyć  z niewolnicami. Zaledwie dwa razy czyniła coś podobnego z Masynissą podczas ich przelotnych spotkań. Wtedy wszystko wyglądało  inaczej, a ukochany reagował żywiołowo. Czy z Syfaksem też będzie podobnie? Obawy okazały się niepotrzebne. Gdy już zdobyła się na wzięcie w usta lekko oślizgłego członka, wszystko poszło dość szybko. Wargi i język, nie ufała sobie na tyle, by  użyć zębów, zdziałały cuda. Oklapły fallus króla powstał i nabrzmiał w zaiste krótkim czasie, dzięki niech będą Wielkiej Tanit. Szczęśliwie, nie zamierzał kończyć w ustach małżonki. Pojękując z rozkoszy odsunął głowę Sofonisby, popchnął żonę na posłanie i wszedł bez chwili zwłoki.  Uderzał delikatniej i z większym wyczuciem niż przy dwóch poprzednich razach. Dłużej też czekała na wytrysk. Gdy wydał  okrzyk rozkoszy, zawtórowała własnym. Coś istotnie poczuła, jakiś odległy żar płonącego ognia, zalany wkrótce powodzią gorącej lawy. Czy można uznać ten żar za spełnienie? W każdym razie, było to najbliższe temu wrażenie, jakiego doznała tej nocy. Wydała cichy jęk licząc, że zadowoli pana i małżonka.
     Syfaks podniósł się z łoża i osobiście napełnił  obydwa kielichy.
     - Twoje zdrowie, córko Wielkiej Tanit. Warta jesteś każdej ceny, rozpalasz zmysły mężczyzny do szaleństwa. Nie potrafię się tobą nacieszyć.
     - Okazujesz mi wielką łaskawość, szlachetny panie.
     - Wybacz moją gwałtowność i  nienasycenie. Chcę zakosztować z tobą tyle rozkoszy, ile tylko zdołamy. Nie mamy zbyt wiele czasu.
     - Nie mamy czasu?
     - Wkrótce wyruszam na wojnę, ukochana.
     - Rzymianie wylądują najwcześniej przyszłą wiosną, mężu. Zdążysz się przygotować.
     - Tymczasem zwyciężę w innej wojnie.
     - Innej wojnie?
     - Zanim pojawi się Scypion z rzymskimi legionami, musimy rozprawić się z Masynissą. Ja i twój ojciec.
     - Mój ojciec?
     - W imieniu twojego Miasta obiecał mi wsparcie oraz ziemie i stada Masynissy. To część  zapłaty za sojusz. Mniej ważna niż ty, ukochana, ale muszę zadbać o łupy dla moich wojowników. Potrzebują koni, owiec, pastwisk. Także kobiet. Nie znajdą drugiej takiej jak ty, Sofonisbo, ale w końcu to ja jestem królem. Wkrótce będę jedynym królem Numidów, bo moim najważniejszym trofeum stanie się głowa Masynissy. A ty zostaniesz moją królową.
     Noc okazała się długa, nie próbowała już jednak nawet udawać, iż odczuwa cokolwiek, poza obojętnym znużeniem. Czyż można radować się na własnym pogrzebie?

Koniec odsłony drugiej

nefer

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka i historyczne, użył 1945 słów i 11363 znaków, zaktualizował 1 gru 2023.

3 komentarze

 
  • Funkykoval197

    I znów świetny kawałek. Oby tak dalej. Pozdrowienia Mistrzu

    1 gru 2023

  • nefer

    @Funkykoval197 Dzięki za słowa zachęty. Jeszcze trochę zostało do opowiedzenia.

    2 gru 2023

  • MistEunice

    Jak zwykle tekst dopracowany i staranny. Lubię płynność z jaką przechodzisz do kolejnych akapitów .  
    Czekam na rozwój wydarzeń

    1 gru 2023

  • nefer

    @MistEunice Dzięki za wizytę. Jak pewnie się domyślasz, tutaj jeszcze sporo się wydarzy.

    2 gru 2023

  • MistEunice

    @nefer liczę po cichu na mały zwrot akcji

    3 gru 2023

  • eksperymentujacy

    Dobry jesteś !

    1 gru 2023

  • nefer

    @eksperymentujacy "Przez grzeczność nie zaprzeczę" 😉 A serio to dzięki za wizytę i wpis.

    2 gru 2023

  • Funkykoval197

    @eksperymentujacy a czytałeś Panią Dwóch Krajów? Jeśli nie to natychmiast to nadrób. Normalnie best forever :-D

    16 stycznia