Czas grozy 15. Najazd Wikingów

Czas grozy 15. Najazd WikingówTo były dwa ciężkie dni. I dwie ciężkie noce.
Pierwszego na zamek dotarła wycieńczona niewiasta, przynosząc wieści o zagonie Wikingów. Była wyczerpana. Całą noc gwałcili ją ci bezbożnicy. Musiała przyjąć w sobie chyba z kilkunastu mężczyzn. Po którymś z kolei nawet nie liczyła ilu.  
Rozpasani, odurzeni zwycięstwem i łupami, głodni pastwienia się nad brankami, zgotowali im istne piekło. Jakby chcieli wykazać swą jurność, swą waleczność. Im ładniejsza białogłowa, im większe miała piersi, tym gorzej dla niej. Tym więcej normańskich kutasów musiała w sobie przyjąć.
Uciekinierka, Eva, była przeciętnej urody, obdarzona średniej wielkości biustem, może dlatego, korzystając z chwili przerwy, potrafiła czmychnąć pijanym strażnikom.

To co prawiła, zakrawało o pomstę do nieba. Barbarzyńcy usiekłszy mężczyzn, zabrali się za niewiasty. Traktowali je, jak należny im łup wojenny. Brane przemocą, przez tylu wojowników, były ledwie żywe.

Polecono Marthcie, aby ta zajęła się uciekinierką, stąd wszelkie wieści o okrutnych najeźdźcach, w pierwszej kolejności trafiły do jej uszu. Martha wyobrażała sobie, co ją i inne niewiasty czeka, po zdobyciu zamku przez brodatych Normanów.  
Przecie to, co do tej pory ją spotykało, czyli conocne wizyty wojów ze straży, to jeno sielanka, w porównaniu z tym, co wisi w powietrzu.
A przecież w ostatnich nocach nawiedzali Marthę szczególni wojowie. Najpierw Mark, a potem Lucas.  
Szczególni, bo Mark był wielką górą mięsa, a Lucas dość brutalny...
Doskonale pamięta, jak ledwie zipała przygnieciona, pod wielkoludem. Łoże trzeszczało, jakby zaraz miało się rozpaść. Błagała go o zmianę pozycji, ale Mark chciał czuć ją pod sobą i chciał patrzeć w jej twarz. Sama prosiła go o to, czy może wziąć mu do ust, wierząc, że zyska chwilę oddechu.
Pozornie zyskała. Ale pyta markowa była tak wielka, że musiała porządnie wytężać szczękę, żeby objąć jego główkę wargami. Spodobały mu się te zabiegi, ale musiał je uznać za niewystarczające, bo chwycił za głowę Marthy i... po prostu nabił ją na siebie... Pamięta doskonale, jak dławiła się! Machała rękami, żeby ją uwolnił.
Po wszystkim przysiadł na łożu i snuł opowieść, jak podczas wyprawy do Irlandii, napadli na klasztor i jak gwałcili młode zakonnice. Jego, monstrualnych rozmiarów oręż, siał straszliwe spustoszenie, kilka dziewcząt straciło przytomność, a kto wie, czy potem nie wyzionęło ducha?
Kolejny dzień okazał się być straszniejszym niż noc. Pod mury podciągnęli Wikingowie. Martha nasłuchiwała stamtąd ich okrzyków.
- Psy! Wyrżniemy was! A wasze żony, matki i córki obrócimy w nałożnice! Wychędożymy je wszystkie, jak sprzedajne dziewki! Będą ssać nasze kutasy i przyjmować w swych piczach nasze nasienie! Zbrzuchacimy je i będą niańczyć nasze bękarty!
Drżała słysząc te groźby. Już widziała hordę wdzierającą się na mury, wycinającą w pień  obrońców, a potem... potem ścigających je... bezbronne niewiasty. Ciągnący je za włosy do swych legowisk. Wyobraziła siebie, gwałconą przez kilku grubych, brodatych barbarzyńców, gniotących ją, drobną niewiastę, między ich cielskami, jak ziarno między kamieniami żarna...
Całą noc miasto nie spało. Nie spał też Lucas, woj z drużyny, którego kolej na wizytę w komnacie Marthy właśnie przypadała. Chłop z natury był dziki i okrutny, ale teraz atmosfera zagrożenia wikińskiego szczególnie dawała się we znaki. Stał się jeszcze bardziej zwierzęcy.
Kazał się jej wypiąć, szarpnięciem zadarł suknię, klepnął w pośladek, jakby demonstrując kto tu rządzi, po czym bez ceregieli władował się w Marthę od tyłu. Trzymał ją za biodra, by móc silniej w nią się wbijać.
Komnatę wypełniły dość głośne dźwięki, bo rycerz sapał gromko, jak odyniec, zaś niewiasta, pod wpływem silnych pchnięć, jęczała żałośliwie.
Gdy jedno z dźgnięć okazało się szczególnie dotkliwe, stęknęła: - Ach... boli...
- Ciesz się damulko, że swojemu dajesz i od swojego boli. Jeśli, nie daj Bóg, pobiją nas Wikingi, to wtedy dopiero poczujesz, że masz cipę.
Marthę przeszły dreszcze, co poczuł woj, gdy nagle zacisnęła ścianki pochwy na jego męskości.
- A widzisz! Boisz się wikińskich kutasów! Trochę byś ich poznała! I starych i młodych. I to nie w takiej wygodzie, jak tu masz, że dajesz tylko jednemu żołnierzowi na noc... tylko w nocy, tylko jeden żołnierz na jedną nockę... O tym mogłabyś zapomnieć.
Martha była przerażona, a jednak coraz bardziej podniecona także.  
W tym momencie na jej piersiach zacisnęły się twarde żołnierskie łapska.
- O, ja sobie tylko pomiętole te cycuchy... no może trochę ostrzej! - w tym momencie ścisnął je niedelikatnie.
- Auuaa!
- Przyzwyczajaj się damulko! Na wszelki wypadek przyzwyczajaj.
Lewą ręką gniótł jej pierś, a prawą brutalnie chwycił za pośladek.
Wymierzył siarczystego klapsa.
- A teraz na kolana!
Martha zrozumiała, że chce, by przyjęła jego maczugę do ust. Posłusznie uklękła przed nim.
- Nie tak! Tyłem. Jak suka! Wychędożę cię teraz jak pies sukę! Tak lubię najbardziej!
Nie spodziewała się, że może być tak rozbuchany, zwierzęcy wręcz. Posuwał ją dokładnie, jak pies kopuluje z suką. Wściekle.
Znów komnata wypełniła się gwałtownym stękaniem i odgłosami jąder uderzającymi o zadek.

Kolejny dzień przyniósł Marthcie kolejne zaskoczenie. Została wezwana przed oblicze księcia, nawet nie pozwolono jej się ogarnąć.
Karol i Theodor wraz z możnymi obradowali w komnacie narad. Na masywnym okrągłym stole leżała płachta wołowej skóry, porysowana siatką rzek i punktami obrazującymi grody.
- Znikąd pomocy! - Grzmiał stary książę. - Trza jeno paktować.
Dowódcy patrzyli z przerażonymi minami. Theodor tylko lekko się uśmiechał.
- No ja mógłbym posłować, ale wiadomo, szkoda by tak walecznego męża jak ja, dlatego poznajcie mój pomysł! Wyślijmy do ich obozu pannę Marthę!
- Babę?! Czyście poszaleli? Toż uznają to za obrazę! - nasrożył się jeden z możnych.
- Babę. Ale jaką! Martha zna języki, bywała w świecie, negocjowała nawet z takimi potężnymi graczami jak ksiądz arcybiskup!
- Klesze to wystarczyło cycki wystawić...
Martha zmieszała się, przysłuchiwała się dyskusji z otwartymi ustami. Oto chcą ja pchnąć do Normanów! Pewno na zatracenie! Nawet nie pytają ją o zdanie.
Tymczasem syna wsparł Karol.
- Powie się Normanom, że to moja bliska kuzynka. Że bywała na dworze Jego Świątobliwości w Rzymie...  
Theodor zacierał ręce.
- Dziurawe wojsko do niczego nam się nie przyda. Ale poseł w spódnicy już tak. Zwłaszcza, że będzie przykazane, by tę spódnicę w odpowiednich momentach, odpowiednio zadrzeć!

Historyczka

opublikowała opowiadanie w kategorii erotyka, użyła 1235 słów i 6933 znaków, zaktualizowała 13 paź 2020.

2 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • AnnaAneta

    Nice :) Czekam na ciąg dalszy :)

    12 paź 2020

  • jacek795

    Fajny wstęp - czekam na ciąg dalszy:)

    12 paź 2020