Historia Jacka K. doskonale nadaje się na scenariusz filmowy. Pochodzący z Kielc 40-latek razem z Janem K. (65 l.) w połowie grudnia wprowadził się na plebanię parafii w Mogielnicy niedaleko Grójca na Mazowszu. Wcześniej ktoś zadzwonili tam i zapewnił, że działają z nadania kard. Nycza. Nie wzbudzali podejrzeń i szybko zjednali sobie sympatię wiernych. Oszust odprawiał msze. Pozwolono mu nawet chodzić po kolędzie i zbierać datki na nieistniejące sanktuarium maryjne w Doniecku. We wtorek zaraz po mszy świętej wpadł w ręce policji. Ktoś skojarzył, że kuria warszawska ostrzegała niedawno przed fałszywymi kapłanami i go rozpoznał. Po 48 godzinach został jednak wypuszczony na wolność. Nie usłyszał zarzutów. Dlaczego? – Zebrany materiał dowodowy nie pozwolił na ich postawienie. Niewykluczone jednak, że w przyszłości je usłyszą – mówi Tomasz Kulpa, prokurator rejonowy z Grójca.
To jednak nie wszystko! Jak się okazało Jacek K. udawał kapłana już wcześniej! Perfidny naciągacz pod szyldem dobroczynnego stowarzyszenia zorganizował ogólnopolską sieć wolontariuszy. Niczego niepodejrzewający uczniowie, czy harcerze zbierali dla niego pieniądze na rzekomą pomoc dla niepełnosprawnych na ulicach i w hipermarketach. – Byli lubiani. Wzbudzali ufność ludzi. Chętnie rozmawiali z wiernymi. Nikt ich nawet nie podejrzewał, że są zwykłymi naciągaczami – mówi Barbara Siedlicka (42 l.), parafianka z Mogielnicy.
Nikt nie wie, co stało się z zebranymi przez fundację pieniędzmi. Ich stowarzyszenie mogło zebrać nawet 4 mln zł. Śledztwo w tej sprawie prowadzi krakowska prokuratura, ale zostało ono zawieszone, bo od 3 lat nie ma pełnej opinii eksperta w zakresie rachunkowości i finansów.
źródło: fakt.pl
Dodaj komentarz