Do domu dotarli w okamgnieniu, pyłek był bardzo dobrej jakości. Szef zmarzł, postanowił więc poszukać cieplejszego odzienia. Otworzył szafę, a tam pusto. Otworzył komodę – też pusto.
– Gieńka, gdzie wszystkie łachy?! Dawaj grubszego kożucha i wełniane soksy, zimno jak cholera! Trzeba niedługo jechać porozwozić pakunki, a mi się już siurek do worka schował! – Mikołaj wydarł pysk.
– Co się wypaszczasz, stary tłuściochu? – syknęła żonka.
– Gdzie ubrania?
– Jak to, gdzie? Chodź. – Baba pociągnęła męża za rękaw. – No co? Sam przecież kazałeś, więc… ubrałam choinkę – wytłumaczyła kobieta, wskazując ręką drzewko.
– Głupia torbo! – wrzasnął zszokowany Mikołaj, czym prędzej zdejmując palto, czapkę, rękawice i inną garderobę z dorodnej jodły.
– O co ci chodzi? – Napuszyła się baba.
– Na choince czepia się błyskotki, nie ubrania – wyjaśnił mężczyzna, przewracając oczami.
– Aaaa, to ja nie wiedziałam. Ale już, już się robi – zadeklarowała Gienia i zniknęła w pokoju.
Wróciła po chwili z dużą skrzynką i zaczęła wyciągać z niej różnoraką biżuterię i wieszać na gałązkach.
– Nie takie świecidełka, tępa raszplo. – Mikołaj aż klapnął się dłonią w czoło. – Idź na strych i tam są bombki, słodycze, łańcuchy i inne takie.
– Łańcuchy? Czekaj, w szopie widziałam takie ładne – pochwaliła się baba i pobiegła na zewnątrz.
Za moment już targała za sobą zardzewiały łańcuch od starego ciągnika i inny, nieużywany, który Mikołaj ukradł kiedyś w stoczni. Stwierdził, że mu się przyda, no i od przybytku głowa nie boli.
– Noż bladź, mać, nie wytrzymam! – zagrzmiał dziadek, tupiąc nogami ze złości.
– Czego znowu? To ja się męczę i ciągnę to żelastwo, a ty wciąż jesteś niezadowolony – mruknęła żonka, spuszczając nos na kwintę. – Ale musisz przyznać, że ten jest ładny, taki świeżutki i błyszczący – pochwaliła, wskazując nowszy z łańcuchów. – Tylko, cholera, czemu taki ciężki?
– Bo trzeba było odczepić kotwicę – syknął wykończony psychicznie dziadek, pozbierał ciuchy i zniknął w sypialni.
– Aaaa, oooch, uuuffff… – sapał Mikołaj, gdyż nie dał rady zdjąć butów. – Gieeeeńkaaa!
– Nie rozmawiam z tobą! – Usłyszał z salonu.
– Marsz mi tu, brzydka wiedźmo, zdjąć chodaki!
– Nie!
Mikołaj nie prosił dłużej, tylko posypał się pyłem i zaraz stał goły jak święty turecki. Postanowił pył trzymać w domu, żeby mu znów nie roztrwonili.
– O Boże, ogr! Mikołaju, Mikołaju, ogr w sypialni! Bierz strzelbę! – krzyknęła zatrwożona Gienia, stojąc w progu.
– Czego wiszczysz, jaki ogr? To ja, durna babo – zbeształ żonkę dziadek.
– To ty? – Baba zaczęła niepewnie podchodzić do męża. – Faktycznie, to ty – stwierdziła, uśmiechając się złośliwie.
– Nie bądź taka mądra, sama na golasa nie wyglądasz lepiej. Zresztą, co ja mówię? – ty wyglądasz po stokroć gorzej. – Zbiesił się Mikołaj, trafnie odczytując minę małżonki.
– Co ci pomóc? – zapytała Gienia; złość już jej przeszła.
– Już nic. I zapomnij o prezencie – fuknął dziadek i drugi raz użył pyłu.
Ubrany już tak grubo, że ledwo powłóczył nogami, wylazł z chaty i gwizdnął. Sanie pojawiły się po chwili.
– Ty chyba sobie żartujesz. Wyglądasz jak bombka bożonarodzeniowa, a może bomba raczej – podsumował Rudolfino, patrząc z przerażeniem, a może z politowaniem na szefa.
– Spadaj, jest zimno – burknął dziad.
– Jasne, tylko jestem ciekaw, jak wleziesz do komina. I bez tej całej hurtowni, którą masz na sobie, wątpię, czy dałbyś radę, a tak? Teraz to już porażka – stwierdził rogacz.
– Milcz i rób, co do ciebie należy. Nie jesteś tu od mędrkowania. Wio! – Zakrzyknął Mikołaj i sanie ruszyły dziarsko, pierdząc spod płóz błyszczącym proszkiem.
3 komentarze
Vee
Fajny ten proszek... ale nic nie przebija wózka no limit
agnes1709
@Vee 😉
wram
agnes1709
@wram
Gaba
Nareszcie wysyp fajności! Aż się cieszę z Twojego pisania!
No i pierwsza łapa i tak! A co, taki jestem, O!
agnes1709
@Gaba Ale mi fajnie, że Ci fajnie
Gaba
@agnes1709 czyliż jest nam fajnie. I tak ma być. Howgh
agnes1709
@Gaba
Gaba
@agnes1709 dajesz!