Dziennik epidemii zombie cz.3

Przepraszam, że dzisiaj tak krótko, jutro postaram się wam to wynagrodzić jakimś dłuższym opowiadaniem. Mogę was zapewnić, że trochę się będzie działo.

Dzień 3
Dzisiejszy dzień rozpoczął się dosyć wystrzałowo… i to z resztą dosłownie. Mianowicie obudziły nas dźwięki wystrzału z jakiejś broni. Co za idiota-pomyślałem- nie dość że gówno zdziała, to jeszcze więcej zombiaków nam ściągnie na głowę… Jako, że po całej ulicy pałętały się zombie postanowiliśmy przeszukać całą szkołę w poszukiwaniu czegoś przydatnego, a czego jeszcze nie mieliśmy. Każdy dostał jakieś piętro do przeszukania, Ja dostałem piętro pod parterem, Klaudia parter, Wojtek 1 i 2 piętro, a Olka Bibliotekę, salę gimnastyczną i sale obok niej. Przeszukując kanciapę woźnego znalazłem małe radyjko na baterie, których mieliśmy od groma, oraz agregat i paliwo do niego. Trochę się zdziwiłem, że akurat tutaj znalazłem ten agregat, ale nie narzekałem być może kiedyś się przyda. Moim następnym celem była kotłownia- nic ciekawego nie znalazłem, oprócz pieca który może się przydać w szybko nadchodzącą zimę. Jedynym problemem było to, że zabrakło węgla. Kiedy już skończyłem przeszukiwać… piwnice… sam nie wiem jak to nazwać. W każdym bądź razie poszedłem pomóc w poszukiwaniach Olce- miałem nadzieje trochę z nią pogadać, dowiedzieć się jak znosi tą całą sytuację. Po raz drugi w tym tygodniu wypłakała mi się na ramieniu- mówiła jak jest jej ciężko znieść myśl, ze została porzucona. Kiedy ją tak przytulałem, nagle popatrzyła się tak na mnie tymi swoimi niebieskimi jak niebo oczami i… pocałowała mnie, ale wracając do wydarzeń dnia dzisiejszego. Inni też nie znaleźli nic ciekawego. Tak jak teraz myślę, to przynajmniej nie będziemy się nudzić, albo przynajmniej ja, gdyż w czasie pocieszania Olki zobaczyłem, że w bibliotece znajduję się imponująca kolekcja książek z serii Star Wars. Dziwne, że dopiero teraz zwróciłem na to uwagę, ale nie ma ani prądu, ani wody. Aby zaradzić temu 2 problemowi, postanowiłem-z pomocą Olki- zbudować łapacz deszczówki, co nie było zbyt trudne. Wystarczył kawałek rynny przecięty na pół i dosyć duże wiadra. Teraz pozostało czekać tylko na deszcz. Po skończonej robocie głód przywiódł mnie i Olę do stołówki, gdzie zastaliśmy Wojtka i Klaudie obściskujących się- kiedy tylko usłyszeli dźwięk otwieranych drzwi odskoczyli od siebie jak oparzeni:
Wojtek i Klaudia- To nie jest tak jak myślicie
Ja do Olki- Najwyższy czas nie sądzisz?
Olka- Oj tak, najwyższy- mówiąc to złapała mnie za rękę, jakby dając im znak, że też jesteśmy razem.
Wojtek- Czyli w końcu się zebrałeś na odwagę co?
Ja- Nie powiedziałbym, jakoś tak samo się stało.
Olka- (uśmiecha się)
Po obiedzie, o ile obiadem to nazwać można, razem z Wojtkiem poszliśmy na siłownie szkolną, co by kondycji nie utracić. W międzyczasie dziewczyny, jak to dziewczyny, snuły plany na przyszłość- o ile takiej dożyjemy. Resztę dnia spędziliśmy głównie na obserwowaniu ulic i rozmowie, niestety, a może na szczęście, nic się specjalnego nie działo. Cały wieczór spędziłem tylko z Olką, podobnie jak Wojtek z Klaudią. Myślę, że na dzisiaj koniec pisania, chyba, że zdarzy się coś ciekawego wtedy o tym napisze.
***
Było koło 20, gdy stałem przy oknie i patrzyłem się w smutny obraz opustoszałego miasta w którym się wychowałem. Wszechogarniającą ciszę przerwał dźwięk pojedynczych wystrzałów. Zaalarmowany dźwiękiem spiąłem się i nerwowo obserwowałem okolicę. Wtedy zza rogu wyłoniło się kilku zombie tępo podążających przed siebie, zwabionych dźwiękiem z nieznanego źródła. Gdy dotarły do środka parku, wtedy... wtedy rozpętało się piekło...
Nastąpiła ogromna eksplozja, a po niej rozległ się dźwięk wielu wystrzałów. Gdy dym po wybuchu opadł ujrzałem porozrywane ciała zombie i nadciągających żołnierzy armii. Szybko dokonali okrążenia pozostałych, że tak to ujmę, przy życiu stworów i zaczęli ich masakrować. Patrzyłem podekscytowany, z wielką satysfakcją na to "widowisko", lecz mina mi zrzedła gdy ujrzałem kolejne hordy tych obrzydliwych stworów nadciągających ch*j wie skąd. Poważnie, ile ich może być i skąd oni przybywają?! Armia szybko zorientowała się, że szala przechyla się na stronę zombie, które to zaczęły zacieśniać krąg wokół żołnierzy. Wydano rozkaz przebicia się i odwrotu. Podczas rozpaczliwej ucieczki życie straciło tylko (lub aż...) 5 dzielnych żołnierzy. Wojsko szybko uciekło.

Shruikan

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda, użył 850 słów i 4721 znaków.

Dodaj komentarz