21 cz.1

Nie wiedziałem gdzie się znajduje. Przed oczami miałem tylko mógł otaczającym mnie gruz, powyginane pręty i pełno zwłok. I tylko jeden punkt z którego do całej hali przebijało się światło. Byłem już tak odurzony dymem że przed oczami robiło mi się ciemno. Nagle usłyszałem czyjeś kroki. Słyszałem że to osoba oddala się ode mnie ale dziwnie jak na tamtą okoliczność. Nie od razu zorientowałem się że na mojej nodze leży kawałek ściany. Ceglanej ściany. Bo mi nie czułem w ogóle. Strachu też nie. W ogóle nic nie czułem. Chciałem po prostu żeby to wszystko się skończyło. Nie wiem czemu. W pewnym momencie osoba która szła do góry schodami spokojnym krokiem zatrzymała się, zawróciła i szła w moim kierunku. Nie miałem zielonego pojęcia kto to może być. Miałem nadzieję, że ktoś idzie żeby mnie dobić. Ku memu zdziwieniu ta osoba chciała mi pomóc. Chwyciła mnie delikatnie za ramię.  
- Słyszysz mnie? - usłyszałem głos  
- Tak słyszę - odparłem  
- Nie martw się, wracamy do domu.  
Ta osoba dała mi nadzieję, ale w sumie nie wiem na co. Nie miałem po co żyć, nie wiem dla kogo żyć. Trudno mi było znaleźć sens istnienia. Patrzyłem się tylko w ten jeden punkt wyobrażałem sobie jak tam jest. I czy w ogóle jest.  
Kiedy wszedłem do domu natychmiast za cel obrałem mój pokój. Rzuciłem torbę na podłogę i usiadłem przed komputerem. Dzień, jak każdy. Zanim włożyłem słuchawki, usłyszałem rozmowę piętro niżej. To było naprawdę dziwne, ponieważ prawie zawsze jestem sam w domu. Z ciekawością powoli zszedłem na dół.
- O. Ty jesteś? - zapytałem ze zdziwieniem w oczach
- Mówi się 'dzień dobry', nie prawdasz? - odpowiedziała matka
- Dzień dobry? - podśmiałem się - Dobry?!
- Trochę dobrego wychowania nie zaszkodzi, prawda? - spojrzała na swoją koleżankę z cynicznym uśmiechem
- Wychowanie? - krzyknąłem - Przez kogo?
- Jak to przez kogo?
- Na pewno, nie przez ciebie i ojca - powiedziałem - cały czas, odkąd pamiętałem, was nie było. wracacie do domu raz na ruski miesiąc. A ty masz jeszcze czelność zapraszać koleżaneczki na kawkę zamiast porozmawiać z synem. I nie powiem jej 'dzień dobry', bo nie chcę - trzasnąłem drzwiami i wyszedłem.
Po powrocie do pokoju włączyłem głośniki i grałem najgłośniejszą muzykę, jaką znam. W ten sposób chciałem sprowokować moją matkę do kolejnej kłótni. Niestety po kilku minutach mogłem zobaczyć za moim oknem odjeżdżający samochód. To był wóz mojej matki.
Zadzwoniłem do Sergeya, kuzyna z Rosji. On jest jedynym członkiem rodziny, z którym utrzymuję i chcę utrzymywać kontakt. Powiedziałem mu o sytuacji z matką. Jest jednym z niewielu osób, które znają mnie lepiej, niż ja znam siebie i chociaż odległość między nami jest spora, to jest moim przyjacielem. Czasami trudno go zrozumieć z powodu jego rosyjskiego akcentu.
Następnego dnia wróciłem ze szkoły z małą niespodzianką. Przed samymi drzwiami do domu zwolniłem, utrzymując tempo i zdjąłem z ręki bandaż, pod którym czułem, że znajduje się powód do kolejnej kłótni.
- Co ty masz do cholery na ręce?! - wrzasnęła - Jak ty się z tym ludziom pokażesz, co?
- Nie twoja sprawa, matko - wyśmiałem
- Nie no Artur powiedz mu coś, bo nie dam rady - powiedziała do mojego brata
- Co tam młody? - przywitał się - Zajebista dziara, kto robił?
- Jezus, nie wierzę - panikowała matka - jutro wracam z pracy i ma tego nie być!
- Oj obawiam się, że może być mały problem - ostrzegł Artur - usunięcie kosztuje ok 7 tys. a wątpię, żeby młody tyle miał.
- Ja sobie kiedyś życie odbiorę, przysięgam! - powiedziała i wyszła

Po tej małej sprzeczce poszedłem do pokoju i oglądałem wideo z kursów ratownictwa taktycznego. Wojsko i te sprawy nigdy mnie nie interesowały, na szczęście urodziłem się już w czasie pokoju, ale to, co dzieje się w Europie od kilku lat dało mi do myślenia. Takie 'co by było gdyby'. Doszedłem do tego, że nie umiałbym nikogo ochronić, a szczególnie przyjaciół. Brat prawie wstąpił do wojska. Prawie, bo oczywiście rodzice się nie zgodzili. Chodził na zajęcia z samoobrony i nawet zdobył wyróżnienie. Teraz stara się przelać swoją wiedzę i umiejętności na mnie.  
W pewnym momencie dostałem wiadomość od Pawła:
Szykuje się melanż, ziomek załatwił coś i podobno
zajebisty towar. Jesteśmy za szkołą, wbijaj.
Bez namysłu poprosiłem brata, żeby mnie zawiózł. Jest niesamowitym człowiekiem i robi wszystko o co go poproszę. Wysiadłem z samochodu. Wszyscy byli już pijani i na haju. To była już lekka przesada, a ja nie chciałem robić tego samego, bo czułem kłopoty.  
- Ej stary, może zmienimy miejscówkę?
- Niby czemu? - zapytał niewyraźnym głosem
- Tu mimo wszystko są dzieciaki, zaraz ktoś zadzwoni po pały i będzie przypał i...
Rozmowę przerwał mój telefon. Dzwoniła matka. Z jej lamentu wychwyciłem tylko kilka słów: Artur, samochód i droga. Napisałem smsa, żeby upewnić się o co chodzi.
Artur miał poważny wypadek dwie ulice za szkołą.
Przyjedź, proszę.
Od razu wstałem i zacząłem biec. Widok, który zastałem do tej pory widnieje w mojej głowie. Niestety spóźniłem się. Wrak samochodu był już sprzątany, a mój brat w plastikowym worku. Dobiegłem za późno żeby pożegnać się twarzą w twarz.
Po pogrzebie ludzie mówili, że nikt nie mógł nic zrobić. Wiem, że to nie była moja wina, ale jeśli nie poprosiłbym, żeby mnie zabrał, może nic by się nie wydarzyło.
Wciąż pamiętam jak uczył mnie samoobrony. Ciągle pamiętam go, stojącego po mojej stronie podczas sprzeczek z matką. A skoro o mojej matce mowa, to nie zmieniła się. W ogóle. Można powiedzieć, że jest na mnie zła. Zła nie ze względu na tatuaż czy moje zachowanie, ale za Artura.  
Nie pamiętam dni po śmierci brata. Pamiętam tylko to, że byłem zły na siebie. Nie rozmawiałam z nikim. Nikt nie rozmawiał ze mną. I to było w porządku. Potrzebowałem przestrzeni i czasu. Iść do szkoły? W żadnym wypadku. Nie wychodziłem z pokoju, a jak już to tylko żeby iść do łazienki albo zjeść. Sergey martwił się o mnie, bo nie dawałem mu znaku życia. Zadzwonił do mnie na Skype, ale nawet nie rozmawiał ze mną. Wiedział, że tego nie potrzebowałem. Po prostu powiedział: "Rozumiem". I to wystarczyło. Nie potrzebowałem nic innego jak po prostu wiedzieć, że ktoś mnie rozumie. Nie. Potrzebowałem brata.

paramedic

opublikował opowiadanie w kategorii przygoda i inne, użył 1265 słów i 6596 znaków, zaktualizował 26 lip 2017. Tagi: #21 #brotherhood #death #sadness #war #survive #mission

Dodaj komentarz