Stop thinking... - Rozdział 2.

Staliśmy przy moim aucie nadal patrząc sobie w oczy. Chłopak uderzył w karoserię dłonią zwiniętą w pięść przysuwając się bliżej. Zmusił mnie tym samym do oparcia się plecami o drzwi znajdujące się tuż za mną. Pewnie miał nadzieję, że w jakikolwiek sposób mnie tym wystraszy.  
- Może trochę delikatniej? - uniosłam brew przyglądając mu się uważnie i zachowując spokój. Gdyby tylko można było zabijać wzrokiem, pewnie leżałabym już martwa.  
- Nawet mnie nie denerwuj - warknął chłopak. - Pojawiasz się tu znikąd i zajmujesz moje miejsce na parkingu.  
- Ty tak na serio? - prychnęłam w jego stronę i zaśmiałam się prosto w jego twarz. Nie mogłam uwierzyć, że taka błahostka spowodowała jego złość. - Nie widziałam, żeby to miejsce było specjalnie podpisane twoim nazwiskiem.
- Daruj sobie. - Cały czas nie spuszczał z tonu. Zauważyłam nawet, że przez chwilę zacisnął zęby myśląc jak mi odpowiedzieć. - Gdyby nie Ty żaden idiota nie uszkodziłby mojego motocykla. Naprawa będzie kosztować fortunę.
- I to niby moja wina, a nie zwykły przypadek? - westchnęłam nie wiedząc już co odpowiedzieć. Nie chciałam się dłużej z nim sprzeczać, ale sam rozpoczął tą absurdalną szopkę.  
     Warknął coś cicho pod nosem i odbił się dłonią od mojego samochodu. Ruszył, jak się domyśliłam, w stronę swojego pojazdu. Przetarłam dłonią twarz i rozejrzałam się po parkingu. Oczy wszystkich znajdujących się tu osób były zwrócone ku mnie. Czym prędzej wsiadłam do środka auta i wyjechałam z parkingu. Koniec przedstawienia. Te sępy łase na każdą aferę i tak będą jutro gadać.
     W połowie drogi zatrzymałam się na poboczu i uderzyłam dłońmi w kierownicę. Miałam strasznie wyrzuty sumienia w stosunku do tego chłopaka. Nie powinnam go tak chłodno traktować. Może faktycznie ma rację, że to moja wina. Gdyby nie moje pojawienie się byłoby spokojnie, chociaż skąd mogłam wiedzieć co się wydarzy. Nie jestem jasnowidzem. Przeklęłam cicho pod nosem zaciskając dłonie w pięści.  
      Głupie wyrzuty sumienia.
     Niewiele myśląc zawróciłam i skierowałam się z powrotem w stronę szkoły.  Na szczęście na parkingu nie było nikogo poza dwoma wysokimi osobami stojącymi przy samochodzie i motocyklu. Domyślałam się, że jedną z nich jest brunet. Zaparkowałam niedaleko dwóch postaci i wyszukałam pod siedzeniem swój portfel, z którego wyjęłam dość sporą sumę. Wysiadłam z auta trzaskając drzwiami, czym od razu ściągnęłam na siebie spojrzenia obecnej tu dwójki osób.  
     Wzięłam głęboki oddech i niewiele myśląc ruszyłam w ich stronę. Blondyn stojący obok towarzysza ostentacyjnie zmierzył mnie wzrokiem w czasie, gdy pokonywałam dzielącą nas odległość. Nie pozostałam mu dłużna i przesunęłam spojrzeniem po jego sylwetce. Uśmiechnął się do mnie, kiedy zauważył co robię. Był bardzo dobrze zbudowany, co podkreślała dopasowana czarna koszulka.  
- Will, nie chwaliłeś się, że masz takie niezłe koleżanki - mruknął wyrzucając niedopałek i uśmiechając się do mnie.  
      A więc, w końcu poznałam twoje imię.
- Skończ - ucięłam szybko jego próbę dodania jakiegokolwiek zdania i wyciągnęłam dłoń z plikiem banknotów w stronę brązowookiego chłopaka. - Jeśli nadal twierdzisz, że to moja wina to proszę bardzo. - patrząc w jego oczy zauważyłam zdziwienie, które spotęgowało to, że nagle zmarszczył brwi.
- Nie potrzebuję jałmużny - warknął nie spuszczając ze mnie wzroku.  - Znikaj stąd, póki jestem spokojny.
- Jakoś tego nie widać. Cały czas wyglądasz jakbyś miał rzucić mi się do gardła - usłyszałam cichy śmiech blondyna za moimi plecami. Nie wiem co w tym wszystkim jest takiego śmiesznego.  
- Jeszcze się powstrzymuję, a teraz wynocha stąd! - podniósł ton robiąc krok w moją stronę. Na szczęście przerwał mu dźwięk jego telefonu i odszedł wyjmując go z kieszeni spodni.  
- Jeszcze nikt nie miał odwagi się tak do niego odzywać - usłyszałam roześmiany głos nieznajomego blondyna, ale zignorowałam jego wypowiedź.
     Korzystając z nieuwagi Willa wrzuciłam pieniądze do kasku, który wisiał na kierownicy motocykla. Nie chciałam już dłużej sprzeczać się z tym człowiekiem. Zrobi z tym co będzie chciał. Przeczesałam palcami swoje włosy i skierowałam się w stronę swojego auta. Nie było mi dane jednak przejście tych kilku metrów w spokoju. Poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię. Odwróciłam się z kamiennym wyrazem twarzy i zauważyłam przed sobą blondyna. Jego niebieskie oczy z uwagą studiowały moją twarz.
- Zabieraj swoje brudne łapy - wydusiłam ze złością przez zaciśnięte zęby. Nikt nie miał prawa mnie dotykać. Nikomu nigdy na to nie pozwalałam. Ma szczęście, że tego dnia założyłam koszulę z długimi rękawami. Chłopak od razu ustąpił widząc moje zachowanie.
- Dobrze, już spokojnie. Przepraszam - odpowiedział unosząc ręce w obronnym geście. - Może dasz się zabrać do jakiejś kawiarni w ramach przeprosin? - wyciągnął w moją stronę dłoń, na którą spojrzałam unosząc jedną brew do góry. Nie odwzajemniłam gestu, przez co opuścił rękę ze zrezygnowaniem.
- Dziękuję, ale mam ciekawsze rzeczy do robienia.
- Czy ja właśnie dostałem kosza? - blondyn zaśmiał się niezręcznie. Spojrzałam na niego z politowaniem i wsiadłam do samochodu. Bez słowa odjechałam z parkingu w stronę domu. Zrobiłam co mogłam, a nie mogłam zbyt wiele. Miałam nadzieję, że te pieniądze chociaż trochę pomogą.  
     Po kilkunastu minutach byłam już w swoim mieszkaniu. Zdejmując buty zapaliłam światło w salonie i runęłam na kanapę. Wlepiłam swój wzrok w sufit rozmyślając nad dzisiejszym dniem. Już od pierwszego dnia muszą mi się przytrafiać jakieś dziwne sytuacje. Westchnęłam cicho nakrywając oczy przedramieniem.
      Jutro będzie lepiej.

***
     Obudziłam się wczesnym rankiem na kanapie znajdującej się w salonie. Miałam jeszcze dwie godziny do wyjścia z domu, dlatego ruszyłam pod prysznic. Kilkanaście minut później wyszłam z łazienki owinięta ręcznikiem i skierowałam się do szafy z ubraniami. Bez zbędnego zastanawiania ubrałam na siebie dopasowane czarne spodnie i szarą bluzkę z długim rękawem. Zjadłam szybkie śniadanie i zbierając potrzebne rzeczy wyszłam z mieszkania.  
     Na parkingu przed szkołą znów było mnóstwo ludzi. Zaparkowałam na pierwszym lepszym miejscu na uboczu i wysiadłam trzaskając przypadkowo drzwiami. Wszystkie możliwe pary oczy odwróciły się w moją stronę i nagle nastała cisza. Chyba każdy widział wczorajszą szopkę odstawioną przez bruneta na środku tego placu. Nie mam pojęcia kim on tu jest, ale widocznie bardzo interesuje ich jego życie.  
     Założyłam opadający na moją twarz kosmyk włosów za ucho i skierowałam się do budynku. Wchodząc przez główne drzwi spotkałam się z czyimś ciałem. Po perfumach od razu zorientowałam się, że to jakaś dziewczyna. Jak się okazało miała rude loki i zielone oczy. Na pierwszy rzut oka była bardzo ładna.
- Uważaj jak chodzisz wariatko! - wrzasnęła mi prosto w twarz i popchnęła mnie lekko uderzając w mój bark.
      Co z tego, że ładna skoro jest wredna.
- Viv, daj spokój. Nic Ci przecież nie zrobiła - usłyszałam znajomy głos. Przed nami, jakby znikąd, pojawił się kolega bruneta, który dzień wcześniej był z nim na parkingu.
Nie odpowiedziałam ani słowem. Po prostu ominęłam ich i ruszyłam w swoim kierunku.  Zostało kilka minut do zajęć, dlatego bez chwili zwłoki poszłam do sali znajdującej się na piętrze. Zajęłam pierwsze lepsze miejsce i wyjęłam zeszyt. Oparłam łokcie na ławce i położyłam głowę na dłoniach. Ostatnio przyciągam same nieszczęścia, a miało być tak pięknie.
     Zajęcia rozpoczęły się punktualnie, a miejsce obok mnie, jako jedyne, zostało wolne. Kilka minut po rozpoczęciu zajęć do pomieszczenia wpadł brunet. Mruknął ciche przeprosiny w kierunku nauczycielki i usiadł na miejscu koło mnie. Nie uraczyłam go nawet krótkim spojrzeniem. Starałam się skupić w całości na tym co przekazywała nauczycielka. Na koniec zajęć przekazała nam, że mamy zrobić projekt w parach ze swoim sąsiadem z ławki.
Nie. Tylko nie on.
- To kiedy się widzimy? - szepnął do mnie pochylając się lekko w moją stronę.
- Nigdy - mruknęłam napotykając jego spojrzenie. Wolę zrobić wszystko sama niż męczyć się właśnie z nim. Od rozmowy z Willem uratował mnie dzwonek zwiastujący koniec lekcji.  
     Każda para miała wylosować temat przy wyjściu z sali, dlatego czym prędzej udałam się do wyjścia. Wyciągnęłam jeden z pasków papieru trzymanych przez niską kobietę w średnim wieku. Uśmiechnęłam się do niej słabo na odchodne i skierowałam się do swojej szafki.
     Nim zdążyłam otworzyć drzwiczki do końca czyjaś dłoń zatrzasnęła je z hukiem. Od razu domyśliłam się kto był sprawcą. Odwróciłam się przodem do bruneta krzyżując ramiona na piersi i oparłam się o szafki.
- Nie wiem co jest z tobą nie tak, ale ewidentnie masz jakiś problem z drzwiami - mruknęłam niewiele myśląc, na co on westchnął cicho opuszczając rękę i chowając ją do kieszeni.
- Przepraszam za tą wczorajszą sytuację - powiedział ignorując moje docinki. Przeczesał nerwowo swoje włosy wolną dłonią i sięgnął nią do drugiej kieszeni wyjmując pieniądze, które mu zostawiłam. - Nie musiałaś. To nie była twoja wina.
- Nie moja? Jeszcze wczoraj byłeś skłonny mnie rozszarpać za swoją rację - uniosłam jedną brew w pytającym geście. - Z resztą daj spokój. Przydadzą się na naprawę, a teraz pozwól mi iść na zajęcia.  
     Nic już nie dodając zabrałam potrzebne rzeczy i poszłam na kolejne zajęcia. Reszta lekcji minęła zaskakująco szybko, tak samo jak reszta tygodnia. Nim się obejrzałam była już sobota, a ja nie miałam już co ze sobą zrobić. Sprzątając zajrzałam w każdy możliwy kąt mieszkania i postanowiłam, że czas jechać na większe zakupy. Niewiele myśląc przebrałam się szybko i zeszłam na parking.  
     Niecałą godzinę później znajdowałam się już w holu centrum handlowego. Z każdej strony uderzały we mnie kolorowe reklamy i rozmowy przechodzących obok mnie rozmów. Nie lubiłam tego typu zbiorowisk, ale nie miałam wyjścia. Ruszyłam powoli w poszukiwaniu sklepu, w którym mogłabym kupić najpotrzebniejsze rzeczy do mieszkania.  
     Po prawie dwóch godzinach kupiłam wszystko to co chciałam. Miałam już iść na parking, kiedy usłyszałam cichy płacz. Przystanęłam na chwilę, żeby się rozejrzeć. Przesuwałam wzrokiem po każdym zakątku holu i nagle mój wzrok trafił na brązowowłosą dziewczynkę ściskającą w dłoniach misia. Podeszłam do niej odkładając swoje zakupy przy ławce, na której siedziała i kucnęłam przed nią. Na oko mogła mieć jakieś sześć lat.  
- Co się stało kochanie? - zapytałam najspokojniej jak umiałam. Nie chciałam jej jeszcze bardziej przestraszyć. Wyjęłam również chusteczkę z mojej torebki na pasku.
- Zgubiłam się - pociągnęła zanosząc się płaczem jeszcze bardziej.  
- Już spokojnie, zaraz poszukamy twoich rodziców - zaczęłam ją uspokajać i wycierać chusteczką jej policzki z łez. W sumie nie miałam pojęcia z kim tutaj była, ale nie mam zamiaru jej tak zostawiać.  Dziwne, że jeszcze nikt się nią nie zainteresował.  
     Potrwało to chwilę, ale mała w końcu zaczęła się uspokajać. Wstałam i wyrzuciłam chusteczkę do śmieci, po czym wróciłam na miejsce. Uśmiechnęłam się do niej, kiedy w końcu przestała płakać i skierowała na mnie wzrok.
- Wyglądasz jak księżniczka - uśmiechnęła się szeroko, na co zaśmiałam się lekko.
- Dziękuję, chyba bardzo lubisz księżniczki - mrugnęłam do niej po chwili.
- Tak, bardzo. Nawet bardziej niż misie - uniosła swoją maskotkę chcąc mi ją pokazać, lecz po chwili posmutniała. - Zaprowadzisz mnie do brata?
- Chodźmy - podniosłam się posyłając jej uśmiech i sięgnęłam po swoje zakupy. Oczywiście nie przemyślałam tej całej sytuacji w żadnym stopniu. Dziewczynka zeskoczyła z ławki i ustała koło mnie wyciągając w moją stronę swoją drobną rączkę.  
      Dlaczego zawsze ja?
     Zacisnęłam zęby i złapałam jej dłoń.

Niby nic się nie dzieje, ale mimo wszystko jestem zadowolona ;)
Mam nadzieję, że się spodoba <3

1 komentarz

 
  • Agaaa

    Podoba mi się. Niby to dopiero początek ale fajnie się zapowiada. Czekam z niecierpliwością na ciąg dalszy:)

    2 gru 2019