Słodycz Piekła VII

Świat bez Sebastiana

Była rozdarta. Chciała zostać z Sebastianem. W niewielkim, nadmorskim miasteczku czuła się niemal szczęśliwa. Nie miała ochoty nigdzie podróżować, a już na pewno nie miała ochoty poznawać innych takich jak ona, jak to ujął Rafael.
  
Jak długo to potrwa? - spytała natarczywie Lisanna.
- To zależy tylko od ciebie - wzruszył ramionami Rafael. - Zresztą nie sądzę, żebyś chciała wrócić. Elora to także twój dom. I jest tam naprawdę pięknie.  

Spojrzała na niego niemal wrogo.

- Mój dom przestał istnieć i być może znajdę nowy, ale z pewnością nie będzie to Elora.

Na pewno nie, jeżeli nie będzie tam Sebastiana, dodała w myślach. Rafael zatrzymał się tuż przed nią. Uśmiechnął się do niej pokrzepiająco, otaczając ją swoim światłem. Ona również stanęła. Spojrzała na niego zdezorientowana. Rafael położył rękę na jej czole, jakby chciał sprawdzić, czy nie ma gorączki. Dziewczyna westchnęła cichutko. Poczuła dziwny, nienaturalny spokój. O czym wcześniej myślała? A tak… Jakkolwiek cudowne nie byłoby miejsce, w które chciał ją zabrać i tak nie stanie się jej domem. Nie bez Sebastiana.

- Wystarczy mi, jeśli nauczę się trzymać własnej rzeczywistości - oznajmiła ostro. - Potem chce wrócić do…  

No właśnie, do kogo? Przecież Patrick nie żyje… Gdzieś na granicy świadomości tliło się jakieś ulotne wspomnienie, które jednak niemal natychmiast od niej uciekło.

- Myślę, że nauczysz się o wiele więcej - Rafael obdarzył ją ciepłym, kojącym uśmiechem.  

Mgła, w której stali opadła, a oczom Lisanny ukazały się połacie zieleni oraz bystra, wijąca się srebrną wstęgą rzeka, a za nimi znajdowało się miasto. Lśniące w słońcu, strzeliste wieże z białego marmuru wznosiły się ku niebu. Dziewczyna jeszcze nigdy w życiu nie widziała nic równie pięknego. Nawet skaliste wybrzeże Vernazzie nie mogło konkurować ze baśniową wspaniałością Elory.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~

Miasto sprawiało wrażenie niezwykle przyjaznego. Owszem, było tu wiele straży, rodem ze średniowiecznych rycin, ale gdy Rafael z Lisanną u boku przeszli przez most, stojący przed bramą gwardziści pozdrowili ich uprzejmie, obdarzając dziewczynę ciepłymi uśmiechami. Do tego Lisi z przyjemnością zdała sobie sprawę, że strażnicy to nie tylko mężczyźni. Było wśród nich wiele niezwykłej urody, złotowłosych kobiet. Rafael poprowadził ją wąskimi uliczkami ku pełnemu zieleni placowi. Rozglądała się wokół z zachwytem, zdając sobie sprawę, że napotkane osoby obserwują ją z zaciekawieniem, ale bez nachalności. Tylko strażnicy mieli na sobie nadzwyczajne stroje. Mieszkańcy miasta ubrani byli niemalże normalnie. Niektórzy, tak jak oni, poruszali się pieszo, a inni… inni mieli konie, ale te konie nie były zwyczajne. One miały skrzydła! Ogromne, pokryte pierzem skrzydła! Lisi oczarowana patrzyła jak jeden z cudownych rumaków wzbija się ku niebu. Rafael zatrzymał się przy fontannie na środku placu.

- Co teraz? - zapytała oszołomiona Lisi, nie potrafiąc przestać się rozglądać.
- Teraz musimy chwilę poczekać - odpowiedział pogodnie.
- Na co czekamy? - spytała zaciekawiona.

Wyglądało na to, że Rafael ma tego dnia jakiś wyjątkowo dobry humor. Lisi nie pamiętała, żeby wcześniej aż tak pogodnie się zachowywał.  

- Mam parę spraw do załatwienia i muszę przekazać cię w dobre ręce - wyjaśnił z uśmiechem.

Dziewczyna skrzywiła się nieco. Naprawdę nie tego się spodziewała. Była jednak zbyt oszołomiona, a Rafael sprawiał wrażenie zbyt zadowolonego z siebie, postanowiła więc nie protestować. Przysiedli na brzegu fontanny. Lisi w milczeniu rozglądała się po placu. Po kilku chwilach Rafael wskazał zbliżającego się jeźdźca.  

- To mój wnuk, Maven - przedstawił chłopaka.
- Wnuk? - Lisanna nie mogła być w większym szoku.  

Rafael wyglądał na najwyżej 35 lat, a ten chłopak był przynajmniej w jej wieku, jeżeli nie starszy. Mężczyzna wyszczerzył do niej zęby w uśmiechu.

- Pozory mogą mylić - oznajmił pogodnie.  
- Jakim cudem?

Westchnął, a Lisi poczuła się jak niesforne dziecko, które zasypuje go irytującymi pytaniami na poziomie przedszkolaka. To zdenerwowało ją tylko jeszcze bardziej. Wbiła w niego wściekłe spojrzenie.

- Dobrze, już dobrze - wyglądał na rozbawionego, mimo że jej wcale nie było do śmiechu. - Możemy sobie wybrać wiek, w którym chcemy się zatrzymać - wyjaśnił. - Później już się nie starzejemy. Ty sama także możesz to zrobić,  a przynajmniej będziesz mogła, kiedy już się tego nauczysz.
- Więc ile masz lat - zapytała zgryźliwie.
- Tego nie chciałabyś się dowiedzieć - oznajmił.
- Więcej niż 100? - zażartowała.

Ku jej zdumieniu Rafael jedynie skinął głową. Miał rację. Nie chciała tego wiedzieć.

- A Maven? - spytała niepewnie.  
- Maven żyje dopiero 22 lata i póki co nie zdecydował się zatrzymać. Jeszcze nawet nie ukończył akademii. Myślę, że będzie dla ciebie odpowiednim przewodnikiem.

Lisi obrzuciła taksującym spojrzeniem zbliżającego się chłopaka. Był przystojny. Właściwie to zbyt przystojny. Perfekcyjny. Niczym model z reklamy. Jasne, odrobinę przydługie włosy, sylwetka sportowca, a całości dopełniały niebieskie, nieco wytarte dżinsy i grafitowa, dopasowana koszulka. Kiedy zwinnie zeskoczył ze skrzydlatego konia i podszedł do nich okazało się, że jest również wysoki. Nieco wyższy od Rafaela, któremu sięgała do ramienia. Spojrzał na nią wyzywająco, oceniając ją wzrokiem. Lisi poczuła, że się rumieni. Mimo zapewnień Rafaela o tym jak sympatyczny jest Maven, wcale nie była taka pewna czy go polubi.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~

Siedziała na skrzydlatym koniu, co bardzo jej się podobało. Niestety, żeby nie spaść, musiała obejmować w pasie Mavena, co podobało jej się znacznie mniej. Chłopak milczał i jakby odetchnął z ulgą gdy wzbili się w powietrze i zniknęli z pola widzenia Rafaela. Zobaczyła rozciągające się w mieście połacie zieleni i pomyślała, że to otaczający akademię park. Po cichu liczyła na to, że dostanie swój pokój, w którym będzie mogła ukryć się przed wszystkim i przed wszystkimi. Liczyła również na to, że kiedy dotrze na miejsce już więcej nie będzie musiała przebywać w towarzystwie Mavena. Koń gwałtownie skręcił, przeleciał parędziesiąt metrów i wylądował między drzewami. Chłopak zwinnie zeskoczył z grzbietu zwierzęcia, a zaskoczona Lisi powoli ześliznęła się z siodła. Gdy stanęła na nogi znalazł się tuż na przeciwko niej. Spojrzał na nią z góry wściekłym wzrokiem.  

- Naprawdę myślisz, że chcę tu być i cię niańczyć?! - warknął. - Gdyby nie pozycja mojego dziadka, z pewnością bym odmówił tej wątpliwej przyjemności.

Westchnęła zaskoczona. Przecież nic nie powiedziała. Nie na głos. Rafael powiedział przecież, że nie potrafią czytać w myślach… Maven wciąż mierzył ją gniewnym wzrokiem, teraz jednak speszył się odrobinę. Cofnęła się, gdy przysunął się jeszcze bliżej, wpadając na stojące za nią zwierzę. Koń odsunął się od nich o kilka kroków, spokojnie skubiąc trawę.  

- Nie potrafię czytać w myślach, jestem empatą - oznajmił ostro.

To znaczy co? Czytał uczucia? Ale przecież dokładnie odpowiadał na wszystko co ona…  

- Dość! - wrzasnął na nią.  

Cofnęła się jeszcze o kilka kroków, aż drogę zagrodził jej szeroki pień drzewa. Maven nie odpuścił, znowu znalazł się bliżej. Ręce oparł na korze, po obu stronach jej ramion. Teraz naprawdę ją przerażał. Nagle wyraz jego twarzy się zmienił. Gniew się ulotnił. Wpatrywał się w nią intensywnie, ale już bez wściekłości.

- Maven? - spytała niepewnie dotykając dłonią jego ręki.
- Nie musisz się mnie bać - powiedział cicho, odsuwając się nieco, by zrobić jej więcej przestrzeni. Ręka na której trzymała dłoń, została tam gdzie była.

Lisi nie była pewna co ma teraz zrobić. Nie chciała się już w niego wpatrywać, więc odrobinę spuściła wzrok. Powoli zabrała swoją dłoń. Zauważyła, że chłopak odetchnął. Głęboko. Jakby do tej pory z jakiegoś powodu wstrzymywał powietrze.  

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~

Odetchnęła z ulgą, kiedy zamknęły się za nią drzwi pokoju, oddzielając ją od Mavena. Zaprowadził ją do akademii, a potem prosto, jak się okazało, do akademika dziewczyn. Oznajmił, że przyjdzie po nią rano i… uciekł. Tak, to zdecydowanie była ucieczka. Teraz jednak nie miała czasu się zastanawiać, gdyż pokój nie był pusty. Akademia była niemalże pałacem, a to… to była ogromna komnata, większa niż niejedno mieszkanie. W jej wnękach, tworzących jakby mniejsze pokoiki - każdy w innym stylu - stały łoża z baldachimami, ozdobne szafy, lustra i biurka. Na środku natomiast znajdowały się kawowy stolik, fotele i kanapa. Ten niewielki salon urządzony był w ciepłych, żółto-pomarańczowo-czerwonych barwach. Ledwo za Lisi zamknęły się drzwi, a już obskoczyły ją dwie dziewczyny, które sprawiały wrażenie jej rówieśniczek. Trzecia nie ruszyła się z fotela, ale również przyglądała się jej z ciekawością.  

- Jak żyje się wśród ludzi? Koniecznie musisz nam opowiedzieć! - rzuciła się na nią brunetka o sarnich oczach. Miała najciemniejszy odcień włosów jakie do tej pory Lisi widziała w Elorze.
- Nie bądź idiotką, Amando - ofuknęła ją smukła blondynka. - Kogo obchodzą jacyś głupi ludzie? Lepiej niech opowie coś o Mavenie! Czy był uprzejmy? Co mówił? Leciałaś z nim na jednym pegazie! Jak to było znaleźć się w jego ramionach? Jest wspaniały, prawda? - rozpływała się dziewczyna, potok słów wyrzucając z siebie niemal jednym tchem.

Lisi parzyła na nie zdezorientowana i lekko spłoszona. Trzecia z nich przewróciła oczami i również wstała ze swojego miejsca. Zbliżyła się do nich z gracją.

- Mam na imię Rose - przedstawiła się uprzejmie - te rozgadane papużki to Amanda - wskazała na brunetkę - i Ewelije - zaprezentowała blondynkę.  
- Jestem Lisi - odpowiedziała wdzięczna za ratunek dziewczyna.
- Tak, wiemy - machnęła ręką Rose. - Wszyscy o tobie mówią. Podobno w ogóle nie zdawałaś sobie sprawy z tego kim jesteś, kiedy odnalazł cię Rafael - spojrzała na nią niedowierzająco, ale już po chwili zbagatelizowała ten fakt. - Jesteśmy twoimi współlokatorkami - wyjaśniła, biorąc Lisi pod rękę i prowadząc w głąb pokoju, ku jednej z wnęk. - To twoja część pokoju.

Wnęka do której podeszły była… pusta. Dziewczyna spojrzała zaskoczona.

- Czy będę miała jakieś meble? - zapytała niepewnie.  
Trzy pary oczu spojrzały na nią niedowierzająco.
- No tak - odparła w końcu Amanda - takie jakie sobie przywołasz…
Lisi zamrugała.
- Co zrobię?
O rany! To jakiś żart? - zdziwiła się Ewelije.
- Nigdy nie tworzyłaś przedmiotów? - zapytała niedowierzająco Rose. - Przecież to potrafi każdy przedszkolak…

Dziewczyna przecząco pokręciła głową, coraz bardziej zmieszana.  

- Chętnie byśmy ci pomogły - odezwała się ponownie Rose - ale to twoja przestrzeń, jest do ciebie dostrojona i nie potrafimy w nią ingerować - wyjaśniła. - Jeśli ci się dzisiaj nie uda, pożyczymy ci jakieś poduszki i koc, żebyś mogła przespać się na kanapie… przykro mi, ale raczej nic więcej nie możemy tu zrobić.

Lisi poczuła się bardzo nieswojo. Pozwoliła się tutaj zaciągnąć Rafaelowi, żeby się czegoś nauczyć, ale przecież do licha nie miała tego robić zupełnie sama! Cały wieczór spędziła na próbach stworzenia… czegokolwiek. Mimo gorliwych rad dziewczyn jej wysiłki poszły jednak na marne. W końcu zrezygnowana, długo po ciszy nocnej, skorzystała z ich kosmetyków oraz pożyczonej koszulki nocnej i położyła się spać na kanapie.  

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~

Na dworze było jeszcze ciemno. Obudziło go uczucie pośpiechu i przerażenia. Nie były to jego uczucia. Ledwie zdążył usiąść na łóżku, gdy ktoś wpadł do pokoju.

- Wstawaj, szybko! Nie ma czasu! - polecił mu Jarved, jeden z jego nauczycieli.  
- Co się stało? - spytał zaspanym głosem.
- Jakimś sposobem przedarły się przez barierę, Rafael potrzebuje twojej pomocy!

Maven zerwał się na równe nogi, nie zdążył przejść nawet kilku kroków, gdy pojawiło się na nim kompletne ubranie.  

- Dokąd idziemy? - spytał rzeczowo.
- Żeński akademik - rzucił nerwowo Jarved.

Myśli chłopaka pędziły w dzikim galopie. Więc chodzi o tą irytującą smarkulę… Lisi… Dziewczynę, przy której nie potrafił zachować nerwów na wodzy, nie potrafił również przy niej jasno myśleć i nie spał z jej powodu przez większą część nocy. Oczywiście, że musiało o nią chodzić, zadrwił sam z siebie. Pędził korytarzami akademii zostawiając z tyłu Jarveda. Gdy tylko dopadł drzwi, gwałtownie je otworzył. Przerażone dziewczyny nie spały. Drżąca Lisi tuliła się do Rafaela. Czuł jej strach, rozpacz i niemoc. Mimo to wkurzyło go, że nawet nie podniosła na niego wzroku.  

- Co się stało? - zapytał próbując zapanować nad własnym głosem. - Dlaczego mnie wezwałeś? - zwrócił się do Rafaela.  

Jego dziadek wstał z kanapy, na której do tej pory siedział z dziewczyną.  

- Nie wiem jak to zrobiła - wyjaśnił spokojnie - ale zgromadziła wokół siebie upiory. Zleciały się jak ćmy do światła. Przeraziły wszystkich w pobliżu, nie tylko ją. Ich fala była tak silna, że przedarły się przez tarczę otaczającą miasto.

Maven poczuł oszołomienie. Jak? Oczami dziewczyny ujrzał otaczające ją, przerażające postacie. Jej stłumiony przez obecność Rafaela strach ożył na nowo.  

- Co mam zrobić? - spytał, żeby choć odrobinę odgrodzić się od tej fali niechcianych myśli i uczuć.
- Zostaniesz z nią. Będziesz ją chronił swoją mocą dopóki sama nie nauczy się stawiać bariery - oznajmił poważnym, cichym, ale nie znoszącym sprzeciwu głosem Rafael.  
- Ale ja… - Maven chyba po raz pierwszy w życiu nie wiedział co powiedzieć.
- Będziesz chodził za nią krok w krok, nawet jeżeli będzie chciała pójść do łazienki, ty pójdziesz tam za nią, czy wyraziłem się jasno?  

Maven wiedział, że to nie jest ani prośba ani pytanie. To był bezpośredni rozkaz i nie mógł się mu sprzeciwić.

- Tak - niemalże warknął, przenosząc wzrok ze swojego dziadka na dziewczynę.

Nie, błagam, tylko nie on! Nie zostawiaj mnie z nim! Nie był pewien czy mówią to jej myśli czy wbite  w Rafaela spojrzenie, ale coś sprawiło, że pożałował swojego ostrego tonu.  

- Świetnie - odpowiedział mężczyzna - w takim razie jutro działamy zgodnie z planem. Spróbujcie się jeszcze przespać - dodał. - Nie martw się, Maven się tobą zaopiekuje - łagodnie zwrócił się do Lisi, ojcowskim gestem pogładził ją po włosach, skinął im wszystkim głową, a potem wyszedł z pokoju.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~

Zrezygnowany chłopak usiadł na jednym z foteli. Dopiero teraz zdał sobie sprawę, że wpatruje się w niego nie tylko siedząca na kanapie Lisanna, ale także pozostałe dziewczyny.  

- Wracajcie spać - zwrócił się do nich wszystkich.  

Niechętnie powędrowały do swoich łóżek, ale Lisi tylko szczelniej otuliła się kocem. Ze wszystkich sił starał się odgrodzić od emocji, które od nich czuł. Nie miał ochoty być obiektem pożądania i adoracji. Na pewno nie w tej chwili. Nie podobała mu się także płynąca od Lisi irytacja. To on miał prawo czuć się wkurzony, z pewnością nie ona!

- Może czegoś potrzebujesz? - spytała słodkim głosem jedna z pozostałych.  

Tak, świętego spokoju, miał ochotę odwarknąć. Ciekawe czy wie, że nie musiałby spać w fotelum gdyby nie chciał, usłyszał ironiczną myśl Lisi. Racja. Tylko co ona sama do cholery robiła na kanapie?

- Nie, dziękuję - zmusił się do uprzejmej odpowiedzi. - Jutro nas wszystkich czeka ciężki dzień, więc proszę, spróbujcie zasnąć. Czemu nie jesteś w łóżku? - zwrócił się do Lisianny.

Wymownie spojrzała na pustą wnękę.  

- Śpię tutaj - oznajmiła.

Bo nie potrafię sobie wyczarować pokoju, dodała w swojej głowie. Naprawdę ktoś mógł tego nie potrafić? To było przecież takie proste… Dziecięca zabawa. Najwyraźniej jednak nie dla niej, tak samo jak nie potrafiła postawić wokół siebie bariery.  

- W takim razie idź, spać - westchnął tyko. - Dobranoc - oznajmił kategorycznie.

Jedna z dziewczyn klasnęła dwukrotnie i zgasło światło. Maven wyciągnął się w fotelu. To będzie długa noc, pomyślał. Dlaczego akurat on? pomyślała Lisi, układając się na kanapie. Czemu nie został ze mną Rafael? Chłopak z całej siły zacisnął pięści. Z jakiegoś nieznanego nawet sobie powodu zamierzał jej udowodnić, że przy nim również może czuć się bezpieczna.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~

Rankiem obudziło ją krzątanina. Usiadła ziewając i przeciągając się nieco. Maven wciąż tam był. Również nie spał. Przypatrywał się wszystkim zrezygnowanym wzrokiem. Ewelija usiadła przy niej, obejmując Lisi ramieniem.  

- Możesz sobie pożyczyć ode mnie jakieś ubrania - oznajmiła pogodnie. - Moja szafa jest do twojej dyspozycji. Daj znać, gdybyś czegoś potrzebowała.

Lisi skinęła głową.

- Dziękuję.  

W końcu dziewczyny wyszły, rzucając Mavenowi tęskne spojrzenia. Lisi z przerażeniem zdała sobie sprawę, że zostali sami.  

- Naprawdę jestem taki straszny? - spytał chłopak wciąż nie ruszając się z fotela.

Obrzuciła go poirytowanym spojrzeniem.

- Dlaczego czytasz mi w myślach? - spytała cicho.
- Nie mam zielonego pojęcia - westchnął. - Nigdy wcześniej mi się to nie zdarzyło.
- Dlaczego nie powiesz Rafaelowi, że nie chcesz się mną zajmować? - rzuciła kolejne pytanie.

Skrzywił się nieco.

- Naprawdę sądzisz, że mam tutaj cokolwiek do gadania?

Nie, faktycznie nie sądziła. Tylko… co miała teraz zrobić? Chłopak wstał, przeciągając się leniwie. Podszedł do niej. Spojrzała na niego nieufnie.

- No chodź, pomogę ci - zachęcił.
- W czym?  

Wymownie spojrzał na pustą przestrzeń w pokoju.

- W tym - odpowiedział gładko.
- Niby jak? - spytała zrezygnowana. - Próbowałam wczoraj przez parę godzin.
- Zaufaj mi - uśmiechnął się do niej aroganckim uśmiechem.
- Taaak, jasne…- mruknęła.

Posłusznie jednak odsunęła kołdrę i wstała. W końcu co niby miała do stracenia?

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~

Tym razem nie musiał nawet czytać w jej myślach. Jej uczucia doskonale potrafił poznać po tonie dziewczyny. Mimo wszystko jednak podeszła za nim. Była teraz taka bezbronna i słodka, w sięgającej kolan nocnej koszuli, z rozczochranymi po spaniu włosami, które całymi pasmami uciekały z warkocza. To zupełnie zbiło go z tropu. Dokładnie tak jak w nocy miał ochotę się nią zaopiekować, a jednocześnie tak go drażniła, że najchętniej zostawiłby ją bez osłony i niech sobie radzi jak chce. Bez niego. Stanęli po środku wnęki. Położył dłonie na jej ramionach i obrócił ją tyłem do siebie. Zmusił, żeby oparła się o niego plecami. Zesztywniała. Przez chwilę myślał, że dziewczyna zaraz się odsunie, albo spróbuje go odepchnąć. Przygotował się na to nieprzyjemne uczucie obrzydzenia w jej głowie, ale nic takiego się nie stało. Lisi… ona zadrżała z podniecenia. Kontakt z jego ciałem sprawił jej niekłamaną przyjemność i robiła sobie teraz z tego powodu wyrzuty. Uśmiechnął się sam do siebie. Postanowił tego nie komentować. Objął ją od tyłu ramionami.

- Wyobraź sobie teraz pokój - poprosił.
- To na nic - odpowiedziała starając się nie zabrzmieć na speszoną.

Nie tylko ona była zaskoczona i zmieszana. Zdziwiło go jak bardzo spodobało mu się trzymanie jej w ramionach.

- Zamknij oczy i go sobie wyobraź - powiedział łagodnie. - Niczego więcej od ciebie nie oczekuję.

Westchnęła, ale spełniła jego polecenie. Pokój o którym pomyślała Lisi był niewielką sypialnią. Łóżko, biurko, szafa, duże okno z szerokim parapetem na którym leżała sterta poduszek. W niczym nie przypominał komnaty księżniczki podobnej do pokojów pozostałych dziewcząt. To była łatwizna. Przelał w jej myśli nieco swojej mocy by ta przedostała się bezpośrednio przez nią. Idealnie.  

- Maven, ja… - zaczęła po krótkiej chwili.
- Już możesz je otworzyć - przerwał jej rozbawiony.
Zaskoczenie. Wdzięczność. Strach. Nie. Już nie strach. Obawa.  

- Jak to zrobiłeś?
- Ja tylko trochę ci pomogłem - wyjaśnił skromnie. - Ty to zrobiłaś. I nie mam pojęcia - wskazał na nakryty grafitową narzutą mebel - dlaczego wyobraziłaś sobie tylko jedno łóżko, skoro ja też mam tu spać, chyba że zamierzasz spać ze mną.

Odwróciła się do niego gwałtownie. Uderzyła go pięścią w tors. Wyglądała jak wściekły kotek. Tak było lepiej. Wtedy podobała mu się bardziej. Czy ona w ogóle mu się podoba? Tak, podoba… ale czy powinna mu się podobać? Poczuł jej urazę, irytację, ale przez głowę dziewczyny przeszła również myśl, że to wcale nie byłaby taka zła opcja. Roześmiał się, a potem już nie mógł przestać. Zaczął się gwałtownie i niepohamowanie śmiać.  

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~

Była na poziomie przedszkola! … a może nawet i nie. Te dzieciaki wiele rzeczy robiły po prostu naturalnie. Ona tego nie potrafiła. W akademii była już od trzech tygodni i nie poczyniła żadnych, nawet najmniejszych postępów. No może niezupełnie. Jedyna umiejętność jaką udało jej się rozwinąć to coraz wyższy poziom w drażnieniu Mavena. W tym była wręcz perfekcyjna. Jak odepchnąć od siebie chłopaka, który wie, że ci się podoba, bo czyta w  twoich myślach? To było jak gra. Im bardziej starała się go od siebie odsunąć tym bliżej on się przysuwał. Nie była pewna jego intencji. Sprawiał wrażenie jakby drażnił go sam fakt, że musi jej pilnować, a jednocześnie jakby był z tego powodu szaleńczo szczęśliwy. Wiedział również, że jest ciekawa i… oczywiście uparcie ten fakt ignorował.

- Lisi, naprawdę życzę ci dobrze, ale za to, że codziennie z nim przebywasz najchętniej wydrapałabym ci oczy! - oznajmiła Ewelijie konspiracyjnym szeptem.  

Siedziały na dworze, przy stoliku, w miejscu, które przypominało najzwyklejszą w świecie kawiarnię. To znaczy przypominałoby gdyby nie te dziwne, słodkie i gęste napoje, które tu podawali zamiast kawy, owoce, których nigdy nie widziała na oczy, brak obsługi i brak konieczności płacenia za cokolwiek. Rzeczy po prostu tu były i można było sobie je wziąć, a kiedy miało się ochotę na więcej to pojawiały się z powrotem. To było całkiem niezłe rozwiązanie i Lisi już zdążyła do niego przywyknąć. Maven rozmawiał z kimś po drugiej stronie ulicy, nie spuszczając z niej wzroku. Często się tak odsuwał by dać jej chociaż namiastkę prywatności.  

- Przebywa? Ona z nim sypia - sprostowała Amanda.  
Ej, nieprawda! - speszyła się Lisi.
Amanda roześmiała się radośnie. Ona również lubiła jej dokuczać, ale było to zawsze przyjazne dokuczanie. Ewelija również starała się być miła, ale nigdy nawet nie próbowała ukryć swojej zazdrości. Rose widywały tylko wieczorami i wczesnym rankiem. Nawet dziewczyny nie miały pojęcia czemu tak bardzo i z jakiego powodu unika Lisanny.  

- Jak to nie? W takim razie codziennie wieczorem mam chyba omamy - teatralnym gestem położyła rękę na czole, zanim wróciła do siorbania przez słomkę swojego napoju.

Lisi speszyła się nieco. Rzeczywiście można było stwierdzić, że sypia z Mavenem. Ostatecznie wypracowali z chłopakiem kompromis i duże łóżko przedzielili stertą wąskich poduszek. Ona spała po jednej stronie, on po drugiej. W ustach Amandy jednak wypowiedź brzmiała jakby aż kipiała od podtekstów. Lisi wpadła na iście diabelski pomysł. Ciekawe co by powiedziały, gdyby Maven pomógł jej stworzyć oddzielające ich mały pokój, grube zasłony? Była przekonana, że chłopakowi niezmiernie spodoba się ten plan.  

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~

Maven zazgrzytał zębami. Rozumiał motywację Rafaela, ale… cholernie nie podobał mu się ten pomysł. Tyle tylko, że on sam nic nie miał do gadania. Jego zdaniem rzucenie dziewczyny na  głęboką wodę wcale nie było dobrym pomysłem. Mogła się przecież utopić… a już na pewno mogła oszaleć.  

- Dokąd idziemy? - spytała Lisi.
- Rafael uznał, że powinniśmy spróbować czegoś innego - ze wszystkich sił starał się ukryć swoją wściekłość, ale był pewien, że przebiła się w jego głosie.

Spojrzała na niego badawczo.

- Uraziłam cię czymś?
- Nie - niemalże warknął.

Lisi wzruszyła ramionami i szli dalej w milczeniu. Jej myśli płynęły ku niemu z zawrotną prędkością. Złościła się. Na niego. Dobrze. Postanowił niczego nie wyjaśniać. Może ta złość w jakiś sposób jej tego dnia pomoże.  

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~

Czuła, że atakują ją ze wszystkich stron. Znajdowała się na jednej z białych wież, ale jednocześnie wcale jej tam nie było. Wszystko otaczał mrok. Ściany zniknęły. Cienie były coraz bliżej. Tym razem upiorne sylwetki nie miały nawet ludzkich kształtów. Były kotłowaniną ogromnych kończyn, szponów i kłów. Ze wszystkich sił starała się wyobrazić sobie świetlistą tarczę przez którą nie będą potrafiły przejść, nic się jednak nie działo.  Podchodziły coraz bliżej. Otaczały ją. Krzyknęła. Krzyczała dopóki starczyło jej sił.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~

Rafael położył mu dłoń na ramieniu.

- Jeszcze nie, daj jej szansę.  

Maven przyglądał się przerażonej dziewczynie. Był wściekły. Wściekły na swoją bezradność.

- Jak długo ma to trwać? - warknął.

Mężczyzna nie odpowiedział. Obserwował Lisi jakby była rzadkim okazem ptaka, szamoczącym się w klatce. Ostatecznie chłopak nie wytrzymał. Wyrwał ramię z jego uścisku i przesunął się kilka kroków do przodu. Rozciągnął swoją tarczę tak, żeby teraz osłaniała również dziewczynę. Lisi zachwiała się i upadłaby, gdyby jej nie przytrzymał.  

- Dobrze - mruknął Rafael, pozbawionym emocji głosem. - Na dzisiaj wystarczy. Spróbujemy ponownie jutro.

Maven delikatnie podniósł nieprzytomną dziewczynę i wyniósł ją z wieży. Jak najdalej od jedynego nieobjętego ochroną miejsca w całej Elorze.  

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~

Drżała nawet gdy położył ją do łóżka i okrył dwiema kołdrami. Musiał przyznać, że wolałby towarzyszyć jej krok w krok przez najbliższe sto lat niż pozwolić na to, co robił z nią Rafael. Odetchnął swobodnie, dopiero gdy dziewczyna zasnęła. Położył się po swojej stronie łóżka, wpatrując się w sufit. Czemu nie potrafiła zrobić nawet najprostszych rzeczy? Czy tak wpłynęło na nią wychowanie wśród ludzi? A może w grę wchodziło coś zupełnie innego… Na dworze zrobiło się już zupełnie ciemno. Słyszał jak wracają pozostałe dziewczyny i po cichu, żeby ich nie budzić, wślizgują się do swoich własnych łóżek. W pewnym momencie po jego ciele przebiegł przyjemny dreszcz. Jej dłoń pokonała barierę z poduszek i szukała jego dłoni. Maven, śpisz? pomyślała. Nie, nie spał. Wziął jej dłoń w swoją rękę i lekko ścisnął. Była taka zagubiona i przestraszona. Potrzebowała… sama nie wiedziała czego. Nie planował tego, ale jednak, już po chwili, dzielące ich poduszki znalazły się na podłodze. Czuł dziwne, wciąż rosnące napięcie. Przyciągnął ją do siebie i otoczył ramionami. Gdy wtuliła się plecami w jego tors napięcie opadło. Nie myślała o niczym. Było jej dobrze, wygodnie i ciepło. Koszmary i strach, który jeszcze przed chwilą wyczuwał gdzieś uleciały. Lisi westchnęła cichutko i już po chwili zasnęła. On sam jeszcze długo nie mógł zasnąć.  

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~

Rano Lisi obudził cudowny zapach kawy. Kawy! Prawdziwej kawy! Miała już dość gęstych i nazbyt słodkich napojów, jakie można było dostać w Elorze. Marzyła o gorzkim smaku kawy i normalnym, ludzkim jedzeniu. Usiadła w pościeli, zaskoczona wpatrując się w stojącego nad nią Mavena. Chłopak trzymał tacę. Były na niej croissanty, masło, twarożek i dżem truskawkowy, a także jej wymarzona kawa!  

- To dla ciebie - odpowiedział na jej nieme pytanie.

Oparła się wygodnie o ramę łóżka, a on podał jej tacę. Jedzenie niebędące słodkimi owocami, które co prawda były przepyszne i bez trudu zaspokajały głód, ale miała ich już po dziurki w nosie. Jedzenie i kawa!  

- Skąd to masz?! - musiała się dowiedzieć.
- Mam swoje sposoby - uśmiechnął się tajemniczo.
- Co prawda, ze sobą spaliśmy, ale nie uprawialiśmy seksu, więc czemu zawdzięczam śniadanie do łóżka? - zażartowała Lisi.
- Może chodzi mi po głowie mały rozejm - odpowiedział całkiem poważnym tonem chłopak.
Lisi prychnęła.  
- Tylko rozejm?
- Może nie tylko… - obdarzył ją czarującym uśmiechem, a potem usiadł obok dziewczyny, wsuwając rękę za jej plecy.  

Nie miała nic przeciwko, z pewnością nie kiedy przyniósł jej kawę i śniadanie. Tego ranka mogłaby mruczeć z rozkoszy. Maven zdecydowanie zapracował sobie na rozejm.  

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~

Tego dnia Rafael dał jej wolne po to, żeby mogła odpocząć. Był piękny dzień, spacerowali po przyległym do akademii parku, właściwie powinna czuć się zadowolona. Nic z tego! Uczuciem, które przebijało się przez wszystkie inne była irytacja. Głupia, nieuzasadniona i drażniąca. Maven przyglądał jej się z zainteresowaniem, ale jak do tej pory milczał. Ostatecznie usiedli na trawie, otoczeni przez grupy innych studentów. Lisi rozejrzała się dookoła. Wyglądali normalnie. Gdyby nagle się tu pojawiła, uznałaby, że to ludzie. Nazbyt urodziwi, ale jednak, w dalszym ciągu, niemalże zupełnie zwyczajni. Czy gdyby wróciła do swojego świata rzeczywiście potrafiłaby ich odróżnić? W pewnym momencie poczuła na sobie spojrzenie jakiejś blondynki. Było… wrogie. Lisi odwróciła wzrok. Oparła się na rękach, unosząc twarz ku słońcu. Jej irytacja przerodziła się w złość. Chłopak przysunął się do niej bliżej. Trącił ją ramieniem.  

- Wyjaśnisz mi wreszcie o co chodzi? - zapytał cicho.
- Nie - niemalże warknęła.
- I tak się dowiem - mruknął odwracając się ku niej.
Westchnęła.
- Widzisz tą blondynkę? - spytała. Przytaknął. - Wygląda jakby chciała mnie zabić wzrokiem - oznajmiła. - Z kolei ta ruda - wskazała głową - od kiedy tu przyszliśmy nie oderwała od ciebie wzroku. Sądzę, że widziałam jak się ślini. I nie tylko ona. Zdaje mi się, że sporo dziewczyn ma co do ciebie daleko idące plany.
Uśmiechnął się kocim uśmiechem.
- Może ja mam inne plany? Takie, które dotyczą ciebie? - zapytał od niechcenia.

Przysunął swoją twarz do jej twarzy i… Pocałował ją. Naprawdę to zrobił. Tylko dlaczego? Maven nie silił się na tłumaczenia. Oderwał się na chwilę od jej warg, tylko po to by przyciągnąć ją do siebie jeszcze bliżej. Jego usta znów odnalazły jej usta. Tym razem pocałunek był pewniejszy, bardziej stanowczy, a ona była zbyt zszokowana by go od siebie odepchnąć lub chociażby odpowiedzieć.  

- Nie wiem co ze mną zrobiłaś, ale oszalałem na twoim punkcie - wyszeptał do niej. - Mam gdzieś inne dziewczyny. Tylko ty się dla mnie liczysz.

Wpatrywała się w niego jak zahipnotyzowana. Nie tego się spodziewała. Irytacja minęła, jakby nigdy w ogóle jej nie było. Czy o to jej właśnie chodziło? Była o niego zazdrosna? Maven delikatnie przewrócił ją na trawę, a sam znalazł się nad nią. Całował ją do utraty tchu, a ona tym razem odwzajemniała jego pełne pasji pocałunki.

cdn.

Miye

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 5777 słów i 32039 znaków.

2 komentarze

 
  • Arii2000

    Ej, a co z Sebatianem? XD

    16 kwi 2016

  • Misiaa14

    Boskie

    14 kwi 2016