Słodycz Piekła IV

Czwarte spotkanie

Lisanna przemyła w łazience twarz zimną wodą. Wciąż nie mogła przestać myśleć o Sebastianie. Przesunęła w palcach bransoletkę. Nie była w stanie zmusić się, do tego, żeby ją zdjąć. Nie chciała. Pragnęła znów znaleźć się w jego ramionach. Pozbawiona jakichkolwiek chęci do życia wyszła z uczelni. Nie spieszyła się do domu. Nie była pewna czy będzie w stanie spojrzeć Patrickowi w oczy. Kiedy weszła do środka dom był jednak pusty. Westchnęła, zostawiła swoje rzeczy w korytarzu i zabrała się za robienie kawy. To było dziwne, Patrick zazwyczaj na nią czekał. Wracał z pracy zanim kończyła zajęcia. Czyżby zauważył, że zniknęła zanim wstał? Gniewał się o to? Z kubkiem gorącej kawy weszła po schodach na górę, z zamiarem włożenia domowych ubrań. Stanęła w drzwiach sypialni i zamarła. Kubek wypadł jej z ręki, roztrzaskując się o podłogę i wypluwając z siebie fontannę jasno brązowego płynu. Na łóżku, w białej pościeli, leżał Patrick, nagi i blady. Wszystko wokół poplamione było krwią. Dookoła ktoś groteskowo rozsypał płatki szkarłatnych róż. Gdzieniegdzie leżały również całe kwiaty o pokrytych kolcami łodygach. Na ciele mężczyzny widać było krwawe ślady po nożu, w tym jeden, wyjątkowo rzucający się w oczy – na poderżniętym gardle. Lisanna przestała oddychać. Powoli docierało do jej świadomości, że Patrick nie żył, że ktoś go w brutalny i groteskowy sposób zamordował.

~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~

Pojawiła się jej rodzina, rodzice Patricka i rzesze zupełnie obcych ludzi. Policjanci byli wszędzie. Bezskutecznie próbowali zasypywać ją gradem pytań. Lisanna po prostu się wyłączyła, starając się nie myśleć o tym co się wydarzyło. Śmierć Patricka była faktem, ale do niej jeszcze nie docierała. Cały świat znalazł się za mgłą. Wiedziała tylko jedno. Nie mogła tutaj zostać – nie w tym domu. Wyszła zaczerpnąć świeżego powietrza. Teren niewielkiego, jednorodzinnego budynku otoczony był teraz policyjną taśmą. Wokół kręcili się gapie. Przemknęła się na tył ogrodu, gdzie miała nadzieję, choć przez chwilę będzie mogła pobyć sama. Szybko jednak rozwiały się jej złudzenia.
- Przepraszam, musimy porozmawiać – zaczepił ją wysoki mężczyzna.
Miał kręcone, sięgające ramion, kasztanowe włosy i schludny, dobrze skrojony garnitur. Zapewne więc był jednym z detektywów kryminalnych. Być może nawet kimś ważniejszym.
- Nazywam się Rafael – odpowiedział na jej niezadane pytanie.
Niechętnie skinęła głową, mając cichą nadzieję, że może ktoś ją od niego odciągnie. Kiedy podszedł bliżej, Lisanna poczuła przyjemny spokój. Zmrużyła oczy. Mężczyznę otaczało niezwykłe, białe światło. Przez myśli przeszło jej, że to coś dziwnego, nienaturalnego, szybko jednak odgoniła od siebie wątpliwości. Było takie piękne…
- Musisz uciekać – jego pełen troski, jednocześnie rozkazujący i proszący ton, natychmiast przyciągnął jej uwagę.
- Przed czym? – zapytała rzeczowo.
- Zabił twojego ukochanego, uważasz, że powstrzyma się przed pomordowaniem innych twoich bliskich? – zapytał, jakby próbował do czegoś przekonać odrobinę zbyt uparte dziecko, jednocześnie nie wdając się w bezsensowne tłumaczenie.
Cofnęła się o krok, ponieważ obrazy, które układały się w jej głowie były teraz zbyt rzeczywiste. Nieznajomy jedynie skinął głową. Wyciągnął w jej kierunku niezbyt dużą torbę podróżną.
- Nie ma czasu. Kiedy znikniesz, to ciebie będzie ścigał. Innych zostawi w spokoju. To Ciebie pragnie zdobyć.
- Kim jesteś? O czym ty mówisz? – szepnęła, mimo że puzzle w jej wyobraźni trafiały idealnie na swoje miejsca.
Spojrzał na nią ze współczuciem. Odruchowo przyjęła torbę, którą jej podał. Przewiesiła ją przez ramię.
- Przykro mi, nic więcej nie mogę zrobić. To twoja walka. Na rogu ulicy czeka kierowca. Zawiezie cię na lotnisko. W środku są pieniądze – wskazał na torbę. – Kup bilet last minute, nikomu nie mów dokąd. Jeżeli uda ci się go zgubić, powinnaś przez jakiś czas być bezpieczna.
Dziewczyna przez chwilę wpatrywała się w niego oniemiała. Białe światło stało się jeszcze jaśniejsze. W wizjach, które pojawiły się w jej umyśle widziała krew – czerwone plamy na dłoniach Sebastiana. W końcu odwróciła się posłusznie. Przeszła kilka kroków. Wdrapała na ogrodzenie, a potem zwinnie z niego zeskoczyła.
- Lisanno! – zawołał za nią mężczyzna. Odwróciła się. Tylko na chwilę. Jego jednak już nie było. – Pamiętaj – odezwał się cichy głos w jej głowie – oni walczą jedynie o życie, twoja walka rozgrywa się również o twoją duszę.

 ~ ♥ ~ ♥ ~ ♥ ~

Stała na lotnisku, z torbą wypchaną pieniędzmi i dokumentami, rozglądając się wokół. Czuła się zagubiona. Dlaczego w ogóle zdecydowała się na ten krok? Gdyby nie przyszedł do niej ten mężczyzna... Rafael… Był przecież obcy. Widziała go pierwszy raz w życiu. Czy na pewno? Wydawał się jej dziwnie znajomy i ten spokój, który ją przy nim otaczał. Właściwie nic jej nie wyjaśnił, ale wystarczyły same obrazy, które ukazały się w jej myślach. Sebastian był mordercą i z jakiejś przyczyny to ją wybrał sobie na ofiarę. Czy to była jej wina? Gdyby mu nie odmówiła... nie uciekła od niego rano... Spojrzała na tablicę odlotów. Wielka Brytania wydawała się kusząca, ale na wyspach czułaby się jak w pułapce, Stany natomiast były za daleko. Neapol… to jest to. Stanęła w kolejce do kasy. Było miejsce. W pierwszej klasie. W tym momencie nie miało znaczenia czy powinna oszczędzać pieniądze. Kupiła bilet i ruszyła w kierunku odprawy. Ujrzała go dopiero gdy wjechała na sam szczyt dwupoziomowych, ruchomych schodów. Był na dole, on również ją zobaczył. Przez chwilę wpatrywali się w siebie nawzajem. Potem on rzucił się w jej kierunku.
- Lisi! – zawołał.
Zadrżała słysząc swoje imię. Całą sobą pragnęła zawrócić i znaleźć się w jego ramionach.
- Lisi! – powtórzył dopadając schodów.
Ogromnym wysiłkiem woli zmusiła się do tego, by się od niego odwrócić. Przypomniała sobie zakrwawione ciało Patricka. Upiorne płatki róż. Splamioną czerwienią pościel. Z ulgą zauważyła, że nie ma już kolejki. Była jedną z ostatnich pasażerów. Bez problemów przeszła przez bramkę. Ponownie usłyszała swoje imię. Z całej siły przygryzła dolną wargę. Nie mogła ulec temu uczuciu. Gdy pojawił się na górze, zaczęła biec. Pędem dopadła samolotu. Nie musiała się odwracać, żeby wiedzieć, że zatrzymała go ochrona. Gdy była już w środku, minuty do odlotu dłużyły się niczym godziny. W końcu wystartowali, a jego nie było na pokładzie. Wiedziała jednak, że nie jest jeszcze bezpieczna. Sebastian wiedział dokąd poleciała.

cdn.

Miye

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1238 słów i 7007 znaków.

4 komentarze

 
  • Miye

    Kolejna część dodana. Brakuje mi kategorii opowiadań "paranormal romance" czy coś w tym stylu, bo głównie takie tworzę.

    10 kwi 2016

  • ???

    Będzie dziś kolejna? :)

    10 kwi 2016

  • elizaa

    Świetne ;)

    10 kwi 2016

  • :):)

    Wow!!! To opowiadanie jest najlepszym jakie czytałam :) Naprawdę bardzo mnie intryguje, błagam o kolejną część!

    9 kwi 2016