Pokaż mi szczęście 2

Mam nadzieję, że ta część również się wam spodoba. :))

Kiedy w końcu oderwali się od siebie z lekkim obrzydzeniem wsiadłam do samochodu i ruszyłyśmy. Kiedy znalazłyśmy się na głównej ulicy i już, już miałam wysiadać Lor chwyciła mnie za rękę.  
- Słuchaj gówniaro, nie wiem co kombinujesz, ale to ci się nie uda. Twój ojciec mnie kocha i uwierzy we wszystko co mu powiem, więc radzę ci uważać. - spojrzałam na nią zaskoczona i z trudem powstrzymywałam się od tego aby nie wybuchnąć śmiechem. Nie widziała jak bardzo jest naiwna?
- Kobieto, uspokój się... Może i ojciec realizuje wszystkie twoje zachcianki, ale to się pewnego dnia skończy. Pewnego dnia przejrzy na oczy a ja mu w tym chętnie pomogę, więc to tobie radziłabym uważać, bo być może właśnie w tej chwili mój telefon wszystko nagrywa? - uśmiechnęłam się złośliwie i wysiadłam z samochodu zostawiając w nim osłupiałą Lor. Głupia krowa. Oczywiście niczgo nie nagrałam, bo pogrążyłabym samą siebie, ale ona o tym nie wiedziała. Zatrzymałam się na moment przed luksusowym sklepem, ale od razu czułam, że nie tam chce iść. Rozejrzałam się dookoła i dostrzegłam niewielkie stoisko z koszulkami. Od razu ruszyłam w jego kierunku. Niech Lor robi sobie co chce, ja mam zamiar kupić dobrej jakości koszulki. Znani projektanci oszczędzali na materiale a mi nie zależało na metce tylko na tym aby koszulka wytrzymała więcej niż jedno założenie. Kiedy tylko znalazłam się przy stoisku zaczęłam przeglądać koszulki. Chwyciłam kilka, podniosłam wzrok i oniemiałam. Przede mną stał bóg, Adonis we własnej osobie. Biały podkoszulek opinał dokładnie jego tors ukazując efekty pracy nad swoim ciałem. Niebieskie oczy lustrowały mnie od stóp do głów i w tym momencie moją uwagę odwrócił głos Lor. Niech ta wiedźma stąd idzie!  
- Cassidy nie tu miałyśmy iść. - powiedziała to takim tonem jakby kupienie koszulki na straganie było grzechem.  
- Ty nie chciałaś tu iść. Ja przyszłam tu tylko po parę koszulek i tyle. - warknęłam i podałam koszulki niebieskookiemu przystojniakowi.  
-Trzynaście pięćdziesiąt. - jego głos był tak głęboki, że po moim ciele przeszył ciarki. Wiedziałam, że nigdy więcej go nie spotkam, ale moja wyobraźnia i tak pracowała na najwyższych obrotach. Z torebki wyciągnęłam pieniądze i drżąc na całym ciele podałam mu je delikatnie dotykając jego palców na co całe moje ciało zesztywniało. On jedynie podał mi trebkę z koszulkami i już było po wszystkim. Odwróciłam się rzucając jeszcze jedno spojrzenie w jego oczy i spojrzałam na Lor.  
- Idę na plażę, nie wiem jak ty. - mruknęłam i wyminęłam ją, ale ta franca chwyciła mnie za dłoń kiedy przechodziłam obok niej.  
- Jak to idziesz na plażę?  
- Normalnie. Mówiłam, że chcę kupić koszulki i pójść na plażę, więc czemu się dziwisz?  
Lor jedynie westchnęła i puściła mnie.  
- Okey, niech będzie. Wróć na kolację. - ostatnie zdanie wypowiedziała poprawiając włosy i ruszyła w stronę samochodu. Patrzyłam na jej plecy przez moment zdziwiona tym, że ot tak zaakceptowała moje plany. Zazwyczaj miała z tym problem i na siłe je zmieniała a tu proszę, taka zmiana. Wzruszyłam ramionami i ruszyłam w stronę plaży. Kiedy znalazłam się już na piasku, który wręcz parzył moje stopy skierowałam się do przebieralni aby nie siedzieć tu jak głupia w sukience. Rozebrałam się szybko i wyciągnęłam jedną z koszulek. Była dość luźna, z lekko prześwitującego materiału. Na szczęście od rana wiedziałam, że tu przyjdę, więc nie musiałam się martwić o strój kąpielowy, z resztą nie miałam zamiaru pływać. Nigdy nie pływałam. Może nie nigdy. Kiedyś pływałam, naprawdę dużo i dobrze, ale potem o mały włos nie straciłam życia i od tamtej pory zamknęłam się i rzuciłam wszystko co miało związek z pływaniem.  
Kiedy już byłam przebrana wyszłam z małego pomieszczenia i szybko znalazłam miejsce w którym rozłożyłam ręcznik, na którym się położyłam. Założyłam na nos okulary przeciwsłoneczne i pozwoliłam aby moje ciało, a szczególnie nogi muskały promienie słoneczne. Pewnie byłoby tak przez dłuższy czas gdyby nie to, że ktoś stanął nade mną i zasłonił mi słońce. Otworzyłam oczy i zobaczyłam jego. Niebieskookiego boga. Tym razem oprócz białego podkoszulka miał na sobie cienką czarną skórzaną kurtkę.  
- Mógłbyś odejść? Zabierasz mi słońce. - mruknęłam patrząc na niego.  
- Nie odejdę dopóki się nie zgodzisz przyjść dzisiaj na imprezę. - jego slowa szczerze mnie rozbawiły i nie mogłam się powstrzymac od śmiechu.  
- Możesz być seryjnym mordercą.  
- Tak, jestem. Teraz już wiesz, więc przyjdziesz czy nie? - na jego ustach błądził lekki uśmiech. W sumie nie miałam tu żadnych znajomych.  
- Jasne, czemu nie. Gdzie i o której? - zapytałam siadając na ręczniku.  
- Tutaj, jak tylko zrobi się ciemno. - wyciągnął do mnie dłoń. Chwyciłam ja mocno i wstałam z piasku. - A teraz idziemy na obiad. Poznasz moich znajomych.  
- Czekaj, czekaj, a może powiedziałbyś mi jak masz na imię?  
- Lucas. Możemy już iść Cassidy?  
- Tylko Cassie. - warknęłam i poszłam za nim. Niedaleko mojego miejsca czekała grupka osób. Głównie faceci i jakieś trzy dziewczyny. Lucas dokonał prezentacji i poszliśmy do pobliskiej knajpki gdzie każdy jak jeden mąż zamówiliśmy musakę. Nie powiem żeby dziewczyny zaczęły darzyć mnie jakąś sympatią, ale nawet na to nie liczyłam, za to chłopcy jak to chłopcy, jeśli poruszyło się właściwy temat miało się ich przyjaźń a ja do osób mało gadatliwych nie należałam, więc szybko znaleźliśmy wspólny język. Oczywiście ciągle czułam na sobie wzrok Lucasa, ale bałam się spojrzeć na niego. Sama nie wiem dlaczego. Może po prostu było w nim coś tajemniczego i jednocześnie pociągającego? Był niebezpieczny, ale i mega seksowny. W końcu kiedy wszyscy się najedli musieliśmy iść po kilka rzeczy na imprezę, która jak się okazało nie była nawet w 1% zaplanowana, ale załapałam szybko, że oni właśnie tak mają. Tak więc po skończonym posiłku ruszyliśmy do najbliższych deliktesów, gdzie do koszyków wrzucaliśmy co tylko się dalo od pianek do pieczenia po wina i piwa. Kiedy okazało się, że zapomnieliśmy o najważniejszym, czyli o rozpałce, Lucas szybko pociągnął mnie między regały i zaczęliśmy jej szukać. Ciągle trzymał mnie za rękę co w ogóle mi nie przeszkadzało. W pewnym momencie przyciągnął mnie do siebie i nie czekając na moją reakcję opadł ustami na moje wargi wpijając się w nie. Całował bosko, gdyby nie to że mnie trzymał pewnie leżałabym już na podłodze. W końcu po kilku niekończących się chwilach oderwaliśmy się od siebie.  
-Miałem ochotę zrobić to już na plaży. - wyszeptał, chwycił butelkę i poszedł wolnym krokiem do reszty a ja jak głupia stałam tam i patrzyłam w ścianę, ale zaraz usłyszałam głos chłopaków, więc musiałam wrócić.

Kiinia

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1395 słów i 7153 znaków.

2 komentarze

 
  • xyz

    fajne :) tylko niech ten ojciec szybko zerwie z tą małpą

    30 paź 2014

  • Coori

    No i nie zawiodłam się ;))

    29 paź 2014