Nie igraj ze mną (V)

Matka Tymona starała się z całych sił, żeby rozluźnić nieco tak spiętą atmosferę.
Widziałam takie zaangażowanie w jej oczach, że przez moment zrobiło mi się jej żal. To nie ona była problemem tego konfliktu, ona znalazła się pośrodku - między młotem, a kowadłem.
Ojciec Tymona nie patrzył w ogóle na syna, i vice versa, Tymon również uciekał od niego wzrokiem.

Nie chcę, żeby dłużej to trwało.
Nie przyjechaliśmy tutaj, żeby tylko się pokazać i zniknąć.
Oczywiście, tak by było łatwiej, ale zależy mi na Tymonie. I tym samym zależy mi, żeby dogadywał się ze swoją rodziną, a przynajmniej unormował wzajemne stosunki.

-Mają państwo piękny dom - odezwałam się, jak skończyliśmy jeść zupę, która swoją drogą była przepyszna. Nie wiem, czy jego mama zrobiła ją sama, czy ktoś za nią - bo na zapracowaną to ona nie wygląda - ale fakt faktem, w życiu lepszej jarzynowej nie jadłam. W zasadzie to był bardziej krem niż zupa z wrzuconymi warzywami, gotowanymi osobno. Posypana była dodatkowo orzechami i świeżo zmielonym pieprzem. Może kiedyś zrobię podobną...jak będę chciała pobawić się w kucharkę pięciogwiazdkowej restauracji.
-Dziękuję. Cieszę się, że przyjechaliście. Dawno nie widziałam swojego syna. - uśmiechnęła się ciepło jego mama. Ojciec z kolei rzucił mi tylko ukradkowe spojrzenie i grzebał łyżką w talerzu. Chyba specjalnie ociągał się z jedzeniem, żeby nie wchodzić w żadne rozmowy. - Może będziecie wpadać częściej? Miło spędzić czas w takim...
-Nie zapędzaj się kochanie - odezwał się oschle męski głos.
-Bardzo chętnie - odparłam ignorując go. Spojrzałam na Tymona. Gdyby wzrok mógł zabijać, byłabym już martwa.
-Studiujesz? - zapytała się mnie, również nie zwracjąc uwagi na tych dwóch gburów.- Przepraszam, mogę Ci mówić na ty?
-Pewnie. Studiuję psychologię. W przyszłym roku będę bronić pracę magisterską - wyjaśniam.
-Serio? Psychologię? - pyta zdumiony Tymon. No tak. Nigdy nie rozmawialiśmy o moich studiach. Może to i lepiej...sama nie wiem.
-A ty nie wiedziałeś? To jak długo wy się znacie?
-Nie pytałem o to. Znamy się już kilka miesięcy, ale dopiero nie dawno postanowiliśmy się spotykać, mamo. Dlatego nie byłem tak entuzjastycznie nastawiony, żeby Marcelę tu przywozić.
-Co? Boisz się, że pozna cię od drugiej strony i rzuci? Nie zdziwiłbym się - rzekł jego ojciec. Z każdą sekundą nienawidziłam go coraz bardziej. Nie pamiętam, żeby kiedyś ktoś używał w mojej obecności tyle jadu w głosie.
-Nie jestem taka - wyparowałam automatycznie. - Wątpię, żebym zostawiła go tylko ze względu na to, jakiego ma ojca - sama nie wiedziałam, że jestem zdolna coś takiego powiedzieć i jak skończyłam upiłam łyk wody. Dlaczego ja to powiedziałam? To był błąd...cholera.
-Znajdzie się tysiąc innych powodów, uwierz mi. To taki typ. - wziął głęboki wdech i jego stalowe spojrzenie dopadło moje.- Miał setki dziewczyn przed tobą, więc czemu miałby dla ciebie zrobić wyjątek?
Chciałam coś powiedzieć, ale podskoczyłam zlękniona nagłym hukiem wywołanym uderzeniem pięści w stół.
-Dosyć tego - wysyczał Tymon. - Nie waż się więcej mówić do niej takim tonem.
-Bo co? Przypominam ci, że to jest mój dom. I będę w nim mówić, co tylko będę chciał.
-Zaraz przyniosę drugie danie - wstała mama Tymona i pozostawiając bez komentarza całą rozmowę, zaczęła zbierać talerze.
-Pomogę pani - również wstałam.
-Nie,nie. Siedź - zaprotestowała.
-Ale to żaden kłopot. Chętnie pomogę - brnęłam w zaparte. I nie dlatego, że marzyłam sprzątać ze stołu, ale chciałam choć na chwilę oderwać się od tego nieznośnego człowieka.
Poszłam za nią do kuchni, która zrobiła na mnie niemałe wrażenie, zresztą jak cały dom. Nawet jeśli była teraz w lekkim nieładzie, pewnie spowodowanym dzisiejszym obiadem.
-Wasz dom nie przestaje mnie zadziwiać - mówię mimochodem, bo w istocie jestem oszołomiona stylem tego wnętrza. Wszystko wydaje się być takie drogie, designerskie...
-Nie zawsze tak było - wyrywa mnie nagle z myśli jej delikatny głos.
-Widać, że całkiem nowe te meble. Bo są, prawda? Bardzo tu nowocześnie...
-Nie o to chodzi. Mówię o Danielu i Tymonie.
-A. No tak - zaczerwieniłam się, z powodu, że nie zaskoczyłam o czym mówi. Mogłam to wywnioskować po tonie jej głosu.
-Tymon opowiadał ci, jak doszło do takiego stanu? - pokiwałam twierdząco głową. -Na początku też mi zależało na tym,żeby związał się z tą dziewczyną. Przyniosłoby to nam wiele korzyści... ale widziałam, że Tymon nie czuł z nią żadnej więzi. Stopniowo odpuszczałam i nie naciskałam na niego. Daniel z kolei... - przerywa łapiąc oddech. - Nie mógł się z tym pogodzić. Codziennie sie kłócili. Aż w końcu mój syn się wyprowadził. Przez ostatnie dwa lata widywałam go tylko w czasie świąt. Naprawdę pragnę, żeby nasze relacje się poprawiły.
-Przykro mi, że tak się sprawy potoczyły - podeszłam do niej i poczułam impuls, żeby chwycić ją za rękę. Chciałam dodać jej otuchy, widząc jaka jest roztrzęsiona. - Na pewno się jeszcze pogodzą. Tylko zajmie im to pewnie trochę czasu. Niech się pani uzbroi w cierpliwość.
-Nie mam wyjścia - uśmiecha się blado - Tak się składa, że syn odziedziczył po ojcu upartość.
-Zauważyłam - odwzajemniłam uśmiech.
-Dziękuję - pociągnęła nosem i spojrzała na mnie przeszklonymi oczami. Nagle puściła moją rękę. - Muszę trochę się tu pokręcić. Wracaj do stołu, jesteś dzisiaj moim gościem, nie będziesz przesiadywać w kuchni - powiedziała ciepło, uśmiechając się przy tym nienagannie.
Zrobiłam jak mi poleciła. aczkolwiek niechętnie. Wcale nie chciałam wracać do stołu i wolałabym zostać z nią w kuchni i pomóc w nakładaniu jedzenia na talerze. Ale zdałam sobie od razu sprawę, z tego że potrzebuje chwili sam na sam. Jakby nie patrzeć, nie jestem członkiem tej rodziny, tylko kimś z zewnatrz, a ona otworzyła się przede mną i szczerze wyznała, co myśli. Byłam jej za to wdzięczna, zresztą bardzo ją polubiłam, chociaż nie minęło pół godziny odkąd ją ujrzałam po raz pierwszy. I z tej racji musiałam uszanować jej wolę, i zostawić ją samą w kuchni.

Przygotowana psychicznie na dalsze tortury słowne ojca Tymona, wróciłam do stołu. Tylko, że Tymona nie było przy stole. Zaczęłam się rozglądać wokół.
-Jest za domem, na huśtawce - powiedział jako jedyny obecny na tarasie Daniel. Ruszyłam przed siebie chcąc go odnaleźć. Nagle jego ręką zacisnęła się na moim nadgarstku - Przemyśl moje słowa. On nie jest dla ciebie. Tylko cię skrzywdzi - puścił moją rękę, a ja tym razem powstrzymałam się od złośliwej odzywki. Miałam na końcu języka: Jedyną osobą którą tu widzę zdolną do krzywdzenia innych jest pan. Ale zacisnęłam zęby i poszłam za dom.
W istocie, Tymon siedział na huśtawce, zamyślony.
Uśmiechnął się smętnie, jak mnie zobaczył.
-Nie jest tak, jak to sobie wyobrażałaś, co? - powiedział gorzko.
-Wiedziałam, że łatwo nie będzie.
-Możemy stąd wyjść, w każdej chwili. Nawet teraz. - cóż, kusząca myśl, nie powiem. Ale miałabym wyrzuty sumienia.
-Nie zrobimy tego twojej mamie - stwierdzam. - Wytrzymajmy do końca posiłku, skoro tak się starała.
-Będzie ciężko.- wzdycha.
-Wiem. Ale damy radę - dotykam deliatnie opuszkami palców jego policzka, a potem przesuwam je na jego pełne usta. Całuję go powoli i nienachalnie. Nie oddalając się bardziej niż na dwa centymetry, szepczę - Wierzę, że przetrwamy nie takie rzeczy.
Tymon śmieje się głośno.
-Gdyby nie ty, dawno bym już jechał spowrotem do domu. - pochyla się i całuje mnie, nieco mocniej niż poprzednio. - Chodźmy.
Wstajemy z bujającej się ławeczki i idziemy w stronę tarasu. Wytrzymam - powtarzam sobie w duchu.

*

Drugie danie zjedliśmy w milczeniu. Przy deserze mama Tymona podjęła ponowną próbę rozluźnienia gęstej atmosfery, która była żmudna, o czym każdy tu wiedział. Jednak się nie poddawała mimo wszystko.

-A jak tam mieszkanie z Mateuszem? - zapytała.
-W porządku.
-Może kiedyś to ja do was przyjadę - uśmiechnęła się.
-Nie ma takiej potrzeby - odrzekł Tymon. Spojrzałam na niego zdziwiona jego złowrogim tonem. Dostrzegł mój wzrok i odchrząknął - Jest za ciasne na przyjmowanie gości.
Ta, jasne. Przewróciłam oczami, ale nie chciałam mówić, że jeśli chodzi o jego znajomych to zawsze jakoś znajduje się miejsce.
-Daleko od siebie mieszkacie?
-Jesteśmy sąsiadami - odpowiada Tymon.
-Mieszkam piętro wyżej - dodaję.
-Więc często się widujecie. - uśmiecha się jakby bardziej do siebie niż do nas. Po tych słowach znów zapada głucha cisza.
-My już będziemy się zbierać - mówi po chwili Tymon i wstaje z krzesła. A ja odruchowo wstaję zaraz za nim.
-Skoro już musicie - mówi jego mama - Macie jeszcze kawałek drogi do przejechania, więc lepiej idźcie zanim się ściemni. - stwierdza neutralnym głosem.
-Było mi...nam bardzo miło - mówię.
-Nam również. Cieszę się, że cię poznałam - pochyla się i całuje mnie w policzek. Jestem zaskoczona tym gestem. Oczywiście pozytywnie, ale przez to jest mi jej jeszcze bardziej szkoda. Dobra, może i jest bogata. Ale nikomu nie życzę tak poszarganych relacji w rodzinie. Chociaż bywają gorsze przypadki...ale mniejsza z tym.
Jego ojciec w końcu również wstał i pojawił się u boku żony. Jednak jego wzrok był jakby nieobecny.
-Do widzenia - mówię im obojgu, a Tymon rzuca im, a raczej bardziej matce 'cześć' na odchodne.
-Nareszczcie - wzdycha jak tylko wsiada za kierownicą.
-Gdzie teraz?
-A gdzie chcesz jechać? - pyta.
-Nie wiem. Ale nie chcę jeszcze wracać do domu.
-Mam pewien pomysł - mówi po chwili.
-Wiesz, zawsze mogło być gorzej.
-Czyżby? - śmieje się ironicznie. - Marcela, proszę nie rozmawiajmy o tym.
-To o czym? Musisz jakoś zająć moje myśli.
-Pojedziemy do biura podróży. Myśl nad krajem, do którego chcesz pojechać.
-Co? Nie, Tymon. Nie pojadę na żadną wycieczkę.
-Nie pytam cię o to, czy pojedziesz. Pytam, gdzie - rzuca mi ukradkowe spojrzenie i wiem, że dyskusja nie ma sensu. Ubzdurał sobie te wakacje.
-Poza tym jest niedziela. Myślisz, że coś będzie jeszcze otwarte?
-W centrum handlowym raczej tak.
-Może przełóżmy to na jutro. Nie mam teraz do tego głowy.
-Nie. Chcę to załatwić już - odpowiada.
-Możemy obgadać całą noc o tym. Muszę się dłużej zastanowić. - mówię. - Proszę.
-No dobra - mięknie pod wpływem mojego błagalnego spojrzenia.
A ja mam nadzieję, że przekonam go, że to nie jest teraz dobry pomysł.
Nie chcę, żeby sponsorował mi wakacje. Poza tym, ja chciałam pracować. Już wysłałam CV do kilku miejsc.
No i uważam, że muszę z nim porozmawiać o dzisiejszym dniu.
Po prostu czuję, że powinnam, choć nie będzie to najprzyjemniejsza rozmowa.
Po godzinie zajeżdżamy pod nasz blok.
Idziemy do mojego mieszkania.
-Mam nadzieję, że nie potrwa to długo. Wystarczy, że powiesz nazwę kraju,a ja coś zoorganizuję. - rzuca zaraz po wejściu. - Pomyśl, gdzie zawsze chciałaś pojechać?
-Nie wiem... - oczywiście, że wiem. Ale nie będę mu tego ułatwiać. Bo nie chcę nigdzie jechać. To znaczy teraz. Po prostu inaczej zaplanowałam sobie czas, a my spotykamy się od niedawna. Tylko jak mu to wszystko wytłumaczyć...Wzdycham i zbieram w sobie siły, żeby zacząć przemówienie.
Wychodzę na środek pokoju, a Tymon podąża za mną.
Staje za mną i muska ustami moje nagie ramię.
-Może trochę się odprężymy najpierw - mruczy i obejmuje mnie w pasie.
Chcę powiedzieć, to co chciałam, ale on mnie całuje namiętnie uniemożliwiając mi to. Nie mam siły walczyć ani z nim, ani z samą sobą. Po prostu zatracam się w jego objęciach i pozwalam zaprowadzić się do sypialni.

*
Opadamy wyczerpani na łóżko.
Cały dzień był na tyle emocjonujący, że na wieczór padliśmy.
Chociaż nie zabrakło nam sił na krótki, szybki numerek. A to tylko dobiło nasze zmęczenie.

-Jutro wstaje najwcześniej o 10 - wyrzucam z siebie ziewając.
-Całe szczęście, że już wolne od studiów.
-A tak wogóle, to co ty studiujesz? - podpierając się łokciem obracam się tak, żeby patrzeć mu w oczy.
-Zarządzanie - odpowiada krótko.
-Nigdy nie widziałam żebyś się uczył. Jest tak łatwo, czy...
-Na żadnym kierunku chyba nie jest łatwo. A ja uczę się zwykle na ostatnią chwilę. - wzdycha - Swoją drogą, nie przypuszczałem, że mam do czynienia z przyszłą panią psycholog.
-Teraz już wiesz. Lepiej uważaj, bo zacznę na tobie robić testy psychologiczne.
-A jak takie testy wyglądają?
-Tajemnica zawodowa - uśmiecham się - Jakbym ci teraz powiedziała, wiedziałbyś kiedy bym je stosowała. Nie miałabym w tym ani trochę zabawy, więc ci nie powiem.
-Okej. Chociaż wolałbym być uprzedzony...
-Nie licz na to. Nie znasz ani dnia ani godziny.
-No dobrze. Będę się miał na baczności - uśmiecha się-  A pamiętasz co mieliśmy dziś zrobić?
-Co takiego? - otwieram oczy, bo nie wiem, o czym mówi.
-Miałaś wybrać sobie wycieczkę. Pamiętasz o tym jeszcze?
-Kompletnie wyleciało mi to z głowy. Tymon, ja nie wiem czy to jest teraz dobry pomysł. Mi najlepiej jest w domu, nie chcę nigdzie wyjeżdżać...
-Obiecałem sobie, że pojedziemy. Koniec, kropka. Może wystarczy na tydzień. Ale błagam cię, pojedźmy gdzieś razem.
-Hmm...- zamyśliłam się. - Mam do dyspozycji Europę, czy coś poza?
-Cokolwiek chcesz. Ameryka, Australia...
-Mimo wszystko obstanę przy Europie. - stwierdzam po chwili namysłu. Chociaż kuszące wizje polecenia tak daleko wydały się spełnieniem marzeń. - Boję się latania, a na takiej odległości dostanę zawału.
-No dobrze.
-Nie wiem...Hiszpania?
-Może być.
-Nie słychać entuzjazmu w twoim głosie - stwierdzam - Może nigdzie nie...
-Nie, po prostu byłem tam już dwa razy. Ale dla ciebie moge pojechać i trzeci.
-A w jakich miastach? Czekaj, to może na wyspę?
-Brzmi lepiej. Poszukamy czegoś jutro rano w internecie i zabukujemy.
-Dobrze- zgadzam się.

Nadal nie wiem, czy to odpowiedni moment na takie wycieczki. Ale z jakiegoś powodu, nie chcę zawieść Tymona. Już ubzdurał sobie, że mamy pojechać i koniec.

Mam nadzieję, że jakoś to zniosę...

Wtulając się w jego ramiona próbuję zasnąć. Próbuję, bo cały czas myślę o jego rodzicach. Wydaje mi się, że jego konflikt z ojcem jest głębiej zakorzeniony niż ta cała sytuacja z obiecanym ślubem...Niemożliwe, żeby ojciec wypowiadał się o synu w tak nienawistny sposób. Tymon zresztą nie pomaga, wiem o tym. I jeszcze mama Tymona, która próbuje być sprawiedliwa dla obojga i pozostaje neutralna w tym konflikcie. Cóż, niewiele mogę zrobić, żeby im jakoś pomóc.
Po chwili nasuwa mi się pewien pomysł...Tak, wiem, co zrobię. I jutro przystapię do realizacji swojego planu, który, mam nadzieję, podratuje ich relacje.
Zasypiam pełna pozytywnego nastawienia i mocniej wtulam się w Tymona, który już słodko pochrapuje od dłuższej chwili...
Szukanie wycieczki nie trwało długo. Głównie dlatego, że ja nie miałam nic do gadania. Ostatecznie padło na Majorkę.
Wylatujemy za dwa tygodnie.

-Może zadzwoń jednak do mamy, że wyjeżdżamy - próbuję go przekonać do rozmowy z rodzicami, do tej pory bez skutku.
-Nie mam ochoty, mówiłem ci przecież. Myślałem, że rozumiesz.
-Ja swoim rodzicom już obwieściłam, że jadę na Majorkę. Ktoś musi mieć w końcu na oku moje mieszkanie. Zresztą, nawet nie wiesz jak trudna to była dla mnie rozmowa...
-Tak? Czemu?
-Oni cię nie znają. Nie są zadowoleni z tego, że razem wybieramy się za granicę...to nie jest śmieszne! - krzyczę oburzona widząc śmiejącego się do rozpuku Tymona.
-Raczej cię nie zabiję jeśli o to chodzi - mówi dławiąc się. - Chyba że mnie bardzo zdenerwujesz...
-To nie jest zabawne. Oni się po prostu martwią.
-Rozumiem. - mówi już spokojnie.
-Może ja pogadam z twoją mamą? Lepiej, żeby chociaż ona wiedziała, że przez jakiś czas nie będzie cię w kraju.
-No dobra. Załatw to szybko - podaje mi telefon w którym już widnieje numer komórkowy pod który mam zadzwonić.
Biorę telefon i udaje się do drugiego pokoju.
-A co jak będzie chciała z tobą porozmawiać? - pytam głośno.
-Powiedz, że się źle czuję...albo że wyszedłem do sklepu. Cokolwiek.- odpowiada.
Wracam do pokoju i oddaje telefon Tymonowi.
-Co tak długo?
-No wiesz, chciała znać szczegóły. Kiedy, gdzie, czym lecimy, jakie biuro turystyczne. No i musiałam wytłumaczyć, czemu nie możesz podejść do słuchawki.
-No dobra. Przynajmniej nie będzie już nas tym dręczyć - powoli jego kąciki ust unoszą się ku górze - Nie mogę się doczekać aż tam się znajdziemy. Ty, ja, słońce, plaża i nasze łóżko w hotelu...
-O tym będziemy myśleć, jak już będziemy na miejscu - odwzajemniam jego uśmiech.

Ale w głębi duszy czuję się winna. Popsuję mu plany. Zrobiłam coś, za co być może mnie znienawidzi. Teraz staram się o tym nie myśleć i nie psuć mu tych pieknych wizji. Podczas gdy on nie może się doczekać wyjazdu, ja coraz bardziej się nim stresuję...

BerryMuffin

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 3183 słów i 17454 znaków.

3 komentarze

 
  • Pulpet

    To była koleżanka, sprawdziłam :p w pierwszej części, już trochę pod koniec, w dniu urodzin Tymona, jak poszli pogadać do Mieszkania Marceli

    30 maj 2016

  • Pulpet

    Lubię to opowiadanie, ale trochę mieszasz fakty. Tymon wiedział co ona studiuje, powiedziała mu jakąś dziewczyna (koleżanka czy kuzynka, nie pamietam).

    30 maj 2016

  • Efkaaa

    Oho... Czyżby zaprosiła rodziców? :D

    30 maj 2016