Daleko od prawdy (7)

Siedziałam w mojej kuchni przy wyspie, podziwiałam człowieka, który robił nam kawę. Przystojnego faceta mogłam spokojnie podziwiać jego umięśnione ciało, jego piękne ciało pokryte tatuażami. Z wyglądu: perfekcja, z tego jaki jest: Nie mam pojęcia. Ale jest w nim coś co pozwala mi się czuć przy nim bardzo swobodnie. Jakbym znała go od lat. Czułam się zmęczona, sen mi dzisiaj nie służył, na dodatek cały czas myślałam o Krystianie. Mój bóg odwrócił się na pięcie i trzymając dzbanek czarnego napoju spytał się dość retorycznie
   -Kawy?
   -Zawsze.  
Upiłam spory łyk, była dobra, dodał syropu cudownie.  
    -Chcesz mi powiedzieć co ci się śniło?
    -Ehhh – przewróciłam oczami – Śniło mi się dwóch ślepców którzy prowadzili się idąc przez las, wpadli do dołu a ja się jakimś cudem tam znalazłam, znalazłam się tam razem z moim rzekomym rakiem płuc. No i jeszcze jeden wyglądał jak Krystian.  
Uświadomiłam sobie jakie to wszystko było dziwne, jak bardzo nie miało sensu, czemu naglę zaczął mi się śnić Krystian, to nawet nie była jego twarz. To nie był on, sam mi to powiedział, a jednak... No i ten rak i nie mam pojęcia o co chodziło.  
    -Jeśli ślepy ślepego prowadzi obaj w dół wpadną.
Patrzyłam na Oskara z konsternacją, o co mu właściwie chodzi. Odczytał moje spojrzenie.
    -To takie powiedzenie, bardzo dosłownie je zobrazowałaś, tylko czemu, nie chcesz iść czasami na badania?
    -Tak i co powiem lekarzowi? - wstałam bardzo teatralnie od blatu stanęłam w pozycji tak aby zacząć odgrywać scenkę. - Dzień dobry panie doktorze, widzi pan bo ja miałam taki sen, śnili mi się ślepcy i wpadłam do dołu i się okazało że mam raka płuc, nie, nie, nie mam problemów zdrowotnych, nie, nie sądzę że badania są konieczne przecież mi się przyśniło po co tyle zachodu. Najlepiej jakby dał mi pan skierowanie od razu na chemię, albo nie pomińmy tą cześć może zna pan jakiś dobry zakład pogrzebowy?  
Nie dramatyzuj, możesz się po prostu zbadać i zobaczyć czy aby na pewno czy go nie masz. -powiedział łagodnie zbliżając się do mnie, Położył mi ręce na ramionach i delikatnie ucałował w czoło.  
   -A co z Krystianem, przykro mi ale dopóki nie wyjaśnisz mi i sobie tej sprawy nie możemy iść na przód z niczym, musisz to wiedzieć, musisz wiedzieć czy to na pewno zamknięty rozdział twojego życia bo na taki nie wygląda.  
   -Bożeeee – westchnęłam – Minęło tyle lat, ale dobrze niech ci będzie, opowiem ci tą historię, mimo iż nie tak miał wyglądać nasz związek. Nie miałeś być moim przyjacielem. Ehh. Poznałam Krystiana gdy miałam nie skończone 18 lat, byłam bardzo samotna, modliłam się żeby w końcu po tylu odrzuceniach w końcu kogoś mieć. Ale mówiłam, że mogę czekać jeszcze 10 lat ale jeśli już kogoś będę miała niech to będzie ten jedyny, nie chciałam wtedy gier, chciałam się uspokoić. Chciałam mieć oparcie. I był nim, mimo, że było nam tak trudno na początku. Był bardzo zagubiony i stłamszony ale widział, że go rozumiem czuł, że jestem dla niego, bo rzeczywiście byłam. Nie był najprzystojniejszy, nie był najmądrzejszy i najbystrzejszy, ale bardzo mnie kochał, widziałam to w jego oczach i choć ciężko nam było przebrnąć przez pierwszy etap naszej relacji widzieliśmy, że do siebie pasujemy. Ja czułam, że jest odpowiedzią na moje prośby, że dostałam prezent z nieba. I tak było, dawał mi szczęście jakiego nigdy w życiu nie doświadczyłam, jakiego nie poznałam. Byłam bardzo szczęśliwa i koch...ko...ehhh..... kochałam go, cholernie go kochałam, mimo iż czasami był takim egoista był tak obojętny i nie czuły, czasami myślałam że o mnie zapomniał, często czułam się pominięta w najprostszych aspektach, ale wiedziałam, że mimo to go kocham i mimo to jest mi z nim dobrze, wspierał mnie, ja też się starałam, chociaż czasami troszczyłam się o niego w zły sposób, ja uważałam, że ktoś go wykorzystuje a tak naprawdę on chciał to robić. Niestety nigdy nie mówił mi o swoich problemach, a uważam że to ja byłam tą osobą która powinna o tym wiedzieć. Było mi przykro, że nie mówi mi o tym bo chciałam się zmieniać z dnia na dzień stawać się dla niego coraz lepsza. Byłam z nim bardzo długo dla mnie to było bardzo długo, mieliśmy raz kryzys ale wytrzymaliśmy to i dał mi wtedy pierścionek z ośmiornicą i dla mnie on znaczył to, że nigdy już nas nic nie rozdzieli, że będzie ciężko ale wszystko przetrzymamy, bo miłość wszystko przetrzymuje. Obiecał mi, że nigdy mnie nie zostawi, zawsze pytałam go o to tyle razy, żeby mieć pewność i byłam pewna wtedy widziałam to w jego oczach, nie było w nich kłamstwa. I widziałam w jego oczach miłość ogromną miłość. Ufałam mu, bardzo. Ale pewnego wieczoru nie wytrzymałam obojętności wybuchłam i to było dla mnie końcem, mimo iż chciałam po prostu więcej uwagi. Odszedł, uciekł z pola walki, wywiesił flagę i się poddał, zamknął swoje serce i wtedy umarłam. Chciałam go zatrzymać, bo gdy coś tracisz dostrzegasz jakie jest to dla ciebie ważne. Stawałam na rzęsach próbując wszystko odkręcić, chciałam go z powrotem bo nie wiedziałam co mam robić ze swoim życiem dalej. Znienawidził mnie za każdą próbę którą podjęłam żeby walczyć o tą miłość, która widziałam wtedy w jego oczach, wiedziałam, że jest prawdziwa. Wiedziałam że jest szczera.  
Wiedziałam, że jest i nawet jak zdecydował, że odchodzi i gdy widziałam go po raz ostatni widziałam w tych oczach tą samą miłość, którą odepchnął. Uznał, że ja jestem jego ciężarem, może tak było, ale ja ten ciężar mogłam też zdjąć. Na koniec wzięłam jego ciężar na mnie i zostałam ze swoim bagażem i moim bagażem który mnie zgniatał i dusił. Ale on czuł się wolny i cieszyłam się, ale tak mocno byłam przyciśnięta, że wołałam o pomoc ale mój jedyny przyjaciel się ode mnie odwrócił. Ugh, potem każdy dzień był dla mnie koszmarem, snem z którego rozpaczliwie chciałam się obudzić, gdy się budziłam na chwilę zapominałam ale potem to wracało do mnie i to było jak odbieranie tego samego telefonu codziennie i codziennie od nowa. Uświadomiłam sobie wtedy ile rzeczy jest mnie z nim łącze, moje dni zaczęły przeciekać mi przez palce, zaśmiecałam go wieloma rzeczami żeby tylko nie myśleć. Ale to nic nie dawało. Zawsze chciałam napisać, zawsze chciałam coś powiedzieć, zawsze coś zrobić. Bałam się go. Najgorsze było to, że nie byłam wstanie sobie tego uświadomić, że ktoś kto.... że mnie kochał. I minęły 3 lata, ja zdążyłam zasypać moje serce kamieniami tak jak to było wcześniej, heh, odkopał je żeby je zniszczyć i żebym musiała te resztki kopać własnymi rekami. Zrobiłam to, ale on znowu tu jest i pisze do mnie i śni mi się i....eh … i.....
   -Dalej możesz go kochać.....
   -Ale nie wiem czy moje serce jest zdolne do miłości, kochałam tylko raz. Za każdym razem gdy ktoś się do mnie zbliżał nie byłam wstanie mu zaufać, nie byłam wstanie stwierdzić czy to co mówi jest prawdziwie czy to prawda, bałam się każdego faceta, który stanął mi na drodze, więc postanowiłam nawet nie wchodzić w aspekt miłości, to były tylko gry. Wróciłam do tego, że nikt nie będzie wstanie się do mnie dostać, zresztą myślę, że moje ja było tylko z nim. Byłam na niego taka zła za te 3 lata posuchy. Naglę się znalazł, chciałam żeby poczuł się tak jak ja....
    -Musisz z nim porozmawiać, nie mówię, że jest mi to na rękę bo chciałbym cię tylko dla siebie, ale musisz to wyjaśnić dla siebie. Jeśli nic nie czujesz porozmawiacie i da ci spokój, przecież ty to zrobiłaś, a jeśli go kochasz....
    -Black, od kiedy stałeś się moim terapeutą, na razie nic nie planuje okey? Lubię cię i przystałam na twoją propozycje. Jestem głodna, zjedzmy na mieście...i po tych wszystkich wyznaniach chce pomilczeć i get some love- uśmiechnęłam się do niego zalotnie.  
Jak sobie Pani życzy Panno Soul- odwzajemnił mój uśmiech.

Imaginaryartist

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1576 słów i 8218 znaków, zaktualizowała 29 mar 2016.

Dodaj komentarz