Skok słonia cz. 4

Adam szedł wraz z Kubą ulicą Kościuszki. Wyglądali jak bracia. Coś w tym było, bo przez krótki czas wytworzyła się między nimi ‘braterska chemia’. Rozumieli się coraz lepiej, zaczynali się dogadywać. Zwłaszcza straszy z ‘braci’ polubił ‘młodego’. Kuba mimo luźnej atmosfery nadal. Czuł się lekko niepewnie. Dystans pogłębiał się podczas ataków furii Adama. Zdarzały się sytuacje, w których ‘mistrzu’ tracił nad sobą panowanie. Jemu wydawało się naturalne, że jeśli pokaże jak wielokrotnie pokonywać zabezpieczenia to adept powinien bez większych problemów powtórzyć te czynności bezbłędnie. Jednak czasem Kuba trafiał na problem nie do przejścia. Wówczas Adam w zdecydowanych słowach mówił co o tym myśli. Takie zdarzenia były co prawda zjawiskiem pojawiającym się na marginesie ich zajęć. Na ogół dość szybko i sprawnie przebiegała nauka rzemiosła. Teraz przyszła pora na sprawdzian. Wszelkie pomyłki wykluczone. Żadnych błędów czy momentów zawahania. Należy zachowywać się pewnie oraz dokładnie. Zatem zostawmy teorię, czas na praktykę.

- I jak? Dasz radę, młody?
- Tak, spoko!
- Zobaczymy, mam nadzieję że nie nawalisz…
- No co ty?! Idź już! Ja się przyczaję… i jakoś pójdzie…

Rozdzielili się. Adam zostawił Kubę, a sam już zauważył pana Janusza. Powitał go szerokim uśmiechem, ten odwzajemnił gest przyjaźni, poza tym był jeszcze bardziej wylewny. Otóż będąc twarzą w twarz straszy mężczyzna chwycił Adama i serdecznie uściskał. Panowie rozpoczęli od męskich żartów nie szczędząc przy tym wulgaryzmów, jak to między facetami zwykle bywa. Polegając na inteligencji użytkowej Adam zgrabnie zmienił temat chcąc zakupić nieco waluty. W tym celu musieli wejść do środka kantoru. Świetny pretekst, który pozwoli odciągnąć pana Janusza od auta. Ułatwi tym samym to zadanie Kubie. Obserwujący właśnie ten teatr nabrał pewności, iż robota jest dziecinnie prosta. Przejęcie pieniędzy wydaje się już jedynie formalnością.

Kuba ostrożnie zbliżał się do pojazdu. Samochód o sporych gabarytach, typowo terenowy. Choć, jak pokazał mu Adam, ma dość prosty mechanizm zabezpieczeń. Kiedy stał tuż przy drzwiach kierowcy skulił się aby nie było go widać z drugiej strony. Upewniwszy się, że nikt go nie obserwuje zabrał się do pracy. Jednak wcześniej postanowił sprawdzić czy może drzwi auta nie są otwarte. Cyk! Ha, Ha! Okazało się, iż rzeczywiście lekkomyślny właściciel zostawił tabliczkę na zachętę z napisem ‘zapraszam’! Nie pozostało już nic innego jak tylko… DZYŃ! DZYŃ! DZYŃ! No pięknie… Kuba zorientował się co się stało. Śrubokręt służący do włamania upadł mu na drogę. Jakby tego było mało spadł on w taki sposób, że skierowane na niego centralnie promienie słoneczne oślepiły chłopca. Ponadto pan Janusz spostrzegł dziwne sceny rozgrywające się obok jego auta. Szybko wybiegł na zewnątrz i po chwili stanął przy Kubie. Okoliczności wskazywały jednoznacznie co miało się tu wydarzyć.

- Ej ty! Co tu wyprawiasz?!
- Ja… yyy… tego… zgubiłem ten… no… śrubokręt!
- I dlatego otworzyłeś mój samochód?!
- Szłem ze sklepu. Tam kupiłem śrubokręt, a przechodząc ten wypadł mi. Schyliłem się by go podnieść. Przypadkiem zahaczyłem o pański samochód i wtedy drzwi się otworzyły.
- Akurat! Przestań ściemniać, gówniarzu. Dzwonię na policję, stój!

Przyglądający się całej akcji Adam wkroczył mówiąc:

- Czekaj, czekaj Janek! Zostaw go mnie, ja się nim zajmę. Obiecuję ci! Dam mu nauczkę, idź… wychowam młodego.

Nie zwlekając na odpowiedź kogokolwiek złapał chłopca za ramię i odciągnął go od pojazdu. Aby wyglądało to autentycznie zaczęli się wzajemnie szarpać oraz wyzywać. Omal nie wpadli przez to pod inny samochód, ale szczęśliwie ominęła ich śmierć. Kiedy znaleźli się poza zasięgiem starszego mężczyzny uścisk się zwolnił. Adam był wściekły i nie zamierzał tego ukrywać. Ze złości przewrócił kosz na śmieci. Kopnął z ogromną siłą w znak drogowy wyginając go.

- Kurwa jego mać! Coś ty odpierdolił?!
- Co się mnie czepiasz?!
- Co się… No ja pierdolę w chuj! Zrobiłem co trzeba, odciągnąłem dziadka, skupiłem całą jego uwagę na sobie. Ty musiałeś tylko rozjebać zamek. Przerabialiśmy to setki razy! Wielokrotnie, powtarzam WIELOKROTNIE! Pokazałem ci jak, sam później rozbierałeś te zamki! Robiłeś to nawet szybciej ode mnie. No i co?! Wyjaśnisz mi to?!
- To twoja wina! Samochód nie był zamknięty! Słyszysz?! Dałeś mi śrubokręt, który był mi w ogóle nie potrzebny. Tak jakbym miał szynę płynąc przez ocean.
- Moja wina?! Moja wina?! Co to ma do rzeczy?! Mogłeś schować to gówno, po chuj nim rzucałeś pytam?! Nie! Nie można przewidzieć wszystkiego. Prawda… trudno… trzeba popracować nad tym abyś nie srał się z byle powodu. Mam pomysł młody! A…
- Nie!
- Co nie?!
- Mam gdzieś twoje pomysły? Koniec! Mam tego dość, nie chcę dalej się w to bawić.
- Chyba nie rozumiesz. To nie ty podejmujesz decyzje. Twój los zależy ode mnie. Nie zapominaj o okolicznościach w jakich się poznaliśmy. Jesteś zestresowany, co zrozumiałe. Uspokój się. Pójdź do domu, odpocznij. Wieczorem się skontaktuję.
- Słuchaj…
- Ani słowa więcej… chcesz być wolny?! Hmmm… Zastanów się.

Poklepał w ramię Kubę i oddalił się zostawiając chłopca w kłopotliwej sytuacji. Doskonale zdawał sobie sprawę ze ślepej uliczki na jaką trafił. Poczuł się naprawdę fatalnie. Stało się jasne - trzeba zerwać z takim życiem. Tato! W tej chwili potrzebuję cię najbardziej. Co robić?! Miał mętlik w głowie.

Kuba samotnie szedł do domu. Przechodził przez park, był zmęczony. Dojrzał wolną ławeczkę, na której usiadł. Dookoła relaksująca zieleń. Piękne alejki, drzewa, plac zabaw dla dzieci. Zapragnął powrócić do beztroskich lat dzieciństwa. Liczyła się wówczas piłka, dobra zabawa, słodycze. Nie martwiła go praca, drobne kradzieże czy skok na większą kasę. Nie miał nad sobą tyrana żądającego bezwarunkowego posłuszeństwa. Poczuł wewnętrzny ból. O piesek! Zaraz… on zna tego czworonoga. Charakterystyczna obroża, biała w czerwone ciapki. Właściciel również znajomy.

- Cześć Kubuś! Co tu robisz sam? Mówiłeś o sobocie jako o swoim specjalnym dniu. Czemu nie ganiasz po boisku z chłopakami.
- A wie pan… mama powiedziała mi abym coś dla niej załatwił. Dlatego musiałem to odłożyć. Sam pan wie jak to jest.
- Tak, tak. Jasne rozumie to. Ale odnoszę wrażenie jakby męczył cię jakiś problem. Czy wszystko jest w porządku?
- No nie wiem jak pan to robi? Jakiś szósty zmysł chyba.
- Widzisz jak będziesz miał moje lata to i ty również będziesz potrafił dostrzegać takie drobne rzeczy jak nastrój innego człowieka. Mądrość przychodzi z wiekiem. Powiedz o co chodzi, być może pomogę.
- No cóż… nie mogę powiedzieć dokładnie. Kłopot jaki mam to osobista sprawa. To…
- Miłość?
- Miłość?! W pewnym sensie… właściwie to tak! Tyle… ja nie chcę tej miłości. Nie lubię jej. Ona mnie męczy. Kojarzy pan co to takiego stalking?
- Coś w telewizorni mówili. To karalne jest z tego co pamiętam. Powinieneś to zgłosić na policję!
- W tym jest problem. Nie chcę by ta osoba cierpiała z mojego powodu. Nie potrafię też zebrać się w sobie i odepchnąć ‘jej’. Widzi pan? Co powinienem zrobić? Tak aby nie urazić.
- Hmmm… Problem jest, faktycznie. Rozumiem. Trzeba wyjść z tego z twarzą. Zachować się stanowczo, lecz grzecznie. Ciężko. A może inaczej to rozwiązać. Gdybyś powiedział… no bo ja wiem… musiałbyś pokazać kogoś kto byłby twoją nową sympatią. Wtedy jest szansa, że pozbędziesz się adoratorki niepożądanej. Nie musi być to prawdziwa miłość. Może być udawana, tylko na potrzebę chwili. Namów inną dziewczynę i powiedz jej jak to wygląda. Tak mógłbyś pozbyć się tej… stalkerki, tak? No, na ten moment nie mam innego pomysłu.
- Pozbyć się ‘jej’? Tak! To się może udać! Dziękuję panie Edku.
- Tak, tak. Tylko bądź ostrożny!

moonky

opublikował opowiadanie w kategorii kryminał, użył 1462 słów i 8300 znaków.

Dodaj komentarz