Na nieludzkiej ziemi – kartki z pamiętnika Sybiraka

23. 06. 1941r.  
     Syberio, , śnieżno-czysta” karto, na której polscy zesłańcy pisali swą historię krwią. Tak jakby chcieli zostawić na twym obcym obliczu biało -czerwony znak. Puch, który cię spowija, chłonie ślady bytności moich rodaków. Tak, że nie pozostaje po nich nic. A dziś to ja podążam do ciebie zamknięty w tego stalowego potwora niczym sardynka w puszce. W jednym wagoniku upchnięto ponad 50 osób. Czuję, że spadam w otchłań, czeluść tak bezdenną, że można by w niej zgubić nie jeden lecz dziesiątki narodów. Wędrówkę ludów, którą rozpoczęto z rozkazu Cara, nie była w stanie wstrzymać nawet rewolucja. A wręcz przeciwnie ukaz dopiero teraz nabrał prawdziwej mocy prawnej i został wypełniany z podwójnym zapałem. Pomimo sytuacji w jakiej się znalazłem, staram się nie tracić nadziei. Ciągle słyszę, że mamy to szczęście, iż trafimy w najcieplejszy okres roku, kiedy to najłatwiej o jedzenie i przeżycie. Mówiono mi o Syberii, która nie ulega wpływom moskiewskiej mody i z należytym szacunkiem pielęgnuje tradycje prawosławne. Wierzę, że wśród chrześcijan będzie nam łatwiej o choć odrobinę współczucia i litości. Poza tym w tak ogromnym i bezludnym kraju musi się liczyć każda para rąk do pracy. Pomimo, iż znaczna część z nas jest rozchorowana, myślę że będziemy w stanie zapracować na jedzenie i szacunek miejscowej ludności. Modlę się do Boga, żeby tak było, On musi wysłuchać moich próśb.  
                                                                            01. 07. 1941r.  
Wczoraj, wieczorem zatrzymaliśmy się na stacji w Tungir. Powiedzieli nam, że dalej pójdziemy piechotą. Po wyjściu z wagonów, jeśli można tak nazwać to co się stało po otworzeniu drzwi, pognano nas na plac dworcowy. Widziałem jak ludzie, których przez tydzień więziono w bydlęcych wagonach, wytaczali się przez otwierane drzwi. Spadali na rozmokły bruk, prosto pod kije KGB. Na apelu jaki urządzili nam oprawcy podzielono nas na dwie grupy: mężczyzn i kobiety z dziećmi. Oficer zanim zaczął swoje przemówienie podszedł do pierwszego szeregu drugiej grupy. Zaczął krzyczeć, ponieważ jedna z dziewczynek nie chciała puścić swojej matki i stanąć w szeregu. Wojskowy kazał siłą odciągnąć małą. Gdy próbowano ją odciągnąć zrozpaczona zesłanka zaczęła szarpać nogawki oficera i błagać by je nie rozdzielano. Nie mogłem już dostrzec jej twarzy schowanej za masywem ciał, słyszałem tylko jej potępieńczy krzyk. Kilku żołnierzy postanowiło przestać tolerować lekceważące zachowanie Polki i zaczęło ją kopać. Raz za razem, przy całkowitym milczeniu pozostałych zebranych na placu. Stojąc wśród setek, w większości sprawnych fizycznie mężczyzn, słuchałem tylko siąpania deszczu i głuchego stukotu butów wdeptujących ją w błoto. Trwało to jakieś 15 minut. Nie myślałem wtedy o niej, zastanawiałem się tylko, dlaczego nie słychać krzyku dziecka? No dlaczego?! Tak wtedy zrozumiałem i poczułem, gdzie tak naprawdę trafiłem i nie mogłem już mieć żadnych złudzeń. Pokaz siły, który najszybciej i najsprawniej wytłumaczył mi panujące tu zasady. Potem podzielono nas na mniejsze grupy i wysłano w głąb tajgi.  
                                                                         Dzień nieznany
Dawno nic nie pisałem, a teraz nie pamiętam już jaki jest dzień. Suniemy niczym przez morze. Wilgoć jest tu wszędzie. Gleba nie jest mokra -to raczej woda sama w sobie. Nie widzieliśmy żadnej ludzkiej osady, ale przynajmniej czasami, gdy śpię w błocie to śni mi się łóżko. Niebo jest tu częścią otaczającego mnie świata, tak jakby jego sklepienie rozpadło się i zwaliło w dół. Na pewno nie przypomina błękitnego symbolu wolności, który znałem z Domu. Maszerujemy przez chmury, niczym szereg dusz idących na sąd ostateczny, a naszym sędzią będzie mróz. Nie mając dostatecznie dużo jedzenia ludzie zaczęli już obgryzać korę z drzew. Czasami jemy szyszki i jeszcze do niedawna skórzane paski, Niestety te ostatnie już się skończyły.  
                                                                             Barak, pełnia
Trafiłem do wioski Bukaczacza nad rzeką Czajchar. Droga zajęła mi kilka miesięcy, a na miejsce trafiła tylko garstka ludzi, z którymi rozpocząłem podróż. Mordercza praca nad spławianiem drewna trwa cały dzień, a dostaję za nią pół kromki chleba ze śledziem. Jeżeli ktoś nie wyrabia normy, nie dostaje jedzenia. W ten sposób likwiduje się najsłabsze jednostki. Ci, którzy nie nadają się do żadnej roboty, są dobijani za pomocą kija, , bo na takie psy szkoda amunicji”. Co do tych, którzy chcą zasłużyć na specjalne względy naszych oprawców przez solidną pracę- są oni rozstrzeliwani. Dlaczego? Wszyscy mają pracować jednakowo. Jedyną premią może tu być kulka w łeb. No chyba, że ktoś przejawia sadystyczne skłonności wobec innych więźniów. Im większy siedzi w tobie psychopata tym łatwiej jest zachować życie. Niektórzy pupile z czasem zajmują miejsce swoich protektorów. Kiedy próbowałem ukraść kawałek węgla ze składziku, dopadł mnie jeden z tych samozwańczych szeryfów. Uderzył tylko raz lub dwa, bo wołał go jego właściciel. Kiedy się trochę otrząsnąłem okazało się, że pękł mi wrzód i od razu zaczęła mi spadać gorączka. Jest środek zimy, a ja jestem już bardzo chory. Jednak tej nocy czuję się znacznie lepiej. Leżąc na pryczy baraku, zobaczyłem jak przez jego dziurawy dach wpada do środka smuga księżycowego światła. To była okazja, której nie można było zmarnować. Wygrzebałem spod moich łachmanów miniaturowy egzemplarz Pisma Świętego          i zacząłem czytać. Na końcu znajdowały się dwie czyste kartki, a miałem przy sobie zdobyczny kawałek węgla. Tak właśnie powstał mój dzisiejszy wpis. Kiedy siedzę nad Biblią z moim czarnym szmaragdem w ręce, to zdaje mi się, że nadal jestem człowiekiem.  
                                                                        Noc, data nieznana
Gdzieś tam została osoba, której istnienie budzi u mnie bezsenność. Pomimo, iż czuję jak wszechobecny chłód wysysa za mnie ostatki życia myśli biegną gdzie indziej. Zamarzam! Resztką ciepła, która mi pozostała pragnąłbym rozpalić w jej ciele gwiazdy, by móc oglądać je w oczach, jak w kalejdoskopie. Może to samolubne, że będąc tu człowiek pamięta prawie wyłącznie o sobie. Liczbę ofiar należało by pomnożyć przez ilość bliskich pozostałych w domu. Tylko tak można ocenić prawdziwy ogrom naszych tragedii.  
                                                                          08. 05. 1946r.  
Wojna skończyła się już dokładnie rok temu, a ja dowiedziałem się o tym dopiero dwa dni temu. Polska istnieje! Ale jaka? Wiem, że mojego rodzinnego Pińska nie ma już w jej granicach. Planuje wrócić do kraju przy najbliższej okazji. Uciec stąd nie jest trudno, prawie w ogóle nas nie pilnują. Zresztą gdzie mielibyśmy uciekać. Wszędzie pustkowie i ziemia niczyja. Do najbliższej stacji jest stąd jakieś 100km. Musiałem wyrwać sobie złotego zęba, żeby kupić jedzenie i cieplejsze ubranie na drogę. Są tu ludzie gotowi do handlu czymkolwiek, co uda im się zdobyć. Najdroższe jest oczywiście pożywienie. Drogi stąd nie ma żadnej, trzeba iść przez wąwozy i las.  


                                                                               26. 05. 1946r.  
Wczoraj udało mi się wsiąść do kolei transsyberyjskiej i wyruszyłem na Zachód. Mam odmrożenia na obu stopach i nie mam lekarstw. W przedziale obok jadą sowieccy żołnierze. Nie wiedzą kim jestem  i, że mam na sumieniu życie kilku ich towarzyszy. Gdy 17. 09. 1939r. ich armia przekroczyła granice Polski, byłem w oddziałach, szykujących się do kontrnatarcia na Niemców. Nie mogliśmy pogodzić się z porażką! Pod Szackiem i Wytycznem zabiłem albo trafiłem co najmniej sześciu czerwonoarmistów. A dzisiaj dostałem od nich trochę grubego rozmokłego tytoniu i kawałek gazety, żebym mógł skręcić sobie papierosa. Mieli przy sobie również kilka flaszek spirytusu. Z braku innego środka na znieczulenie i ze strachu piję razem z nimi, jako nierozpoznany wróg i była ofiara. Nie marzę o niczym innym jak o zemście, ale ileż można. Z czasem czuję jak prąd przeszywa moje ciało. Potem rozleniwienie, świat zaczyna wirować i staje na głowie, słyszę czyjś głos albo to szum w mojej głowie. Czuję jak dusza opuszcza ciało, leci w górę, ucieka tak jak ja. Prowadzimy wyścig ze śmiercią. Poczucie przegranej przed startem. Porażka wrzyna się w ludzki umysł niczym druty kolczaste. Wracam do domu, ale czuję się jak w tunelu z zasieków. Może w Polsce będzie inaczej.  
                                                                              01. 06. 1946r.  
Trafiłem do Warszawy, a raczej na popielatą mogiłę naszej nieszczęsnej stolicy. Praca i entuzjazm ludzi potrafi wprowadzić w stan euforii. Nie mam gdzie spać i brakuje mi jedzenia, ale kto by się tym przejmował. Nareszcie czuję, że jestem wolny. Buduję nowe miasto, na drugie, lepsze życie.  
                                                                              23. 11. 1947r.  
Komuniści aresztują byłych żołnierzy AK! Myślałem, że będzie inaczej, myliłem się i znów wszędzie widzę zasieki! Tylko, że teraz to nie ja jestem więźniem, to cały mój kraj. Czuję jakby Syberia rozrosła się i dotarła aż tutaj! Nie mogę być bezczynny, pomagałem w ukrywaniu jednego z bohaterów powstańczego podziemia. Jak zawsze znalazł się zdrajca, który wsypał i pogrążył nas obojga. Teraz siedzę w celi i oczekuję na przesłuchanie.  
                                                                               12. 12. 1947r.  
Śmierć, to wszystko co mi pozostało. Oficer prowadzący chciał, bym złożył szereg obciążających mnie zeznań. Oto moja wina; miłość do ojczyzny i to wszystko co mogą mi zarzucić. Chcą mnie rozstrzelać, tak jak robili to z innymi. A ja? Piszę pamiętnik; to moja pożegnalna modlitwa z tym światem. Słyszę kroki na korytarzu, to już najwyższa pora na spotkanie z katem. Chrzęst zamka i…
                                                                                15. 11. 2010r.  
Dzisiaj spadł pierwszy śnieg. Patrzę przez okno jak puch pokrywa szarość naszych ulic. Przypominają mi się łagry; ta myśl narzuca się samoistnie. Natręctwo, z którym nie warto walczyć! Rano byłem w pobliskiej podstawówce na spotkaniu dla Sybiraków. Ale jak wytłumaczyć komuś nasze cierpienie? Tego nie da się opowiedzieć. Co z tego, że żyję i wielu innych też? Co z naszymi wspomnieniami? Czy ten bagaż da się wykorzystać? A może będziemy musieli iść z nim do grobu? Po prostu odejść w cień tak jak, życzył by sobie nasz oprawca?

madziar

opublikował opowiadanie w kategorii kryminał, użył 1823 słów i 10296 znaków.

1 komentarz

 
  • madziar

    UWAGA!!! Osoby zainteresowane mają twórczością, jak również te ciekawe osobą samego autora, zapraszam na mojego bloga. Link znajdziecie na moim profilu. Życzę przyjemnej lektury, madziar.

    29 lis 2012