,, Tam nie może nikt zamieszkać..." cz. 4

,, Ludzie wystarczająco szaleni, by sądzić, że mogą zmienić świat, są tymi, którzy go zmieniają’’
                                                                                                                       Jobs Steve
           4
Tuż za metalowymi drzwiami, które od strony środkowej były zrobione z drutów niemal takich jak na filmach w więzieniu nasz nowy ,,piwniczny dom’’ nie był taki zły. Zaraz po lewej stronie znajdowała się kuchnia, a raczej coś małego, gdzie stała kuchenka i dwie szafki, w których stały już naczynia. Do kuchnie nie było drzwi, tylko zmniejszone wejście sugerujące, że jest to inne pomieszczenie. Tynk trzymał się sufitu, choć z pomarańczowej ściany zrobiły się gdzie niegdzie małe pęknięcia. Na środku sufitu zamiast żyrandola, czy innego czegoś osłaniającego gołą żarówkę wystawał tylko gruby biały kabel.
- Żarówkę wkręcę jutro, a na razie musi wystarczyć nam lampka- powiedział tata, gdy stanęłam obok siostry i obie miałyśmy głowy skierowane do góry.
- W dzień będzie widno, to ją wkręcisz. Teraz pora szykować łóżka, bo zaraz zapadnie zmrok, a my z tatą musimy jeszcze na chwilkę wyjść na dwór- powiedziała mama pokazując nam piżamy.
- Mamy tu być same?- Zapytałam drżącym głosem, który wyczuła Aga.
- Nieee!- Wydarła się siostra w niebogłosy, aż ciarki przeszły mi po plecach.
Mama jak zwykle ją przytuliła, a ja poszłam obejrzeć resztę piwnicy.
Dalej za kuchnią, też bez drzwi był chyba pokój, bo w kącie po lewej stronie stało jedno łóżko, a po drugiej drugie. Były to jakieś stare wersalki, choć nie zakurzyło się z nich, gdy uderzyłam w nie dłonią. W boczku stał mały stoliczek, na którym stały dwie świeczki w słoiczkach, więc domyślałam się, że nici z normalnego oświetlenia. Jak widać cywilizacja nie koniecznie była tu dostępna.
- Ania pościel łóżko, a my zaraz przyjdziemy.
- Ale ja nie…
- Tak- prawie krzyknęła mama. –To jest teraz nasz nowy dom i czy ci się to podoba czy nie będziemy przez jakiś czas w nim mieszkać, więc z łaski swojej masz tu pościel i rozłóż ją. My niedługo wrócimy.
- Ale ja się boję!- Odkrzyknęłam, co nie często mi się zdarzało.
- To zamkniemy cię na klucz i nikt cię nie porwie.
Faktycznie, zamkniecie w obcym miejscu i to w dodatku czegoś pod ziemią mogło stanowić jakieś pocieszenie dla dziesięciolatki. A fakt, iż gdyby było coś nie tak, a ona chciała dodatkowo mnie więzić, czym było dla mnie zamknięcie drzwi na klucz faktycznie bardziej mnie pocieszyło. Ciekawe, czy sama by chciała, aby ktoś ją tu zamknął i to samą w chwili, gdy zaczynała poznawać świat i bać się, co sugerowało, że nie byłaby jeszcze wystarczająco dorosła, tylko dopiero wkraczałaby w ten świat, w którym nie było już dobrych wróżek, ani Mikołaja, tylko zwykły świat, gdzie jeden drugiego mordował, bo akurat tak mu pasowało.
- Nie! Tylko nie na klucz! Rozpędem rzuciłam się w stronę drzwi, ale tata złapał mnie w pasie i posadził na krześle. Zaczęłam płakać, ale najwyraźniej moi rodzice mieli serca z kamienia, bo wkrótce potem drzwi się zamknęły i pozostałam sama.
Nie wiem jak długo płakałam, ale coś mnie tknęło i prawie w sekundę jak na zawołanie przestałam płakać. Zaczęłam nasłuchiwać, bo nie wiem czy to od płaczu, czy od złych myśli zaczęło mi się wydawać, że nie jestem tutaj sama. Ta myśl była dużo gorsza od tej, w której nagle ktoś zamykał mnie tutaj na zawsze.  
Osuszyłam oczy swoją bluzką w białe kropki i wygodniej rozsiadłam się na krzesełku.
- Czy ktoś tutaj jest?- Zapytałam drżącym głosem. Odpowiedziała mi cisza, choć jakoś tak dreszcz przeszył moje ciało. Świeczka w pokoju się zakołysała, więc skądś musiał wiać wiatr. Niby ze strachu, niby z obawy przed obłędem, w jaki popadła babcia Amelia, wstałam i przeszłam po cichutku do pokoju, w którym byłam ostatnio. Stanęłam na środku wgapiając się w knot palący się na czerwono, gdy nagle znów ogień zaczął falować. Lekki chłód zawiał od strony drugiego pokoju znajdującego się w głębi nieoświetlonego pomieszczenia. Nie zastanawiając się zbyt długo wzięłam jedną szklankę ze świecą i wolniutko zaczęłam iść w kierunku nieznanych mi jeszcze pomieszczeń.
Z każdym krokiem czułam zwiększający się wiaterek, który wdzierał się w moje włosy, choć nie był na tyle silny, aby zdmuchnąć ogień ze świecy. I dobrze, bo gdybym teraz znalazła się w całkowitych ciemnościach nie wiem, co bym zrobiła ze strachu. Na ciele czułam już powstającą gęsia skórkę sztywną jak u oparzonej kaczki, która niby nie ma już łba, ale wciąż się szamocze. Światło ze świecy z wolna oświetlało kolejne z pomieszczeń, które również okazywały się pokojami.  
Najpierw zobaczyłam mały stoliczek po lewej stronie, a potem wnękę z drzwiami. Zwykłe brązowe drzwi stały w miejscu. Nikt nimi nie poruszał, więc wiatr nie działał również na nie. Podchodząc na krok od nich złapałam je za klamkę i czując, że zaraz serce stanie mi z wysiłku, którym teraz pompowało mi krew do mózgu i do wszystkich innych kończyn, otworzyłam je i kolejny raz pomknęłam w pustkę.
Jedyne, co najbardziej mnie zadziwiało to to, że nigdzie nie było widać pajęczyn. Zupełnie, jakby ktoś niedawno przed nami tu mieszkał i wszystkie pozgarniał, choć wiadomo, że pająk jest w stanie przez jedną noc upleść drugą i to w tym samym miejscu. Tu mimo wszystko nie było ani pajęczyn, ani pająków. Miałam tylko nadzieję, że nie wyprowadziły się z tego miejsca ze strachu, tylko z własnej woli.
Krok za krokiem cichutko pytałam czy jest tu ktoś ze mną, czy tylko wyobraźnia płata mi figle. Nikt na szczęście mi nie odpowiadał, choć w filmach taka cisza zawsze zapowiadała kłopoty. Przeważnie wtedy ktoś czai się za rogiem i tylko czeka aż ofiara sama wpadnie w jego sidła. No chyba, że jest się super bohaterem i trzyma w rękach scenariusz, gdzie wiadomo jak uniknąć starcia, lecz wtedy film stałby się nieciekawy.  
Dreszczyk emocji musi być zawsze, inaczej nie byłby to film, tylko telenowela, gdzie jakaś panna upuszcza swoją chusteczkę i podnosi ją przez pięć następnych odcinków tylko po to, by znów ją upuścić, bo akurat przechodzi tędy jakiś przystojniak. Już kiedyś oglądałam taki film. Nosił chyba nazwę ,,Moda na sukces’’ i prawie nigdy się nie kończył. Leciał zaledwie piętnaście minut, podczas których obie kobiety wciąż walczyły o tego samego faceta, który i tak już kiedyś z nimi był. I tak w koło macieju.  
Teraz jednak żałowałam, że nie mam w dłoniach takiego scenariusza, bo wiedziałabym, co teraz mam zrobić. Iść dalej, czy zawrócić.
Gdy światło ze świecy nagle stanęło w miejscu zdziwiłam się. Rozejrzałam się po pokoju, gdzie w prawym rogu stał bujany fotel, a w drugim kolejny mały stoliczek, taki sam jak w tamtych pomieszczeniach, pod którym można było na półeczce pokłaść jakieś gazety, gdy się je miało. Tam chyba leżała jakaś gazeta, ale nie miałam teraz czasu, żeby jej poświęcić więcej uwagi, gdyż oto zobaczyłam najdziwniejszą rzecz na świecie. Na wprost, gdzie powinna być ściana, zwykła, tak jak w każdym z pomieszczeń, tam nie było jej. Zamiast betonu ujrzałam jakby siatkę, albo kraty, gdzie małe kwadraciki były może wielkości dwóch centymetrów, a przynajmniej tak mi się wydawało na odległość. I do tej ,,ściany’’ z tych jakby krat było przysunięte posłane łóżko. Może i stara wersalka, ale na niej bielutkie prześcieradełko, bielutka kołderka i bielutka poduszka. Poduszka tak szeroka, że miała chyba zastępować dwie poduszki na raz.  
Nie wiem, co było dziwniejsze, to, że ściana sprawiała wrażenie, jakby się ruszała, czy świeżo zaścielone łóżko, które było czyste, ale nie miało żadnego zapachu. Ani zapachu świeżej wody, ani płynu do płukania, ani zapachu proszku, ani nawet stęchlizny. Zupełnie, jakby nie było w tym pokoju niczego.
Gdy coś za mną chrupnęło w pierwszej chwili odwróciłam się za siebie niemal wyrzucając szklankę ze świeczką, ale jakoś udało mi się ją utrzymać.
- Czy ktoś tu jest?- Zapytałam znowu, lecz zamiast odzewu ponownie była tylko cisza. Nawet wiaterek, który dochodził gdzieś z tej strony jakoś się ulotnił. Podeszłam, więc bliżej tej dziwnej zakraconej ściany i gdy już wyciągałam rękę w jej kierunku światło ze świeczki przelało się dalej, poza kraty i wtedy okazało się, że tam było jeszcze coś.
Wrzasnęłam i w sumie nie wiedząc, czemu wybiegłam z pokoju zamykając za sobą drzwi, które popchnięte znów się otworzyły, lecz nie miałam czasu zastanawiać się czemu tak się stało. Biegłam prosto nie wiedząc, dokąd pędzę, gdy nagle wpadłam na jakąś postać.
- Aaaa!- wrzasnęłam z całych sił, a znajomy głos wrzasnął równie głośno i przeraźliwie, co ja.
- Co tu się dzieje?- Zapytał ojciec stojąc w progu, gdzie zaraz za nim pokazała się mama.
- Tam coś było! Nie! Tam raczej nic nie było!- Krzyczałam, gdy tata przytulił mnie do siebie.
- Już dobrze, kochanie, uspokój się- tulił mnie do siebie.- Co cię tam wystraszyło?
Mama patrzyła na mnie ze znakiem zapytania pewnie oceniając na ile jestem podobna do babci Amelii, a przerażona Aga tuliła się do jej nóg. Wyła jak przestraszone zwierzę nie mogąc przestać nad tym zapanować, choć mama wciąż szeptała jej na ucho, że niczego złego tutaj nie ma.
- Tam nic nie ma- mówiłam przerywanie jąkając się i wciąż trzymając zapaloną świeczkę w dłoni. Jakimś sposobem płomień nie zgasł. Szklanka, w której świeczka była gdzieś się rozpłynęła, a wosk zamiast do szklanki spływał mi po palcach, ale będąc w takim szoku nawet nie zwracałam na to uwagi.
- Co ty robisz?- Powiedziała mama zabierając mi świeczkę z rąk i zaraz wstawiając ją do szklanki na małym stoliczku, która akurat stała tam pusta. Zupełnie jakby czekała na nią, czy też na świeczkę.
- To… to… tam… nic… nie… było… a powinno…
- Co i gdzie?- Zapytał tata starając się opanować zarówno moje drżenie jak i strach Agi.
- Tam- pokazałam mu palcem w pustkę i ciemność.
- Choć, zaraz zobaczymy co cię tak wystraszyło.
Tata pociągnął mnie za rękę biorąc za drugą rękę Agatę.
- Tylko weź świeczkę- powiedziałam do niego, więc się wróciliśmy i pościł moją dłoń biorąc do ręki jedną ze szklanek z zapalonymi świeczkami.
Fakt, że w każdym pomieszczeniu stał taki sam stoliczek i na nim szklanki ze świeczkami kazał mi sądzić, że to nie była zwykła piwnica, tylko raczej bardziej jakaś przechowalnia, w której coś ukryto, inaczej nie byłoby tego w tych samych miejscach. Ale nie tylko to mnie przerażało. Ta pustka za ścianą, a raczej za kratami była upiorna, straszna i przerażająca, bo przecież tam mogło kryć się wszystko! Lochy, upiory, wampiry, szczury i sama nie wiedziałam, co jeszcze. A do tego nigdzie nie było skrawka pajęczyny!
- I gdzie to jest?
Staliśmy w pokoju z kratowaną ścianą, lecz gdy był ze mną tata jakoś tak nie bałam się tak jak wtedy.
- Za kratami- powiedziałam wskazując je, ale nie dając żadnego kroku w ich kierunku.
Tata podszedł do krat i poświecił na nie świeczką.
- Ela?
- No?- Odpowiedział głos mamy zza drzwi.
- Ścieliłaś już tu łóżko? Szybko ci poszło.
- No…
Nie wiem nawet czy mama usłyszała, o co chodziło, bo słychać było, że coś robi, choć może raczej przestawia, ale jak widać tatę ta odpowiedź satysfakcjonowała.
- No i zobacz. Nic tam nie ma. To znaczy jest, ale ściana. A ty, co zobaczyłaś?
Wydawało mi się, że niebieskie jak dotąd oczy taty zmieniły kolor na szary. Im trzymał płomień świeczki dalej od nich, tym były one ciemniejsze, a im bliżej, tym bardziej jaśniejsze, choć może nawet odbijało się w nich coś…
- Tam nie było nic- oznajmiłam tacie z uporem.
- Ale teraz jest. I najlepiej będzie, jeśli przyjmiemy opcję szybkiego położenia się spać, bo inaczej zaraz ściany zaczną rozmawiać, a ja zamienię się w zjawę, która będzie bardzo zła, bo niewyspana.
I co? I już? Zobaczył, pożartował i koniec? Żadnego pocieszenia, żadnego przytulenia, ani zapewnienia, że w każdej chwili będę mogła do niego przyjść, gdy tylko znów się wystraszę? Wiek dziesięciu lat zabierał mi całe dzieciństwo. Kiedyś mogłam nawet nasikać na jego spodnie, albo ubrudzić jego najlepszą koszulę czekoladą i tak mnie przytulał, a teraz kończyło się dla mnie wszystko. Starzy ludzie nie lubili się przytulać i dlatego uznałam, że nie jestem już dzieckiem. Musiałam dać im jakoś do zrozumienia, że dorosłam i nie potrzebuję czułości, ani miłości, choć tak na prawdę marzyłam o chwilach, w których znów pozwolą mi się powygłupiać w ich łóżku, a tata będzie mnie łaskotał jak małego kotka. Mama wycałuje mnie na wszystkie strony i świat znów przyćmi szarość dnia.  
Szarość piwnicy, która miała być dla mnie więzieniem.
Wyszliśmy z pokoju ze złością, bo tata wcale mi nie uwierzył, a Agata myślała, że ją nabrałam i specjalnie nastraszyłam. Nikt nie rozumiał faktu, że od tej piwnicy biło niebezpieczeństwo, lecz oni byli zbyt głusi i ślepi, żeby je ujrzeć.

Ewelina31

opublikowała opowiadanie w kategorii horror, użyła 2559 słów i 13463 znaków.

Dodaj komentarz