O królewnie, która nie mogła spać (część 4)

O królewnie, która nie mogła spać (część 4)Rozdział VII

Blanka spadała. Leciała w dół, jak kamień, w całkowitej ciemności, a pęd powietrza i przerażenie sprawiało, że prawie nie mogła oddychać. Machała bezradnie rękami, walcząc spazmatycznie o każdy, płytki oddech. Czekała na nieuchronne uderzenie i ból. W ciemności słyszała tylko świst powietrza i łopot jej sukni. W końcu rozległ się przerażający, głośny huk, kiedy uderzyła, z ogromną siłą, o coś twardego. Na szczęście zupełnie nie poczuła bólu, ale impet uderzenia wycisnął jej całe powietrze z płuc. Przez chwilę nie mogła się poruszyć ani złapać tchu. Słyszała, jak odłamki czegoś, w co uderzyła, opadają dookoła i spadają na jej ciało.  
Zdała sobie sprawę, że cały czas zaciska oczy. Otworzyła je, jednocześnie wciągając z wysiłkiem duszne powietrze. Widziała nad sobą mroczne, ciemnoczerwone niebo spowite smolistymi chmurami dymu. Dookoła niej sterczały ostre, czarne skały.  
Oddychała spazmatycznie, wciąż nie mogąc się poruszyć. Jej unieruchomione ciało było dosłownie wbite w skałę. Czuła, jak twardy, ciemny kamień otacza jej głowę, ręce i nogi. Miała wrażenie, że spękana skała porusza się powoli, chcąc ją zmiażdżyć i pochłonąć. Z krzykiem wyrwała jedną rękę i opierając się na łokciu, podciągnęła się ku górze. Nie czuła bólu, a jednie opór i okropny chrobot, kiedy wyrywała się z szorstkiej i ostrej skały. W końcu, drżąc z przerażenia, wyszła na czworakach z wgłębienia. Stała na ciemnej skale i patrzyła na powoli zamykającą się dziurę, wybitą przez jej spadające ciało. Miała na sobie podartą i brudną suknię, która kiedyś musiała być kremowa. Dotknęła swojego ramienia i z przerażeniem zobaczyła zakrwawioną dłoń. Gorące i suche powietrze, pełne gryzącego zapachu dymu i dziwnie cuchnących wyziewów, wypełniało jej płuca i paliło w gardle.

    To tylko sen! To tylko sen! To tylko sen! — powtarzała w głowie, rozglądając się i usiłując powstrzymać kaszel.

Nagle zdała sobie sprawę, że bywała już w tym miejscu. Krótkie koszmary w ostatnich tygodniach, kiedy w końcu udawało jej się na moment zasnąć. Żaden sen jednak nie był nigdy tak straszliwie wyraźny i dokładny. W oddali słyszała powiew powietrza, który momentami przypominał ciche szepty wielu głosów, a skała pod bosymi stopami wydawała się wibrować w dziwnym, niepokojącym rytmie.
Znajdowała się w ogromnym, skalistym kanionie. Szare kamienne dno pokrywały ostre odłamki, a ciemne, strome ściany wznosiły się na dobre sto stóp w górę. Zakończone wieloma ostrymi skałami, wyglądały trochę jak monstrualne szczęki, pełne ostrych, czarnych zębów. Słaby, czerwonoszary blask odległej łuny na mrocznym niebie ledwie oświetlał ten ponury krajobraz.
Blanka odgarnęła z czoła sklejone potem i potargane włosy i zaczęła iść przed siebie. W słabym świetle nie widziała, dokąd prowadzi dolina. Obie strony wyglądały podobnie, więc wybrała kierunek, w którym dno lekko opadało w dół. Po wielu minutach dotarła do miejsca, gdzie kanion się rozwidlał. Wybrała prawą stronę. Na szczęście wciąż nie czuła bólu, kiedy jej bose stopy następowały na rozrzucone gdzieniegdzie ostre odłamki. Kanion cały czas wyglądał bardzo podobnie. Ciemne ostre skały wznoszące się nad płaskim nierównym dnem jak dwie strome ściany. Mijały godziny, a może dni, a ona wciąż szła. Dziwne szepty przybierały na sile, a Blanka od czasu do czasu miała wrażenie, że ktoś ją obserwuje. Z niepokojem oglądała się za siebie, ale masywny kanion był pusty. Królewna czuła coraz większe zmęczenie.

    To tylko sen — mówiła sobie w myślach — tak naprawdę nie jestem zmęczona… Tak naprawdę śpię i zaraz się obudzę wyspana i wypoczęta…

Nogi ciążyły jej jednak coraz bardziej i z rosnącym trudem stawiała kroki na nierównym podłożu. Płuca coraz mocniej ją paliły, kiedy z wysiłkiem łapała płytkie oddechy suchego i gorącego powietrza. Próbowała zwilżyć językiem wargi, ale zdała sobie sprawę, że jej język też całkowicie wysechł. Zbliżała się do kolejno rozwidlenia. Który to już raz? Trzeci? A może czwarty? Przyszło jej do głowy, że być może w tym miejscu już była. Czy to możliwe, żeby skręcając zawsze w prawo, zrobiła ogromne koło?
Nogi się pod nią ugięły i usiadła na ziemi. Coś w środku mówiło jej, że nie powinna, ale zmęczenie było silniejsze…
Zignorowała nasilające się wrażenie bycia obserwowaną. Zamknęła oczy i ukryła twarz w dłoniach. Siedziała na twardej skale i czuła, jak zmęczenie ogarnia ją coraz mocniej. Powiew dusznego i gorącego powietrza poruszył jej włosami, a zapach dymu stał się jeszcze mocniejszy. Szepty nagle stały się głośne i wyraźne, dobiegały gdzieś z wysoka, zza jej pleców.  

Zerwała się, obróciła się do tyłu i uniosła głowę, widząc ruch na mrocznym niebie. Na tle płomiennej ciemności coś się poruszało! Zmrużyła oczy, usiłując dojrzeć ledwo widoczny wir wysoko na niebie. W tym momencie szeroka kolumna czarnego dymu wystrzeliła w dół, z ogromną szybkością i wirując, zaczęła opadać. Kłębiący się, ciemny słup z hukiem uderzył w dno kanionu. Wstrząśnięte skały zadygotały, a Blanka zatoczyła się, zatykając uszy i usiłując złapać równowagę. Drobne kamienie spadały, w małych lawinach, po zboczach kanionu. Kolumna ciemności rozlała się, całkowicie wypełniając kanion. Królewna z przerażeniem ujrzała, jak masywna ściana kłębiącego się dymu zaczyna ku niej pędzić.




    Co!? Co to jest!? — pomyślała cofając się.

Nie mogła oderwać wzroku od dziwnej istoty. Wyglądała trochę jak gęsty czarny dym, trochę jak czarna woda. Królewna czuła obserwującą ją, napiętą i złą wolę. Czuła fale mrocznej pewności siebie i ohydnego zadowolenia. Zbliżająca się ciemność, była jak drapieżnik przez ostatnim skokiem na ofiarę.
Przerażenie obezwładniało cofającą się królewnę. Rozum podpowiadał, aby rzuciła się do ucieczki, biegła jak najszybciej. Wiedziała jednak, że nie może uciec, nie przed czymś tak szybkim i ogromnym. Przestała się cofać i uświadomiła sobie, że znała ten mrok! Od jakiegoś czasu czuła tę mroczną obecność. Od kiedy przestała móc spać, ta zła istota czaiła się gdzieś w najgłębszych zakątkach jej duszy. To ten kłębiący się mrok uwięził ją w tym koszmarnym śnie, a teraz zbliża się do niej!
Niespodziewanie wściekłość królewny wybuchła jeszcze silniej, niż jej strach.

    — Hej! — krzyknęła, robiąc krok do przodu — Zostaw mnie w spokoju!

Ciemność zatrzymała się kilkanaście stóp od niej i przez moment Blanka poczuła jakby wątpliwości.

    — Czego ode mnie chcesz!? — zaciskając pięści, krzyczała najgłośniej, jak potrafiła.

Ruszyła z wściekłością w kierunku falującej ściany. Nie wiedziała, co mogła zrobić, ale miała dość strachu i zmęczenia.
Z kłębiącej się ściany ciemności wystrzeliła jakby macka i uderzyła królewnę w brzuch. Uderzenie było potężne i choć znów nie poczuła bólu, to cios zatrzymał ją w miejscu. Wściekła i zaskoczona siłą istoty, która przecież wydawała się tak niematerialna, zatoczyła się i z trudem usiłowała złapać oddech.
Bezkształtna macka ciemności wisiała przed nią, a szepty wydawały się pełne pogardy.
Ściana ruszyła do przodu, a dwie kolejne macki wysunęły się z niej. Blanka spróbowała kopnąć tę wiszącą przed nią, ale ciemna kończyna się cofnęła, po czym inna, z potworną siłą, uderzyła ją w bok.
Królewna przeleciała w powietrzu kilkanaście stóp i uderzyła w ścianę kanionu, roztrzaskując ciemne skały. Osunęła się na kolana, oddychając ciężko i dziękowała losowi, że przynajmniej we śnie czuje bólu. Głośne szepty… nie, nie szepty. To były śmiechy! Ciemność śmiała się z niej!
Królewna zacisnęła zęby i wstała. Biegiem ruszyła w stronę ściany. Jedna z macek błyskawicznie zadała cios. Blanka uchyliła się i przetoczyła po skale.  

    — To... mój... sen! — wydyszała do ciemnej ściany, czując nagły przypływ energii.

Trzy ciemne macki cofnęły się, znów pełne nagłych wątpliwości. Skoczyła do przodu i zaciśniętą pięścią walnęła wijącą się ciemność. Jej dłoń rozbłysła w momencie uderzenia, a ciemna macka, sycząc z bólu, cofnęła się i schowała w ścianie. Pozostałe zamachnęły się na nią, ale odskoczyła i błyskawicznie znów uderzyła jedną z nich. Znowu dziwny rozbłysk. Czuła, że mogłaby zrobić coś więcej, że powinna potrafić. Obie macki schowały się w ścianie. Zdyszana Blanka patrzyła na swoje ręce, zastanawiając się, skąd wziął się ten rozbłysk światła. Ściana milcząco stała, bez ruchu. Zapadła cisza, a po chwili chór szeptów zaczął nucić złowrogą melodię.
Blanka poczuła, jak fala zmęczenia przelewa się przez nią. Ostre nuty dziwnej, obcej melodii pełne nieludzkich dysonansów i okrutnie wynaturzonych harmonii, zdawały się szarpać jej duszą. Skrzywiła się i starała zasłonić uszy, ale chór szeptów był coraz głośniejszy. Poczuła, jak skała pod jej stopami mięknie. Przerażona popatrzyła w dół i zobaczyła, jak jej stopy zanurzają się w skale. Szybko próbowała je wyrwać, ale nogi utknęły, jak w gęstym błocie. Zmęczenie wirowało jej w głowie,  jakby wszystkie nieprzespane noce uderzyły ją na raz.
Trzy macki znów wysunęły się ze ściany. Nie miała już siły się bronić. Dwie złapały ją za ręce. Pierwszy raz we śnie poczuła parzący, zimny ból, kiedy ciemność owinęła się wokół jej nadgarstków. Była teraz całkowicie unieruchomiona. Trzecia, największa macka powoli zbliżała się do jej piersi. Cała ściana była coraz bliżej, a chór potwornych głosów wykrzykiwał triumfalne słowa koszmarnej pieśni. Blanka, drżąc z bólu, nie miała już siły się bać.

    Niech to się już skończy… — pomyślała słabo, czując jedynie zmęczenie i przenikliwy ból nadgarstków.

W tym momencie jej lewa dłoń zapłonęła jasnym, cudownym światłem. Poczuła na niej ciepły, miękki dotyk i napływ energii, która wlewała się poprzez rękę do całego jej ciała. Ból zniknął całkowicie, a macka, która trzymała jej lewą rękę, cofnęła się, dymiąc i sycząc.  
Blanka poczuła, jak sen przestaje być tak przerażająco wyraźny. Zmęczenie i strach jakby wyparowały, razem z bólem. Chór głosów ciemności zamilkł, przerywając złowrogą pieśń w pół słowa.  

Obudziła go cisza. Roberto leżał jeszcze chwilę w półśnie, nie wiedząc, co dokładnie jest nie tak. W głowie krążyły mu resztki ciepłych i miłych snów o poprzedniej, cudownej nocy. W końcu jednak świadomość, że coś jest nie tak, wyparła wszystkie inne myśli. Otworzył oczy i zamarł, nasłuchując. Żadnych odgłosów z kuchni, żadnych kłótni rodzeństwa, piania koguta, stukotu kopyt na drodze. Nic.
Roberto usiadł na łóżku, mrugając i mrużąc oczy w bladym świetle mglistego poranka. Coś naprawdę było bardzo nie w porządku. Poczuł, jak niepokój nieprzyjemnie ściska jego żołądek. Podszedł do otwartego okna. Zamiast ciepłego słonecznego poranka, było zimno i mglisto. Delikatne pasma mgły wisiały w powietrzu, w kompletnej ciszy. Nawet najmniejszy podmuch wiatru nie poruszał drzewami i kwiatami. Żaden owad nie brzęczał, żaden ptak nie śpiewał. Wszystko było kompletnie, nienaturalnie ciche i nieruchome.
Szybko się ubrał i wyszedł ze swojej izdebki, do głównego pomieszczenia. W całkowitej ciszy jego kroki na skrzypiącej podłodze brzmiały bardzo głośno. Zwykle już o świcie matka rozpalała w piecu. Roberto często pomagał, przynosząc drwa i wodę ze studni. O tej porze garnki na piecu powinny już dawno bulgotać, gotującym się gulaszem i zupą. Rozejrzał się. Piec zimny, stół pusty. Kilka naczyń po wczorajszej kolacji.



Wyglądnął na zewnątrz. Przed ich domem znajdował się mały ogródek z warzywami i ziołami. Za niskim płotem widać było drogę i kilka innych chat. Ani żywej duszy, całkowita cisza i szara mgła. Wrócił do środka i skierował się do sypialni rodziców.
Ku jego zaskoczeniu matka i ojciec po prostu spali w najlepsze. Uśmiechnął się, czując z ulgą, jak niepokój maleje. Piękne jasne włosy matki rozrzucone były na poduszce. Mimo wielu lat ciężkiej pracy Elena wciąż była piękną kobietą i wyglądała na o wiele młodszą od ojca. Niegdyś ciemne krótkie włosy i broda Manuela przetykane były siwizną, a twarz poorana zmarszczkami. Jego silne ramiona czule obejmowały matkę Roberto.




    — Matko! Ojcze! — krzyknął — Już późno! Wstawajcie!

Nie zareagowali. Spali obydwoje głęboko, oświetleni trupio bladym światłem. Podszedł bliżej, otworzył okno, a chłodne wilgotne powietrze wpłynęło do środka.
Potrząsnął za ramię ojca.  

    — Ojcze! Obudź się! — krzyknął głośniej.  

Nic. Potrząsnął mocniej. Poklepał ojca po ciepłym i szorstkim policzku.

    — Hej! — krzyknął jeszcze raz.

Niepokój powrócił ze zdwojoną siłą. Roberto poczuł, jak żołądek zawiązuje mu się w twardy węzeł. Twarz Manuela była spokojna i nieruchoma. Podszedł do matki. Spróbował ją też obudzić. Potrząsanie i poklepywanie również nic nie dało. Elena spała, a jej piękna twarz była nienaturalnie nieruchoma.
Pobiegł do kuchni. Złapał gliniany kubek i zaczerpnął wody w drewnianym wiadrze. Wrócił do rodziców. Zmoczył rękę i spryskał ich twarze. Brak reakcji.
Poczuł, jak niepokój zamienia się w strach. Wylał resztę wody na siwe włosy ojca. Patrzył, jak wilgoć spływa na poduszkę i wsiąka w nią. Manuel nawet nie drgnął.
Przełknął z trudem ślinę. Pobiegł do pokoju rodzeństwa.  
Trzy małe łóżka stały obok siebie. Siostra i dwóch braci spali. Też spróbował ich obudzić, ale już bez większej nadziei. Ich słodkie, dziecinne twarze pozostały spokojne i blade. Drżącą ręką pogładził włosy najmłodszego brata.

    Co się stało? Co się stało? — myślał gorączkowo.

Wyszedł przed dom. Chłodne powietrze nie było rześkie. Raczej dziwnie wilgotne i duszne, a przy tym pozbawione wszelkich zapachów. Przeszedł przez ogród i stanął w furtce.



Kilka ptaków leżało na drodze, zaraz pod ogromną gruszą, stojącą na skraju drogi między domem Roberto a sąsiednim. Podszedł do najbliższego ptaka i uklęknął przy nim. Był ciepły, oddychał.  

    Wszystko zasnęło — pomyślał Roberto — Ludzie i zwierzęta.

Pogładził delikatne piórka i lekko rozchylony dziób.  

    Ale dlaczego ja nie śpię? I skoro wszyscy śpią, to czy królewna wreszcie też zasnęła?

Wtedy uświadomił sobie. Klątwa królewny! To, co się działo, musiało mieć jakiś związek!
Drżąc z zimna i niepokoju, ruszył szybkim krokiem drogą. Mijał kolejne chaty. Wbiegł do kilku z nich — wszędzie znajdywał ludzi śpiących w swoich łóżkach, kilku na podłodze. Znalazł też mnóstwo śpiących owadów, ptaków i innych, większych zwierząt.



Droga skręciła ku bramie. Im bliżej zamku, tym bardziej wioska stawała się małym miasteczkiem. Budynki były coraz większe, ich ściany grubsze i częściej zbudowane z kamienia. Przed samą bramą wysokie budynki otaczały plac, na którym często odbywał się targ. Teraz plac był pusty i wypełniony jedynie mgłą. Przechodząc koło budynków, mijał przejścia między nimi i zbliżał się do drogi, która z placu prowadziła do bramy zamku. Nagle zatrzymał się, bo w jednym z przejść dwie postacie spały na ziemi. A właściwie tylko Javier spał na ziemi, bo Juanita ułożona była dość wygodnie na nim. Stał przez chwilę i się zastanawiał. Para widocznie wracała do zamku, kiedy wszyscy zasnęli. Z jednej strony, chciał jak najszybciej sprawdzić co u królewny, ale uświadomił sobie, że kiedy wszyscy się już obudzą, to biedna Juanita będzie miała kłopoty. Podszedł do śpiącej pary. Javier leżał na plecach, a jego przekrzywiona głowa opierała się o ścianę. Dziewczyna leżała na nim, na boku, plecami do Roberto, jej głowa wygodnie na piersi chłopaka. Niebieska sukienka dziewczyny była podciągnięta nieprzyzwoicie wysoko, odsłaniając jej kształtne nagie pośladki. Z ukłuciem wstydu i wyrzutów sumienia zdał sobie sprawę, że trudno mu oderwać od nich wzrok. Naciągnął sukienkę dziewczyny, po czym ostrożnie wziął Juanitę na ręce. Jedną ręką obejmował jej plecy, drugą trzymał pod kolanami. Jej głowa oparła się na jego ramieniu. Rude włosy częściowo zasłaniały jej śliczną piegowatą buzię. Niosąc ją w kierunku bramy, zdał sobie sprawę, że w ciemnej stajni nie widział dokładnie, jak piękna jest młoda służąca. Aż zamrugał z niedowierzaniem, patrząc z bliska na jej usiany piegami, lekko zadarty nosek i błyszczące, lekko rozchylone wargi.
Brama zamku była jak zawsze otwarta, a most zwodzony opuszczony nad wyschniętą fosą. Z daleka widział kilku strażników, leżących w dziwnych pozach.
Podszedł bliżej. Jego kroki na moście zwodzonym zadudniły przeraźliwie głośno w ciszy otulonego mgłą poranka. Dwóch gwardzistów leżało twarzą na kamiennej drodze, zaraz przy bramie, a trzeci spał na moście. Ostrożnie położył dziewczynę, by móc im pomóc. Obrócił ich na plecy. Stary Bernadino, Felipe i jeszcze jeden, którego nie znał. Pomyślał, że na tak będzie im wygodniej. Ich twarze miały mocno odciśnięte ślady kamieni brukowych. Nos Felipe był całkiem wykrzywiony. Wcisnął im jeszcze zrolowane płaszcze pod głowy. Tyle mógł zrobić.
Pomyślał z niepokojem o strażnikach na murach. Nagły sen mógł być dla nich bardzo niebezpieczny. Nie mógł jednak wszystkim pomóc. Miał wrażenie, że powinien się spieszyć do królewny, choć nie wiedział do końca dlaczego.
Z coraz mocniej bijącym sercem podniósł znowu Juanitę, ułożył jej głowę na swoim ramieniu i przeszedł pod sklepieniem bramy. W kompletnej ciszy słyszał tylko swoje kroki i cichy oddech śpiącej dziewczyny. Szeroka, brukowana droga prowadziła prosto na dziedziniec. Po jej obu stronach znajdowały się okazałe, trzypiętrowe, kamienne budynki. Minął gospodę, ale zamiast iść główną drogą, skręcił w wąskie przejście. Musiał iść lekko bokiem, żeby zmieścić się z dziewczyną na rękach i nie zawadzić nią o ściany. Oficjalna droga do komnat królewskich prowadziła przez dziedziniec. Roberto wiedział jednak, że komnata królewny jest dość daleko w zachodnim skrzydle zamku i szybciej dojdzie przez kuchnię zamkową.
Po chwili wyszedł z wąskiego i ciemnego przejścia na tyły gospody. Szybkim krokiem minął dwa małe place, wypełnione skrzyniami i beczkami. Zszedł po schodach bocznego wejścia do królewskiej kuchni. Znów bokiem i ostrożnie. W tym miejscu zawsze witały go wspaniałe aromaty dań, przygotowywanych na królewskie stoły. Teraz w kompletnej ciszy nie czuł nic. Zupełnie, jakby powietrze pochłaniało nie tylko dźwięki, ale i zapachy.
Minął strażnika śpiącego na ławce. Roberto pomyślał, że pewnie już spał, zanim uderzyła klątwa, bo ułożony był wygodnie. Za nim zaczynały się kręte, kamienne schody dla służby.  
Roberto zawahał się. Nie wiedział, gdzie jest komnata, w której spały dziewczyny, pracujące na zamku. Pomyślał, że gdyby Juanita zeszła w nocy do kuchni i tam zasnęła — nie byłoby w tym nic dziwnego. Na pewno jej reputacja nie ucierpi tak, jak gdyby obudziła się z Javierem poza zamkiem. Wszedł do kuchni, ale zimna kamienna podłoga nie byłaby dla Juanity zbyt wygodna. Wrócił pod schody i ułożył ją na kocu leżącym pod schodami. Poprawił jej sukienkę, by wszystko dobrze zakrywała i ruszył schodami na górę.



Szedł szybkim krokiem, coraz bardziej zaniepokojony. Po chwili dotarł na korytarz na trzecim piętrze, którego podłogę pokrywał piękny, gruby, miękki dywan. Ściany ozdobione były wieloma obrazami w pozłacanych ramach, a wszystkie drzwi bogato rzeźbione. Przed komnatą królewny leżało dwóch strażników. Dywan tłumił jego kroki i w ciszy słychać było tylko jego przyśpieszony oddech. Strażnicy spali w najlepsze na miękkim dywanie.
Drzwi okazały się zamknięte od środka. Roberto zaklął pod nosem, szarpiąc za klamkę.
Po chwili cofnął się, żeby nabrać rozpędu i wbiegł w drzwi, z całej siły uderzając ramieniem. Usłyszał trzask pękającego drewna i poczuł przeszywający ból. Drzwi jednak wciąż trzymały. Krzywiąc się z bólu, znów szarpnął na klamkę. Kopnął drzwi ze złością i znów trzask pękającego drewna.  
Cofnął się i po raz kolejny wbiegł w drzwi, tym razem uderzając drugim ramieniem.
Drzwi z trzaskiem poddały się, a kawałki drewna wyrwanego przez zamek poleciały na podłogę komnaty królewny.
Roberto wpadł z impetem do środka, jego wzrok padł na łoże królewny. Błyskawicznie zamknął oczy, obracając się plecami do łóżka.
Zmieszany stał chwilę w szoku i niezdecydowaniu, a intensywny rumieniec zapłonął na jego policzkach. Otworzył oczy i stojąc tyłem do królewny, wpatrywał się głupio w otwarte drzwi, którymi właśnie wszedł. Patrzył na zniszczony zamek, ale przed oczami wciąż widział śpiącą Blankę. Kołdra przykrywała ją tylko do połowy brzucha. Widok jej odsłoniętego biustu całkowicie go zaskoczył. Czuł dziwną mieszaninę zaskoczenia, zachwytu, złości i wstydu. Złości na nią, że nie włożyła nocnej koszuli. Złości na siebie z powodu rosnącej w spodniach twardości. Zachwytu, bo, mimo że patrzył tylko ułamek sekundy, zdążył zaważyć, jak duże, kształtne i piękne są jej piersi.



Po chwili się uspokoił. Przymknął drzwi. Cofając się tyłem, zbliżył się do łóżka. Zamknął oczy, obrócił się. Namacał brzeg kołdry. Okropnie kusiło go, by spojrzeć, ale wytrzymał. Wszedł na kolanach na łóżko, przesuwając ręką po brzegu kołdry, coraz bliżej królewny. Słyszał jej cichy oddech. Kiedy wyczuł miejsce, w którym kołdra lekko się unosi, sięgnął drugą ręką ponad dziewczyną i złapał brzeg kołdry po jej drugiej stronie. Ostrożnie, by jej przypadkiem nie dotknąć, naciągnął mocno kołdrę wyżej. Wreszcie otworzył oczy.
Królewna przykryta teraz była całkowicie, razem z głową! Szybko zsunął kołdrę z jej twarzy. Oddychała powoli i cicho. Kołdra unosiła się w górę i w dół w spokojnym rytmie oddechu.  
Wpatrywał się w nią z bliska. Nigdy nie mógł, aż tak swobodnie, gapić się na nią. Była taka piękna! Jej wydatne, cudownie kształtne usta, zamknięte oczy, przykryte długimi pięknymi czarnymi rzęsami, słodki nosek. Burza czarnych loków na poduszce. Dużo bardziej blada niż zwykle, a wciąż promieniowała wręcz urodą. A może tylko jemu się tak wydawało?
W powietrzu, które tego dziwnego dnia pozbawione było wszelkich zapachów, czuł wyraźnie jej perfumy. Niesamowite było, że jednak spała. Po raz pierwszy od tygodni. Sen jednak nie wydawał się ani zdrowy, ani naturalny, jak zresztą u wszystkich, których dziś widział. Była zbyt nieruchoma, oddech zbyt spokojny. W beznamiętnej twarzy kryło się coś bardzo niepokojącego. Wyczuwał, że ten dziwny sen jest w jakiś sposób gorszy, niż wcześniejszy brak snu.
Ból w ramieniu powoli zanikał. Wciąż nie mógł oderwać wzroku od jej twarzy. Oparty na dłoniach i kolanach, chłonął jej piękno, oddychał jej perfumami i jej ciepłym oddechem.

    — Blanka … — wyszeptał w końcu — obudź się!

Oczywiście nic się nie stało. Powtórzył to głośniej. Jeszcze głośniej. Krzyknął. Bez rezultatu.  
Patrząc na jej śliczną buzię, myślał intensywnie. Do wczoraj królewna nie mogła w ogóle zasnąć. Dziś śpi, a wraz z nią wszyscy w zamku i wiosce pod zamkiem. A może i dalej — w całym królestwie? I dlaczego ja nie zasnąłem?
Poczuł falę nudności, kiedy niepokój jeszcze mocniej ścisnął jego żołądek. Uświadomił sobie, co wczoraj wieczorem się wydarzyło. Przypomniał sobie swoją nieprzyzwoitą poradę dla niej i sposób na sen. Czy to możliwe, że skorzystała z porady?

    — Nieee… — stwierdził po chwili — to niemożliwe…  

A nawet jeśli, to przecież zasnęłaby tylko ona i rano normalnie się obudziła. To musi być jakaś czarna magia. Klątwa jakimś sposobem się wzmocniła.
Zszedł z łóżka i stanął obok. Jego wzrok padł na ciemny przedmiot, leżący na kołdrze przy nogach królewny. Podszedł i podniósł go. Duży, ciężki, drewniany goniec. Zmarszczył brwi. Drewno było jeszcze ciemne od wilgoci, a w delikatnym rowku wyrzeźbionym pod główką gońca wciąż błyszczała spora jej ilość. Kiedy nagle zrozumiał, jego oczy zrobiły się okrągłe ze zdziwienia, a w spodniach, mimo niepokoju, poczuł rosnącą twardość. Popatrzył na królewnę z mieszaniną rozbawienia, zdziwienia i podziwu.

    — No, no — powiedział do niej — nie poznaję księżniczki! Cicha woda!

Nie mógł powstrzymać uśmiechu. Mimo niepokoju i grozy sytuacji czuł wyraźną falę podniecenia na samą myśl. Przesunął palec w delikatnym rowku gońca, gładząc wilgoć. Jej wilgoć. Poczuł, jak jest cudownie śliska i delikatna. Myślał o tym, jak Blanka mogła eksperymentować z gońcem, a jego spodnie unosiły się, niczym namiot, wokół grubego i długiego kształtu.  
Szybko powstrzymał te nieprzyzwoite myśli i skupił się. Wygląda na to, że królewna rzeczywiście skorzystała z jego rady! Zasnęła, ale coś poszło nie tak. Zamiast pokonać klątwę, jedynie ją… zmieniła? Wzmocniła? Czy przyjemność była za słaba? A może zaraz się obudzi wypoczęta? A może jednak potrzebny był jej książę? Zaskakująco zdenerwowała go ta myśl.
Czy sen wszystkich w okolicy był jego winą? Wyrzuty sumienia spadły na niego ogromnym ciężarem. Niewiele wiedział o czarnej magii. Gorączkowo starał się przypomnieć sobie cokolwiek, co mogłoby pomóc. Historie, które babcia czasem opowiadała przy piecu, czasem wspominały o magii, klątwach i dziwnych starożytnych istotach. Niestety, w tych historiach często pojawiał się książę, który pocałunkiem lub mieczem pokonywał magię i potwory.

    — Cholerny książę… — Roberto wyszeptał, zgrzytając zębami.

Postanowił przestać się zastanawiać i zamartwiać.  

    Najważniejsze, aby obudzić królewnę! — pomyślał do siebie — Skup się!

Przez kolejną godzinę próbował wszystkiego. Najpierw krzyki, szturchanie, potrząsanie, łaskotanie. Z łazienki królewny przyniósł wodę, którą pochlapał jej twarz. Z kuchni na dole przyniósł ocet, który przykładał jej do nosa. Próbował nawet zasłonić jej na chwilę nos i usta.
Pomimo tych wszystkich, coraz bardziej drastycznych, pomysłów, królewna nie tylko się nie obudziła, ale nawet nie drgnęła. Powoli zbliżało się południe, ale na zewnątrz było coraz ciemniej. Mgła wydawała się coraz bardziej gęsta i sięgała coraz wyżej. Przez okno widział już tylko zarys muru. Roberto usiadł zrezygnowany na brzegu łóżka.  

    Co teraz? — pomyślał, czując rosnący smutek i desperację.  

Bezwiednie ujął dłoń królewny i zaczął ją gładzić. Jej skóra była delikatna, miękka i chłodna. Patrzył na jej kształtne palce i pomalowane na czerwono paznokcie. Smutek mieszał się zachwytem nad urodą dziewczyny. Znów zapatrzył się na jej spokojną, bladą twarz.
Pod wpływem impulsu pochylił się, by złożyć pocałunek. Zamknął oczy i przycisnął wargi do jej skóry.
Dłoń królewny zadrżała, usłyszał, jak wciąga trochę głębiej powietrze i na chwilę jej oddech się jakby zatrzymał. Zaskoczony wyprostował się i spojrzał na jej twarz. Jej usta poruszyły się i lekko rozchyliły. Albo mu się wydawało, albo oddychała odrobinę szybciej.  
Zafascynowany Roberto poczuł, jak nieśmiało kiełkuje w nim nadzieja. Jej ręka znów lekko zadrżała w jego dłoniach. Uśmiechnął się, znów pochylił, by jeszcze mocniej przylgnąć do jej gładkiej skóry.
Raz po raz całował i nasłuchiwał uważnie, jak oddech królewny zmieniał się. Raz był szybszy raz wolniejszy. Te pocałunki coś zmieniły! Co jakiś czas jej blade usta lekko się poruszały, a Blanka drżała. Przerwał pocałunki, wszedł na łóżko i klęknął na nim obok królewny. Pochylił się i chwycił ją za ramiona.

    — Blanka! — krzyknął, mocno potrząsając nią — Obudź się! Proszę!

Nic. Puścił ją. Jej oddech znów się wyrównał, a ona zastygła w kompletnym bezruchu.  

    Nie tak — pomyślał.

Roberto pod wpływem impulsu pochylił się, oparł dłońmi o jej poduszkę i zbliżył swoją twarz do jej twarzy.

    Wybacz moją bezczelność wasza wysokość — pomyślał, uświadamiając sobie, co ma zamiar zrobić.

Nigdy nie pozwoliłby sobie na taką śmiałość wobec żadnej śpiącej kobiety, a co dopiero królewskiej córki. Czuł jednak, że może to być jedyna szansa na uratowanie jej.  
Czuł olśniewający zapach jej perfum i ciepło jej spokojnego oddechu. Zignorował zachwyt i gorące uczucia, jakie nagle wzbudziła taka jej bliskość. Zamknął oczy i przycisnął swoje usta do jej policzka, wkładając w ten pocałunek całą swoją rozpaczliwą chęć obudzenia jej.
Królewna mocno poruszyła się i gwałtownie wciągnęła powietrze!  

    Proszę! Proszę, obudź się! — myślał, zaciskając oczy i wciąż przyciskając usta do jej policzka.

Czuł dziwną energię jakby przepływającą między nimi. Jej chłodna skóra, była tak cudownie gładka. Królewna oddychała teraz szybko i głęboko. Starał się ignorować przyjemność, jaką płonęły jego usta, przytulone do jej pięknego policzka.

    — Roberto… — królewna wyszeptała to bardzo cicho i powoli.  

Chłopak oniemiał i zamarł bez ruchu. Nie mógł uwierzyć, że królewna zdawała sobie sprawę z jego obecności! Poczuł lekkość, jakby kamień spadł mu z serca, a przytulone do jej policzka usta same się uśmiechnęły.
Królewna powoli obróciła twarz. Roberto zamarł, bo czuł, jak jej policzek przesuwa się aż… poczuł jej chłodne wargi na swoich! Serce Roberto prawie zatrzymało się z zachwytu i przerażenia jednocześnie. Mimo to nie cofnął się. Całe jego sumienie krzyczało, ale nie mógł. Usta królewny poruszyły się, całując zastygłego w bezruchu chłopaka. Pocałowała go mocniej, a sprzeczne emocje eksplodowały w nim. Ekscytacja, przerażenie, radość, znów poczucie winy. Nie wiedział, co myśleć, a jego ciało reagowało bardzo mocno. Wargi, płonące jej dotykiem, poruszyły się same, oddając pieszczotę. Smakował z zachwytem jej coraz cieplejsze usta. Blanka całowała go coraz mocniej i chciwie piła jego pocałunek.
Zatracił się w jej wilgoci. W głowie kręciło mu się, a ogromny twardy pulsujący kształt napiął mocno materiał spodni. To było tak cudowne i nierzeczywiste, że musiał otworzyć oczy. Chciał sprawdzić, czy to on z kolei nie zasnął i czy to nie jest sen.
Ale nie. To nie był sen! Królewna spała, całkowicie nieruchoma, jej oczy przykryte pięknymi, czarnymi firankami rzęs i jedynie jej usta poruszały się w pocałunku.
Pocałował ją mocniej i w pieszczocie zawarł się cały jego zachwyt. Królewna westchnęła cudownie głęboko i wiedział, czuł, że ten pocałunek sięga aż do jej snu. Jej wargi przyjmowały chętnie jego pieszczotę i odwzajemniały się coraz mocniej. Poczuł, jak jej język delikatnie wysuwa się. Zachwycony obsypał go pieszczotami. Oddychał coraz szybciej. Pożądanie płonęło w nim, jak w piecu, ale starał się je ignorować.

    Pamiętaj! Chcesz tylko ją obudzić! — pomyślał sobie — Te pocałunki są tylko po to, by jej pomóc.

Królewna jednak wciąż spała, choć jej usta wydawały się już całkowicie rozbudzone.
Mijały kolejne minuty cudownego pocałunku. Roberto dyszał, a krople potu pojawiły się na jego czole. Jego zachwyt cały czas rósł, tak jak rosła też twardość w jego spodniach. Ich języki poruszały się w skomplikowanym tańcu, pełnym wilgotnego zachwytu i nienasyconej ciekawości. W ciszy komnaty, wilgotne odgłosy pocałunku zdawały się wspaniale głośne i wyraźne. Królewna zaczęła się delikatnie poruszać. Głowa, ramiona lekko zadrżały. Poczuł, jak kołdra poruszyła się pod wpływem ruchu jej ciała.

    Czy ona jeszcze śpi? — Roberto się zastanawiał.
    Ale przecież gdyby się obudziła, już dostałbym w twarz. Prawda? — zapytał sam siebie.

Przerwał pocałunek, by przyjrzeć się jej dokładnie. Wyprostował się. Klęczał obok królewny i przyglądał się jej.
Królewna oddychała szybko, jej piękna twarz była zarumieniona, a jej mocno czerwone usta poruszały się jeszcze, szukając jego warg.

    — Blanka! Obudź się! — krzyknął Roberto, ale królewna jednak wciąż spała. Znieruchomiała, ale po chwili jej usta znów się poruszyły. Tym razem tak, jakby chciała coś powiedzieć.

Pochylił się i usłyszał jej szept.

    — Całuj… na… dole … — wyszeptała cicho, ale wyraźnie.

Zmarszczył brwi. O co jej chodzi? Na dole?
Królewna poruszyła się, z widocznym wysiłkiem. Jej nogi zaczęły powoli kopać w kołdrę, zsuwając ją w dół.
Przerażony Roberto próbował odruchowo chwycić materiał, ale nie zdążył. Oniemiał na widok jej nagle odsłoniętych, nagich piesi. Królewna nie przestawała poruszać nogami, aż całkiem zsunęła kołdrę, która utworzyła mały pagórek u jej stóp.
Roberto osłupiały i nieruchomy, dyszał, nie mogąc oderwać wzroku od leżącej przed nim, całkiem nagiej królewny. Jej piękno go poraziło. Cudowne, kobiece, pełne kształty. Obfite piersi zwieńczone dużymi, ciemnoczerwonymi sutkami. W dolinie między udami zarys ledwie widocznej, delikatnej, gładkiej muszelki. Wiedział, że powinien się odwrócić. A jednak wprost pożerał jej ciało wzrokiem. Rozpalone pocałunkiem pożądanie, płonęło w nim coraz mocniej.
Królewna znów była całkowicie nieruchoma i pogrążona w głębokim śnie. Wysiłek zrzucenia kołdry musiał sporo ją kosztować.
Przypomniał sobie, co wyszeptała.  

    Całuj na dole? O co mogło jej chodzić — pomyślał. I choć czuł, że wie dokładnie, o co jej chodziło, to nawet nie śmiał o tym pomyśleć.

Przeszedł na czworakach po łóżku nad królewnę. Cały drżał i nie wiedział, czy to wciąż efekt cudownego pocałunku, czy bliskości nagiej królewny.

    Ja chyba naprawdę śnię — pomyślał, klęcząc kolanami po obu stronach jej ud, a dłońmi podpierając się na łóżku, na wysokości jej piersi.

Silny ból wypełniał jego ogromnego, napiętego kija, który pulsował i mocno unosił materiał spodni. Kule pod nim, również nabrzmiałe i przepełnione, były coraz bardziej bolesne.  
Jego całe ciało, rozpalone jak piec, zrobiło się tak wrażliwe, że nawet nacisk spodni na główkę wydawał się rozkoszną pieszczotą, która łagodziła ból napięcia i twardości.
Patrzył z bliska, z zachwytem, na królewnę, ale znów ogarnęły go wątpliwości. Czy mógł całować śpiącą Blankę? Wydawało się to takim świętokradztwem! Sumienie Roberto krzyczało mu w głowie:  

    Nie patrz! Przykryj ją kołdrą! Wyjdź skąd!

Ale czy mógł zignorować jej królewski rozkaz, nakazujący całowanie “na dole”? Wciąż czuł jej cudownie chciwe wargi. To ona pocałowała jego! Ona rozpaliła w nim pożądanie. Czuł, że tego chciała.

    Robię to tylko po to, żeby ją obudzić — powiedział w myślach do swojego sumienia, ale ono wiedziało, że to nie jest prawda.  

Pochylił się, zbliżając powoli twarz do jej brzucha, a wyrzuty sumienia utonęły, zalane potężną falą pożądania.
Blanka patrzyła uśmiechnięta na swoją świecącą dłoń, przez którą wlewała się cudowna, ciepła energia. Jej stropy wciąż były uwięzione przez skałę, jej prawa ręka wciąż uchwycona koszmarną macką. Ale, wraz z bólem, całkowicie zniknął strach i zmęczenie. Raz po raz małe, miękkie i delikatne porcje energii wpływały w nią i wypełniały jej ciało. Zafascynowana, poczuła, jak ciepło przyjemnie krąży w niej, dodaje sił i budzi jej zmysły. Ściana ciemności cofała się, pełna zdziwienia, a szepty umilkły. Sen wydawał się zdecydowanie mniej realny. Kontury ostrych czarnych skał rozmywały się delikatnie. Jej świadomość przenikała przez pęknięcia w sennym więzieniu i nagle Blanka zdała sobie sprawę, że jest w dwóch miejscach naraz! Wciąż uwięziona we śnie, jednak jednocześnie poczuła pod sobą miękkie prześcieradło. Jakie dziwne uczucie! Odetchnęła głęboko zaskoczona i oprócz dusznego zapachu dymu, poczuła zapach krochmalu, zmieszany z jej własnymi perfumami!
Oprócz złowrogiej, ciemnej obecności, wypełniającej skalisty kanion przed nią, poczuła inną — miłą, ciepłą i… drogą jej obecność, tuż obok!
Zdała sobie sprawę, że ten ktoś czule trzyma jej dłoń i raz po raz, delikatnie ją całuje. Uśmiechnęła się szerzej we śnie i mimo zamkniętych oczu, wiedziała, że to pocałunki Roberto są źródłem tej cudownej energii. Zadrżała, uświadamiając sobie, jak nieodpowiednia jest jego obecność i jego zachowanie w jej sypialni. Nie czuła jednak ani odrobiny oburzenia, wstydu czy wściekłości. Poczuła za to ogromną ulgę, radość, że tam był i może trochę… dziwnej ekscytacji?

    To pewnie przez tę energię — pomyślała, zdając sobie sprawę z przyjemnego ciepła, budzącego się miedzy jej udami.

Spróbowała znów wyrwać jedną nogę ze skały. Zaskoczona swoją siłą poczuła, jak znów twardy kamień poddaje się i pęka. Wyrwała drugą nogę i stanęła pewnie i mocno. Złapała swoją świecącą dłonią za mackę, która wciąż ją trzymała za prawą rękę. Szepty zaczęły krzyczeć z bólu, a potworna kończyna, dymiąc i wijąc się, usiłowała cofnąć się i uciec. Cała gigantyczna ściana ciemności zafalowała i cofnęła się.
Blanka szła do przodu, trzymając mocno czarny dym i czując, jak światło zadaje ból tej potworności. Ciemność cofała się, zaskoczona nagłą siłą niedoszłej ofiary i bólem, którego się nie spodziewała.
Ręka królewny nagle zgasła. Wciąż czuła, że jest wypełniona cudowną energią i ciepłem, ale chłopak przewał pocałunki i coś tam do niej mówił. Ciemność przestałą się cofać, a senne więzienie znów odcięło świadomość Blanki od rzeczywistego świata.
Puściła mackę, która lekko się cofnęła i wisiała w powietrzu niedaleko. Wijąca się, pulsująca ciemność, gęsty, złowrogi czarny dym.
Niepokój królewny wrócił, a wszystko we śnie znów stało się przerażająco wyraźne i realne. Macka zaczęła się zbliżać do niej. W rozpaczy sięgnęła do gorącej energii, która wciąż w niej wirowała. Wyciągnęła przed siebie dłoń i całą siłą woli skierowała energię na sięgające ku niej, skoncentrowane zło.
Z jej ręki wystrzeliła wiązka intensywnego światła, która uderzyła w mackę. Ze świszczącym zgrzytem, czarna kończyna rozerwała się na kilka dymiących części, które upadły na skałę. Światło wbiło się głęboko w ścianę ciemności. W miejscu uderzenia czarny dym gotował się z sykiem. Chór koszmarnych głosów zawył z bólu, a ściana szybko cofnęła się.

Blanka poczuła nagłe zmęczenie i zachwiała się. Światło zgasło, a energia w jej wnętrzu wydawała się całkowicie wyczerpana.
Ściana ciemności, wściekle falując, natarła do przodu. Trzydzieści wijących się strumieni ciemności na raz wystrzeliło i sięgnęło w jej stronę z morderczą szybkością, a chór krzycząc, domagał się zemsty.
Chciała się cofnąć, ale nogi się pod nią ugięły. Zanim upadła, dopadły ją macki, owinęły się wokół niej i uniosły wysoko do góry. Ledwie zdawała sobie sprawę z przeszywającego ją bólu. Kątem oka widziała ponad krawędziami kanionu kolejne ściany skalne — ciągnący się aż po horyzont labirynt gigantycznych korytarzy.
Wisząc, czuła przytłaczającą nienawiść oplatającej ją ciemności, jakąś dziwną, obcą chciwość. Istota chciała ją zmiażdżyć, zabrać jej życie, duszę, wszystko! Przerażona królewna oczekiwała straszliwego bólu, ale zamiast tego poczuła wybuch ciepła na policzku!
Odetchnęła z ulgą, czując cudowną energię, która błyskawicznie wypełniała jej ciało. Sen znów rozmył się, a strach i ból zniknęły. Tym razem jeszcze większa i mocniejsza fala ciepłej energii wlewała się przez jej policzek!
Macki, z obrzydliwym, wilgotnym sykiem, puściły ją i cofnęły się. Uśmiechając się, spadała z wysoka, głową w dół, na skały. Ale nie bała się. Wiedziała, że to tylko sen.
Przed samą ziemią, sięgnęła w głąb siebie i używając energii, spowolniła swój upadek. Jednocześnie obróciła się w powietrzu tak, by miękko opaść na nogi. Nie miała pojęcia, jak to zrobiła, ale czuła, że może o wiele więcej.
Sięgnęła świadomością poza sen, do swojej komnaty… odurzył ją delikatny dotyk jego ust, przyciśniętych do jej policzka. Pocałunek Roberto rozpalał ją, wypełniał ekscytacją i energią. Zafascynowana, czuła jego gorący i jakże szybki oddech, na swoim policzku. Aż zaśmiała się we śnie z radości.
Ściana ciemności cofała się, przerażona, a królewna szła na nią, śmiejąc się.
Zaczerpnęła energii i usiłowała przenieść cały umysł do rzeczywistości. Ciemność wciąż jednak miała władze nad jej snem i jej zła wola wciąż ją więziła. Z wysiłkiem udało jej się szepnąć jego imię. Chciała, by wiedział, że ona jest z nim i jest blisko. Czuła, że to dla niego ważne, a jej policzek jeszcze mocniej zapłonął energią jego pieszczoty. Sięgnęła do rzeczywistości jeszcze mocniej — zużywając prawie całą energię, by obrócić głowę do niego.
Upadła we śnie wyczerpana, uderzając kolanami o ciemne skały. Wyczuwając jej chwilę słabości, macki znów wystrzeliły do przodu. Ale w tym samym momencie poczuła, jak wodospad energii wlewa się rozkoszą prosto w jej usta. Światło eksplodowało z jej klęczącej postaci i wszystkie czarne macki, które do niej sięgnęły, błyskawicznie spłonęły.
Dymiące i syczące kikuty cofały się, ale Blanka nie ruszała do ataku. Klęczała nieruchomo, świecąc w ciemności, podczas gdy prawie cała jej świadomość chciwie spijała pocałunek z ust Roberto. Zdała sobie sprawę, że od dawna o tym marzyła. Cudowna, miękka pieszczota przepalała ją, błyskawicznie budząc wszystkie jej zmysły. Czuła coraz mocniej swoje ciało, czuła, jak wilgotne pożądanie wybucha płomieniem głęboko, między udami. Czuła, jak jej piersi coraz szybciej falują w rytmie oddechu. Czuła, jak powoli jej sutki wypełnia i unosi przyjemne gorąco. Pocałunek budził w niej pożądanie, jakiego nigdy jeszcze nie czuła.

    — Ooooch — głośno jęknęła z rozkoszy we śnie, a dźwięk ten wydawał się tak nie na miejscu w koszmarnym śnie, że zszokowana ciemność zastygła bez ruchu.

Potężna energia cały czas wlewała się przez jej usta. Czuła się jej pełna i bez namysłu używała jej, by sięgać do rzeczywistości. Wiedziała, że powinna raczej walczyć z koszmarną istotą, ale nie mogła się powstrzymać. Wysunęła delikatnie język. Zaskoczona swoją śmiałością, zadrżała z przyjemności, kiedy jej język wsunął się w usta chłopaka. Poczuła wyraźnie jego zachwyt, a wargi Roberto otuliły ją deszczem pieszczot. Jego pocałunki stały się nagle jeszcze mocniejsze, jakby do tej pory cały czas się powstrzymywał. Jej język prężył się, smakując rozkoszy w jego ustach.
Ciemność ostrożnie trzymała się w bezpiecznej odległości, a szepty cicho naradzały się ze sobą. W końcu mroczny dym zaczął powoli wpełzać na ściany kanionu — trzymając odległość od niebezpiecznie świecącej dziewczyny. Blanka klęczała uśmiechnięta i promienna, oddychała szybko i głęboko. Zatracona w cudownym pocałunku, prawie zapomniała o śnie i wciąż realnym niebezpieczeństwie. Nie zauważyła, jak pasma ciemności przepływały po ścianach kanionu za jej plecy. Tam formowała się druga ściana. Powoli rosła i rozlewała się, aż całkowicie wypełniła kanion za dziewczyną.
Wargi Blanki, z coraz większym apetytem, spijały pieszczoty Roberto. Raz po raz, jego język gwałtownie wsuwał się w nią, a wtedy rozkoszny dreszcz przebiegał całe jej ciało. Płonęła pożądaniem coraz bardziej, mocniej. Chciała więcej jego cudownych warg i języka. Chciała mocniej. Chciała wszędzie. Wilgotne pragnienie płonęło między jej udami. Roberto dyszał głośno i znów jego chciwy język wślizgnął się głęboko. Czuła jak chłopak drży. Przebiegł ją kolejny rozkoszny dreszcz i poczuła, jak gorąca wilgoć wypływa z niej gdzieś na dole. Ach, gdyby mogła poczuć te pieszczoty właśnie tam! Na samą myśl zadrżała z podniecenia. Blanka była zdziwiona, że nie czuje wstydu, myśląc o tym, ale pożądanie wypaliło cały jej wstyd.
Roberto przestał ją całować. W kanionie zapadła ciemność, ale Blanka tego nie widziała. Myślała teraz tylko o jednym.

    — Całuj… na… dole… — wyszeptała i szybko zaczęła zsuwać z siebie kołdrę.  

Nie było to łatwe. Sen wciąż więził jej świadomość i tylko dzięki ogromnej energii pocałunków, była w stanie, przez chwilę, poruszać swoim nogami. Wstyd teraz obudził się w niej znów, kiedy zdała sobie sprawę, co zrobiła. W ciemnym tunelu złowieszcza ciemność powoli zbliżała się do Blanki, ze wszystkich stron. Osłabiona wysiłkiem, wróciła w pełni do snu, a Blanka otworzyła oczy i ze strachem rozglądnęła się. Wszędzie dookoła widziała tylko pulsującą i kłębiącą się ścianę ciemności. Kilkanaście macek powoli zbliżało się do niej. Szepty znów zaczęły skandować jakieś straszliwe, obce słowa, a w ich głosie słyszała ostateczną determinację.  

Zachwycony Roberto znieruchomiał, z twarzą o kilka cali od najpiękniejszego skarbu królestwa. Muszelka królewny była wprost olśniewająca! Tyle razy o niej marzył i śnił. Tyle razy ją sobie wyobrażał. Jednak rzeczywistość przyćmiła wszelkie jego wyobrażenia. Jasna, prawie biała skóra ud przechodziła płynnie w dwie obfite i cudownie gładkie wargi. Na zewnątrz były delikatnie bladoróżowe, bliżej środka unosiły się jak dwa przytulone pasma kształtnych wzgórz, a ich kolor stawał się tym mocniejszy i ciemniejszy, im bliżej do tajemniczej, ukrytej doliny między nimi. Mimo że ściśnięte udami wargi, mocno się do siebie przytulały, to spomiędzy nich odrobinę wystawały na zewnątrz delikatne, wewnętrzne płatki. Ich kolor był dużo mocniejszy — zachwycająco, intensywnie różowy. Cienkie i jakby zwiewne, układały się fantazyjnie, jak najpiękniejszy kwiat. Wysuwały się spomiędzy swoich większych sióstr, jakby nie chciały być przez nie ukryte, ale pragnęły pochwalić się swoją urodą. U góry płatki łączyły się ze sobą w mały wałeczek, który znikał w dolinie, a poniżej, tam, gdzie wystawały najbardziej, były rozchylone lekko na boki, w ciemnoróżowej eksplozji piękna. Nigdzie nie widział najmniejszego włoska.  
Patrzył jak urzeczony. Jego wzrok wodził po kształtach, kolorach, wzgórzach i dolinach. Czuł jak podniecenie i zachwyt wypełniają go, a bolesna twardość w spodniach jeszcze mocniej rośnie.
Pochylił się i złożył mały pocałunek tam, gdzie gładka skóra unosiła się w niewielkie wzgórze. Wspaniale głęboki oddech królewny rozbrzmiał w ciszy komnaty. Roberto usłyszał w nim zachwyt, pragnienie i wręcz… ulgę? Ona tak bardzo czekała na ten pocałunek! Nie była pewna, czy Roberto się odważy. Rozchylił lekko usta i pocałował mocniej. Słodkie wzgórze lekko się ugięło pod naciskiem jego pocałunku. Przesunął po nim językiem, smakując jego gładkość, miękkość i ciepło. Piękny zapach królewny wyostrzył jego zmysły. Niemal czuł smak jej perfum na języku! A może to nie były perfumy, ale po prostu zapach jej ciała? Kwiaty skąpane w promieniach zachodzącego słońca. Dojrzałe owoce zerwane o poranku, wciąż pokryte rosą. Fale oceanu rozbijające się o brzeg, w trakcie burzy. Zmysły Roberto rozpaliły się do czerwoności, z całych sił chłonęły doznania, a jej smak i zapach wirował mu w głowie cudowną symfonią.
Biodra królewny przekręciły się, jakby chciały dać mu do smakowania inny, jeszcze bardziej wrażliwy fragment jej ciała. Poczuł, jak spomiędzy jego rozwartych ust wysuwa się wzgórze, a zamiast niego, w jego mokry pocałunek, powoli wsuwają się dwie miękkie wargi.
Zadrżał z zachwytu i podniecenia, uświadamiając sobie, że królewna sama wkłada mu w usta swoje najintymniejsze skarby.

    — Mmmm — Blanka zamruczała, kiedy jego usta powoli przesuwały się po jej wargach.

Zamruczała ponownie, kiedy delikatnie językiem pogładził je, w miejscu, gdzie się łączyły.
Jej smak stał się jeszcze cudowniejszy, jeszcze mocniej owocowy, bardziej słoneczny, gorętszy. Roberto był już twardy jak skała, ale w tym momencie poczuł, jak podniecenie sprawia, że jego drąg jeszcze odrobinę rośnie i jeszcze wyżej unosi jego spodnie. Poczuł ból tego napięcia, ale i mocniejszą przyjemność, kiedy główka z większą siłą wbijała się w szorstki materiał.
Fala bolesnej rozkoszy dodała mu śmiałości. Chciwie wsunął język głębiej.

    — Oooooch — zaskoczona królewna cicho jęknęła, a jej głos ociekał rozkoszą.  

Ten jęk brzmiał dla Roberto jak najsłodsza muzyka. Wyraźnie słyszał, jak mocna była przyjemność, którą jego język sprawiał Blance. Delikatnie rozdzielił wargi wilgotną pieszczotą i zagłębił się, badając słodką szczelinę, która się tu zaczynała. Z ciekawością odnalazł delikatny wałeczek, gdzie zaczynały się dwa delikatne płatki wewnętrzne. Smakował to miejsce z ogromną ciekawością.  
Oddech królewny gwałtownie przyśpieszał, a niemal z każdym jego ruchem języka, z jej ust płynął cudowny, cichy jęk, pełen rozkoszy. Jej biodra drżały i z wysiłkiem jeszcze trochę się uniosły.  
Roberto delikatnie pieścił wałeczek, z każdej możliwej strony, mając wrażenie, że staje się on odrobinę twardszy i większy. Lekko dotykał go końcówką języka, naciskał i gładził.  
Przesunął język niżej, w dół, coraz niżej, aż z zachwytem poczuł delikatne płatki. Czuł, jak miękko się rozdzielają, otulają jego język, a potem znów przytulają do siebie, kiedy język przesuwał się dalej.
Roberto oddychał gwałtownie, a twardość w jego spodniach pulsowała mieszaniną bólu i rozkoszy. Nabrzmiałe kule uniosły się w worku. Policzki paliły go czerwienią wstydu i podniecenia. Drąg, skrępowany spodniami i bielizną, wyrywał się na wolność i wprost błagał o odrobinę uwagi. Roberto ignorował go, skupiając się, by cały swój zachwyt przelać w delikatne pieszczoty. Poruszał językiem w górę i w dół doliny, za każdym razem docierając trochę dalej i głębiej. Czuł coraz więcej cudownie śliskiej wilgoci. Wargi i płatki muszelki błyszczały z radością, kiedy jego język rozsuwał je. Z lekkim rozczarowaniem przytulały się z powrotem do siebie, kiedy język przesuwał się dalej. Ale już po chwili jego język wracał, a delikatne falbanki wydawały się sięgać jak najdalej, by muskać jego usta, oddając choć trochę pieszczotę.
Jakże wyraźnie Roberto czuł ich intymny dotyk na swoich wargach! Za każdym razem przysuwał się jeszcze bliżej, by płatki mogły mocniej go dotykać. W końcu Roberto po prostu wziął do buzi delikatne płatki w całości. Zassał delikatnie, wciągając je głębiej, a jego język tkwił wciąż głęboko między nimi.  

    — Ooooooch — w nagrodę usłyszał kolejny cudowny, drżący jęk Blanki, potwierdzający, że jej również spodobał się ten pomysł.

Rozkosz wprost wylewała się w tego jęku, jakby dźwięk nie mógł już więcej jej pomieścić. Płatki miękko i chętnie wsuwały się w niego. Smakował je i pieścił językiem. Zassał mocniej, potem słabiej, a płatki poruszyły się posłusznie. Wsunęły się głębiej, a potem znów trochę wysunęły. Królewna mocno zadrżała. Zassał jeszcze mocniej, jakby chciał ukraść te skarby, a dwa cudowne miękkie płatki wypełniły jego usta, otulając język z obu stron. Poczuł gorącą, śliską wilgoć wypływającą obficie, gdzieś spomiędzy płatków, wprost na jego język.  
Nagle uda Blanki zaczęły powoli rozsuwać się na boki.  
Czerwony i spocony, wyprostował się i odsunął, by jej nogi mogły bez przeszkód się otworzyć. Obserwował z fascynacją, jak królewna przez sen, cudownie powoli, rozsuwa uda na boki dla niego. Muszelka otwierała się coraz bardziej jak rozkwitający kwiat. Wargi całe wilgotne od jego pocałunków jak od rosy. W środku błyszczała obficie, ale już innym, jeszcze wspanialszym rodzajem wilgoci. Roberto zadrżał z ekscytacji, widząc, jak ciemne od pieszczot płatki rozchylają się i ukazują wąską małą dziurkę. Gęste, błyszczące krople wypływały z jej wnętrza, powoli sunąc w dół, aż w końcu jedna z nich wydostała się całkiem poza, jakby chciała dotrzeć do drugiej dziurki, która znajdowała się poniżej i wyglądała trochę jak mała piękna gwiazdka, której delikatne promyki wypełniały dolinę między pośladkami.
Nie mógł oderwać oczu od kryształowej kropelki wędrującej w dół. Zostawiała za sobą mały, błyszczący ślad. W końcu dotarła do drugiej dziurki i błysnęła po raz ostatni, wypełniając wilgocią ciasną gwiazdkę. Roberto położył się na brzuchu, zbliżył i końcówką języka dotknął śladu, jaki kropelka zostawiła po sobie.
Blanka zadrżała i jeszcze mocniej rozsunęła uda. Końcówka języka teraz przesuwała się w górę, po wilgotnym śladzie. Zupełnie jakby język chciał wytropić, skąd ta urocza kropelka wypłynęła. Roberto, dysząc, delektował się śmiałą pieszczotą, a jego gorący oddech, raz po raz, uderzał w szeroko otwarty, drżący kwiat. Leżał teraz na brzuchu, a jego boleśnie twardy drąg przyciśnięty był mocno do łóżka i płonął intensywną przyjemnością.
Język zbliżył się już do dziurki. Blanka oddychała teraz bardzo szybko i wyraźnie czuł, jak dziewczyna cała napięła się w oczekiwaniu.
Wsunął dłonie pod jej pośladki, lekko je uniósł i wtargnął językiem głęboko w jej wnętrze, jednocześnie przyciskając swoje spragnione usta, do kształtnych warg, w cudownym, głębokim pocałunku.

    — Oooch Roberto! — trochę jęk, a trochę krzyk Blanki wypełnił komnatę.

Przeszedł go dreszcz, kiedy usłyszał znów swoje imię, wibrujące rozkoszą królewny. Raz po raz wsuwał i wysuwał język, czując obfitą, ciepłą wilgoć, która zdawała się pieścić jego usta i twarz. Delikatne ruchy głowy powodowały, że całe jego ciało lekko się kołysało. Ruch ten docierał do drżącego, twardego jak kamień, drąga, miażdżonego pomiędzy materacem a brzuchem. Rozkosz niebezpiecznie szybko rosła.

    — Och! Oooch! Ooooch! Mmm! Tak! Ooooch! — cudowna symfonia jej przepojonego rozkoszą głosu, synchronizowała się z jego pieszczotami.  

Raz po raz smakował językiem jej ciasne wnętrze. Raz po raz całował płatki i wargi rozchylone dla niego. Raz po raz, jęki Blanki pełne radości, zaskoczenia i pożądania uderzały w Roberto, jak fizyczna pieszczota. W całkowitej ciszy zamku, otulonego gęstą mgłą, komnata królewny rozbrzmiewała najcudowniejszą muzyką. Wilgotne, rytmiczne odgłosy, jakże śmiałych pieszczot, mieszały się z coraz głośniejszym zachwytem królewny.
Roberto poczuł, że jego ściśnięty, bolesny drąg drży już, z nadmiaru rozkoszy. Każdy jęk dziewczyny zwiększał jego pożądanie i ono nie mogło rosnąć bez końca. Zanim się zdążył tym zdziwić, poczuł, jak rozkosz w jego spodniach gwałtownie rośnie i ogarnia całe jego ciało. Zacisnął dłonie na pośladkach Blanki. Nie przerwał pieszczot, a jedynie zwiększył ich siłę. Orgazm eksplodował i ogromna, obezwładniająca rozkosz szarpnęła całym jego ciałem. Odruchowo poruszył biodrami w przód i w tył, a gorące strumienie raz po raz zaczęły tryskać z jego ciała. Czuł rozlewającą się po spodniach gorącą wilgoć. Poczuł głęboko dziwną, płomienną energię pulsującej w nim rozkoszy. Wypełniła go, popłynęła przez jego ciało i poprzez jego usta i język uderzyła w płonącą królewnę.
Jej ciało błyskawicznie wygięło się w łuk, a jej dziurka w ekstazie, cudownie mocno zacisnęła się wokół jego języka.  
Przyjemność oszołomiła Roberto. Jak przez mgłę czuł gorące, wilgotne, pulsujące ciepło w spodniach, słyszał krzyk królewny. Czuł jej napięte ciało i trwający potężny skurcz jej orgazmu. Tak długo! I po chwili, która zdawała się trwać i trwać, poczuł, jak muszelka pulsuje w spazmach rozkoszy, a całe ciało królewny drży, poruszając się w słodkiej ekstazie.

Królewna otoczona ciemnością czekała. Nie bała się już. Wiedziała, że on jest tam z nią. Macki powoli się zbliżały. Jej umysł krzyczał — zaraz ją dotkną, zniszczą, obezwładnią! Ale Blanka wiedziała, że nie zdążą. Fale koszmarnej, wynaturzonej muzyki atakowały ją pierwotnym przerażeniem i śmiertelnym zmęczeniem. Mimo to, stała dumnie wyprostowana, drżąc tylko lekko. Nie pomyliła się, Roberto był szybszy, niż ciemność. Wspaniałe ciepło zapłonęło między jej udami, a promienie światła ogarnęły całe jej ciało. Przeświecały przez jej suknię, która nagle nie była już brudna i potargana. Odetchnęła głęboko z ulgą, widząc wyraźnie, jak blisko były mordercze macki.
Znów czuła, że powinna użyć wpływającej w nią energii do walki z przerażającą istotą.
Jednak to, co działo się w jej komnacie, było zbyt ciekawe. Spragniona świadomość królewny błyskawicznie wydostała się ze snu, by poczuć pocałunki Roberto zaraz nad muszelką. Ach, jakie to był cudowne! Zarumieniona ze wstydu, przepełniona pożądaniem, wykorzystała nową energię, by obrócić i unieść biodra — tak, by wsunąć w usta Roberto spragnione pocałunków wargi.
Poczuła wspaniałą i silną rozkosz przeszywającą jej ciało. Pieszczota była dużo przyjemniejsza, niż się spodziewała, wprost zbyt intensywna do zniesienia! Rozkosz płonęła między udami, rozlewając się dalej, z każdym pocałunkiem. Ogromna energia wlewała się w nią, a ciemność cofała się w panice. Królewna świeciła jasno, jak płonąca pochodnia, a gorące i jasne promienie odpychały kłębiącą się ścianę w tył.
Z wysiłkiem oderwała się od odczuwania rozkoszy i wróciła do snu. Była znów na raz w komnacie, dysząc z rozkoszy i we śnie, świecąc potężną energią.
Zaczerpnęła w głębi siebie, sięgając do wypełniającego ją cudownego ciepła. Jej ciało, w śnieżnobiałej, pięknej sukni, uniosło się na kilka stóp w powietrze. Ciemność w gwałtownie cofała się, przepłynęła znów w całości na jedną stronę kanionu. Królewna sunęła w powietrzu powoli za nią. Była spokojna, nie spieszyła się. Czuła, jak jej energia cały czas rośnie. Lecąc, drżała, a połowa jej świadomości omdlewała z rozkoszy, kiedy język chłopaka przesuwał się pomiędzy wargami. Uśmiechnęła się, czując jego zachwyt i zapał. Jej czarne włosy powoli uniosły się w powietrzu, jak naładowane energią, i poruszały się, jakby pływała pod wodą. Wyciągnęła powoli dłoń przed siebie. W stronę ciemności wystrzelił oślepiający promień światła. Z ogłuszającym zgrzytem uderzył w ciemność i rozerwał ją na pół. Odsłonięta pod spodem skała, uderzona światłem, rozjarzyła się i stopiła. Opuściła rękę. Nawet nie poczuła ubytku energii, kolejne porcje mocy wlewały się w nią, spomiędzy jej drżących z rozkoszy ud. Przerażone głosy krzyczały z wściekłości, bólu i zaskoczenia, a kipiący mrok przylgnął do ścian kanionu i cofał się po nich, przed zbliżającą się królewną.

    — Odejdź! — powiedziała Blanka, sunąc w powietrzu, a jej głos zabrzmiał jak grzmot.  

Skały na krawędziach kanionu zadrżały pod wpływem jej głosu. Pył i drobne kamienie osunęły się po zboczach. Ciemność jednak nie odeszła. Zatrzymała się. Ciągle napływało jej więcej od tyłu i wkrótce znów, kotłując się, wypełniła cały kanion przed nią. Istota zebrała całą swoją moc.
Blanka oddychała coraz szybciej, a jej ciało w komnacie wiło się, w coraz silniejszej rozkoszy. Użyła energii, której miała teraz nadmiar, aby w rzeczywistości rozsunąć szeroko nogi. Pragnęła tak mocno jego pieszczot! Chciała, by całował ją jeszcze głębiej. Wstyd, wypalony rozkoszą i pożądaniem, nie powstrzymywał już jej i otworzyła bezwstydnie muszelkę przed Roberto. Czuła nawet wyraźnie, jak jej wilgoć wypływa z niej. Jego język dotknął ją pomiędzy jej dziurkami. Zupełnie jak ona wczoraj gońcem! Ta pieszczota podniecała ją tak bardzo, że aż przestraszyła się swojego pożądania. Kiedy jego język wsunął się do środka, eksplozja przyjemności była tak silna, że Blanka jęknęła z rozkoszy na raz we śnie i w rzeczywistości:

    — Ooooch Roberto!

Krzyk ten znów wywołał lawiny kamieni, na krawędziach kanionu. Blanka uniosła się wyżej i wyżej w powietrze. Energia i rozkosz przepływały przez nią, pulsowały w niej, wypełniały ją. Iskry przebiegały między jej falującymi włosami. Świeciła teraz jak gwiazda. Z wysoka wyraźnie widziała nieskończony labirynt kanionów pod płonącym niebem i ten jeden pod nią, wypełniony potworną ciemnością. Z wysoka mroczna istota wyglądała na małą i słabą. Zanurkowała w dół i wyciągnęła przed siebie obie ręce. Dwa potężne promienie światła uderzyły z góry w ciemność, a kanion drżał pod wpływem siły ciosu. Ciemność wiła się, płonęła i dymiła. Zgrzyt światła i syk ciemności. Blanka leciała wzdłuż kanionu, cały czas trzymając dłonie przed sobą. Światło przecinało ciemność dwoma potężnymi promieniami i rozrzucało płonące, umierające fragmenty dookoła. Odsłonięta, ciemna skała topiła się i świecąc, pękała z ogłuszającym hukiem. Cały kanion trząsł się pod wpływem ciosów.
Blanka doleciała do końca skłębionej ciemności, zawróciła w powietrzu i powtórzyła swój lot w drugą stronę. Promienie światła kierowała na resztki ciemności kryjącej się przy ścianach. Głosy krzyczały w agonii, coraz słabiej i słabiej, a ściany kanionu pękały i zapadały się do środka, przygniatając dymiące fragmenty istoty.
Blanka wylądowała i podeszła do małej kałuży ciemności, która wściekle bulgotała pośród zniszczonych skał.  
Cudowna rozkosz cały czas rosła, a rytmiczny zapał Roberto sprawiał, że traciła oddech. Stała, dysząc ciężko, ale nie ze zmęczenia. Jej jęki rozlegały się w tym samym rytmie, w komnacie. Wiła się w rozkoszy, bezwstydnie otwarta na język i usta chłopaka. Roberto coraz mocniej i głębiej docierał z pieszczotami. Energia przepełniała ją i niewielkie błyskawice, brzęcząc, uderzały z jej ciała, w pobliskie kamienie.
Jej umysł przeniósł się do komnaty, by odczuwać mocniej wspaniale wilgotne pieszczoty między udami. Nie słyszała już żadnych szeptów, a jedynie rytmiczne, wilgotne odgłosy coraz mocniejszych uderzeń języka, w jej otwarte wnętrze. Słyszała swoje własne jęki. Była tak zaskoczona tą niesamowitą przyjemnością. I wtedy Roberto zadrżał i trochę poczuła też jego rozkosz! To było takie dziwne uczucie! Poczuła jego eksplozję rozkoszy, a potem ta fala, jak wodospad, przepłynęła na nią. Muszelka rozjarzyła się i cudownie mocno skurczyła się. Sama z siebie zacisnęła się na wsuniętym w nią języku, jakby chciała go przytulić jak najmocniej i już nigdy nie wypuścić. Rozkosz, już obezwładniająca, nagle się zwielokrotniła! Blanka krzyknęła, a całe jej ciało w komnacie wygięło się w spazmie ekstazy. Jej ciało w kanionie wybuchło światłem. Fala energii zmiotła resztki ciemności, ściany kanionu i cały labirynt! Widziała rozszerzającą się kulę blasku i fragmenty złego snu, zniszczonego do końca. Czas zwolnił.  



Czuła jak jej świadomość, w pełni uwolniona, wraca całkowicie do ciała.
Skurcz. Fala rozkoszy napina wszystkie jej mięśnie. Dłonie chwytają prześcieradło, biodra unoszą się ku górze. Ta chwila trwa i Blanka wyraźnie czuje gorący, zachwycony język chłopaka wciąż w jej środku! Wciąż wyczuwa też jego przyjemność! Daleko między jego udami, Blanka czuje mokrą, gorącą eksplozję. Mokrą? Przez chwilę królewna się dziwi, skąd tyle wilgoci, ale przyjemność przytłacza wszelkie uczucia i myśli. Niewidzialna fala świetlistej energii wybucha z niej, przenika ściany komnaty i biegnie dalej.
Skurcz. Ach! Kolejna fala rozkoszy rozlewa się w niej. Jej druga dziurka zaciska się, jej pośladki drżą napięte do granic, a rozkosz przepływa przez nie. Blanka zaciska palce u stóp, kiedy fala przyjemności dociera aż tam. Jej ogromne piersi unoszą się i opadają szybko, a sutki płoną wypełnione rozkoszą. Niewidzialna energia biegnie dalej, przez korytarze zamku, przez zabudowania wsi, dalej i dalej.
Skurcz. Trzecia fala eksploduje w jej muszelce, Wraz z nią, wilgoć jej pożądania obficie wypływa z niej, na zachwycony język i usta, które wciąż ją pieszczą.
Skurcz. Blanka przygryza wargi w słodkim cierpieniu. Czuje, jak każdy włosek jej ciała się unosi i drży.
Kolejne fale rozkoszy i energii przebiegają ją, oczyszczają. Mimo że to już nie był sen, czuła wyraźnie energię, wybuchającą w niej raz po raz. Czuła całą swoją świadomość — czystą i wolną wreszcie od jakiejkolwiek ciemności. Fale rozkoszy obmywały ją i docierały do najgłębszych zakamarków jej duszy.
Otworzyła oczy, a czas znów przyśpieszył do normalnej prędkości.
Roberto, trzęsąc się cały, wstał i odsunął się od niej. Czuła jeszcze, jak jej wnętrze delikatnie pulsuje. Jak małe, gasnące źródełko cudownej przyjemności. Roberto patrzył z zachwytem między jej, wciąż szeroko rozrzucone, nogi. Dlaczego nie czuła wstydu?! Spocony, czerwony i... tak bardzo zachwycony? Jego oczy płonęły dziwnie, a jego wzrok był jak fizyczna pieszczota. Rozkosz, wzmocniona tym spojrzeniem, ciągle rozpływała się słabnącymi falami, po całym jej ciele. W końcu podniósł wzrok i popatrzył w jej oczy, a zmęczona muszelka rozluźniła się. Uśmiechnął się do niej cudownie, z taką ulgą i radością! I jeszcze z czymś więcej? Ona też uśmiechnęła się do niego, nie ukrywając szczęścia, które ją teraz przepełniało.

W tym momencie, z korytarza, dobiegły odgłosy budzących się strażników.  
Uśmiechy, jak zdmuchnięte zniknęły z twarzy królewny i Roberto. Oczy Blanki rozszerzyły się w przerażeniu, kiedy uświadomiła sobie, co się stało i jak bardzo jest to nieodpowiednie. Fala nagłego wstydu zalała ją i szybko złączyła nogi, zakryła ręką piersi, a na twarzy zapłonął rumieniec. Chłopak odwrócił wzrok, szybko podniósł kołdrę i rzucił ją królewnie. Blanka z wdzięcznością przykryła swoje, drżące nagłym wstydem, ciało. Chłopak odsunął się od łóżka kilka kroków do tyłu. Jego czarne spodnie były uniesione przez ogromny kształt pod spodem. Oczy królewny rozszerzyły się ze zdziwienia. Roberto jeszcze się cofnął, stanął za stołem, który go zasłonił i coś tam poprawiał, przesuwał. Rozejrzał się, zastanawiając się, co zrobić.
Z korytarza słychać było krzyki, trzask otwieranych i zamykanych drzwi. Ktoś biegł, ktoś krzyczał.  

    — Wyłamany zamek!  
    — Zawołajcie straże!

Z impetem wejście do komnaty otworzyło się i do środka wbiegło dwóch strażników. Ich mundury wymięte od spania na podłodze, twarze lekko zniekształcone od nacisku dywanu. W dłoniach trzymali długie włócznie. Rozejrzeli się i szybko podbiegli, by stanąć między królewną, a Roberto. Włócznie wycelowali prosto w pierś chłopaka, który cofnął się o krok i oparł o parapet okna.

    — No to się doigrałeś, kmiocie … — jeden z nich wycedził przez zaciśnięte zęby.
    — Straże! — drugi krzyknął donośnie.
    — Przestańcie! — twarz królewny była bardzo blada — on nic nie…
    — Pani, już wszystko w porządku! — przerwał jej pierwszy strażnik — Już jesteś bezpieczna!

Roberto osłupiały trzymał ręce w górze.

    — Panowie, ja tylko ją obudziłem… — próbował powiedzieć.

Strażnik przysunął bliżej włócznie, celując w gardło.

    — Będziesz się tłumaczył później! — warknął — A teraz milcz!

Zanim królewna zdążyła zebrać myśli, usłyszała kolejne, głośne kroki na korytarzu. Czuła jak jej ciało drży, a strach znów ją wypełnia. Tym razem strach o Roberto.
Do komnaty z impetem wpadł król, a za nim trzech kolejnych strażników. Król Eduardo Trzeci był ogromnym mężczyzną w sile wieku. Potężnie zbudowany, górował nad wszystkimi strażnikami i ledwo zmieścił się w drzwiach. Ubrany jedynie w niezwiązany szlafrok i bieliznę nocną, trzymał w ręku potężny miecz, a jego ogromny, owłosiony brzuch wystawał spomiędzy luźnych pół szlafroka. Czarne włosy i krótka broda przetykane były siwymi pasmami.
Był dobrym królem, ale znanym z porywczości i braku cierpliwości. Jego czerwona twarz przypominała gradową chmurę. Nawet strażnicy najchętniej zapadliby się pod ziemię. Nikt nie chciał być teraz w skórze Roberto.

    — Blanka, zamknij oczy. — król wycedził niepokojąco spokojnym tonem i ruszył w stronę chłopca.
    — Ojcze, nie! — królewna krzyknęła, próbując okryć się kołdrą, by móc wstać — On nic nie zrobił!

W jej głosie brzmiała rozpacz. Zdała sobie sprawę, że nie uda się jej okryć kołdrą, by wstać.
Król odepchnął strażników z włóczniami i przyłożył miecz do szyi Roberto.

    — Masz 10 sekund — warknął.

Roberto zbladł i cichym, ale mocnym i spokojnym głosem powiedział:

    — Wasza wysokość, ja jedynie obudziłem królewnę z koszmaru, który opanował cały zamek i wioskę.

Król skrzywił się z niedowierzaniem.

    — A dlaczego nie obudziłeś kogoś innego? A dlaczego wyłamałeś zamek w drzwiach? — szorstko zapytał, nie opuszczając miecza.
    — Ja… — Roberto zaplątał się — nie dało się... próbowałem…  
    — Łżesz! — król wrzasnął. Był w wyjątkowo złym humorze.
    — Ojcze! On mówi prawdę! — Blanka krzyknęła. Trzymała kołdrę wysoko, by nie było widać, że nie ma na sobie nawet koszuli nocnej.
    — Milcz! — król krzyknął głośniej, obracając się do córki
    — Czarny skalisty kanion! Płonące mroczne niebo! — królewna zaryzykowała.  

Król zawahał się i zmarszczył brwi. Stał w milczeniu.
Blanka szybko wykorzystała sytuację.

    — On obudził mnie z tego koszmaru, ojcze! — przekonywała błagalnym tonem — Nas wszystkich!
    — A kto sprowadził go na ciebie i na resztę zamku? — warknął Eduardo — Może właśnie on!  

Znów obrócił się do Roberto i znów uniósł miecz.

    — Co?! — zdziwiona Blanka krzyknęła z rozpaczą i niedowierzaniem — Nie! To nieprawda! Wiesz, że to nieprawda!
    — Do lochu z nim! — król westchnął i opuścił miecz — jutro staniesz przed sądem i zapewne zostaniesz ścięty.
    — Nie! — krzyknęła znów Blanka — Nie możesz tego …
    — Milcz! — król ryknął tak głośno, że strażnicy cofnęli się o krok — Milcz, albo on straci głowę już teraz!

Blanka zamilkła i drżąc, blada jak ściana, patrzyła w milczeniu, jak król wychodzi, a strażnicy wyprowadzają Roberto. Szedł powoli, z opuszczoną głową. Oczy królewny wypełniły się wilgocią, a po policzku popłynęła samotna łza.
Kiedy drzwi się zamknęły, otarła twarz, a w jej wnętrzu zapłonęła wściekłość i determinacja.  

    — Nie pozwolę na to! — pomyślała, wyskoczyła z łóżka i zaczęła się ubierać.

Dziękuję wszystkim, którzy dotarli aż tutaj! Koniecznie dajcie znać, co myślicie o tej części!

10 komentarze

 
  • Ciekawy123

    Bardzo interesująca seria. Nie mogę się doczekać kolejnej części. Brawo.

    14 lutego

  • unstableimagination

    @Ciekawy123 Cieszę się że udało mi sie wzbudzić Twoja ciekawość :) Kolejna część przeciąga się, ale na pewno nadchodzi!

    14 lutego

  • oniona4

    Wspaniała seria. Będzie więcej? Czyta się gładko i przyjemnie jak baśń :) Pozdrawiamy

    10 lutego

  • unstableimagination

    @oniona4 Będzie więcej! I bardzo mi miło że się spodobało! Szczególnie że to dwoje czytelników na raz!

    10 lutego

  • Czytelniczka1

    W końcu znalazłam dłuższą chwilę by zanurzyć się w lekturze. Niezwykła historyjka. Niezwykle dobrze opisana. Niezwykłe więc wrażenia towarzyszą czytaniu.  
    Podoba się ta opowieść, wywołuje zaciekawienie, zapewnia przypływy podniecenia i dostarcza prawdziwej satysfakcji z czytania. No, no, brawo.  
    Proszę o kolejną część. :)  :tadam:

    10 lutego

  • unstableimagination

    @Czytelniczka1 Droga Czytelniczko nr 1, muszę przyznać że z niepokojem wyglądałem Twojej opinii. Zacząłem już się martwić, że ta część nie przypadła Ci do gustu. Bardzo mnie cieszy że jednak się podoba, a nawet wywołuje miłe emocje! :D Jesteś jedyną osobą która skomentowała każdą część, więc zdecydowanie zasługujesz na nagrodę!  Proponuję, żebyś wybrała imię dla bohatera/bohaterki który/która pojawi się w dalszych częściach opowiadania?

    10 lutego

  • Czytelniczka1

    @unstableimagination  
    Jakże mi miło. Jestem zaszczycona. Dziękuję pięknie. 🤩

    10 lutego

  • ono

    :bravo:

    8 lutego

  • unstableimagination

    @ono Nic tak nie cieszy jak kolejny czytelnik!!! :)

    9 lutego

  • Bo

    Super

    1 lutego

  • unstableimagination

    @Bo Bardzo dziękuję za przeczytanie i komentarz! Dla autora każde słowo od czytelników jest na wagę złota!

    2 lutego

  • hybki94

    Super. I do tego schludnie, bez błędów. Widać, że dużo czytasz, i to nie tylko FB  :bravo:

    28 stycznia

  • unstableimagination

    @hybki94 staram się eliminować błędy, pewnie pare wciąż tam gdzieś zostało :)

    29 stycznia

  • hybli94

    @unstableimagination  Przy tak obszernym ''wypracowaniu''  to pikuś  :smile:

    31 stycznia

  • Goscd

    Dawno nie czytałem nic tak fantastycznego . Szacun

    27 stycznia

  • unstableimagination

    @Goscd jest mi bardzo miło to przeczytać!

    29 stycznia

  • Gazda

    Nie mogłem przestać czytać.
    Dawno tu nie było czegoś tak zarąbistego.
    Brawo brawo brawo.
    Proszę o więcej takich wspaniałych tekstow :bravo:

    27 stycznia

  • unstableimagination

    @Gazda proszę o więcej takich wspaniałych komentarzy! Dziękuję bardzo!  :jupi:

    29 stycznia

  • Kox

    Dawno nie czytałem czegoś tak zajebistego.

    26 stycznia

  • unstableimagination

    @Kox Dzięki wielkie! Nawet nie wiesz ile dla mnie znaczy taki komentarz!

    27 stycznia

  • Blacky

    Jestem pod wrażeniem. Dosłownie, wchłaniałem każde słowo, od pierwszej części. Poproszę o kontynuację. Opisy przeżyć, emocji, doznań, pierwsza klasa. :napalony:

    26 stycznia

  • unstableimagination

    @Blacky bardzo dziękuję Ci za te słowa!! :) I strasznie się cieszę, że komuś się spodobało :)

    26 stycznia