W pokoju było lodowato, kurewsko lodowato. Każda część mojego ciała uległa skostnieniu. Leżałem na skraju łóżka w bezruchu. Powieki miałem rozwarte, a oczy szeroko otworzone jednak nic nie widziałem, nic prócz wszechobecnej ciemności. Drzwi balkonowe były lekko uchylone, na wskroś zimne powietrze przed obywało się przez moje nozdrza. Mój oddech był przyspieszony, słyszalny jednak zdawało mi się jakbym nie wykonywał tej o to najprostszej czynności życiowej pozwalającej organizmowi człowieka funkcjonować. Zdawało mi się, że umarłem, a cały świat przestał istnieć jak gdyby opanowała mnie nicość, jak gdybym sam był nicością. Jednak czyjaś głowa delikatnie unosiła się i opadała wraz z ruchami mojej klatki piersiowej. Rozwichrzone włosy przesiąknięte dymem tytoniowym subtelnie łaskotały szyję, a nierównomierny oddech, który czułem na skórze dawał znajome poczucie bezpieczeństwa i ciepło. Moje serce zamarło. Znałem to uczucie, tak dobrze je znałem. Czułem je każdej nocy, każdej cholernej nocy. Był to strach, który zżerał mnie od środka wypalał boleśnie wnętrzności bezcześcił duszę. Kiedy przychodził potrafiłem tkwić w bezruchu godzinami, jak gdyby poruszenie choćby milimetrem ciała miałoby spowodować rozpadnięcie się domku z kart. Układanie go od nowa zajęłoby lata więc niefortunny traf mógłby spowodować zburzenie świata poukładanego i sprecyzowanego w każdym calu od tak poprostu.
Obudziłem się oblany potem. Z trudem zdołałem podtrzymać się łokciami na łóżku. Mieszkanie było sterylnie czyste, nie za duże i puste. Na małym stoliku nocnym stał kubek kawy, która nie tknięta dobrych parę godzin zdążyła wystygnąć. Obok znajdowała się kartka, a na niej napis: ,,Miłego dnia kochanie”. Uchyliłem krótki łyk z kubka, po czym okryłem nagie ciało śnieżnobiałym prześcieradłem. Rozsunąłem rolety. Na dworze panował półmrok puszyste płaty śniegu desperacko przyklejały się do szyb. Zdezorientowany chwyciłem za telefon :17.30 – Psia krew – wysyczałem niezdarnie rozlewając czarną late na dywan. Pośpiesznie wyciągnąłem znajdującą się pod łóżkiem walizkę po czym zacząłem wysypywać ubrania z szafy nerwowo wpychając je do niej. Przy pakowaniu pogniotłem wszystkie jej rzeczy. Z trudem udało mi się zasunąć suwak . Usiadłem na czarnym skórzanym fotelu i czekałem. Czułem, że to czekanie zabija mnie powoli i nieboleśnie. Zegar stanął w miejscu, a ja straciłem rachubę czasu. Nie wiem jak długo tkwiłem w letargu wpatrując się w jeden i ten sam punkt na ścianie. Czas zatrzymał się dla mnie, jak gdyby zmęczył się przypadkiem na chwilę , przystanął i odpoczął. Usłyszałem powoli przekręcający się klucz w zamku wypuściłem wstrzymywane nieświadomie od tak dawna powietrze z płuc.- Hej kochanie w sklepie była ogromna kolejka, ale jakimś cudem udało mi się zdobyć dla Nas cieplutkie bułeczki na kolacje- zaraźliwy śmiech rozległ się w korytarzu jednak szybko ucichł kiedy Liliana weszła do pokoju. Jej już dość małe usta zmalały jeszcze bardziej przypominając wąską kreskę ,źrenice ciemnych oczu kobiety powiększyły się , a kasztanowe włosy opadały niesfornie na ramiona przypominając morskie fale. – Czemu znów opuściłeś zajęcia, wiesz jak bardzo ważne jest dla twoich rodziców abyś ukończył te studia – słyszałam jej słowa w oddali jak gdyby przez szczelną ścianę, a ona mówiła dalej i nie przestawała. Jej wargi unosiły się , a ja wciąż milczałem.- Steven co się z Tobą dzieję jesteś ciągle nieobecny, kochanie?- smukłą dłonią przeczesała opadające na moje czoło kosmyki. – Ubierz się ja zrobię kolację, później obejrzymy film i wszystko jakoś się ułoży. Będzie jak dawniej obiecuję, wyciągnę cię z tej apatii. Niespodziewanie coś mną wstrząsnęło, poczułem przypływ odwagi, której brakowało mi przez ostatnie miesiące- Wynoś się Lily spakowałem już twoje rzeczy- wypowiadając te słowa wskazałem palcem na znajdującą się na środku pokoju walizkę. – Ty żartujesz, prawda kochanie co się z Tobą dzieje? Nie poznaję cię. Jutro z rana zadzwonię do doskonałego psychologa leczył moją koleżankę na pew… W tym momencie rzuciłem kubkiem dawno trzymanym w ręku o ścianę. Szkło rozprysnęło się po całym pokoju, a ja czułem że tracę kontrolę nad swoim panowaniem, czułem że wariuję- Ty dziwko! To wszystko Twoja wina myślisz , że jestem idiotą. Tak doskonale wiem, że tak myślisz. Mały potulny Stevenek trzeba zrobić go w rogacza przecież on i tak nic nie powie nawet nie kiwnie najmniejszym paluszkiem.- O co ci chodzi? Majaczysz, o czym ty mówisz?- nogi uginają się pode mną, a w gardle czuję wypalającą suszę przełykam kilkakrotnie ślinę po czym drżącym głosem odpowiadam- Zdradziłaś mnie, pieprzyłaś się z moim najlepszym kumplem w naszym mieszkaniu w naszym łóżku znalazłem zużyte prezerwatywy w naszym koszu na śmieci jego koszulę zwiniętą w rulonik w twojej szafie. – To nie tak jak myślisz, ja wszystko ci wytłumaczę uspokój się kochanie, błagam.- Czułem od kilku miesięcy jego zapach perfum na twoim ciele, czekałem aż sama się przyznasz- śmieję się jak obłąkany, a Lilian nie patrzy już na mnie tylko nerwowo krąży po pokoju. – Nawet teraz łżesz mi prosto w oczy, masz czas do rana żeby się stąd wynieść- wypowiadają te słowa przekładam przez głowę czarną koszulkę , a ona płaczę i próbuję ją ze mnie ściągnąć – Nie wychodź z domu Steav, nawet nie waż się wyjść z domu, porozmawiajmy to nie może być koniec nie po tylu latach.- Z impetem zamykam drzwi i zostawiam narzeczoną samą w mieszkaniu.
Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.
1 komentarz
Nemo