Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.

Anastazy Rozdział 4

Anastazy Rozdział 4"Dom jest tam, gdzie chcą, żebyś został dłużej"

~Anastazy~

Miało być łatwiej. Każdej nocy marzyłem o tym momencie. Dom, mój pokój, wygodne i ciepłe łóżko. To dlaczego wcale nie czuje się lepiej? Dlaczego ciągle mam wrażenie, że On wyskoczy z pierwszego lepszego cienia i z drwiącym uśmiechem powie, że to wcale nie koniec. I jak zawsze będzie mieć rację. Należę do niego. I nikt, ani nic tego nie zmieni.  

Nie chcę tych myśli, nie chcę, aby były prawdziwe. Raz jeden chcę, aby rodzice mieli rację. Tak bardzo chciałbym im uwierzyć.  

Rozglądam się po tak dobrze znanym pomieszczeniu. Minęło tyle czasu, ale nic się nie zmieniło.  Nigdy nie podejrzewałbym, że docenię świeżość pościeli. Nie śmierdzi stęchlizną, ani środkami odkażającymi. Pachnie domem. Podkulam ostrożnie nogi i pierwszy od powrotu pozwalam sobie na łzy.  

***
Dni mijają jakby w otępieniu. Staram się za dużo nie myśleć o tym co było, ani o tym co będzie. Dopiero teraz odczuwam  jak bardzo jestem słaby. Ojciec miał rację mówiąc, że tylko leki sprawiają, że czuję się dobrze. Dopiero teraz gdy przestałem łykać tabletki odczuwam w pełni co On ze mną zrobił. Zejście po schodach jest wyczynem. Jakikolwiek Hałas wywołuje u mnie migrenę. Jednak nie chce nic brać. Konsekwentnie odmawiam łykania jakichkolwiek leków, które tak chętnie by we mnie wciskali. Ból I słabość ciała jest tak bardzo męcząca, ale w jakiś chory sposób im większy odczuwam ból fizyczny tak ten psychiczny maleje.  Jednak aż za dobrze wiem, że już nigdy nie będę w stanie spojrzeć w lustro bez obrzydzenia.

~

Pierwsza połowa sierpnia mija mi w otępieniu. Nawet nie za bardzo jestem w stanie opisać te dni. Głównie to leżę okryty kocem w swoim pokoju, czasem zejdę do salonu aby okupować kanapę. Życie toczy się jakby koło mnie. Rodzice są gdzieś obok, ale staram się ich ignorować. Pierwsze dni w szpitalu pragnąłem ich obecnosci, słów, jak dzieciak ludzilem sie ze bedzie jak kiedys. Jednak przesluchanie i napływajace wspomnienia z Tamtych dni doskonale mi uswiadomily, że juz nic nie bedzie jak kiedyś. Ja już nie jestem taki jak kiedyś. Tamten Anastazy odszedł na zawsze i chyba najlepiej dla wszystkich bedzie kiedy oni tez to zrozumieją. Mam dość ich ględzenia, wmawiania mi co powinienem i wymądrzania się. Nawet ich obecnosc w tym samym pomieszczeniu doprowadza mnie do szału. Oni nigdy nie pojmą kim się stałem. A ja nie zasługuje już na ich troskę...

~

Wszystko zmienia się któregoś popołudnia. Jak zwykle leżałem na kanapie tępo wpatrując się w telewizor. Nawet nie byłem w stanie stwierdzić co dokładnie leciało. Gdy do mojego otępiałego umysłu dotarł płacz. Początkowo go zignorowałem jak większość dźwięków jakie do mnie docierały. Jednak gdy płacz nie ustawał, zwlokłem się z trudem z  kanapy. Silne zawroty głowy mnie przeraziły. Wychodząc ze szpitala nie byłem tak słaby. Jednak płacz nie ustawał. Więc powoli udałem się w jego kierunku.  

Zamarłem, gdy zobaczyłem regal leżący na ziemi. Jak mogłem tego nie usłyszeć? Jednak płacz wydobywał się spod niego.  

-  Kacper?- zapytałem chociaż doskonale wiedziałem, kto tak niemiłosiernie się darł.- Coś ty zrobił?  

Regal nie był ciężki, ale podniesienie go spowodowało, że ciężko łapałem oddech. Klęknąłem koło młodego. Obejrzalem zaryczanego szesciolatka z kazdej strony, wygladalo na to, że nic poważnego mu się nie stało. Pomogłem mu wstać, ale młody wtulił się we mnie. Moje ciało było zbyt słabe aby utrzymać ryczącego sześciolatka. Dlatego usiadłem na podłodze opierając się o nieszczęsny regal tulac małego zasmarkanca.  

- co ty robiłeś!- warczę, a młody wyciera zasmarkany nos o moją koszulkę. Młodsi bracia są obrzydliwi.

- chciałem zdjąć puzzle!- ryczy  

- to nie mogłeś powiedzieć? Podałbym Ci te pieprzone puzzle! Ten regal mógł cię połamać!

Przygoda z regałem wyrwała mnie z odrętwienia. Nagle zacząłem zwracać uwagę na to co dzieje się w domu. Coraz łatwiej było mi uczestniczyć w życiu rodzinnym.  

Zacząłem więcej jeść, więcej bawiłem się z Kacprem. Dzięki czemu gdy przychodziła noc zamiast wgapiać się w sufit szybko zasypiałem. Sierpień zmienił się we wrzesień. Wróciłem do szkoły. Choć musiałem powtarzać rok, rutyna szkolna działa na mnie kojąco.  

Powrót do codzienności wcale nie był łatwy. Najmniejsza drobnostka potrafiła doprowadzić mnie do szału. I choć starałem się że wszystkich sił panować nad nerwami, to nikt tego nie doceniał.  

Wrzesień i październik minął nie wiadomo kiedy. W Listopadzie wróciłem na treningi karate, a później zapisałem się dodatkowo na mieszane sztuki walki. Dużo trenowalem, wyjątkowo dużo czasu poświęcałem nauce. Robiłem wszystko aby nie mieć czasu na rozmyślanie.  

Grudzień miną w atmosferze świąt. Choć czuć było niezręczność ignorowałem ją najlepiej jak potrafiłem. Byłem coraz lepszy w zagłuszaniu paskudnych myśli.  

Zbliżającą się rocznica porwania sprawiała, że wszyscy byliśmy poddenerwowani. Rodzice sprawdzali mnie na każdym kroku. A ja miotałem się jak dzikie zwierzę w klatce. Jednak 20 stycznia miną jak każdy inny dzień. On się nie pojawił...  

Zagłuszany niepokój coraz głośniej dawał mi się we znaki. Znów zacząłem śnić koszmary. Jednak wszystko w nich było inne. W moich snach On już nie chciał mnie, tylko Kacpra... byłem przerażony tymi snami. I im bardziej były realne tym bardziej utwierdzałem się w przekonaniu, że muszę być gotowy na jego powrót. Nie pozwolę, aby położył swoje łapska na młodym.  

Pomimo treningów, codziennie rano zrywałem się o 4.30 i pokonywalem dystans 10-15km. Ojciec za każdym razem mi towarzyszył, ale szybko zauważyłem, że moja formą jest o niebo lepsza. Skoczyńczylem 17 lat. A po nim nie było nawet śladu.  

W kwietniu zacząłem spisywać wspomnienia. Próbowałem odtworzyć wydarzenia tych sześciu miesięcy, aby znaleźć jakiś ślad. Jakiś szczegół który mógłby mi powiedzieć kim on jest, gdzie mnie przetrzymywał. Jednak z irytacja musiałem stwierdzić, że to co pamiętałem pomimo staran w żaden sposób nie łączyło się ze sobą.  

W maju udało mi się umknąć rodzicom i pojechałem do fabryki w której mnie znaleźli. Z bijącym sercem pokonywałem korytarze. Analizowałem każdym szczegół i nim musiałem uciekać przed ochrona miałem 100% pewności,  że to nie tu spędziłem najgorsze miesiące swojego życia.

Gdy minął rok od mojego odnalezienie, nieśmiało zacząłem myśleć, że on nie wróci...  

Jak bardzo się myliłem...

AJM

opublikowała opowiadanie w kategorii dramat i kryminalne, użyła 1226 słów i 6758 znaków, zaktualizowała 22 mar o 16:15.

Dodaj komentarz