Źróło: sport.onet.plWciąż nie opadają emocje po felietonie Wojciecha Kuczoka, który został opublikowany jakiś czas temu na stronie internetowej "Gazety Wyborczej". Autor wyraźnie atakuje tam pobożność polskich skoczków. Dziennikarzowi nie spodobało się, że nasi zawodnicy czynią przed skokiem znak krzyża. Polskim skoczkom i ludziom związanym z tą dyscypliną sportu w naszym kraju, nie mieści się to w głowie.
"Martwi mnie natomiast pobożność naszego pogromcy igielitu, co do którego wciąż żywimy uzasadnione nadzieje medalowe. Dawid Kubacki nie przestaje się żegnać przed skokiem. Żona uznaje to za jeszcze jeden dowód na przewagę narciarstwa alpejskiego. Mówi, że nie byłoby problemu, gdyby miał kijki" – czytamy w felietonie Kuczoka.
– Wiara w moim życiu jest bardzo ważna. Żegnam się przed skokiem, bo to jest symbol wiary, z którym się identyfikuję – odpowiedział Kubacki w rozmowie z Onet Sport.
"Dalibóg, w żadną pracę z psychologiem nie uwierzę, dopóki to nerwowe
»Wymię ojca…« będzie poprzedzało każdy dojazd do progu. Wygląda na to, że w przypadku skoczka z Nowego Targu wiara w Boga jest silniejsza od wiary w siebie" – napisał Kuczok dalej w swoim felietonie.
– Wydaje mi się, że ten znak krzyża pomaga mi być lepszym zawodnikiem. Dzięki temu czuję, że mam na skoczni dodatkowe wsparcie. Tak, jakbym miał przy sobie psychologa. Dzięki temu ze spokojem podchodzę do pewnych rzeczy, mając świadomość, że ma się wsparcie z góry. Dlatego jest to może trochę taki środek psychologiczny. U mnie to się sprawdza. Identyfikuję się z tym i nie jest to dla mnie wstydliwy temat. Nie uważam, żeby musiał się ograniczać albo tłumaczyć, dlaczego to robię – wyjaśnił drużynowy mistrz świata z Lahti, a także brązowy medalista konkursu drużynowego mistrzostw świata w lotach narciarskich w Oberstdorfie.
Polscy skoczkowie, którzy w większości pochodzą z pobożnych góralskich rodzin, zawsze poważnie traktują tematy związane z wiarą. Jeśli ich tylko o to zapytać, to chętnie odpowiadają. Nie wstydzą się swojej religijności. Tak było też z Kamilem Stochem, który chętnie poruszył ten temat na spotkaniu z dziennikarzami, po tym jak wywalczył jedyny w karierze tytuł indywidualnego mistrza świata w skokach narciarskich w Val di Fiemme w 2013 roku.
– Jestem osobą wierzącą i nie mam problemu z tym, by o tym mówić. Tak zostałem wychowany. Wiem, że Bóg doświadcza mnie czasami trudnymi chwilami, żebym wyciągnął z nich wnioski. On wskazuje mi drogę. Zawsze powtarzam, że dziękuję Bogu za te trudne chwile. Dzięki nim mogę być potem lepszym człowiekiem. Wszystko staje się wówczas łatwiejsze – mówił wówczas.
"Sportowcy manifestujący wiarę podczas transmitowanych zawodów obrażają moje uczucia ateistyczne, choć mniej mnie drażnią tacy, którzy po odniesionym sukcesie dziękują Bogu, niż ci, którzy wzywają go na pomoc przed startem. Skoczek, który pół roku temu miażdżył rywali jeszcze bezlitośniej, niż czyni to obecnie Kamil Stoch, nie powinien się zachowywać jak pan Zenek z aerofobią, który umiera ze strachu w kołującym aeroplanie" – pił dalej Kuczok do Kubackiego w swoim felietonie.
– Widziałem, że ten pan pisał, że obrażam jego uczucia ateistyczne. Skoro on jest ateistą, to jakie on ma uczucia? To się strasznie kłóci ze sobą. Nie znam tego pana, zresztą on też na pewno mnie nie zna. Najwyraźniej bardzo mu zależało na tym, by rozdmuchać trochę zupełnie inny temat – odpowiadał Kubacki.
Przy okazji felietonu, oberwało się też byłemu znakomitemu polskiemu skoczkowi Piotrowi Fijasowi, który w przeszłości był rekordzistą świata w długości skoku, a obecnie jest szanowanym i cenionym trenerem, który pracuje z młodzieżą.
"Chyba że idolem Kubackiego jest Piotr Fijas, orzeł pośród nielotów późnego PRL-u, który do rytualnego znaku krzyża przed każdym skokiem dodawał jeszcze pogańskie splunięcie na bok" – pisał Kuczok.
– Nie ma w ogóle, o czym mówić. Nie przywiązuję wagi do takich rzeczy. A tak w ogóle, to raczej się nie żegnałem na belce – skwitował krótko Fijas felieton dziennikarza "Gazety Wyborczej"
Zażenowany całą sytuacją jest za to Adam Małysz, który jest obecnie dyrektorem ds. skoków narciarskich i kombinacji norweskiej w Polskim Związku Narciarskim. W felietonie Kuczoka też znalazło się miejsce dla "Orła z Wisły". Analizuje tam, czym dla Polaków stały się skoki narciarskie po sukcesach Małysza i "małyszomanii", jaka opanowała kraj.
– Powiem szczerze, że jestem zbulwersowany, jeżeli ktoś uważa, że czynienie znaku krzyża przez zawodnika na belce może być dla kogoś obraźliwe. To jest wewnętrzna potrzeba zawodnika. Jeśli wierzy on w Boga i czyni znak krzyża, to znaczy, że się z tym utożsamia. Często bywa tak, że to pomaga sportowcom. Robiąc znak krzyża, daje sygnał, że wierzy w to, iż Bóg go poniesie. Mamy wolność słowa i wolność wyznania. Aż mnie to dziwi, że kogoś coś takiego może obrażać. Nie mogę tego zrozumieć, że w Polsce, która jest tak religijnym krajem, ktoś jest oburzony, że zawodnik żegna się na belce. Jestem w tym momencie zszokowany – mówił Małysz, odnosząc się w ten sposób do felietonu Kuczoka.
– Też odwoływałem się czasem do religijnych symboli w czasie mojej kariery. Nie jestem katolikiem, a ewangelikiem. Bóg jest jednak jeden dla każdego z nas. Wierzymy w tego samego Boga – dodał wiślanin.
źródło: sport.onet.pl/zimowe/skoki-narciarskie/wojciech-kuczok-zaatakowal-poboznosc-polskich-skoczkow-doczekal-sie-odpowiedzi/be454t8
3 komentarze
blackjack
Po tym artykule słowo tolerancja nabiera nowego znaczenia ;-)))
AnonimS
No skoro spada nakład to Wyborcza szuka tematów zastępczych. Trzeba zapytać Michnika ile razy chował się w kościele w okresie PRL-U. Reasumując. Jeden wierzy , drugi nie i to jest OK demokratycznie. Ale zwracanie uwagi w ten sposób to naruszanie konstytucji i zasad demokracji.
moniaa
Takie prawo zapewnia im konstytucja, jak w większości krajów. Jeśli czuje się urażony, to niech jedzie na bliski wschód. Tam niewiernych traktują wyjątkowo.