- Nie wiem czy to najlepszy pomysł.- przeczesała dłonią włosy.- Przynajmniej spróbuj by cie moja ciotka nie zauważyła.
. Zasady są takie, o jakich wspominała (bądź nie wspominała) xnobody. Wprowadzamy życie w ten opustoszały post, jakoś sobie radzimy! ~
Hans przejeżdżał przez jeden ze szkolnych korytarzy. W dłoni trzymał książkę, głęboko nią pochłonięty nie dostrzegał uczniów, stojących mu na drodze. Co chwila ktoś go upominał, chłopak skwapliwie jednak przepraszał, tłumacząc się najkrócej, jak tylko mógł. Wyciągnął z torby przygotowaną uprzednio w internacie kanapkę i zaczął ją pochłaniać prawie że z pasją. Wydobył szkicownik, wstępnie machnął kilka kresek, przyglądając się im krytycznym okiem.
- Nie wiem czy to najlepszy pomysł.- przeczesała dłonią włosy.- Przynajmniej spróbuj by cie moja ciotka nie zauważyła.
- Czemu?
- Nie chce by za dużo myślała.- podeszła do okna.- Wczoraj próbowałam się zabić.- uśmiechnęła się.
- To akurat wiem. - ubrał marynarkę. - Chodź. Heavly Strset jest dostć saleko.
Lekki haj już dawno minął, a wschodzący świt oznaczał, że to najwyższa pora, by Cara zbierała się do domu. Wyszła w dusznego pomieszczenia przesiąkniętego wonią alkoholu i papierosów. Ostre powietrze uderzało ją w nozdrza, a ciepłe promienie słońca zmuszały do zasłonięcia przed nimi jej czerwonych oczu. Świetnie się bawiła, zapomniała na chwilę o całym tym gównie dookoła; zapomniała o nim… Poczuła zbliżające się wymioty. Pobiegła za budynek. Nigdy nie zdarzyło jej się rzygać. Przykucnęła przy murku i zamknąwszy powieki próbowała ustabilizować oddech. Spojrzała w bok, gdzie zobaczyła leżącego chłopaka. „Pewnie zabalował”. Widziała go wczoraj przy barze.
- Ej, stary, chyba pora wstawać. – szturchnęła go nogą. Zobaczyła, że chłopak nie reaguje, a wokół znajduje się pełno krwi.
- O cholera. – mruknęła pod nosem, zanim zdążyła zadzwonić po pomoc.
Brian nie wiedział co dokładnie się stało. Stoi w przerażającej ciemności, z której nie może się wydostać. Słyszał swój przyśpieszony oddech, roznoszony przez echo. W końcu na niekończącej się drodze, zauważył rozstaj. Z biegiem czasu dojrzał tam niewyraźną sylwetkę. Dobrze znał jej twarz.
- Monica... - Wyciągnął w jej stronę rękę, wiedząc już, w którą stronę ma iść.
- Jeszcze nie teraz, Brian. - Dziewczyna uśmiechnęła się. To był ostatni obraz, jaki zobaczył przed błyskiem światła.
Obudził się. Dookoła niego znajdowały się podłączone do Briana aparatury, prawdopodobnie podtrzymujące go przy życiu. Był w szpitalu.
Zgarnęła tabletki i wcisnęła dłonie do kieszeni od jego bluzy.
- Idziemy.- podążyła za nim.
Prowadził ją krętymi uliczkami, ponuro milcząc. Ciekawio go jej towarzystwo, z resztą, nareszcie mógł z kimś swobodnie pogadać. Wprowadził ją na Heavly Street, prosto pod jej lokum. Uśmiechnął się do niej ciepło.
- Wydaje mi się... Tak, tak, tak.. To tutaj, prawda? - spojrzał w okno domu. - Bluzę możesz zatrzymać, w nocy jest dobra jako kołdra. No to co... Chyba do zobaczenia, prawda? Spotkamy się kiedyś jeazcze, prawda? Na pewno się spotkamy.
Wyciągnął w jej stronę dłoń.
- Tak to tu.- spojrzała na blok nowego budownictwa.- Jesteś pewny, że jej nie chcesz? No wiesz mam kołdrę...- powiedziała lekko zakłopotana.
Uścisnęła jego dłoń i na nie spojrzała.
- Na pewno. - odpowiedział uśmiechnięty, przekrzywił głowę. - Mam nadzieję, że nie przestraszyłaś się, hm. Ał głowa.. No cóż, to by było na tylko tyle. Jakby co, znasz mój adres, Lisalisa~. - zamyślił się, popatrzył w niebo, wysunął język.
Przechyliła głowe w bok i przyglądała mu się zaciekawiona.
- Alis.- odparła.- Nie boje się ciebie. Chcesz coś na ból głowy?
Przechadzając sie jednom z ulic Morjav zauważył coś jakby czarną mgłę na jednym z podwórków. Zamknął oczy, uniósł głowę w górę i rozkładając ręce na boki krzyknął "Ojcze nie pozwól im". Stał sie niewidoczny dla ludzi a na jego plecach wyrosły złote języki ognia niczym skrzydła. Wszedł na ogród i zobaczył czarną postać nad zwłokami człowieka, która wyciągała za głowę jego dusze.
- On ma jeszcze wybór. Odejdź z tąd! Odpychając postać skrzydłem i korzystając że upadła wydobył krzyżyk z kieszeni i przycisnął nim go. W tym samym momencie ogień buchnął z ziemi i pochłonał czarną postać.
Morjav podszedł do zwłok położył jedną rękę na jego głowie
-Jeszcze nie teraz, Brian
- Alis. - powtórzył. - Wytrzymam. Bardzo jestem wytrzymały. Jeszcze nie zwariowałem. - przytulił ją, po czym odskoczył jak oparzony, z sykiem. - Jesteś ciepła. Być może się przeziębiłaś. Wracaj do domu i tak.. Do widzebaczenia.
Złapała go za dłoń nie pozwalając mu odejść.
- Po prostu jeszcze żyje. Uważaj na siebie Max...- wyszeptała i skierowała się do drzwi od klatki schodowej.
Zarumienił się, zerknął na nią.
- I nie umrzesz. To nie twój czas. To ja zdecyduje kiedy nadejdzie twój czas. - mruknął, przeskoczywszy przez płot, zniknął z pola widzenia.
Odwróciła się, lecz go już tam nie było. Spojrzała na lecące z nieba czarne pióro. Złapała je w dłonie.
- Wiem o tym...- wyszeptała do przedmiotu w dłoni.
- Adres tej dziewczyny był w dokumentach, nocowała u nas... - Amy siedziała w salonie i dyskutowała z ciotką Alison
- Rozumiem.- odparła tajemniczo.- Tak więc... Max jest...?
~~
Alison przemierzała korytarze. Na jej nadgarstkach były świeże bandaże. Czuła ciekawskie spojrzenia na sobie, jedynie szepty zastępowała jej muzyka ze słuchawek.
- Owszem. - pokiwała Amy. - Jest nadświadomy w dodatku używki i schizofrenia paranoidalna... To zbyt dużo jak na biedne dziecko. Eutanazja byłaby najlepszym wyjściem jednak on chce nadal żyć. - przetarła czoło. - Nie wie gdzie są jego rodzice, a tak naprawdę sam ich zabił.
- Nie pamięta tego...?- spytała niepewnie.
~~
- Walcie się wszyscy!- wrzasnęła zła.- Nie macie swojego życia?!- krzyczała będąc na korytarzu.
Zaloguj się aby dodać post. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.