Biegł ulicą, wskoczył na przejście dla pieszych, nie zauważywszy auta ciotki Alison. Otworzył szerzej oczy, w tym samym czasie zimny metal uderzył w jego ciało, odrzucając je do przodu. Poturlał się po ziemi, poczuwszy chrupnięcie w dłoni, wrzasnął.
. Zasady są takie, o jakich wspominała (bądź nie wspominała) xnobody. Wprowadzamy życie w ten opustoszały post, jakoś sobie radzimy! ~
Hans przejeżdżał przez jeden ze szkolnych korytarzy. W dłoni trzymał książkę, głęboko nią pochłonięty nie dostrzegał uczniów, stojących mu na drodze. Co chwila ktoś go upominał, chłopak skwapliwie jednak przepraszał, tłumacząc się najkrócej, jak tylko mógł. Wyciągnął z torby przygotowaną uprzednio w internacie kanapkę i zaczął ją pochłaniać prawie że z pasją. Wydobył szkicownik, wstępnie machnął kilka kresek, przyglądając się im krytycznym okiem.
Biegł ulicą, wskoczył na przejście dla pieszych, nie zauważywszy auta ciotki Alison. Otworzył szerzej oczy, w tym samym czasie zimny metal uderzył w jego ciało, odrzucając je do przodu. Poturlał się po ziemi, poczuwszy chrupnięcie w dłoni, wrzasnął.
Usłyszała wrzask nieopodal niej. Szybko pobiegła w tym kierunku. Na drodze zauważyła krwawiącego Maxa.
- Jezus...- wyszeptała i do niego podbiegła.
- Zostaw go!- krzyknęła kobieta ściskając jej nadgarstek.
- Elis...?- spojrzała zaskoczona. (P.S. ciotka Alison)
- Dzwonie po pogotowie, utrzymuj z nim kontakt.- wydała rozkaz.
Uklękła obok niego.
- Max...
Zaczął się śmiać, poruszać złamaną dłonią.
- Patrz! - wrzasnął, widząc, jak kość przebija skórę. - Jest jak guma! Widzisz?! - popatrzył jej pusto w oczy. - Jestem jak guma, haha! - zaczął zginać kość tak, że rozcięła skórę. - Dziękuję za wybawienie! - źrenice były wąskie. - Raj się otwiera! Widzisz?!
Wskazał na pochmurne niebo.
- Jakie piękne gwiazdy! - chmury tłumiły blasj gwiazd, nie było ich widać.
- Przestań!- wrzasnęła i przycisnęła jego dłoń do asfaltu.- Jesteś głupi jak but.- pewnie stwierdziła.
Zaśmiał się, patrząc jej tępo w oczy. Jego mina zrzedła.
- Głupi. - wyszczerzył zęby w półuśmiechu. Zachichotał. - Głupi. Jak. But. - drgał w torsjach, po chwili zwymiotował. - ZDECHNIESZ TAK JAK MOI STARZY, ZDZIRO! WPIERDOLĘ CIĘ I ODEŚLĘ NA TAMTEN ŚWIAT! NA! AMEN!
Złapał zębami za jej palca, po czym mocno szarpną. Oblizał się, czując w ustach metaliczny posmak.
- To ja tu jestem głupi... WY JESTEŚCIE GŁUPI! WY WSZYSCY! ZASŁUGUJECIE NA ŚMIERĆ IDIOCI! - rozpłakał się, przytulił jej dłoń do policzka. - Ja jestem głupi, ale ty nie. - uśmiechnął się czule. - Ponoć przeciwieństwa się przyciągają, Alison Lövger.
- Zdechnę.- uśmiechnęła się niemrawo.- Elis długo jeszcze?- warknęła.
- Za kilka minut będą.- krzyknęła szukając apteczki w bagażniku.
- Jeszcze chwilę.- powiedziała czule i usiadła po turecku obok niego w dalszym ciągu przytrzymując jego dłoń.- Wiesz, nie wiem jakim trzeba być idiotą by nie dać mi dojść do słowa. Pamiętasz, że kilka dni temu próbowałam się zabić?- spojrzała pusto w bok.- To nie pierwszy raz. Byłam na badaniach kontrolnych czy moja choroba się nie pogłębia. Tylko tyle...
- Rozumiem. Ale ja nie chcę wrócić na oddział. - załkał. - Tam są straszni ludzie. I oni. Oni krzyczą na mnie. Oni się ze mnie śmieją, a ty... Jesteś normalna, proszę... Nie chcę wraca do piekła, nie chcę. - zaszlocha, kręcąc głową, gwałtownie pobladł, zwymiotował ponownie. - Nie chcę stracić twojego życia. Ono należy do mnie od zawsze.
- Nie było trzeba pogarszać swojego stanu.- odparła lekceważąco.- Musisz trafić do szpitala i to nie podlega dyskusji.
- N-nie pogarszałem...! - wyharczał, osunął się, tracąc przytomność. - Po prostu się o ciebie martwię Lisalisa... Saliga.
- Saliga...?- wyszeptała zdziwiona.
Usłyszała ogłuszający sygnał za sobą.
~~
Znowu tu była. Cisnęła się na niewygodnym krześle na OIOM-ie.
- Amy powinna być tu za chwilę.- odparła Elis kończąc rozmowę.
- Skąd ty masz do niej numer?- spytała z kwaśną miną.- Nadal nie mogę uwierzyć, że to ty go...- wyszeptała wpatrując się w swoje palce.
- Przecież to on wleciał na jezdnie!- wrzasnęła oburzona, a reszta pacjentów z zaciekawieniem na nią spojrzała.
Skarciła ją tylko wzrokiem, zrobiła głęboki wdech i czekała.
Amy wpadła jak burza, blada na twarzy, ściskała w dłoniach czapkę chłopaka. W oczach zaszkliły jej się łzy.
- G-gdzie on jest?! - wyszeptalła zduszonym głosem. - Czy to pow...
- WYPIERDALAJ ZJEBIE! - wrzeszczał chłopak w sali, szarpiąc się w kaftanie, przytwierdzony do łóżka. - K-KTOKOLWIEK! RATUJCIE MNIE, NIE CHCĘ DO WARIATKOWA!
- Max... - podeszła niepewnie do drzwi. - On..
- Iść z panią...?- spytała niepewnie, podrywając się z krzesła.
- J-jeżeli pani by mogła... - wkroczyła do środka sali, patrząc na chłopaka. Max płakał, szepcąc coś bezgłośnie, nie ruszał się. Spojrzenie miał utwierdzone w suficie, oczy nabiegły krwią i spuchły powieki pod nimi.
Podążyła za nią. Położyła dłoń na jej ramieniu.
- Tylko spokojnie...- wyszeptała.
(Elis?)
Podeszła do chłopaka.
- Max... Wszystko dob...
- STUL PYSK! - załkał. - Nienawidzę cię, nienawidzę, nieNAWIDZĘ! - jego głos był ochrypły i nieprzyjemnie pisklowy.
- Maksik... Wrócimy niedługo do do... - zaczęła, ze łzami w oczach.
- NIE! KŁAMIIESZ! ZABIORĄ MNIE! JA NIE CHCĘ! JA NIE...
Zamilkł, patrząc w sufit.
Alison podeszła do Maxa. Wymierzyła mu siarczysty policzek. Elis zaskoczona na nią spojrzała.
- Ogarniesz w końcu to dupsko czy nie?!- wrzeszczała, ciotka nie mogła jej poznać.- Jeśli mówią ci, że niedługo wyjdziesz to wyjdziesz! Jeśli dalej będziesz się tak zachowywał to nie chce cie znać!- zakończyła ostro.
- Twoje życzenie jest rozkazem. - odparł, milknąc. Oczy były pełne strachu, tak samo jak jego blada, zmęczona twarz. Był unieruchomiony, na twarzy zasła mu krew. Ręka wisiała w temblaku, on sam przestał komunikować się z otoczeniem.
- Max...?- spytała zaskoczona.
Popatrzała po kobietach.
Ciotka weatchnęła, usiadła obok, chowając twarz w dłoniach. Chopak pozostał nieruchomo.
- Amy ty wiesz co tu się dzieje?- spytała zaniepokojona Elis.
Zaloguj się aby dodać post. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.