Życie (nie)idealne III

Życie (nie)idealne IIIObudziłam się i rozejrzałam się wokół. Białe ściany. Przez chwilę widziałam niewyraźnie, ale kiedy wzrok mi się zaostrzył zorientowałam się, że jestem w gabinecie higienistki. Dobrze, że nie chcieli wieźć mnie do szpitala. Dobrze, że zrzucili mój stan na prędkość i dystans.
-Przepraszam-powiedziałam słabo, by zostać zauważoną przez higienistkę.
-O! Obudziła się śpiąca królewna-zażartowała kobieta. Swoją drogą była młoda i naprawdę ładna. Szczupła. Chciałabym mieć taką fantastyczną figurę. Twarz też miała piękną. Duże, niebieskie oczy, pełne usta, a to wszystko okalała aureola stworzona z jej blond włosów.
-Jak się czujesz?-spytała.
-Dobrze. Może jestem trochę słaba.
-Wiesz dlaczego się tu znalazłaś?
-Prawdopodobnie zemdlałam. Właściwie to się nie dziwie. To chyba było moje rekordowe tempo biegu. Ale nie powinnam się tak mocno wysilać.
-Masz racje. Są granice wytrzymałości, a ty nie możesz ich przekraczać. Musisz bardziej na siebie uważać i szanować swoje zdrowie-powiedziała higienistka.
-Tak, wiem-rzuciłam.
-No dobrze. Skoro czujesz się już dobrze możesz wrócić do domu. Z tego co wiem, skończyłaś już lekcje. Dobrze by było, gdyby ktoś po ciebie przyjechał.
-Zadzwonię po tatę-zapewniłam. Kłamstwo. Jak miałabym zadzwonić po tatę, którego nigdy nie ma w domu?
-Dobrze, w takim razie.. Miłego dnia-uśmiechnęła się do mnie życzliwie.
-I wzajemnie. Do widzenia-odwzajemniłam uśmiech.
Pospiesznie wyszłam z gabinetu i udałam się do szatni, by przebrać się ze stroju sportowego, w który wciąż byłam ubrana. W swoim codziennym stroju wyszłam ze szkoły i ruszyłam na przystanek autobusowy. W normalnych okolicznościach poszłabym pieszo, bo nie mam daleko, ale ciągle czułam się osłabiona i nie chciałam narażać się na zesłabnięcie. Kiedy dotarłam na przystanek zauważyłam chłopaka, tego samego który wskazywał mi drogę do sali i tego, który tak wspaniale biega.
-Dobry bieg-zatkało mnie. ON się do mnie odezwał. Nie spodziewałam się tego, zwłaszcza nie po tym, jak lakonicznie odpowiedział na moje pytanie o salę. No ale coś..
-Dzięki-odpowiedziałam niepewnie i po dłuższym czasie. Więcej już się do mnie nie odezwał. Siedział tylko patrząc na swoje buty. Nie spojrzał na mnie ani razu w trakcie oczekiwania na autobus, który jak zwykle przyjechał spóźniony i do którego, jak się okazało oboje wsiadaliśmy. Kiedy zajęłam miejsce w autobusie przestałam myśleć o tajemniczym chłopaku. Przypomniałam sobie o propozycji plastyczki. Wystawa... Ciekawe.. Ale.. Nie chcę rzucać się w oczy. Na ogłoszeniu dotyczącym tej wystawy zobaczyłam, że będą na niej właściciele galerii sztuki, dyrektorzy najróżniejszych szkół.. Nie, wystarczy mi, że wyróżniłam się moim biegiem i zwróciłam na siebie uwagę. Pod względem plastycznym chcę pozostać w cieniu. Dotarłam na właściwy przystanek i wysiadłam. Chwilę później byłam już w swoim pokoju. Przebrałam się w dresy i bokserkę, która odsłaniała tatuaż na moim obojczyku, przedstawiający trzy ptaki lecące w stronę serca. Włosy upięłam w niedbały kok, więc napis "Stay strong" na moim karku również był widoczny. Pomimo odrzucenia propozycji wystawienia moich prac postanowiłam usiąść do sztalugi i stworzyć jakieś dzieło. W pewnej chwili przyszedł mi do głowy pomysł namalowania samej siebie przed lustrem. Przysunęłam sztalugę do lustra i zaczęłam tworzyć. Najpierw powstał tył mojej osoby. W takim stroju, w takiej fryzurze jakie miałam teraz. Zaczęłam od głowy. Włosy. Kontury powstały w niecałą godzinę. Teraz reszta ciała, do pasa. Z tym zeszło dłużej, ale się udało. Czas na tatuaż. Było ciężko oddać go takim, jaki jest w rzeczywistości, ale to zadanie również wypełniłam. Teraz kontur lustra. No i odbicie. Jeden z trudniejszych elementów tej pracy. Delikatnie przejechałam ręką po własnej twarzy. Badałam jej kontury tak, jakbym nigdy wcześniej jej nie dotykała, jakby nie należała do mnie. W końcu zabrałam się za rysowanie. Zaczęłam od oczu. Przepełniał je smutek, skrywany pod siłą, jaką starałam się pokazywać. Nos. Usta. Reszta twarzy, włosy, cała ja do pasa. Delikatny zarys czarnej bokserki i ptaki na lekko wystającym obojczyku. Przyjrzałam się sobie w lustrze. Mocno umięśnione ciało. Ale.. Jakieś dziwnie słabe i delikatne. Moja twarz, oznaczona bólem, który wręcz płynął z moich oczu. Ciągle skrywany. Skorupa siły. Nowa maska. Przybierana nawet przed samą sobą. Przejechałam wzrokiem po swoich rękach, po brzuchu, po nogach. Zauważyłam w swoim spojrzeniu wstręt, odrazę, nienawiść. Tak.. Nienawidziłam swojego ciała. Czułam odrazę patrząc na nie. Mój wzrok skierował się w stronę pleców, których nie mogłam dojrzeć. Pomyślałam o pokrywających je bliznach. Spojrzałam na uda, ukryte pod materiałem spodni. Pomyślałam o tym, jaka jestem, byłam i będę słaba. Pomyślałam o tamtym dniu. Pomyślałam o moich zobojętniałych i jakże zimnych rodzicach. Pomyślałam o mojej jedynej przyjaciółce na dobre i złe. Pomyślałam o śmierci. I w tym momencie spostrzegłam, że z moich oczu płynął łzy. Kolejny moment załamania. Tak bardzo nie lubię płakać. Odkąd skończyłam 10 lat nigdy nie płakałam przy ludziach. Ale kiedy zostawałam sama nie miałam siły powstrzymywać łez. Jestem taka słaba. Taka słaba. Spojrzałam na nieskończony obraz i odepchnęłam sztalugę. Nie przewróciła się. Trudno. Myśli o przeszłości zawładnęły moim umysłem. Cichy szloch zmienił się w spazmatyczny płacz, bardzo ciężki do opanowania. Znałam sposób na wyrzucenie z głowy wszystkich myśli. Zeszłam na dół i sięgnęłam do barku ojca. Później było coraz lepiej. Uspokajałam się. Przestawałam myśleć. W końcu zapadłam w głęboki sen.

PannaNikt

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1077 słów i 5985 znaków.

1 komentarz

 
  • olinka

    Błagam dodawaj kolejną część!!

    12 paź 2014