Przez tą prace nie mam czasu dla siebie.. na chwilę odpoczynku, z jednej lecę do drugiej i tak dalej..
Po prostu masakra... Ale nie mam innego wyboru..
Chcę wytłumaczyć sobie wszystko z Mateuszem i przekonać go, aby do mnie wrócił..
A jak tak się nie stanie, zamierzam skończyć ze swoim życiem..
Tak będzie najlepiej.
W tej chwili leże sobie spokojnie w łóżeczku.. Jest jakoś tak po piątej..
Spoglądam na mój mały pokój pełen rozmaitych rzeczy, które walają się tu i ówdzie..
Nie mam czasu posprzątać, teraz mógłbym, ale mi się nie chce...
W mojej głowie przewracają się przeróżne wspomnienia..
Moja mama, która tak bardzo mnie kochała... Była moją najlepszą przyjaciółką, gadaliśmy o wszystkim, o tym co mnie boli, czasem płakaliśmy, a na pocieszenie jedliśmy lody lub inne smakołyki.. Jakbyśmy myśleli, że to coś da.
Zawsze jej pomagałem, nie chciałem, aby zostawała z tym wszystkim sama, tak jak teraz ja.
Ojej. Jest już szósta.. Wypada wstać, ogarnąć się, zjeść.
Nie sądzę, że w takim stanie ktokolwiek chciałby abym u niego pracował.
Wstajeee....
Ogarniam to i owo. Teraz wyglądam jak człowiek..
Przejeżdżam ręką po włosach... biorę torbę, zamykam drzwi i idę do państwa Kowalskich... Opiekuję się ich rozwydrzonym dzieckiem..
A raczej dwojgiem dzieci, tylko, że jedno jest naprawdę cudowne..
Ma w sobie to coś. Jedną wadą jest to, że jest zbyt nieśmiałe..
Ma na imię Milenka.. Całe szczęście udało mi się.. z nią zaprzyjaźnić.
Lubię z nią rozmawiać, opowiada mi o wszystkim.
Drugie dziecko, to prawdziwe dziecko szatana..
Nazywa się Marcela.. Chodzi zawsze dumna, z głową do góry, czasem mnie denerwuję, czasem bardzo...
Pukam do drzwi.. Otwiera Pani Dagmara z widocznym smutkiem na twarzy, zaprasza mnie do środka i jak codziennie mówi o tym co jest dla niej ważne.
Budzę dziewczynki... Robię im śniadanie.. Jedzą, później jakaś rozrywka.. Wypadzik do kina na beznadziejnie nudny film.. a raczej bajkę...
o 13 wychodzę, bo wraca ich ojciec..
Idę do domu kultury i uczę dzieci grać na gitarze.. Jakoś tak 3 godzinki...
i godzinna przerwa na obiadek..
o 18 lecę do klubu... zakładam fartuszek i muszkę i latam obsługiwać napalonych kolesi... a przede wszystkim nadzianych...
Ta praca mnie dobija..
Wracam do domu po 1... rzucam się na łóżko i zasypiam...
w ten sposób zarabiam dziennie około 200 złotych..
Jutro będzie tak samo, i po jutrze, a ja tak bardzo go kocham...
1 komentarz
julka
To takie prawdziwe opowiadanie.. Mam nadzieje że z kolejnymi częściami zacznie się coś więcej dziać.. Ale jak na razie jest dobrze. Powodzenia z kolejnymi częściami