W świecie kłamstw rozdział 41 ostatni

W świecie kłamstw rozdział 41 ostatniMiesiąc później.

- Po co ci okulary w pokoju? - Alek spojrzał nieco zaskoczony na Asię, gdy ta weszła do pomieszczenia. Byli w pałacu już trzeci dzień, drugi po urodzinach królowej.
- Problemy z oczami — wyjaśniła ochryple i usiadła w fotelu, odsuwając go jak najbardziej w cień.
- Jakie problemy z oczami? Jeszcze wczoraj wszystko było dobrze - zdziwił się. - Asia? Wszystko w porządku?
- Jak najbardziej — uśmiechnęła się nieznacznie. Przyglądał się jej przez dłuższą chwilę, gdy udawała, że czyta, aż podszedł do niej i ściągnął jej okulary.
- Kurwa — zaklął, widząc jej podbite oko i rozciętą wargę, która zaczynała już puchnąć.
- Kto ci to zrobił ? - zapytał, trzęsąc się niemal ze złości. - To był on?
Spojrzała mu w oczy i kiwnęła nieznacznie głową.
- Kurwa mać! Zabiję tego gnoja! Gdzie on jest?
- Nie! - zerwała się z miejsca, ale zakręciło jej się w głowie i byłaby upadła, gdyby nie Alek, który podtrzymał ją ramieniem.
- Asia, spokojnie... Aż tak źle się czujesz? Co on ci zrobił? I za co?
- Uderzył... Powiedziałam, że nie pójdę z nim do łóżka, bo nie czuję się najlepiej. Wściekł się...
- Gdzie jeszcze cię uderzył?
- W brzuch — zaczęła płakać, łapiąc się kurczowo jego ramion. - Jestem w ciąży, Alek.
- Jesteś... O, kurwa — jęknął, cofając się o krok. - On... Wie?
Pokręciła głową.
- To nie jego dziecko... - spojrzała na niego zapłakana. - Od powrotu z rejsu i jego kawalerskiego nie poszliśmy do łóżka...
- Kurwa — powiedział po raz kolejny i wziął ją w objęcia. - Spakuj najpotrzebniejsze rzeczy, wyjeżdżamy.
- Przecież Ben będzie mnie szukał... - jęknęła.
- Nie będzie, a nawet jeśli, to nie znajdzie. Ty i dziecko macie być teraz bezpieczni. Kochanie, spakuj najpotrzebniejsze rzeczy, dobrze? Skoro cię uderzył, możemy już przestać udawać, że nic nie wiemy o jego zdradzie...
Odsunęła się od niego i powoli, niczym kiepski robot zaczęła pakować swoje rzeczy do niewielkiej torby, ale kiedy chwyciła za telefon, Alek pokręcił stanowczo głową. Spuściła wzrok i wyjęła kartę pamięci. Nie chciała tracić wszystkich wspomnień. Idąc do łazienki, zatrzymała się jednak i spojrzała na mężczyznę.
- Co się stało, kochanie? - zapytał łagodnie, choć widząc ją pobitą, zalęknioną i całkowicie rozbitą, miał ochotę wybiec, odszukać Bena i spuścić mu taki wpierdol, że facet nie pozbierałby się po nim przez najbliższy miesiąc. Z pewnych przyczyn nie wchodziło to jednak w rachubę. Niestety.
- A co z Henrym? - zapytała cicho. Na samą myśl, że miałaby opuścić chłopca, robiło jej się słabo. Przecież był jej małym synkiem. - Nie zostawię go tutaj.
- Przykro mi, ale będziesz musiała. Henry nie jest twoim synem. Jeśli go zabierzesz, Ben nigdy nie odpuści i wszystko skomplikuje się jeszcze bardziej.
- On tu nie zostanie, jasne? Poza tym owszem jest moim synem. Ben to załatwił — odparła zdecydowanie.
- Asia, kochanie...
- Zabieramy go ze sobą. Przynajmniej tyle dla mnie zrób.
Zrezygnowany pokręcił głową i wziął jej torbę.
- Spakuj go, będę czekać na zewnątrz — powiedział i wyszedł. Dołączyła do niego po kilku minutach, znów w dużych okularach przeciwsłonecznych na nosie. Przed drzwiami do pokoju, w którym bawił się chłopiec, natknęli się na wychodzącego stamtąd Fryderyka.
- Wybierasz się gdzieś, Joanno? - zapytał uprzejmie, widząc torbę w dłoni Aleka.
- Nie, nie. To rzeczy dla potrzebujących. Zrobiłam przegląd szafy i Alek po prostu zaoferował mi pomoc w dostarczeniu tego na miejsce — skłamała szybko, choć głos nieco jej zadrżał.
- Godne podziwu — mruknął, patrząc to na Asię, to na Aleka. - Tyle że to nie prawda — westchnął ciężko. - Zabierz ze sobą Henry'ego. Ten wyjazd dobrze mu zrobi. Wam obojgu. Przesuniemy ślub i...
- Nie! - zaprotestowała gwałtownie. - Ja tu do niego nie wrócę, jasne? I na pewno nie oddam mu małego! Ben mnie zdradził, o czym doskonale wiedziałeś!
- Asiu... - Alek, choć wciąż wściekły, wyglądał na chwilowo zakłopotanego.
- Moglibyście się uciszyć oboje? - ofuknęła ich Sophie, również wychodząc z pokoju. Zerknęła krótko na szwagierkę, a potem przeniosła wzrok na brata. - Niech zabiera stąd małego i ucieka. Sam widzisz, że to nie jest życie dla niej. Stan Bena już się raczej nie poprawi, więc przynajmniej oni niech ułożą sobie jakoś życie. Naprawdę ciężko mi się o tym mówi, bo to nasz brat, ale to potwór, którego trzeba kontrolować. Asia nie da sobie sama rady. I tak jestem zaskoczona faktem, że tak długo był spokojny. Jego znów trzeba poddać leczeniu, ale oni nie mogą przez to cierpieć.
- Leczeniu?! O co tu, kurwa, chodzi? Wiedzieliście, że może pobić Asię? - Alek był właśnie bliski furii.
- Cóż... - teraz to Fryderyk wyraźnie szukał odpowiednich słów. - Owszem, wiedzieliśmy. Wiedzieliśmy, że nasz braciszek jest psychicznie chory. Od urodzenia. Początkowo twarde wychowanie ojca i terapia dawały skutek. Niestety, posypało się to parę lat temu, no i jak widać, teraz — odparł król spokojnie. - Chcę, byś przed wylotem miała świadomość, co mu jest, Asiu. Oczywiście to go nie usprawiedliwia, bo on niestety zawsze jest świadomy swoich czynów. W Benie mieszkają dwie osobowości.
- Osobowość mnoga? - zapytała cicho, czując, jak uginają się pod nią kolana.
- Niestety. Przez ostatnie lata jego drugie ja, to agresywne było uśpione i wszyscy mieliśmy nadzieję, że tak już pozostanie. Jak widać, myliliśmy się.
- Dlaczego nie powiedzieliście mi o tym wcześniej? Boże, gdybym wiedziała, nigdy nie zgodziłabym się na ten ślub!
- To była decyzja Bena, nie nasza. On również się cieszył, że po śmierci Lisy może na nowo kogoś kochać. Tamten wypadek bardzo go przybił. Do tej choroby doszła jeszcze depresja, więc leczenie było podwójnie utrudnione.
- Jaki wypadek? Myślałam, że Lisa zmarła w wyniku choroby...
- To oficjalna wersja — wyjaśniła Sophie i przytuliła Asię, ale ta szybko wyrwała się z objęć niedoszłej szwagierki. - Przykro mi, że rozstajemy się w takich okolicznościach... Jedź, zabierz stąd Henry'ego, proszę. Wyglądasz fatalnie, nasz lekarz cię opatrzy...
- Obejdzie się — warknął Alek i objął Joannę ramieniem. - Jeśli ten kretyn się znajdzie gdzieś po drodze, nie omieszkam go zatłuc.
- Uważaj, chłopcze — mruknął Fryderyk. - Grozisz szlachcicowi...
- Przede wszystkim — wycedził czarnowłosy przez zaciśnięte zęby — grożę śmieciowi, który pobił kobietę.


Godzinę później wsiadali już w trójkę do samochodu, który miał zawieźć ich na lotnisko. Malec co prawda wciąż dopytywał o ojca, ale gdy dostał kolorowankę, szybko zajął się nowym tematem.
- Więc... nie wiedziałeś? - zapytała cicho Aleka, gdy wreszcie ruszyli w drogę. Pokręcił głową.
- Nie. Nie miałem pojęcia. Gdybym wiedział, ostrzegłbym cię od razu.
- Ale kiedyś powiedziałeś mi, że on nie jest taki, na jakiego wygląda. Że mnie skrzywdzi...
- Cóż — odchrząknął. - Kłamałem. Miałem nadzieję, że uwierzysz i odejdziesz od niego. Cholera, może gdybym starał się mocniej...
- Nie miałeś szans. Przynajmniej nie wtedy — uśmiechnęła się przepraszająco. - I gdyby nie ten kawalerski...
- Nie szkodzi, ja wszystko rozumiem.
- Gdzie właściwie lecimy?
- Do Szwajcarii... Ale tylko na chwilę.
- A gdzie dalej?
- Lubisz ciepłe kraje?
- Owszem — odparła ostrożnie.
- Więc Hiszpania powinna ci się spodobać — uśmiechnął się do niej nieznacznie. Kiwnęła głową, ale myślami była bardzo daleko. Bała się, ale w obliczu tego malucha tak ufnie przytulonego do jej boku, nie mogła okazać żadnej słabości. Była mu teraz potrzebna jak jeszcze nigdy. Stracił matkę, a teraz jeszcze ojca. Ona nie mogła go opuścić. Żałowała jednak ogromnie, że przez tyle czasu żyła w świecie, w którym otaczały ją kłamstwa. I to tego kalibru.

- Gdzie tatuś? - zapytał Henry sennie, gdy parę godzin później dotarli do niewielkiego domku w szwajcarskim lesie.
- Będzie później — mruknął Alek łagodnie, wnosząc chłopca do środka.
- Tatuś dzisiaj krzyczał na mamusię — powiedział malec, wtulając się ufnie w ochroniarza. - Tak nie wolno.
- Masz rację, nie wolno, mamusia jest super. Ale teraz już o tym nie myśl, idziemy spać...

- Zasnął wreszcie — szepnął, siadając na kanapie obok Asi. Kiwnęła niemrawo głową, grzejąc dłonie o kubek herbaty. - Powinnaś przyłożyć sobie lód na tę opuchliznę — westchnął. - Zobaczę, czy jest coś w lodówce.
- Dziękuję... Za wszystko — głos jej mocno drżał i walczyła ze łzami. - Wiem, że ta ciąża mocno wszystko skomplikowała...
- Hej, już dobrze — ostrożnie obłożył jej twarz lodem. - Jestem tu z wami, jesteście bezpieczni. Cała wasza trójka. I oczywiście, że musiałem. Nosisz moje dziecko. Nie sądziłem, że ten jeden raz tak wiele zmieni, ale nie mam nic przeciwko temu. Niczego nie skomplikowałaś. Wszystko stało się o wiele łatwiejsze, wiesz? Jak się czujesz, kochanie? Potrzebujesz czegoś?
- Chciałbym się wykąpać, a potem coś zjeść... Alek?
- Tak, kochanie?
- Czy tutaj dowożą pizzę?
- Jasne. Masz ochotę?
- Ogromną.
- Prawidłowa decyzja — ostrożnie pocałował ją w policzek. - Zaraz wszystko przygotuję, siedź tu i czekaj. Już nic ci nie grozi, pamiętaj.
- Pamiętam — wyszeptała.

Trzy godziny później ostrożnie położył ją obok spokojnie śpiącego chłopca i wrócił do salonu. Miał ochotę krzyczeć i walić pięściami we wszystko, co miał pod ręką, a zamiast tego wszedł pod lodowaty prysznic, który nieco złagodził jego nerwy. Wiedział, że musi działać szybko, stanowczo, ale i łagodnie, by nie wystraszyć malca. Wytarł się niedbale i wrócił do salonu. Nalał sobie odrobinę alkoholu, dosłownie tyle, by poczuć smak, ale się nie upić i wykonał kilka telefonów. Co prawda chatka była miejscem dość bezpiecznym, jeśli chodzi o wiedzę o niej, ale jednocześnie była zbyt odsłonięta. A musiał mieć sto procent pewności, że cała trójka będzie bezpieczna, dlatego też z prośbą o pomoc zgłosił się do jedynej osoby, której ufał — Marii Romanov. Na szczęście kobieta nie pytała o wiele i od razu zaoferowała transport do Kanady, gdzie obecnie przebywała.


- Dlaczego lecimy akurat do Hiszpanii? - zapytała Asia nazajutrz, tuląc do siebie zdezorientowanego Henry'ego. Chłopiec był coraz bardziej zestresowany obecną sytuacją i brakiem ukochanego ojca przy boku. - Szwajcaria jest neutralna, tam nie mógłby nas szukać, a przynajmniej nie żądać wydania nas.
- I tak tego nie zrobi, ale właśnie w Hiszpanii mieszka ktoś, kto zgodził się nam pomóc, choć obecnie lecimy do Kanady, bo właśnie teraz tam chwilowo przebywa. Ale nie martw się, Hiszpanię też odwiedzimy — usiadł naprzeciwko nich i uśmiechnął się łagodnie do chłopca, który nie rozstawał się ze swoją ukochaną przytulanką. Wymiętoszonym królikiem z oklapłymi uszami.
- Znaczy kto? - zapytała, patrząc na niego podejrzliwie. - Jeśli to jakiś podstęp, to...
- Żaden podstęp, Asiu — przerwał jej łagodnie, w tym samym czasie, w którym odrzutowiec wzbił się w powietrze. Henry pisnął i wtulił się w kobietę.
- Gdzie tatuś? - zapytał nieco płaczliwie, patrząc na nią swoimi dużymi oczkami.
- Tatuś jest chory, ale my zrobimy sobie wakacje — powiedziała przez nieco ściśnięte gardło, gładząc chłopca po włoskach.


- Gdzie oni są?! - ryknął wściekły Ben, niczym burza, wpadając do gabinetu Joachima w tym samym czasie, w którym Asia, Alek i Henry wylatywali ze Szwajcarii. - Gdzie ich ukryłeś?!
- Nigdzie ich nie ukryłem, nie mam pojęcia, o czym mówisz, braciszku — odparł tamten spokojnie, wracając do przerwanej lektury gazety. Młodszy z mężczyzn uderzył z całej siły pięścią w biurko. - Bardzo cię proszę, nie wyżywaj się na moim meblu, uspokój się, usiądź i wytłumacz mi na spokojnie, co się dzieje i kogo niby ukryłem...
- Aśkę i małego! Myślisz, że jestem głupi? Doskonale wiem, że coś was łączy! Ciągle was widzę razem! Pytanie brzmi, gdzie oni są?!
- Dość tego, Benedict! - tym razem to starszy książę wyraźnie się zdenerwował. - Nie rozumiem, jak możesz coś takiego w ogóle insynuować! - przerwał na moment, przyglądając się bratu. - Brałeś dziś swoje leki?
- Nie potrzebuję ich — burknął Ben niczym małe dziecko. - I czuję się dobrze. Ale ich nie ma, gdzieś zniknęli, telefon Aśki nie odpowiada, bo jest, kurwa, wyłączony!
- Dobrze, spokojnie, znajdziemy ich. Być może po prostu telefon się jej rozładował, czego nie zauważyła, a Henry'ego po prostu zabrała na spacer.
- Pokłóciliśmy się...
- I co? Sądzisz, że to przez to teraz jej teraz nie ma?
- Tak... Ja... Uderzyłem ją lekko.
- Cholera, Ben... Dobra, chodźmy do Fryderyka, być może on wie cokolwiek — brązowowłosy podniósł się zza biurka i ruchem dłoni wskazał bratu drzwi. Wyszli na korytarz. Po chwili Fryderyk podniósł zaciekawione spojrzenie znad stosu papierów, nad którym siedział, gdy bracia weszli do saloniku, w którym przebywał, a widząc wściekłe spojrzenie Bena i zaniepokojone Joachima, natychmiast domyślił się, że może chodzić o Joannę.
- Cóż za miła wizyta moich drogich braci. Co się stało, że przychodzicie do mnie obaj? Znów szukacie pomocy po tym, jak narozrabialiście? - żartem postanowił załagodzić sytuację, bądź wybić Bena z aktualnego stanu.
- Gdzie Joanna i mój syn? - przerwał mu Benedict, kompletnie nieskory do żartów.
- Nie rozumiem... Nie wiesz?
- Nie udawaj idioty, bracie! Nie ma ich!
- Po pierwsze nie tym tonem, Benedict, ja wciąż mimo wszystko jestem twoim królem. Po drugie, dlaczego zaprzestałeś terapii lekami? A po trzecie ani Joanny, ani Henry'ego tutaj nie ma. Odesłałem ich stąd po tym, jak podniosłeś rękę na swoją narzeczoną. A Joanna wie wszystko o twoim wieczorze kawalerskim...
- Odesłałeś?! Ty podły gnoju! Jak śmiałeś mi to zrobić?! To moja rodzina! Nie miałeś prawa! - zaczął wrzeszczeć. Zaalarmowani jego wybuchem strażnicy natychmiast zjawili się w pomieszczeniu.
- Zabierzcie księcia do skrzydła szpitalnego. Za chwilę do was dołączymy. Pod żadnym pozorem nie wypuszczajcie go stamtąd — Joachim pierwszy zdecydował o obezwładnieniu brata. Trzech gwardzistów bez większego trudu powaliło szamoczącego się Bena. Gdy go wyprowadzili, spojrzał ponuro na Fryderyka. - Nie jest dobrze...
- Mnie to mówisz... Pójdę teraz do niego i pomówię z lekarzem, a ty wołaj prawników i wydaj oświadczenie o odwołaniu ślubu. Jako powód podaj... Cokolwiek wymyślisz...


- Uspokoiłeś się wreszcie? - zapytał Fryderyk, siadając na krześle obok łóżka, do którego został przykuty Ben.
- Każ mnie rozwiązać! Jestem księciem, do cholery!
- Przede wszystkim obecnie jesteś niepoczytalny, więc nie ma takiej możliwości. Pobiłeś Joannę, sam widziałem, jak ją załatwiłeś.
- Nie pobiłem...
- Nie przerywaj mi, kiedy mówię! Ben... Otrzymałeś od nas wszystkich niebywale duży kredyt zaufania po śmierci Lisy. Wszyscy zgodziliśmy się, byś opuścił szpital, a później zajął się własnym biznesem i związał z Joanną tylko, jeśli będziesz systematycznie brać leki, które miały wyciszać twoją agresję. Niestety postanowiłeś przerwać leczenie, co zaowocowało tym, że podniosłeś rękę na bezbronną dziewczynę. Efektem tego jest jej oraz Henry'ego wyjazd stąd, by nie narażać ich więcej na twoje ataki. Czy tu powrócą, tego nie wiem, bo nie rozmawialiśmy o tym jeszcze — skłamał gładko. Przecież kobieta powiedziała wyraźnie, że nigdy tu nie wróci, a sam przed chwilą zdecydował, by odwołać ich ślub. Nie mógł mu tego jednak teraz powiedzieć. - Nie mniej jednak dopóki nie dostanę do ręki wyników badań przeprowadzonych przez trzech niezależnych ekspertów w dziedzinie leczenia zaburzeń psychicznych, pozostaniesz pod ciągłą obserwacją w zamkniętym szpitalu, braciszku. Nie mogę pozwolić na to, byś znów doprowadził do śmierci mojej bratowej.
- To nie byłem ja!
- I dlatego będziesz się leczyć, Ben. To koniec dyskusji.
- Ona jeszcze do mnie wróci! Wróci i pożałuje, że uciekła, słyszysz? Pożałuje tak samo, jak Lisa!


- Co to za dom? - przytuliła mocniej śpiącego na jej rękach chłopca, przyglądając się nieufnie potężnej willi mieszczącej się nieopodal oceanu. Z daleka słyszała szum fal.
- Mój, drogie dziecko — powiedziała Maria łagodnie, podchodząc do nich. Miała na sobie białą bluzkę z żabotem, spódnicę sięgającą ziemi i fartuch poplamiony śladami świeżej ziemi, który teraz pospiesznie zdjęła. - Sądziłam, że zjawicie się później, dlatego pozwoliłam sobie na chwilę z moimi ukochanymi różami. Wchodźcie do środka i odświeżcie się po podróży, a potem zapraszam na obiad. Jest tak ciepło, że naprawdę chyba nic się nie stanie, jeśli zjemy na tarasie. Na wszystkie twoje pytania odpowiem po posiłku. Zmykajcie... Sądzę, że za dwie godziny wszystko będzie już gotowe.

- Maria Romanov? Alek, co tutaj się dzieje? - zapytała Asia zdezorientowana, idąc za mężczyzną na piętro.
- Spokojnie, wie o ataku Bena i nam pomoże.
- Przecież to jego chrzestna!
- Doskonale o tym wiem, ale naprawdę nie martw się. Będzie dobrze, zobaczysz.

- Wspaniały obiad — przyznała Asia nieco nieśmiało, gdy po posiłku służba odniosła talerze.
- Przekażę kucharce twoje słowa uznania. - Maria uśmiechnęła się nieznacznie, zapalając papierosa. - Aleksandrze, polej nam, proszę po lampce burbonu. To nam wszystkim dobrze zrobi, a poważne rozmowy najlepiej prowadzić przy doskonałym alkoholu — zwróciła się do Aleka, który natychmiast udał się do salonu. Coraz mocniej spięta czekającą ją rozmową Asia, z niemałym zaskoczeniem zauważyła, że jej... Cóż teraz chyba już partner, czy tak? Oh, mniejsza z tym, że Alek doskonale orientuje się, gdzie co jest. I jak to możliwe? - Aleksander bywa tu dość częstym gościem. Nie dziw się więc, że doskonale zna ten dom.
- Nie rozumiem, co tu właściwie się dzieje... - jęknęła, chowając twarz w dłoniach. - Jak to możliwe, że Ben jest takim potworem?
- Jeśli cię to jakoś pocieszy, muszę przyznać, że ja również o niczym nie wiedziałam aż do telefonu Aleka i jestem tak samo wstrząśnięta obłudą duńskiej rodziny królewskiej. Przecież to nie jest sprawa, którą można ot tak sobie ukrywać. Zdaje się, że będę musiała porozmawiać sobie z Fryderykiem. Mnie się nie okłamuje... Uspokój się, dziecko i przestań płakać, bo nie ma nad czym. Rozumiem, że go kochałaś, ale skoro cię uderzył i to tak, że te sińce przybierają naprawdę fantastyczne kolory, to nie był to mężczyzna z twoich snów. Nie powiem ci, co masz teraz zrobić, ale na twoim miejscu nie namyślałabym się długo, tylko natychmiast zerwała zaręczyny...
- Zerwałam. Powiedziałam Fryderykowi, że już nigdy nie wrócę do Bena. Okłamał mnie i zdradził — szepnęła dziewczyna, skulając się w sobie.
- Zdradził? Boże mój... Głupi, nieszczęsny chłopak... Dziękuję, Aleksandrze — wzięła od niego kieliszek. - A ty, Joanno? Nie pijesz?
- Asia nie może obecnie pić alkoholu — powiedział Alek. - Jest w ciąży... Ze mną.
- Oh, teraz wszystko rozumiem — pokiwała głową i uśmiechnęła się łagodnie do dziewczyny. - Muszę przyznać, że jestem z tego bardzo zadowolona. O wiele bardziej niż z twojego związku z Benedictem.
- Nie rozumiem... Dlaczego? - Asia spojrzała niepewnie na kobietę, by następnie przenieść wzrok na przyjaciela i zamarła na moment.
- Domyślasz się już? - zapytał łagodnie, gładząc ją po policzku.
- Ale — spojrzała znów na Marię i z powrotem na niego. Dopiero teraz zaskoczyła. - Co to ma znaczyć?
- Aleksandr jest moim synem, Joanno. Nieślubnym, ale zawsze to ta sama krew — wyjaśniła imperatorowa swobodnie, obracając w dłoni kieliszek z alkoholem. - Z tego też względu, że jego ojciec nie ma żadnych szlacheckich korzeni, nie mogłam oficjalnie wprowadzić chłopaka do rodziny. Pozostał na uboczu, niewidzialny dla świata. Pozwoliło mi to na podjęcie pewnych kroków, na które nigdy nie zdecydowałabym się, gdyby Alek był oficjalnym członkiem mojej rodziny. Nie mniej jednak po mojej śmierci to on wszystko dziedziczy.
- Ale... Nie rozumiem, przecież masz, pani jeszcze jednego syna...
- Oczywiście, że mam, ale Jerzy przez całe życie tylko marnował pieniądze, które na niego łożyłam. Aleksandr natomiast nigdy mnie nie zawiódł i to on będzie głową Romanovów, jeśli zajdzie taka potrzeba.
- Do tego czasu mamy przed sobą jeszcze kilka ładnych lat — wtrącił Alek, delikatnie gładząc ramię Asi. - Natomiast co do obecnej sytuacji, w której się znajdujemy, po powrocie do Hiszpanii, matka spotka się z królową Letycją. Przedyskutują najpilniejsze sprawy, również twoją ciążę. Możliwe, że wypracują razem jakieś korzystne rozwiązanie. Niczego się nie obawiaj, tutaj nikt cię nie skrzywdzi.
- Teraz ty zamierzasz dyktować mi wszystko, co mam robić? - zapytała, patrząc na niego poważnie. Pokręcił głową.
- Oczywiście, że nie, ale to naprawdę korzy...
- Korzystne dla kogo?! - krzyknęła, wyplątując się z jego objęć. - I czy ktokolwiek zamierza mnie pytać o zdanie? O to, czego ja chcę?... Proszę mi wybaczyć, imperatorowo, ale muszę pomyśleć na osobności. I nie waż się za mną leźć! - syknęła, patrząc na mężczyznę i ruszyła w stronę plaży, brnąc przez piasek. Dał jej kilka minut, a następnie poszedł za nią.
- Asiu, zaczekaj, kochanie...
- Odwal się!
- Przecież wszystko ci wytłumaczę, tylko mnie posłuchaj!
- Nie mam najmniejszego zamiaru! Spieprzaj, Alek! Okłamałeś mnie, padalcu! Jak mogłeś?!
- Nie miałem wyjścia, uwierz mi. Wszystko mi się cholernie skomplikowało, gdy tak ostro zareagowałaś na prawdę o Benie... Dalej się na mnie gniewasz?
- A jak myślisz?! Kiedy planowałeś powiedzieć mi, kim jesteś? Kolejny, który miał zamiar przez pół życia skrywać przede mną, że jest pieprzonym księciem?! A może masz jeszcze jakiś sekret, o którym dowiem się poniewczasie?!
- Proszę cię, nie krzycz. Nie mam przed tobą już żadnych sekretów.
- Doprawdy? - fuknęła, odchodząc prędko na drugi koniec pomostu.
- Nie uciekniesz przede mną, maleńka. Nie znasz okolicy, a ja owszem — zaśmiał się, podchodząc do niej szybko i obejmując ją od tyłu. - Mówiłem, że on nigdy się nie dowie, pamiętasz?
- Skąd ta pewność? Skąd wiesz, że nie będzie wiedział?
- Bo wszystko załatwimy przez prawników. Zresztą oni już działają. Wystarczył jeden telefon i informacje, tak skrzętnie skrywane przez Sophie i jej rodzinkę, jeszcze dzisiaj ujrzą światło dzienne. Z tego, co mi wiadomo, moi ludzie dotarli do zdjęć Bena z tymi dziwkami. Zdjęć, które niby zostały zniszczone, by nie ujrzały światła dziennego. Oberwie się im...
- Rozumiem — jej początkowa furia sklęsła i wtuliła się teraz w niego kurczowo. - Ale dlaczego od razu mieszać w to królową? Nie dość, że jedną rodzinę już skłóciłam?
- To bynajmniej nie jest twoja wina, kochanie. A królowa jest bliską przyjaciółką mojej matki. No i od pewnego czasu mediuje w rozmaitych sporach na płaszczyźnie rodów panujących.
- Nie mogę załatwić tego sama?
- Nie, skarbie. Uwierz mi, że tak będzie lepiej...
- Jeśli mam teraz żyć z tobą, to chcę żyć swobodnie.
- Nie mam zamiaru cię w niczym ograniczać. Przecież ci o tym mówiłem, pamiętasz? Wtedy na jachcie... Wrócimy do domku w Szwajcarii lub wyjedziemy tam, gdzie będziesz chciała. Przejąłem firmę Bena, gdy zdecydował się ją sprzedać po tym, jak dostał propozycję od brata. Jeśli będziesz chciała, otworzymy jakiś niewielki hotelik. I wychowamy razem dziecko.
- Dzieci — poprawiła go.
- Już planujesz ze mną kolejne? - uśmiechnął się.
- Chodziło mi o Henry'ego, kretynie...
- Nie jestem pewien, czy pozwolą ci na wychowywanie go.
Spojrzała na niego z bólem w oczach.
- Kocham go — powiedziała cicho. - Jest moim synkiem.
- Wiem, Asiu. Wiem, ale im szybciej pozwolisz mu wrócić do rodziny, tym mniej będzie cię to boleć. I jego także. I mnie, bo nie mogę patrzeć na twoje łzy, maleńka.


Pół roku później.

- Chcę go zobaczyć — powiedziała Joanna twardo, patrząc w smutne oczy Fryderyka. - Pozwólcie mi się z nim pożegnać. Mimo bólu, jaki mi zadał... O nic więcej nie proszę.
- Ty się z tym zgadzasz? - mężczyzna spojrzał na towarzyszącego jej Aleka.
- Ja nie potrafię jej niczego zabronić, zwłaszcza teraz...
- No tak... Gratuluję... Cholera. W tej sytuacji nawet nie mogę się na ciebie gniewać o zdradę, Joanno.


- Ben?
Leżący w szpitalnym łóżku mężczyzna drgnął gwałtownie, słysząc swoje imię i podniósł głowę. W następnej sekundzie szarpnął się mocno, chcąc do niej podbiec, ale pasy, którymi był przykuty do łóżka, skutecznie mu to uniemożliwiły.
- Asia — chrypnął, omiatając ją rozgorączkowanym spojrzeniem. - Kochanie, jesteś nareszcie. Powiedz tym kretynom, że mają mnie rozkuć i wracajmy do domu. Nawet nie wiesz, jak bardzo się cieszę, że przyszłaś... Który miesiąc, kochanie? Musimy wymyślić imię dla dziecka. Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej?
- Chciałam — przyznała, siadając na krześle. - Ale ty mnie wtedy uderzyłeś i to nie miało już sensu. Zresztą... To i tak nie miałoby sensu po tym, jak mnie zdradziłeś.
- Ja... Nie chciałem tego zrobić. Nie chciałem cię uderzyć, ale byłaś taka nieposłuszna i...
- Ben — przerwała mu, kręcąc głową. - Nie tłumacz się, proszę, bo to już niczego nie zmieni. Dla mnie jest jasne, że jeśli zrobiłeś to raz, to zrobisz i kolejny. Musisz się leczyć.
- Nie, to nie prawda! To spisek moich braci, by odsunąć mnie od władzy...
- Tej, której nigdy nie chciałeś? Ben, jesteś poważnie chory i musisz tu zostać. Przykro mi, ale nie zobaczysz mnie już więcej. Nie będzie żadnego ślubu, z resztą o tym na pewno już wiesz. Tak będzie lepiej. Bezpieczniej. Dla mnie i dzieci.
- Dzieci?
- Zabieram Henry'ego ze sobą. Chłopiec musi mieć matkę, skoro jednej go już pozbawiłeś.
- Nie wiem, co naopowiadali ci Fryderyk i Joachim, ale to kłamstwo, słyszysz? Nic nie zrobiłem Lisie! Była całym moim życiem! Dlaczego mi to robisz? Dlaczego chcesz odebrać mi dzieci?
- Liliana nie jest twoja — powiedział spokojnie Alek, który wszedł do sali chwilę wcześniej.
- Oczywiście, że moja! To ja jestem ojcem! - Ben szarpnął się tak mocno i gwałtownie, że Asia dla własnego bezpieczeństwa wstała z krzesła i cofnęła się do Aleka, który objął ją natychmiast ramionami. Leżący na łóżku mężczyzna przyglądał się im spode łba przez krótką chwilę. - Ty! Ty mała dziwko! - ryknął w furii. - Jak śmiałaś mnie zdradzić? Po tym wszystkim, co dla ciebie zrobiłem, jak wprowadziłem cię na salony, jak...
- Jak twoja matka zatruła jej życie — warknął Alek, przerywając mu. - Poza tym okłamałeś kobietę, którą, jak twierdzisz, kochałeś, więc nie pieprz tu teraz o urażonej dumie. Sam niejednokrotnie wpychałeś Asię w moje ramiona, zostawiając ją pod moją opieką, więc miej żal tylko do siebie.
- Powiedz — syknął Ben, patrząc na Asię. - Co może dać ci takie nic, jak on? Zwykły ochroniarz bez wykształcenia...
- Znasz moją matkę, Marię Romanov, prawda? - zapytał Alek spokojnie, patrząc na byłego przyjaciela. - Radzę się zastanowić, co mówisz...
- Żegnaj, Ben — szepnęła jeszcze i wyszła z sali, nie patrząc już na byłego narzeczonego. Po policzkach spływały jej łzy, gdy odprowadzały ich jego wrzaski.


- Co teraz z nim będzie? - zapytała cicho jakiś czas później, gdy wraz z Fryderykiem siedzieli w jego gabinecie. Mężczyzna miał podkrążone oczy i wyglądał, jakby nie spał przez kilka dni i najwyraźniej tak właśnie było. Alek rozpętał naprawdę solidne piekło.
- Ben pozostanie w zakładzie zamkniętym prawdopodobnie już do końca swoich dni — powiedział ochryple.
- Prawidłowe podejście... Ale jak to się stało, że jest chory? - odezwał się Alek.
- Z tego, co wiem, matka miała jakieś problemy z zajściem w ciążę i potem w czasie tych dziewięciu miesięcy. To podobno odbiło się na dziecku. U Bena już w bardzo młodym wieku rozwinęła się osobowość mnoga. Ten drugi był agresywny, nie chciał współpracować, wdawał się w bijatyki ze strażnikami. Raz, gdy miał jakieś dwanaście, trzynaście lat, próbował zgwałcić pokojówkę. Z tego, co wyjaśnili lekarze, ten drugi Ben jest o parę lat starszy... Matka szybko zdecydowała o leczeniu mojego brata. Został zamknięty w prywatnym ośrodku, gdzie po kilku latach udało się wyciszyć, aż w końcu uśpić drugą osobowość Bena. Trwało to do czasu, aż Lisa postanowiła się spotkać z dawnym przyjacielem. Ben wpadł w szał. Niestety nie było mnie tu wtedy, a strażnicy zareagowali za późno. Znaczy, zareagowali idealnie, tylko zdążył zabarykadować pokój. Lisa dostała silnego krwotoku i urodziła o miesiąc za wcześnie. Niestety nie przeżyła.
- Co on jej zrobił? - warknął Alek, obejmując mocno trzęsącą się Asię.
- Zgwałcił i pobił...

- Asia... W porządku? - szepnął Alek, siadając przy niej na ławce w niewielkim ogrodzie pałacu Schacka. Przytulił ją do siebie, pozwalając jej wylewać na swoją koszulę kolejne hektolitry łez.
- Jak on mógł?! To potwór! I ja go kochałam!
- Ciii, skarbie. Jutro stąd wyjedziemy i teraz będzie już wszystko dobrze, zobaczysz. Nie płacz, proszę, bo zaszkodzisz dziecku. Uspokój się...
- Alek... On... Myślisz, że... - zaczęła się jąkać, próbując sklecić sensowne zdanie.
- Że co, skarbie? - pogładził ją po policzku.
- Że to przez niego zginął Błażej? - szepnęła.
- Tego nie wiem, mogę tylko podejrzewać, dlaczego twój przyjaciel zginął.
- A co podejrzewasz?
- Asia....
- Chcę wiedzieć! Odpowiadaj!
- Po pogrzebie twojego przyjaciela był bardzo zadowolony... Myślę, że on wiedział, że coś was wtedy łączyło. Bo łączyło, prawda?
Pokiwała smutno głową, ocierając łzy.
- Przykro mi... Znaczy, że zginął.
- Tak, mnie też — chrypnęła i podniosła się z trudem z ławki. - Chodźmy stąd, błagam.
- Lot mamy dopiero jutro, ale jak chcesz, załatwię nam hotel.
- Tak będzie lepiej, nie potrafię tu spokojnie przebywać.
- Wiem, chodź — złapał ją za rękę i wrócili do pałacu.


Tydzień później.

- Co teraz? - zapytała cicho, głaszcząc się po zaokrąglonym brzuchu.
- Zamieszkamy razem. Tylko nasza czwórka. Gdy urodzisz, weźmiemy ślub.
- Tak od razu?
- Oczywiście, że nie. Kiedy tylko będziesz gotowa, nawet jeśli miałoby to być za dziesięć lat. Nie mam zamiaru cię do niczego zmuszać. Dostosuję się, będzie tak, jak sobie tego zażyczysz — pogładził ją po policzku, patrząc jej w oczy. - Wiesz przecież, jak bardzo cię kocham.
- Wiem, Alek — pocałowała go lekko w odpowiedzi, a maluch w jej brzuchu wykonał co najmniej fikołka. Asia zachichotała w usta mężczyzny. Jego oczy wyrażały tylko bezgraniczną miłość i radość, gdy spojrzał na nią, a potem przeniósł wzrok na jej brzuch.
- Kocham ją i zrobię wszystko, by była szczęśliwa. I dorobię jej siostrzyczkę... Albo braciszka.
Zaśmiała się radośnie, wtulając w niego kurczowo. Tak, była wreszcie szczęśliwa. Alek niczego przed nią nie zatajał, z powrotem zamieszkali w domku w Szwajcarii, który ze względu na mającą się wkrótce powiększyć rodzinę, w trybie ekstra pilnym przeszedł poważny remont i rozbudowę. Oczywiście mężczyzna proponował jej zamieszkanie w innym miejscu, ale to tutaj dziewczyna poczuła się pierwszy raz prawdziwie wolna i szczęśliwa i nie chciała spędzać życia gdzie indziej. A jak już zostało powiedziane, on nie potrafił jej niczego odmówić.



***

No i stało się :⁠-⁠D finito. Jak się podoba takie zakończenie? Dostatecznie mocne i zaskakujące? :⁠-⁠P

elenawest

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość i erotyczne, użyła 5897 słów i 32738 znaków, zaktualizowała 18 wrz 2023.

3 komentarze

Zaloguj się aby dodać komentarz. Nie masz konta? Załóż darmowe konto

  • Piotr76

    Fajnie się czytało ale co z Benem i henrym

    11 wrz 2023

  • elenawest

    @Piotr76 wszystko jest wyjaśnione. Henry został z Joanną, a Ben w szpitalu psychiatrycznym

    11 wrz 2023

  • Piotr76

    @elenawest ale powinieneś to jeszcze trochę podciągnąć co stało się z Benem i henrym

    11 wrz 2023

  • Gazda

    Wielkie dzięki
    Zakończenie zaskakujące.
    :bravo:  :bravo:  :bravo:

    11 wrz 2023

  • elenawest

    @Gazda cieszę się ❤️

    11 wrz 2023

  • elninio1972

    Zaskakujące zaskoczenie ... zwrot akcji jak w "Grze o tron " ... cóż fajnie się czytało :) wielkie dzięki

    10 wrz 2023

  • elenawest

    @elninio1972 naprawdę się cieszę że się podobało ;⁠) również dziękuję

    10 wrz 2023