Spodziewaj się niespodziewanego cz.8

- Chciałem zobaczyć jak się czujesz – powiedział niewiarygodnie łagodnie, jakby mówił do małej dziewczynki, a zarazem tak nieśmiało, jakby sam nie do końca wierzył, że właśnie to powiedział.

Czyżby ten wybuch przed chwilą był spowodowany zazdrością? Czy on naprawdę był o mnie zazdrosny? A jeżeli tak, to dlaczego? Dlatego, że gonił za czymś, czego zdawało się, że mieć nie może, czy ze szczerego serca coś do mnie poczuł? Polubił mnie? Czy wierzenie, że mnie polubił było naiwne. Taki facet i taka ja. Zderzenie dwóch różnych światów i nie jestem taka pewna, czy powiedzenie "przeciwieństwa się przyciągają” ma rację bytu w naszym przypadku.

- Dziękuję, czuję się dobrze i jeżeli to już wszystko, to chciałabym dołączyć do mojego gościa.

- Gościa? Kochasia nazywasz gościem?! – no to tyle jeżeli chodzi o jego opanowanie. Zdecydowanie pan prezes Lipski był zazdrosny!

- O nie! Nie będziesz obrażał mnie, ani tym bardziej mojego gościa – warknęłam, kierując się do klatki.

- Pewnie, idź do niego – ależ on mi działał na nerwy. Podnosił mi tak ciśnienie, jak mało kto.

- I właśnie to robię – zamykając drzwi obróciłam się i kipiącemu z wściekłości Marcinowi, posłałam buziaka przed szybę, jednocześnie robiąc słodką minkę. W końcu kto mi zabroni trochę go podenerwować? Należało mu się!

Kolejne trzy dni minęły mi dość przeciętnie na chodzeniu do szkoły, odrabianiu lekcji, spotkaniach z przyjaciółmi i Mateuszem, bo można rzec, że teraz nadrabialiśmy stracony czas. A ja, ku memu zdziwieniu, odkryłam, że jednak na świecie istnieją ideały. Bo Mateusz był idealny, wręcz boski i nie było to jedynie moje zdanie. Dziewczyny, gdziekolwiek był z nim nie była na mieście, pożerały go wzrokiem. Ale mi wcale nie chodzi o wygląd, mówiąc o ideale, choć na tym polu było dużo lepiej niż dobrze. Chodzi przede wszystkim o jego charakter, był pomieszaniem troskliwej matki, zwariowanej przyjaciółki, opiekuńczej babci, a jednocześnie ojca, który zawsze cię broni i bez względu na sytuację staje za tobą, nawet wiedząc, że ty zawiniłaś. Był wyrozumiały, szczery, potrafił słuchać, zawsze służył dobrą radą i był autentyczny. Nikogo nie udawał, nie owijał w bawełnę, zawsze mówił to co myślał i tak też było tym razem:

- Madzia, przecież on jest starszy od ciebie i to o ile – mówił z przejęciem, gdy opowiedziałam mu całą historię z Marcinem. Nie chciałam się już borykać z tym sama, a on był odpowiednią osobą, by to powiedzieć – zresztą nie chodzi tu nawet o jego wiek, a o to, jak cię traktuję. Chcesz być zabawką? Jak ty się będziesz z tym czuła, no pomyśl? – próbował skłonić mnie do refleksji, ale nie musiał. Ja zdawałam sobie z tego doskonale sprawę, tylko nie do końca chciałam to do siebie dopuścić – nie angażuj się w to, bo nie wyjdziesz na tym dobrze.

- Mateusz – westchnęłam – ja się nie angażuję. O co ty mnie podejrzewasz, co? Miałabym się zakochać w kimś takim jak on? W wielkim panie prezesie, który uważa się za równego wszelakim bóstwom? Naprawdę podejrzewasz mnie o tak kiepski gust? – starałam się obrócić to wszystko w żart, nie chciałam rozmawiać o czymś, czego sama nie rozumiałam.

- No nie… ale tak ku przestrodze to mówię, rozumiesz mnie?

- Tak i dziękuję ci za troskę, to wiele dla mnie znaczy – …ty wiele dla mnie znaczysz, pomyślałam.

- Poza tym, gdyby był ci obojętny to by nie działał ci na nerwy aż tak bardzo. Nie można przejmować się aż do tego stopnia osobą, z którą nas nic nie łączy – zaskoczyło mnie to co powiedział, ale było w tym też ziarno prawdy. On mógł mieć rację, postrzegał sytuację w sposób obiektywny, ja nie potrafiłam spojrzeć na to wszystko szerzej. Ktoś musiał otworzyć mi oczy.

– Muszę już uciekać, bo zaraz zaczynam fizykę, a z Makowską nie ma żartów. Do zobaczenia – sprytnie go zbyłam, ćmoknęłam go jeszcze w policzek i pognałam schodami na górę. Za nic nie chciałam "zgłosić się” do odpowiedzi, bo u niej spóźnienie było jednoznaczne z chęcią odpowiadania. A ja ledwo co wyciągnęłam czwórkę na pierwszy semestr i nie zamierzałam sobie psuć ogólnej średniej nie proszoną oceną. Także punktualnie stawiłam się pod salą, przygotowana do lekcji i gotowa na wszystko. Nawet jeszcze zdążyłam wymienić kilka uwag z Agatą na temat nowej, kunsztownej fryzurki Makowskiej. A w blondzie zdecydowanie nie było jej do twarzy. Dziś ofiara naszej "ukochanej” nauczycielki padł Adrian. W związku z tym, że chętnych nie było, musiała zastosować swoją ulubioną technikę zrzucania długopisu na otwarty dziennik: na kogo wypadnie, na tego bęc. Dziś wypadło na niego i był to o tyle dobry wybór, że Adrian był dość rozgarniętym uczniem i na tą trójkę z pewnością cos wyduka. A ja z Agatą mogłyśmy tą chwilę nieuwagi nauczycielki wykorzystać dla siebie.

- Dzień dobry – usłyszałam od osoby wchodzącej do klasy aż bałam się podnieść wzrok, bo przecież to nie możliwe, że ja znałam ten głos. Co on miałby tu robić?

- Dzień dobry – odpowiedziała mu fizyczka.

Marcin stał na środku i zamiast coś powiedzieć to szczerzył się do mnie. Jakby tego było mało to jeszcze miałam na sobie zdziwiony wzrok Agaty i całej klasy również. Gapili się na mnie, czekając na odwzajemnienie uśmiechu, czyli na potwierdzenie, że chodzi mu o mnie.

- A pan w jakiej sprawie?

- Przyszedłem po Magdę – odpowiedział tak, jakby to było całe wyjaśnienie i ponaglająco spojrzał na mnie, a ja błagalnie na Makowską.

- Pan chyba nie myśli, że ja z obcym człowiekiem wypuszczę uczennicę, niby na jakiej podstawie? – "Dziękuję ci kobieto” miałam ochotę wykrzyczeć jej to w twarz, byle tylko nie wypuszczała mnie z nim.

- A co panią obchodzą nasze prywatne sprawy? – Nasze prywatne sprawy?! Nie no, gratulacje. Pogrążaj mnie dalej.

- Otóż: nic. – W jej głosie było słychać rosnące wzburzenie – z tym że do końca tej lekcji Magdalena jest pod moją opieką, co za tym idzie to ja biorę za nią prawnie odpowiedzialność i z kimś takim jak pan jej nie wypuszczę. – "Brawo, jesteś genialna!”

- Słucham?? – no tak, uraziła jego ego – Pani chyba nie zdaje sobie sprawy z tego, kim ja jestem.

- A tutaj akurat przyznam panu rację, bo nie raczył się pan przedstawić – kontratakowała Makowska, a ja w duchu przysięgałam, że będę odrabiać wszystkie zadania domowe i będę się przykładać to fizyki tak, jak jeszcze nigdy. Pierwszy raz w życiu, tak bardzo chciałam być w szkole.

- Nie, taka rozmowa nie ma sensu – stwierdził kategorycznie Lipski – proszę dać mi chwilę, muszę wykonać jeden telefon.

- Wie pan gdzie są drzwi – uśmiechnęła się do niego szyderczo – no to kochani, myślę że możemy już wrócić do lekcji… – i rzeczywiście prowadziła dalej lekcje, jakby nie wzruszona minionymi wydarzeniami, ale ja nie potrafiłam przestać o tym myśleć. No bo co go podkusiło, żeby zafundować mi taką akcję?! A to jak się okazało, nie był jeszcze koniec.

dajsieuwiesc

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 1324 słów i 7300 znaków.

7 komentarzy

 
  • heeheienidni

    Kolejna część!!! Szybko <3<3

    13 sie 2014

  • Anna2207

    kolejną część proszę :) i długą ;) Suuper opowiadanie !!

    12 sie 2014

  • Me

    Bardzo dobre. :yahoo:

    12 sie 2014

  • dajsieuwiesc

    Dziękuję wam za komentarze, ale dzisiaj kolejnej części już nie będzie. Muszę przyznać, że zdenerwowała mnie jedna z użytkowniczek tejże strony, której opowiadanie, nie tylko fabułą, ale i treścią, do złudzenia przypomina moje własne. Takie "inspirowanie się" uważam za chamstwo, bo jak ktoś nie ma własnego pomysłu, to nie powinien pisać wcale, ale cóż...
    Wszystkim czytelnikom życzę miłego wieczoru. :)

    12 sie 2014

  • nk

    Tak kolejna czesc i to szybko

    12 sie 2014

  • ola

    kolejna część :**

    12 sie 2014

  • Ola2232

    Opowiadanie jest cudowne! Czekam na kolejną część :)

    12 sie 2014