Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.

Break the rules – rozdział 2

Stałam wyprostowana przed rodzicami, którzy siedzieli na kanapie. Tata, jak zwykle, gdy był akurat w domu, siedział przed laptopem, a mama z telefonem w ręku.

Od razu po przyjściu ze szkoły postanowiłam, że spytam ich o moje wyjście z Connorem. Kiedy wracałam, mój entuzjazm nieco przygasał, bo w mojej głowie zaczęły pojawiać się dziesiątki scenariuszy dotyczące rozmowy z rodzicami i raczej bardzo niewiele z nich było pozytywnych.

Tata napił się kawy, po czym spojrzał na moją mamę, a następnie na mnie.

- Czy ja dobrze, skarbie, zrozumiałem, że chcesz wyjść dzisiaj, w czwartek, na randkę? - spytał, jakby sam nie mógł dowierzyć, że o to spytałam.

Przytaknęłam powoli głową. I wytarłam dłonie o spodnie.

Cholera, ręce mi się zaczęły pocić.

- Nie ma nawet takiej opcji - powiedział po chwili milczenia i przeczesał swoje już nieco siwe włosy palcami. - Jutro masz szkołę, musisz się przygotować do lekcji. - Wrócił do laptopa.

Byłam do tego zbyt pozytywnie nastawiona.

- Wiem, że mam szkołę - powiedziałam powoli. - I na pewno nic nie zawalę. To jest tylko jedno wyjście. Zanim wyjdę, zrobię wszystko, co mam do zrobienia na jutro, a po powrocie będę się uczyć.

Tata ciężko westchnął, po czym zamknął laptopa i zdjął okulary, następnie wkładając je do futerału.

- Nie rozumiesz, Grace. Od jednej randki się zaczyna.

- Mark... - zaczęła moja mama, która jednak była mniej wymagająca niż mój ojciec, a przynajmniej w kwestii nauki, ale mój tata nie zwrócił na to uwagi i dalej kontynuował:

- I nigdy na jednej się nie kończy. Potem jest kolejne spotkanie, jeżeli oboje się sobie spodobaliście, a potem kolejne i kolejne. - Wstał od stołu, podszedł do mnie i położył mi rękę na ramieniu. - Ty musisz się skupić wyłącznie na nauce. Chłopcy rozpraszają, a ty musisz traktować naukę jako priorytet. Pamiętasz o zasadzie „żadnych randek do końca liceum"?

- Pamiętam. Ale ten jeden raz...

- O jeden raz za dużo - przerwał mi. - Skup się na nauce, skarbie.

- Jestem skupiona na nauce. Zawsze będzie dla mnie priorytetem. Mam najlepszą średnią w szkole. Od trzech lat. Nigdy nie spadła poniżej pięć zero. Chodzę na przeróżne konkursy, które bez problemu wygrywam!

Uśmiechnął się pobłażliwie.

- Byłem w twoim wieku. Wiem, jak to jest. - Poszedł w kierunku kuchni, w której nastawił wodę na kolejną kawę. - Byle jaki chłopak zawróci ci w głowie i stracisz ten zapał do nauki, który masz teraz.

- Ale, tato! - Podniosłam głos. - Connor ma drugą, tuż po mnie, najlepszą średnią w szkole! To nie jest byle jaki chłopak, tylko naprawdę mądry, inteligentny i wyjątkowo uprzejmy chłopak!

Znowu ciężko westchnął i oparł się plecami o blat.

- Widzisz? Już zawrócił ci w głowie. Nie możesz sobie na to pozwolić. Harvard nie przyjmuje takich osób, którym randki w głowach.

- Tato...

- Skończyłem. Idź się przygotować na jutro.

Spojrzałam na mamę, która tylko wzruszyła ramionami w geście bezradności. Wiele razy widziałam, że chciała zwrócić uwagę mojemu tacie, ale za każdym razem, gdy była ignorowana, odpuszczała sobie.

Zacisnęłam usta i widząc, że i tak nic już nie wskóram, odwróciłam się i szybko poszłam do pokoju. Kiedy byłam już w środku i wypuściłam kilka razy powietrze przez usta, usiadłam na łóżku.

Dlaczego ten jeden raz nie mógł się zgodzić, żebym gdzieś wyszła? Nigdy, przenigdy wcześniej nie prosiłam go o pozwolenie na wyjście. Miał rację, jutro szłam do szkoły, ale naprawdę dałabym radę wszystko zrobić! Szczególnie, że nie miałam na jutro nic, co zajęłoby mi więcej niż pół godziny!

Naprawdę nie miało dla mojego taty znaczenia, że ten chłopak był na drugim miejscu, jeżeli chodziło o średnią?

Uczyłam się bardzo dobrze i byłam pewna, że nawet gdybym zleciała nieco ze średniej, nic by się nie stało! Mało tego, nadal byłabym najlepsza w szkole!

Jeszcze raz wypuściłam powietrze ustami, a następnie wzięłam do ręki telefon i zaczęłam pisać SMS-a do Connora:

„Hej : ) niestety mam za dużo materiału do przerobienia i nie dam rady wyjść dzisiaj na kawę. Przepraszam".

Musiałam wymyślić jakieś kłamstwo. Przecież nie napisałabym mu, że nie mogę, bo rodzice zabronili prawie siedemnastoletniej córce wyjść na randkę z chłopakiem!

Położyłam się na łóżku i przykryłam oczy przedramieniem.

No, właśnie.

Niebawem kończyłam siedemnaście lat i co zrobiłam, co robiły, a najpewniej miały już za sobą, osoby w moim wieku? Nic takiego nie przychodziło mi do głowy.

Jakiekolwiek wyjścia - zero.

Jakiekolwiek bliższe relacje - zero.

Jakiekolwiek zbliżenia - zero.

Jakakolwiek impreza - zero.

Jakikolwiek alkohol - zero. Nawet łyczka od rodziców.

Jakikolwiek przypał - zero. Chyba, że zaliczymy do tego dzisiejsze spóźnienie i zostanie w kozie, wtedy - jeden.

Boże.

Właśnie zdałam sobie sprawę, że nie zrobiłam absolutnie niczego, co nastolatki w moim wieku już niejednokrotnie robiły. Pierwszy raz w ogóle przyszło mi to do głowy. Nigdy wcześniej nie myślałam o tym w ten sposób. Zawsze było: „jestem silniejsza, bo nie ulegam presji" albo „jestem ponad nich".

Podniosłam się do pół-siadu i zaczęłam myśleć nad moją relacją z rodzicami.

To nie było tak, że nigdy nie kwestionowałam ich zachowań, zasad, które wprowadzali albo tego, co mówili. Było wiele sytuacji, w których to robiłam. Jednak nigdy do tego stopnia, żeby próbować im się postawić i zrobić coś, z czego na pewno nie byliby dumni.

Zawsze miałam wyrzuty sumienia, gdy wieczorem, po nauce, oglądałam filmy o nastolatkach albo czytałam o nich książki. Bo nie powinnam tego robić, gdyż oni dobrego przykładu nie dawali, gdyż była to po prostu bzdura, co się w tych filmach wyprawiało. I szczególnie to ostatnie - skąd ja, do cholery, wiedziałam, czy coś się mija z prawdą, czy nie, skoro nigdy nic z tego nie zrobiłam?!

Wstałam z łóżka i zaczęłam chodzić po pokoju, bo właśnie sobie uświadomiłam, że traciłam najlepsze lata życia. Miałam niby wierzyć, że gdy pójdę na studia i zacznę robić te rzeczy, które już wszyscy - poza mną, rzecz jasna - mieli za sobą, będę w tym całkowicie naturalna? Przecież ja nawet nie wiedziałam, jak zachować się na randce! Jaki alkohol pić, żeby trzymać się na nogach albo czego oczekiwać i czego się spodziewać po ludziach!

Spojrzałam na telefon, który zawibrował.

To na pewno była odpowiedź od Connora, bo od nikogo innego przecież nie mogłam przecież liczyć na wiadomość.

„Jasne, nie ma sprawy : ) gdybyś chciała wyskoczyć w inny dzień, to pisz!".

Przymknęłam powieki.

Czyli musiałabym napisać chłopakowi ze swoich najskrytszych marzeń, że możemy się spotkać za co najmniej pół roku wtedy, gdy pójdę na studia i rodzice nie będą mogli kontrolować tego, co robię. Super.

Nagle przeszedł mnie zimny dreszcz, gdy spojrzałam w stronę okna i pomyślałam, jak mogłabym zacząć schodzić po drzewie. Moi rodzice nigdy nie wchodzili do mojego pokoju, gdy wróciłam ze szkoły, więc nie zorientowaliby się, gdybym zniknęła na jakieś trzy godziny. Albo nawet na całą noc!

Zagryzłam wargi i ścisnęłam w ręku telefon.

A może napisać Connorowi, że jednak bez problemu dam radę, bo ze wszystkim się wyrobiłam i po prostu zejść po drzewie za oknem, wyłączyć alarm i wyjść przez ogrodzenie z tyłu domu?

To był dobry pomysł, w zasadzie jedyny, który był możliwy. Jednak gdy tylko o nim pomyślałam, poczułam nieprawdopodobny ucisk w klatce piersiowej. Nigdy takiego czegoś nie czułam. Nawet dzisiaj, gdy spóźniłam się na historię Stanów Zjednoczonych.

Nie potrafiłabym tego zrobić.

Ale wiedziałam, kto mógłby mi pomóc. I chociaż był to niewyobrażalny dla zwykłego śmiertelnika cios w godność, wiedziałam, że nie miałam innego wyboru.

Albo to, albo poznawanie licealnego życia dopiero na studiach.



Na lekcjach, które mieliśmy razem, bez przerwy zerkałam na Isaaca. On to, oczywiście, ignorował, ale wiedziałam, że czuł na sobie mój wzrok. Ludzie zawsze to czuli.

Naszło mnie kilka wątpliwości, czy był on dobrym materiałem, aby mi pomóc, ale prawda była taka, że nawet gdybym chciała wybrać kogoś innego, to po pierwsze nie wiedziałabym kogo, a po drugie - nawet nie miałabym, jakiej osoby to tego zrekrutować.

Podczas trzeciej lekcji, tej ostatniej, którą mieliśmy razem, dotarło do mnie, że akurat on był idealnym materiałem do tego. Bo w końcu kiedyś był dokładnie taki sam jak ja, a jednak już wcześniej zaczął łamać te zasady i granice, które wyznaczyli nam rodzice. Zasady, którymi byliśmy od początku karmieni. To właśnie on, jako jedyny, mógł pomóc mi je złamać.

Odważyłam się podejść do niego, dopiero gdy była przerwa na lunch, a on jak zwykle siedział na dziedzińcu, zamiast na stołówce i jadł jabłko. Z jakiegoś powodu nie wzięłam ze sobą płaszcza, mimo że w Cleveland mieszkałam całe życie i doskonale wiedziałam, iż druga połowa listopada tutaj nie należała do najcieplejszych. Rozgrzałam ramiona, po czym założyłam ręce na piersi i skierowałam się w jego stronę.

Wpatrzony był w telefon i wyglądał, jakby coś go rozbawiło, a mnie nachodziły coraz to większe wątpliwości. Naprawdę zaczęłam się stresować i przygotowywać w głowie, co chciałabym mu powiedzieć, ale i tak kiedy stałam już naprzeciwko niego, wszystko wyleciało mi z głowy.

- Cześć - odezwałam się, dopiero gdy podniósł wzrok znad urządzenia i spojrzał na mnie. Zawiesił dłoń z jabłkiem w górze, a następnie zlustrował mnie wzrokiem.

- Cześć - odpowiedział, trochę jakby pytająco. No, nic dziwnego. - O co chodzi? - spytał, gdy po prostu stałam i się na niego patrzyłam.

Jasny gwint!, od dawna nie stałam tak blisko niego.

Nagle do moich nozdrzy dotarł zapach jego wody kolońskiej. Zawsze gdy czułam ten zapach na korytarzu, obracałam się za chłopakiem.

- Mam... - Moje zestresowanie sięgnęło apogeum, gdy zaczęłam bawić się palcami u swoich dłoni. - Chciałabym cię o coś spytać.

Wyglądał na zdziwionego i jednocześnie rozbawionego.

Jego zielone oczy na moment zaświeciły, jakby przelatywał przez nie jakiś błysk, po czym zmrużył oczy i przyglądał mi się kilka sekund.

- To dlatego od początku dnia jesteś we mnie wgapiona jak sroka w gnat? - zakpił.

Zazgrzytałam zębami.

- Zastanawiałam się, jak zacząć rozmowę.

Zaśmiał się pod nosem.

- I chyba nic nie wymyśliłaś, co? - Uśmiechnął się szeroko, a ja coraz bardziej zaczynałam żałować, że w ogóle pomyślałam o tym, żeby to właśnie jego zrekrutować.

Tym razem to ja zmrużyłam oczy.

- Wiesz co? To był jednak błąd. Nie powinnam cię o nic pytać - wyrzuciłam z siebie i skierowałam się ciężkim krokiem do szkoły.

Wiedziałam, że Isaac się zmienił również, jeżeli chodziło o osobowość. Wiedziałam, że z tego znanego mi miłego i spokojnego chłopca, wyrósł mały mężczyzna, który lubił kaleczyć język wulgaryzmami, był szorstki, sarkastyczny oraz nierzadko niemiły dla ludzi. Wiedziałam o tym, bo chcąc nie chcąc słyszałam od nich od wielu osób, gdy obok nich przechodziłam. No, raczej ciężko byłoby tego uniknąć, jeżeli chodziło o jednego z najpopularniejszych chłopaków w szkole. Naprawdę się zmienił.

I w ułamku sekundy zatrzymałam się w półkroku.

Zamknęłam oczy, poprawiając swoją kitkę. Przecież ja też miałam się zmienić. Nie na tyle, na ile Isaac, ale jednak potrzebowałam go do zmiany. Nikt poza nim nie znał mnie aż tak dobrze. Nikt poza nim nie miał takich rodziców, jakich mieliśmy oboje. A przynajmniej nic o tym nie wiedziałam. No i przede wszystkim - nikt nie przeszedł tak wielkiej zmiany jak Isaac.

Potrzebowałam go.

Wzięłam głęboki wdech, po czym wypuściłam powoli powietrze ustami, obróciłam się i zagryzając wargę, ponownie ruszyłam w jego kierunku.

Cały czas mi się przyglądał. Musiał to robić, odkąd od niego odeszłam.

- Zmieniłaś zdanie? - spytał z ledwo widocznym uśmiechem, gdy znowu stałam naprzeciwko niego.

To twoja jedyna droga, pomyślałam.

- Jak widać - wymamrotałam.

- Więc słucham, jakie masz do mnie pytanie? O co chcesz spytać tego strasznego buntownika, za jakiego mnie masz?

- Jesteś buntownikiem - powiedziałam od razu.

I ja zaraz też się nim stanę...

Isaac wzruszył ramionami, jakby to po nim spływało.

- O co chciałaś mnie zapytać? - Poklepał dłonią miejsce na ławce obok siebie, ale pokręciłam głową. Dobrze się czułam, stojąc nad nim.

I właściwie tylko to robiłam - stałam nad nim. Bo w mojej głowie była zupełna pustka, niby wiedziałam, o co dokładnie miałam go spytać, ale zupełnie nie wiedziałam, w jaki sposób to zrobić.

Cholera!, nie sądziłam, że będzie to aż takie ciężkie.

Isaac podrapał się po głowie.

- Słuchaj - zaczął, mrużąc oczy, gdy przeniósł spojrzenie na moje bawiące się dłonie - wiem, że dawno ze sobą nie rozmawialiśmy, ale wykrztuś coś z siebie.

Dalej milczałam. I dalej bawiłam się dłońmi.

- Dobra! - Klepnął swoje kolana. - Mam zgadywać?

- W życiu nie zgadniesz - odpowiedziałam bardziej do siebie. Akurat miałam stuprocentową pewność, że nigdy nie zgadłby, o co chciałam go spytać.

- Czyli jednak dalej potrafisz mówić. - Wstał, po czym podszedł do śmietnika i wrzucił do niego ogryzek jabłka, a następnie znowu zajął miejsce na ławce. - Nie powiem, Grace, teraz mnie zaciekawiłaś. Problem polega na tym, że nasz czas jest ograniczony. Co prawda mamy jeszcze - spojrzał na wyświetlacz swojego telefonu - dziesięć minut przerwy, ale w tym tempie raczej niewiele się od ciebie dowiem. A więc? Czy zechcesz się ze mną podzielić tym pytaniem?

Przestąpiłam z nogi na nogę.

Nienawidziłam, gdy ktoś mnie pospieszał, bo to potęgowało u mnie stres. Nie pojawiał się on często, ale kiedy już się to zdarzało, to wyglądało to właśnie tak jak w tamtym momencie. Isaac doskonale o tym wiedział.

- Poczekaj, bo to nie jest dla mnie łatwe - powiedziałam na jednym wydechu.

- Widzę.

- Właśnie. Więc może postarasz mi się to jakoś ułatwić i mnie nie pospieszać?

Nagle roześmiał się tak całkowicie szczerze, a ja rozszerzyłam oczy, bo dawno nie słyszałam tego dźwięku.

- A dlaczego miałbym to robić? - spytał nachylając się lekko w moją stronę i spoglądając w moje oczy. - Podoba mi się, gdy jesteś zakłopotana.

Skrzywiłam się, słysząc jego słowa.

- Ale zrobił się z ciebie dupek.

Westchnął.

- Ty z kolei nic się nie zmieniłaś. I daleko temu stwierdzeniu do komplementu.

- Kurwa, Isaac, naprawdę mi tego nie ułatwiasz - jęknęłam. Naprawdę rzadko przeklinałam, myślę, że mogłabym policzyć na palcach jednej ręki, kiedy mi się to wymsknęło. Jednak tym razem nie miałam do siebie żalu, że to zrobiłam tak jak w poprzednich przypadkach.

Rozłożył ręce.

- Jak już powiedziałem...

- Pomóż mi stać się buntowniczką! - krzyknęłam z zamkniętymi oczami.

Między nami zapanowała cisza, a ja jedyny co słyszałam, to bicie swojego serca. Serio, już nawet przestałam słyszeć tych gnojków, którzy do siebie słyszeli i jedyne, co odbijało się w moich uszach, to zwariowane serce.

Bałam się spojrzeć na Isaaca. Bałam się zobaczyć te jego kpiącą minę albo taką - chociaż nie widziałam jej X czasu - która wyrażała współczucie. Nasi rodzice byli podobni pod względem wychowania, ale oboje doszliśmy kiedyś do wniosku, że to ja miałam większy rygor. I żeby było jasne - to było z dziesięć lat temu, a wtedy był to dla mnie powód do dumy.

- Słucham? - zapytał w sekundzie, w której odważyłam się na niego spojrzeć. I jedyne, co mogłam wyczytać z wyrazu jego twarzy, to niedowierzanie. Miał tak szeroko otwarte oczy, jakby co najmniej zobaczył ducha.

- Po prostu pomóż mi złamać zasady. - Zastanowiłam się chwilę. - Nie wszystkie, niektóre.

Pokręcił niedowierzająco głową.

- Niby dlaczego miałbym to zrobić?

Sapnęłam ciężko.

- Po prostu mi w tym pomóż! Ty jako jedyny możesz to zrobić. Potrzebuję twojej pomocy! - dodałam, chociaż był to cios dla mojego ego.

- A dlaczego chcesz to zrobić?

Przygryzłam wargę, rozejrzałam się dookoła, czy ktoś obok nas nie stoi, po czym i tak nachyliłam się ku niemu.

- Powód jest nieważny - powiedziałam ostatecznie.

-Przeciwnie! Powód jest w chuj ważny, Grace!

Przyłożyłam palce do oczu.

Isaac, mimo że był moją jedyną deską ratunku, był też ostatnią osobą, której chciałabym o tym mówić. Nie tylko nie chciałam, ale też nie potrafiłam tego zrobić, bo kiedy tylko już się za to zabierałam, w moim gardle niespodziewanie pojawiała się niewidzialna, ale ogromna gula.

- Słuchaj, Isaac, nie mogę podać ci powodu - powiedziałam w końcu po kilkunastu sekundach.

Chłopak wzruszył ramionami i wstał z ławki, następnie idąc w moją stronę. Stanął może z dwadzieścia centymetrów ode mnie, a mnie zaparło dech w piersiach. Już dawno nie staliśmy tak blisko siebie, a ja zdążyłam zapomnieć, jak wielka była różnica między naszymi wzrostami.

Musiałam mocno zadrzeć głowę, żeby spojrzeć na jego twarz.

Wyglądał na... skonfundowanego.

- Wiedziałem, że kiedyś do tego dojdzie. To było więcej niż pewne - odezwał się, kiedy chciałam się od niego odsunąć. Zdążyłam już nieco odetchnąć z ulgą, gdy zaczął kontynuować: - Ale ci nie pomogę.

- Co?! - krzyknęłam i rozejrzałam się dookoła, nie chcąc niepotrzebnie sprowadzać na nas uwagi innych.

- Nie pomogę ci - powtórzył i wzruszył ramionami. Jezu, jak nie to jego wzruszanie ramionami zaczęło irytować. - Nie mamy ze sobą kontaktu od trzech lat i jakoś niechętnie chciałbym go z tobą odnawiać. Uważam, że rozdział z tobą został już na dobre i na zawsze zamknięty.

Przez jeszcze jakieś pięć sekund stał przede mną, chyba czekając, aż coś powiem. Jednak kiedy do tego nie doszło, spojrzał na godzinę w telefonie, włożył dłonie do kieszeni spodni, po czym zaczął iść w stronę szkoły.

- Isaac! - krzyknęłam, mając świadomość, że wokół nas już nie ma za wielu uczniów, bo większość już poszła do szkoły. Obrócił w moją stronę głowę. To, co chciałam powiedzieć, to była ostateczność. Nie chciałam tego robić, ale nie miałam innego wyjścia. - Ze względu na naszą starą przyjaźń!

Mimo że dzieliła nas już pewna odległość, zauważyłam, że chłopak uśmiechnął się w ten charakterystyczny dla niego sposób, a ja już wiedziałam, że jego odpowiedź nie będzie dla mnie ani trochę satysfakcjonująca.

- Ze względu na naszą starą przyjaźń - zamilkł na chwilę, po czym kontynuował: - mogę ci co najwyżej życzyć powodzenia. - I ponownie wkładając ręce w kieszenie spodni, ruszył do budynku.

A ja zostałam sama, bijąc się z myślami.

W tym momencie jego odmowa zeszła na drugi plan, bo było coś, co dotknęło mnie dużo, dużo mocniej. A właściwsze słowo, to „zabolało".

Uważam, że rozdział z tobą został już na dobre i na zawsze zamknięty.

Jasne, ja chyba przez ostatnie lata też tak uważałam. Jednak nigdy nie powiedziałam tego na głos, to zawsze było powtarzane w mojej głowie - szczególnie przez pierwsze miesiące, odkąd przestaliśmy ze sobą rozmawiać. Niemniej jednak usłyszenie tego z jego ust, było dla mnie naprawdę bolesne. I zupełnie nie zrozumiałam tego uczucia. Dlaczego aż tak na mnie to zadziałało, skoro nasz kontakt urwał się ponad trzy lata temu? A do tego zerwania kontaktu doprowadziłam przecież ja.



Na lekcjach w ogóle się nie skupiałam. Nie potrafiłam tego zrobić, mimo że nigdy dotąd mi się to nie zdarzyło. Moją głowę cały czas zaprzątały słowa Isaaca, które próbowałam z niej wyrzucić, bo wiedziałam, że nie powinnam mieć wyrzutów sumienia, ponieważ postawiłam na siebie i swój rozwój. Kiedy się to udawało, na moment, ale jednak, to nachodziła mnie druga myśl - czyli dzięki komu mogłabym złamać zasady, które miałam w planie.

Mój plan był wyjątkowo chaotyczny, więc na ostatniej lekcji, Nauce o zdrowiu, wyciągnęłam brudnopis, w którym zaczęłam zapisywać pomysły, które przyszły mi do głowy. Zasady, które chciałabym złamać.

Kiedy po raz szósty spojrzałam na to, co zapisałam i po raz kolejny naniosłam poprawki, wiedziałam, że to było to, czego chciałam spróbować.

W następnej kolejności, skoro wiedziałam, co chciałam zrobić, zaczęłam się głowić nad tym, kto mógłby pomóc mi zrealizować te wszystkie kroki. I przychodziły mi do głowy przeróżne osoby, ale nie jako jedna do wszystkiego, a jedna tylko do jednego podpunktu.

Napić się alkoholu - oczywiście, że Brian, bliski kolega Isaaca. Wiedziałam, że był to chłopak, który miał dzianych rodziców i którzy bardzo rzadko bywali w domu, dlatego w praktycznie każdy piątek robił imprezy. Z alkoholem, rzecz jasna. Dzisiaj też minęłam go, jak gadał z kilkoma osoba i zapraszał ich na imprezę. Standard, w piątki zawsze słyszałam o jakichś zaproszeniach.

Pójść na zakupy i kupić to, co podobało się mnie, a nie mojej mamie, bo to ona głównie zajmowało się moją szafą - Brittany, według całej szkoły największa ikona stylu. Nawet ja odmówić jej nie mogłam fantastycznego łączenia ubrań, krojów i kolorów. I, oczywiście, moja mama też była w tym mistrzynią, ale ona zawsze szła w stronę bardziej oficjalną, a Brittany bardziej w stronę dziewczyn w moim wieku. No, różnica mimo wszystko była ogromna. Kupić to jedno, a wyjść w tym z domu to drugie...

Już miałam zacząć myśleć nad moim kolejnym podpunktem, gdy nauczycielka wypowiedziała moje imię:

- Grace, wszystko w porządku? - spytała, robiąc kilka kroków w moją stronę.

Kiedy się ocknęłam, zorientowałam się, że wzrok wszystkich uczniów zwrócony był ku mnie. Trochę mnie to zestresowało, bo już dawno nie dochodziło do takich sytuacji, żeby ktokolwiek poza nauczycielami interesował się mną na lekcji, więc odchrząknęłam.

- Tak, wszystko dobrze - odpowiedziałam. Było to po części prawdą, a po części nie. Jednak nie zamierzałam tego mówić Atkins.

Znowu zrobiła kilka kroków w moją stronę.

- Pytam, bo zadałam ci pytanie - wyjaśniła, poprawiając swoją brązową grzywkę. - Dwa razy - dodała, gdy stanęła może z metr od ławki, w której siedziałam.

Cholera!

- Przepraszam - powiedziałam - trochę się rozkojarzyłam.

Uśmiechnęła się. Ona akurat była z tych wyrozumiałych nauczycielek, więc dobrze, że akurat na tej lekcji postanowiłam zrobić tę listę.

- Tak, zauważyłam. To może - rozejrzała się po sali i wskazała palcem na Alisson - ty odpowiesz?

I znowu skupiłam całą swoją uwagę na zapisanej nieco kartce.

O, Alisson idealnie nadawała się do...

Zamknęłam oczy, gdy zaczęłam myśleć, do czego ta piękna dziewczyna się nadawała. Przecież to było dla mnie oczywiste, że i tak nikogo z nich bym nie wzięła do pomocy.

Po pierwsze żadnej z tych osób nie ufałam. W ogóle w szkole nikomu nie ufałam na tyle, aby pozwolić im poprowadzić się w drodze ku łamaniu zasad. Jedną, jedyną osobą, której mogłabym powierzyć to zadanie był... Isaac.

Po drugie żadna z tych osób nie miała od dnia narodzin narzuconych z góry zasad, które miałam ja. Nie miałam zielonego pojęcia, jak mogliby zareagować, gdybym powiedziała im, że nie robiłam wielu rzeczy, które dla nich były naturalne. Jedną, jedyną osobą, którą znałam i u której w domu panowały podobne - a pod wieloma względami takie same - zasady był, niespodzianka, Isaac.

Spojrzałam na zeszyt, w którym zapisałam zasady, które chciałam złamać i po raz kolejny zdałam sobie sprawę, że jedyną osobą, która może mi pomóc, był mój przyjaciel z dzieciństwa. I właśnie ten przyjaciel z dzieciństwa odmówił mi pomocy.

Pokręciłam lekko głową, wyciągając telefon z torby i chowają go pod ławką na kolanach. Spojrzałam na nauczycielką i widząc, że jest zajęta zapisywaniem czegoś na tablicy, zaczęłam pisać SMS-a.

„Isaac, proszę. Zapłacę ci".

Na jego odpowiedź czekałam może dziesięć sekund.

„Na pieniądze nie narzekam. Nie pomogę ci".

„Dlaczego?".

„Już ci powiedziałem. Rozdział z tobą jest w moim życiu zamknięty i nie chcę, żebyśmy znowu się do siebie zbliżyli".

Znowu mnie trochę ukuło w serce.

„Przecież nie musimy się do siebie zbliżać. Po prostu mi pomożesz, a potem znowu możemy być dla siebie obcymi ludźmi".

Na odpowiedź na tego SMS-a czekałam do końca lekcji, sprawdzając co pół minuty telefon. Niestety już nic od niego nie dostałam.



Byłam natarczywa. Byłam bardzo natarczywa. I zdałam sobie z tego sprawę, gdy po wyjściu ze szkoły, w drodze do domu zamierzałam po raz piętnasty zadzwonić do Isaaca. Tylko za pierwszy razem odebrał, ale kiedy usłyszał o łamaniu zasad, od razu się rozłączył. Później już ode mnie nie odbierał.

Zanim przekroczyłam próg domu, przyszło mi do głowy, żeby pójść go odwiedzić, ale równie szybko co się pojawił, zniknął. To byłaby już gruba przesada.

- Skarbie - usłyszałam głos ojca, gdy tylko otworzyłam drzwi do domu - pozwól na chwilę.

Zmarszczyłam brwi.

Dawno nie słyszałam tego tonu. Tonu, który nigdy nie zwiastował niczego dobrego.

Zamknęłam za sobą drzwi i powolnym krokiem skierowałam się do salonu, w którym na sofie siedzieli mama z tatą.

- Usiądź - powiedział i wskazał dłonią na dostawione krzesło do stolika. Naprzeciwko rodziców, jakbym przyszła na rozmowę rekrutacyjną albo jakby rozmawiali z jakimś klientem. Normalka.

Jak to się stało, że właśnie teraz zaczęłam dostrzegać takie rzeczy?

Położyłam torbę obok krzesła i zajęłam na nim miejsce.

Tata złożył dłonie w piramidkę. Przez chwilę milczał, po czym powiedział:

- Dostaliśmy z mamą dzisiaj informację, że spóźniłaś się wczoraj do szkoły.

Poczułam, jak w moim żołądku coś się przewraca, a mój oddech przyspieszył.

Tak naprawdę spodziewałam się, że Meyer zadzwoni do rodziców, aby ich o tym poinformować. Kilka razy przyszła do nich z jakąś umową, żeby ją sprawdzili. Jedynym zaskoczeniem dla mnie było to, że zrobiła to dopiero dzisiaj, dzień po moim spóźnieniu. Ale było coś innego, co wywołało u mnie taką reakcję. Mianowicie mój ojciec nigdy nie odezwał się do mnie tonem, który wskazywał na jego wściekłość. Jasne, kilka razy - dość dawno - zdarzało się, iż wyczuwałam, że był na mnie za coś zły, ale nigdy nie był czułam, żeby był wściekły tak jak w tym momencie.

Odchrząknęłam.

- Tak, przepraszam - odpowiedziałam po chwili i walczyłam ze sobą, aby nie spuścić głowy. - Uczyłam się do późna i nie usłyszałam pierwszego budzika - skłamałam. Nie usłyszałam w końcu żadnego. - Ale były to tylko dwie minuty - dodałam, choć nie sądziłam, aby to cokolwiek dało. Nie myliłam się.

- Grace - uniósł głos, a moje ramiona jakby automatycznie się skuliły - mnie nie interesuje, ile to było minut! Mogło to być dziesięć sekund! Co ci zawsze powtarzałem? Tarde venientibus ossa. Co to znaczy?

Przełknęłam ślinę.

- Spóźnionym dostają się kości - odpowiedziałam cicho, tłumacząc z łacińskiego.

- To po pierwsze! Co jeszcze?!

Znowu przełknęłam ślinę.

- Że nie ma większego okazania braku szacunku.

- Dokładnie! Co się z tobą stało, Grace?!

Rozszerzyłam oczy. Poczułam, jakby dostała w twarz.

- To było jedno spóźnienie...

- O jedno za dużo!

Spojrzałam na mamę, która na mnie nie patrzyła, ale przytakiwała ojcu głową. Oczywiście, dla niej rzeczy, które były ważne dla ojca, też takie były. Niemniej jednak dla niej przede wszystkim to wygląd determinował wartość kobiety. Tak czy inaczej nie zdziwiłam się, że nie stanęła w mojej obronie.

- A najgorsze z tego wszystkiego było to, że nie powiedziałaś nam o tym wczoraj, czyli wtedy kiedy się to zdarzyło!

- Przepraszam. - I pomimo walki, spuściłam głowę. Jednak podniosłam ją w ułamku sekundy, gdy usłyszałam kolejne zdanie taty.

- Gdyby Isaac nam o tym nie powiedział, pewnie byśmy się od ciebie tego nie dowiedzieli!

- Kto?! - Tym razem to ja krzyknęłam. - Czy to...

- Tak! Mimo że ten chłopak to kłopoty, nawet jego ojciec sobie z nim nie potrafi poradzić, to właśnie on nam o tym powiedział!

O Boże.

Pomrugałam oczami, bo nie mogło to do mnie trafić.

Spodziewałabym się po każdym, że wsypie mnie przed rodzicami. Po każdym, dosłownie, nawet po jakimś randomie z ulicy, który by się o tym dowiedział. Ale nie po Isaacu. Nie po kimś, kto swego czasu był moim przyjacielem, a przede wszystkim nie po kimś, kto sam łamał te zasadę nagminnie. No i po kimś, kto, jak sam twierdził, nie chciał mieć ze mną już nic wspólnego!

Naprawdę nie mogło trafić do mojej świadomości, że to właśnie Isaac na mnie doniósł. Jaki miał w tym cel? Po co miałby to robić?

- Gdyby nie Isaac, to nie dowiedzielibyśmy się o tym, prawda? - Głos ojca wyrwał mnie z zamyślenia.

- Nie - powiedziałam ostrożnie. - To były jedynie dwie minuty...

- Już coś na ten temat powiedziałem! To nie były jedynie dwie minuty, tylko aż dwie minuty! Teraz idź do pokoju, a my z mamą pomyślimy nad karą dla ciebie.

Znowu pomrugałam oczami, słysząc ostatnie zdanie ojca.

Do tej pory nigdy nie złamałam żadnej zasady wprowadzonej przez moich rodziców. Stało się to tylko raz, wczoraj. Tylko raz.

- Mam siedemnaście lat - zauważyłam cicho. - Jaką karę?

- Jeszcze nie wiemy. Ale twój wiek nie ma znaczenia. Jesteś naszym dzieckiem. My odpowiadamy za twoje wychowanie i to, co ludzie myślą o tobie, myślą również o nas.

Jęknęłam.

- Tato, przecież nikt nie pomyśli o was nic złego, bo raz się spóźniłam... - Zamilkłam w odpowiednim momencie. Myślę, że gdybym ponownie wspomniała o dwóch minutach, doprowadziłabym tatę do prawdziwej wściekłości.

- Idź do pokoju. W tej chwili!

Zagryzłam wargę i kręcąc w niedowierzaniu głową, podniosłam swoją torbę, a następnie skierowałam się do pokoju.

Dopiero będąc na schodach, zdałam sobie sprawę, że miałam łzy w oczach.

Wiedziałam, że dla moich rodziców było bardzo ważne to, jak widzieli ich inni ludzie. I właśnie zdałam sobie sprawę, że dla mnie też było to ważne. Było to tak ważne, że i ubierałam się tak, żeby ktoś nie pomyślał o mnie źle. Było tak ważne, że nawet zachowywałam się tak, żeby ludzie nie pomyśleli o mnie źle. Byłam miła, mimo że nie chciałam. Byłam spokojna, mimo że w środku wybuchałam. Byłam empatyczna do innych ludzi, mimo że nie zadbałam o siebie. Byłam właśnie taka przez tyle czasu, że nawet nie wiedziałam, jaka byłam w rzeczywistości.

Pierwszy raz w swoim prawie osiemnastoletnim życiu sobie to uświadomiłam. Wiedziałam, jak powinnam się zachowywać, ale kompletnie nie miałam pojęcia, jaka byłam.

Kiedy znalazłam się w pokoju i usiadłam na łóżku, pierwszą rzeczą, którą zrobiłam, to wyciągnięcie telefonu z torby i napisanie SMS-a do Isaaca.

Gdy skończyłam i miałam wysłać, moja ręka trochę się trzęsła. Nigdy ani do nikogo czegoś takiego nie napisałam, a tym bardziej nikogo tak nie nazwałam.

„Ty sukinsynu!"

Nie dostałam odpowiedzi, ale tym razem wcale na nią nie liczyłam.

Położyłam się na łóżku, zakryłam oczy przedramieniem i w ułamku sekundy przyszło mi do głowy coś, o czym w życiu nie myślałam, że zrobię.

Impreza u Briana.

Spojrzałam na okno, a następnie na drzewo za nim.

Może uda mi się bez pomocy Isaaca?

AnastazjaW

opublikowała opowiadanie w kategorii miłość, użyła 6074 słów i 32238 znaków. Tagi: #szkoła #przyjaciele #friends #randka #romans #wattpad

2 komentarze

 
  • unstableimagination

    Jestem bardzo ciekawy jak Grace będzie zbaczać na "złą" drogę. Cóż za faszystowscy rodzice! Nie przesadziłaś trochę? 2 minuty! :)

    8 stycznia

  • AnastazjaW

    @unstableimagination dziękuję za komentarz! Jej rodzice, szczególnie tata, są okropni, chciałam to jakoś pokazać. To fikcja literacka, mam nadzieję, że w rzeczywistości nie ma takich rodziców

    8 stycznia

  • unstableimagination

    @AnastazjaW pokazałaś to bardzo dobrze! A ja czekam na ciąg dalszy :)

    8 stycznia

  • andkor

    Fajnie piszesz , miło się czyta. Super przedstawiłaś ciężkie życie nastolatki trzymanej w złotej klatce pod kryształowym kloszem. Wielu rodziców popełnia taki błąd myśląc że chroni swoje dziecko a w rzeczywistości przez nadopiekuńczość je krzywdzi.

    7 stycznia

  • AnastazjaW

    @andkor dziękuję za komentarz :) to miło, że odebrałeś to w sposób, w którym chciałam przedstawić jej sytuację

    7 stycznia

  • andkor

    @AnastazjaW To znaczy tylko o twoim dobrym pisaniu. Ja mam trochę ciężej bo jestem dyslektykiem i opisuje tylko własne życie.

    7 stycznia