Pancerne znalezisko

-Wojtuś! - wołała mama z przedpokoju do syna, znajdującego się na piętrze w swoim pokoju.
-Tak?! - odpowiedział na wezwanie chłopak.
-Wychodzimy z tatą. Wrócimy późno. Zamknij drzwi na klucz i nikomu nie otwieraj.
-Dobrze mamo!
Rodzice wyszli i zamknęli za sobą drzwi.
„O tak! - ucieszył się – Sam w domu!”
Zszedł na dół, zamknął drzwi na klucz i udał się w stronę salonu. Zapalił światło i spojrzał na zegar stojący na kominku: dwudziesta pierwsza. Wyjrzał przez okno. Było ciemno. Usiadł na kanapie i włączył telewizor. Leciał mecz. Wojtek rozsiadł się wygodnie i zaczął podziwiać widowisko.
Po chwili wstał z kanapy i udał się do kuchni. Wyciągnął z szafki chipsy.
Nagle Wojtek usłyszał dźwięk spadających garnków. Wstał z kanapy i ruszył w stronę kuchni. Spojrzał na podłogę. Leżały tam dwa garnki. Podniósł je i postawił na kuchence.
Wyszedł z kuchni i zobaczył, że na środku salonu stoi duch. Wojtek przeraził się. Duch miał na sobie hełmofon, ubrany był w czarny kombinezon. Twarz miał brudną.
-Cześć – powiedział rosyjskim akcentem duch do Wojtka.
-Dzień dobry – odpowiedział przerażony chłopak. - Kim pan jest?
-Jestem Władymir.  
-Skąd się pan tu wziął?
-Walczyłem na tych terenach podczas drugiej wojny światowej. Ja i moi koledzy z czołgu polegliśmy tu. Chodzi mi o to, że nikt nas nie odnalazł. Nasze ciała gniją we wraku naszego wozu, który teraz znajduje się pod ziemią. Chcę, abyś mi pomógł.
-W czym?
-Wskażę ci miejsce, w którym znajduje się wrak. Odkopiesz go, wyciągniesz z niego moje ciało i ciała moich zmarłych towarzyszy, apotem powiadomisz policję o tym, co znalazłeś. Rozumiesz?
-Tak. Jest pan Rosjaninem?
Władymir uśmiechnął się.
-Tak, przyjacielu. Walczyłem w armii radzieckiej. Weź łopatę i latarkę i chodź ze mną. Pokażę ci gdzie masz kopać.
Wojtek pobiegł do pokoju po latarkę. Gdy ją wziął,  wyszedł z domu, skierował się do szopy i wziął z niej łopatę. Władymir cały czas podążał za nim. Było ciemno.
Po pięciu minutach Wojtek był już gotowy.
-Za mną -powiedział Władymir
„Co to ma być?” - zadawał sobie to pytanie Wojtek podczas drogi.
Zatrzymali się pod lasem, obok wielkiego kamienia.
-Jesteśmy na miejscu – oznajmił Władymir, po czym wziął do ręki patyk, leżący obok kamienia, i narysował na ziemi wielki prostokąt. Wojtek przyglądał mu się cały przerażony. „To tylko sen” - mówił sobie w duchu.
-Tu masz kopać – powiedział Władymir, wskazując na narysowany przez niego prostokąt.
Wojtek rozpoczął kopać. Władymir przyglądał mu się, co chwila spoglądając na okolicę. Chłopiec kopał to coraz głębiej.
W pewnym momencie Wojtek uderzył łopatą o coś metalowego. Opadł na kolana i zaczął  odgarniać ziemię rękami. Była to okrągła kopuła z włazem. „T-34 - pomyślał. - To wieżyczka dowódcy”
-Co jest?  - spytał Władymir.
-Jest – odpowiedział Wojtek. Chwycił za właz i szarpnął go z całej siły. Otworzył się. Wojtek wyciągnął z kieszeni latarkę, zapalił ją i wszedł do środka.
We wnętrzu czołgu było ciemno i bardzo zimno. Panował straszny smród. Wojtek usiadł na siedzeniu obok działa i rozejrzał się. Na ścianie po lewej stronie wisiały dwa zdjęcia. Na jednym był  mężczyzna,  a na drugim ten sam mężczyzna z kobietą i dziećmi. „Pewnie Władymir z rodziną”  - pomyślał Wojtek.  
Po obejrzeniu zdjęć skierował się w dół, w stronę stanowiska kierowcy. Nagle zauważył cztery rozkładające się w czarnych kombinezonach i hełmofonach zwłoki. Były całe sine. Na rekach przez skórę prześwitywały kości. Wojtkowi zrobiło się niedobrze na ten widok. Nagle w jednej z twarzy rozpoznał twarz Władymira. Czym prędzej ruszył do wyjścia.
Wyszedł z czołgu. Zaciągnął świeżego powietrza. Władymir stał i spoglądał na chłopaka.
-I co?
-Są. I twoje też.
-W końcu z nieba nie spadłem. Dzwoń na policję.
Wojtek wyciągnął telefon z kieszeni i zadzwonił na policje. Powiedział co i gdzie się wydarzyło i skończył rozmowę.
Spojrzał na górę, w stronę Władymira i przeraził się. Duch czołgisty celował do niego z pistoletu.
-O co chodzi? - spytał wystraszony chłopak.
-Zrobiłeś to, co do ciebie należało.  
Padł strzał. Wojtek poczuł coś w brzuchu. Spojrzał w dół. Nic mu nie było. Kula, jak i pistolet nie była prawdziwa. Była takim samym „duchem”, jak Władymir.
Spojrzał w górę. Władymira już nie było. Wyszedł z dziury i rozejrzał się. Nikogo nie było. Panowała totalna ciemność. Upadł na kolana. Był przerażony. Czuł się sparaliżowany. Chciało mu się płakać.
Nagle oślepiło go światło. Przyjechały policyjne radiowozy. Wojtek naliczył trzy auta. Wyszli z nich policjanci i pobiegli do chłopaka, klęczącego przy dziurze.
-Nic ci nie jest? - spytał jeden z policjantów, po czym  spojrzał na wykopalisko.
Przyjechała karetka. Policjant, który znalazł Wojtka, zaprowadził go do sanitarki. Sanitariusze od razu się nim zajęli. Przykryli go kocem termicznym i poświecili latarką w oczy. Chłopiec usiadł między otwartymi drzwiami wozu.
-Co tu się wydarzyło? - spytał policjant.
Wojtek nic nie mówił. Cały czas spoglądał przed siebie. Był blady jak ściana. Nie odpowiadał na pytania mundurowego.
Na miejsce zdarzenia przyjechała karawana pogrzebowa. Wyszło z niej trzech mężczyzn, którzy skierowali się w stronę wraku.
Rodzice Wojtka właśnie wracali do domu, gdy zauważyli radiowozy i karetkę. Udali się w tamtym kierunku. Nagle mama zauważyła Wojtka siedzącego w karetce.
-Wojtuś! - krzyknęła i popędziła do syna. Tata ruszył za nią.
Gdy dopadła do syna, rozpłakała się.
-Co mu się stało?  - spytała policjanta.
-Mały jest w szoku. Prawdopodobnie wie, co tu się wydarzyło. Musi natychmiast do szpitala.
-Mogę jechać razem z nim?
-Jest pani matką?
-Tak.
-Nie ma problemu. Może pani jechać.
Wojtka położyli na noszach w załadowali do karetki. Mama weszła do środka, cały czas trzymając syna za rękę i sanitarka pojechała.
Mężczyźni z zakładu pogrzebowego wyciągali z czołgu ciała i pakowali je do worków. Po chwili zapakowali je wszystkie do karawany i pojechali.
Policja przeczesała teren, ogrodziła wrak biało czerwoną taśmą, po czym wszystkie radiowozy odjechały.
Na skraju lasu stał duch radzieckiego czołgisty.
-Dziękuję ci, przyjacielu. - mówił sam do siebie. - Mateczka Rosja nigdy ci tego nie zapomni.
Odwrócił się i zniknął między drzewami.

siergiej379

opublikował opowiadanie w kategorii horror, użył 1170 słów i 6634 znaków.

4 komentarze

 
  • Lela25

    Podoba mi sie

    19 lip 2018

  • nela09

    Fajne 👍

    14 maj 2018

  • Olifffka<3

    Mi się podoba

    28 sie 2016

  • siergiej379

    @Olifffka<3 a dziękuję :)

    31 sie 2016

  • fifi

    Łeeee...spaliłeś cały dowcip. Myślałem, że Władymir wsiądzie do czołgu, odpali i pojedzie. I to byłby dopiero początek całej serii opowiadań. Coś w rytmie "czterech pancernych" i Wojtusia. A tak fajnie się zapowiadało... :sad:

    25 sie 2016

  • siergiej379

    @fifi nie mógłby nim pojechać, bo to wrak ;) siedemdziestąt lat pod ziemią robi swoje

    31 sie 2016