Szybko i wściekle

Wyrd bid ful araed- jak mawiali duńscy wikingowie - przeznaczenie jest wszystkim. Nie można oszukać przeznaczenia, ani się przed nim ukryć. Wszystko, co możemy zrobić, to rozłożyć ręce, dając się ponieść jego nurtowi. Dokonać swego losu, wypełnić to wszystko, co zostało nam przeznaczone. Każdy z nas ma do odegrania jakąś rolę w tym pieprzonym świecie. Czasem jednak los ośmiela się z nas zadrwić, gubiąc nas w meandrach naszego życia.
Cholerny odgłos budzika daje mi znać, że już czas zwlec swój tyłek z łóżka. Poranna kawa, szybki prysznic. To jest to, czego na dzień dobry mi potrzeba. Patrząc rano na odbicie w lustrze, widzę pewnego siebie faceta. Kilkudniowy zarost zdobi moją twarz. Nie golę się zbyt często. Odkąd odszedłem z wojska, tak naprawdę już nie muszę.
Patrzę na zegarek. Już czas. Pora opuścić przytulne zacisze. Mam spotkanie. A ja bardzo nie lubię się spóźniać. Zwłaszcza na to, które ma zaważyć na mojej przyszłości.
Zakładam białą koszulę, na to czarny garnitur, naprędce wiążę czarny krawat. Jeszcze tylko ostatni łyk kawy.
Zamykam za sobą drzwi samochodu. Przekręcam kluczyk w stacyjce, odpalając silnik. V8 ukryte pod maską daje o sobie znać, pieszcząc moje uszy wydobywającą się muzyką. Inna muzyka staje się zbędna.
Brama garażowa podnosi się, wpuszczając nieco zewnętrznego świata do mojego królestwa. Wbijam pierwszy bieg, udając się na spotkanie z przeznaczeniem. Każdy z nas ma do odegrania jakąś rolę. Ja również. Zastanawiam się kim ostatecznie będę- łowcą, czy ofiarą?
Nie jestem zwykłym, szarym człowiekiem. Uważam się za lepszego od innych. I w istocie, jestem lepszy. Jestem człowiekiem wiernym własnym ideałom, gotowym za nie oddać życie. Człowiekiem, który z reguły znajduje się w niewłaściwym miejscu i czasie. Jednakże to, kim jestem, jest nieważne.
Oto moja historia.
Dziesięć lat służby. Większość tego czasu spędziłem w najbardziej zapalnych rejonach świata. Irak, Afganistan, Syria, Liban, Kongo, Bałkany. Któregoś dnia po prostu wstałem i poczułem, jak bardzo jestem wypalony. Miałem już dość zabijania w imię czegoś, w co już dawno przestałem wierzyć.
Postanowiłem odejść. I odszedłem.
Na ludzi z moimi umiejętnościami jest spory popyt na rynku wtórnym. Nie mogłem narzekać na brak ofert.
Na nudę i brak adrenaliny nie mogłem uskarżać się nigdy. Wciąż nie mogę na nią utyskiwać. Moje życie, mój porządek dnia, swoisty rytuał, pozostaje stały i niezmienny. Moje zasady nie są elastyczne. Jestem im wierny, być może dlatego wciąż żyję.
Przez ostatnie lata zajmowałem się rozwiązywaniem problemów innych ludzi, otrzymując za swoje usługi pieniądze, o jakich zwykły szarak mógł jedynie pomarzyć.
Tam, gdzie zawodziły racjonalne działania, wkraczałem ja. Negocjowałem w swoim stylu. Skutecznym stylu. Negocjowałem z pozycji siły.
Przebijam się przez zakorkowane ulice, na spotkanie z kolejnym klientem, kolejnym zadaniem, kolejnym... czekiem.
Tak, robię to wszystko dla pieniędzy. Nie jestem tani, jednak za skuteczność trzeba płacić.
Podjeżdżam pod umówioną restaurację. Parkuję swój wóz. Patrzę na siebie we wstecznym lusterku. Nienaganny wygląd, to podstawa w tym fachu. Jestem dwie minuty przed czasem. Nigdy się nie spóźniłem. To jedna z zasad.
- Czy mogę zaparkować pański samochód? - pyta jakiś młokos.
- Nigdy nie dotykaj mojego wozu. - odpowiadam mu natychmiast. - Miej na nią oko. - dodaję po chwili.
Chłopak cofa się, otwierając mi drzwi. Daję mu pięć dych za fatygę.
Mój wóz. Moja miłość. Jest jak kobieta. Kobieta, która nigdy mnie nie zdradzi, która jest na każde moje wezwanie. Zawsze, gdy potrzebuję.
- Czekaliśmy na pana. - zwraca się w moim kierunku wymuskany koleś w drogim garniturze.
Zwykły biurokrata. Pewnie prawnik. Być może doradca. Na pewno pizda.
W ślad za nim podrywa się dwóch goryli, chcących mnie przeszukać. - Niech tylko spróbują. - myślę sobie, rozluźniając mięśnie.
- To nie będzie konieczne. - odzywa się elegancki facet, kiwając na mnie dłonią.
Goryle rozstępują się, przepuszczając mnie.
Siadam przy stole naprzeciwko człowieka, który być może skorzysta z moich usług. Na pewno z nich skorzysta. Zadbany, w okolicach pięćdziesiątki. Siwe, zaczesane do tyłu włosy, starannie wytrymowana broda. Drogi garnitur, skrojony na miarę. Jego lewy nadgarstek zdobi złota Omega.
- Mówią, że jest pan jednym z lepszych w tym fachu. - zaczyna łechtanie mojego ego. - Z tego, co słyszałem od naszego wspólnego znajomego. - dodaje.
- Źle pan słyszał. - mówię, patrząc mu prosto w oczy. - Jestem najlepszy. - wypowiadam te słowa bez fałszywej skromności. Jeśli któregoś dnia uznam, iż ktoś jest lepszy, to znak, że powinienem odejść.
Mężczyzna bacznie mi się przygląda, próbując mnie rozgryźć. Nigdy mu się to nie uda. Za to ja rozgryzłem już jego.
- Skontaktowałem się z panem w celu... - przerywam mu ruchem dłoni. Starzec patrzy na mnie zdezorientowany.
- Zanim zaczniemy, chcę żeby pan wiedział, że moje usługi nie należą do najtańszych. – bacznie mu się przyglądam, obserwując reakcję ciała. - Jeśli pana nie stać, nie powinniśmy więcej marnować wspólnego czasu.
Goryle podrywają się, urażeni moją arogancją bardziej, niż ich szef.
- Niech pan posadzi swoje zabawki, nim komuś stanie się krzywda.
Starzec nakazuje im usiąść, ponownie zwracając się do mnie.
- Cena nie gra roli. - mówiąc to, splata ze sobą palce obu dłoni. - Chodzi o moją córkę, ona... - głos mu drży. - Ona została porwana. Chcę, by przyprowadził ją pan do mnie.
Zastanawiam się nad jego odpowiedzią. Porwanie to zawsze spore ryzyko. Wszystko zależne jest od motywów, jakimi kierują się sprawcy.
Mężczyzna podsuwa mi teczkę, spoczywającą dotąd po prawej stronie stołu.
- Tu są wszystkie dane. - mówi. - Moja córka jest na Ukrainie.
Upijam łyk podanej mi uprzednio wody.
- 300 tysięcy. - mówię. - To moja cena. Całość płatna z góry...
- W tej kopercie jest 150 tysięcy. Reszta po wykonaniu zadania. - Zwraca się do mnie goguś, będący asystentem mojego klienta, kładąc na stole kopertę z pieniędzmi.
Upijam kolejny łyk, kontynuując.
- 300 tysięcy, płatne z góry. Sprzęt i transport załatwiam we własnym zakresie. Pan jedynie zwraca mi poniesione koszta. - mówiąc to, patrzę klientowi prosto w oczy, kompletnie ignorując asystenta.
- Wiedziałem, że pan tak powie. - odzywa się mój klient, wyciągając dłoń w kierunku gogusia.
Po chwili na stole kładzie drugą kopertę.
- 300 tysięcy płatne z góry. - sili się na uśmiech. - Maksim wspominał, że jest pan twardym negocjatorem.
Maksim, jeden z moich poprzednich klientów. Załatwiałem dla niego pewne sprawy w Afryce. Tak to już działa. Jeden klient poleca mnie kolejnemu. A ten jeszcze innemu. Nie ogłaszam się nigdzie. Nie oferuję swoich usług. Jeśli już ktoś kontaktuje się ze mną, oznacza to, że zna moją wartość.
Wkładam koperty do wewnętrznej kieszeni marynarki, zabieram teczkę spoczywającą na stole, wstaję i wychodzę.
- Odezwę się po powrocie.
- Jaką mam gwarancję, że pan nie zawiedzie? - rzuca za mną mój zleceniodawca.
- Ja jestem pańskim gwarantem.
- Jest pan bardzo zuchwałym człowiekiem, jednak moi ludzie pojadą z panem. - zwraca się do mnie elegancik. – Byli kiedyś komandosami. Przydadzą się.
- Nie potrzebuję balastu. - nawet się nie odwracam. - Pracuję sam. Zawsze. Dlatego jestem tak skuteczny.
Czyjaś dłoń ląduje na moim ramieniu.
- Słyszałeś szefa. - pomruk wydobywający się z jego gardła dobiega moich uszu. - Jadę z tobą!
Odgłos tłuczonego szkła rozlega się po patio. To ciało bodyguarda rozbija szklany stolik, stojący nieopodal wyjścia.
Wsiadam do mojego wozu, rzucając teczkę na prawe siedzenie.
- Ukraina. - myślę sobie. Znów trzeba będzie ubrudzić sobie ręce.
Odpalam silnik i odjeżdżam.

Kolejne godziny upływają na zwyczajnych obowiązkach. Z góry zaplanowany porządek dnia.
Siłownia, basen. Dziś mam do przebiegnięcia dwadzieścia kilometrów. Utrzymuję swoje ciało w najlepszej kondycji. Jest ono moim narzędziem pracy. Jeśli nawali, nawalę i ja.
Szybki obiad, który zawsze przyrządzam sam. Już nie pamiętam, kiedy ostatnio jakaś kobieta gotowała dla mnie.
W moim domu panuje względny porządek. Może to przez minimalizm. Wszystko ma swoje miejsce. Mieszkanie urządzone jest w sposób surowy. Dla innych spartańskie warunki. Dla mnie jest przytulnie.
Raz w tygodniu myję samochód. Dziś przypada właśnie ten dzień. Patrzę, jak woda spływa po czarnym lakierze. Jak karoseria odzyskuje swój połysk.
We wszystkim, co robię jestem perfekcjonistą. Nie mogę pozwolić sobie na najmniejszy błąd, gdyż każdy błąd pociąga za sobą kolejne. Błąd może kosztować mnie życie, a ja nigdzie się jeszcze nie wybieram.
Po kolacji nalewam sobie lampkę czerwonego wina. Puszczam głośno rockową muzykę. W pobliżu nie mieszka nikt, więc mogę sobie na to pozwolić. Głośne dźwięki pomagają mi się skupić.
Otwieram otrzymaną teczkę, przeglądając jej zawartość.
Młoda dziewczyna. Ładna. Zadbana. Ciemne włosy, zielone oczy, zniewalający uśmiech. Tyle wiem ze zdjęcia.
- Esther. - wypowiadam na głos, upijając łyk wina. Dosyć oryginalne imię. Ludzie srający kasą mają różne, dziwne pomysły.
Reporterka Programu Trzeciego Polskiego Radia. Ceniona, często nagradzana za swoje reportaże. Kobieta sukcesu.
Ostatni raz widziana na wschodzie Ukrainy w Donbasie przed tygodniem.
- Po coś się tam pchała, dziewczyno? - mówię sam do siebie.
Nikt nie zażądał okupu. Głąby, pewnie nawet nie wiedzą, kogo porwali.
Muszę zadzwonić w kilka miejsc. Biorę do ręki komórkę, wybierając jeden z zapisanych numerów.
- No, proszę. Któż to do mnie dzwoni? - słyszę głos w słuchawce. - Nie wiedziałem, że już wróciłeś.
- Wróciłem miesiąc temu. - odpowiadam.
- Musimy skoczyć na jakieś piwko. - mój rozmówca kontynuuje. - Człowieku, ja tu zaraz oszaleję. Moja stara ciągle truje mi dupę.
- Innym razem, chłopie. - odpowiadam. - Muszę się dostać szybko na Ukrainę. Najlepiej bez zbędnej odprawy, rozumiesz? – nie przerywam - Nie wysyłasz przypadkiem czegoś na wschód? Na wczoraj.
- Hmmm. Ja nie mam nic dla ciebie. Transport wysyłamy dopiero za tydzień. - to jest odpowiedź, której nie chciałem usłyszeć. - Ale poczekaj. Chyba mam coś lepszego. - kładzie słuchawkę na stole. Słyszę, jak przekłada sterty papierów, soczyste kurwy rzucane w eter. - Mam. - nie kryje zadowolenia. - Jutro PAH wysyła samolot na Ukrainę. Mogę cię wkręcić. Nikt nie sprawdza personelu. Jednak nie przesadzaj ze sprzętem.
- Biorę to miejsce. Mam u ciebie dług. - odpowiadam.
- Tak. Wiem, wiem. - mówi. - Gdybym chciał odzyskać wszystkie swoje długi, jakie u mnie masz, byłbym bardzo bogatym człowiekiem. - śmieje się. – Czasem, aż mnie korci, żeby wysłać do ciebie windykatorów, ale pewnie odesłałbyś mi ich w czarnych workach.
- Pewnie tak. Dzięki stary.
Sprawę transportu mam już z głowy. Poszło sprawniej, niż mogłem się tego spodziewać. Jeszcze tylko jeden telefon i jestem w domu.
- Da? - rozlega się w słuchawce.
- Zdrastwujtje Jewgienij. - witam się, starając sobie przypomnieć rosyjski.
- Zdrastwuj tovaris. Kak dzieła? - pyta. Po głosie wyczuwam, że przyjął już nieco w palnik.
- U mnie dobrze. Potrzebuję nieco twoich rosyjskich zabawek.
- Na kiedy?
- Jutro wieczorem będę w Kijowie. Załatw to, co masz najlepsze.
- Przyjdź, pogadamy. Napijemy się. - w słuchawce rozległ się donośny śmiech. – Da swidania.
- Spasiba..
Cholera. Dobrze, że rzadko robię interesy na wschodzie, bo moja wątroba mogłaby tego nie wytrzymać.  
Przeciągam się w fotelu, patrząc na zegarek. Już późno.
Dzwonek do drzwi przerywa ciszę nocy. Zastanawiam się, kogo licho niesie.
Podchodzę do drzwi, kładąc dłoń na karambicie, spoczywającym na szafce w przedpokoju. Zerkam przez judasza. - Kurwa. Czego ona chce?! - zastanawiam się, otwierając drzwi.
Dziewczyna rzuca mi się na szyję, próbując pocałować w usta.
- Co tu robisz? - pytam, kiedy udaje mi się w końcu zrzucić ją z siebie.
- Stęskniłam się za tobą. - dziewczyna nie daje za wygraną, ładując się do środka.
- Wybacz, ale nie jestem dziś w nastroju.  
Dziewczyna jest wyjątkowo namolna. Klęka przede mną rozpinając mi rozporek. - Kurwa. Dam jej to, czego chce i niech spierdala. – przebiega mi przez myśl.
Po chwili, mój budzący się do życia kutas znika we wnętrzu jej czerwonych ust. Obciąga w progu, nie zważając na kamień posadzki, wbijający się jej w kolana. Pochłania go łapczywie. Jest w tym naprawdę dobra i chyba tylko w tym. Dyskusje z nią, pozbawione są jakiegokolwiek sensu.
Blondyna dwoi się i troi, chcąc, by było mi dobrze. Jednak ja myślami jestem już na Ukrainie. Esther. To naprawdę piękna dziewczyna. Na myśl o niej mój kutas twardnieje, szczelniej wypełniając usta.
- Dobra, dość tego.
Łapię ją za włosy, wbijając twardego, jak stal kutasa wprost do przełyku dziewczyny. Posuwam ją ostro. Widzę, jak się dławi, zaskoczona moją brutalnością. Wystarcza kilka ruchów. Ciepła sperma zalewa jej gardło.
Dziewczyna przełyka wszystko, wyraźnie z siebie zadowolona.
- No, takiego cię lubię najbardziej. – uśmiecha się, oblizując wargi. – Nie zaprosisz mnie do środka?
- Innym razem. – odpowiadam oschle.
- Ale... - drzwi do mieszkania, zamykają się tuż przed jej nosem.
Dziewczyna wali w nie pięściami, wydzierając się niemiłosiernie.
- Nie jestem twoją dziwką! – krzyczy, kopiąc drzwi. – Ty skurwysynu, zasługuję na szacunek.
- Zabawne, że o tym mówi. – uśmiecham się sam do siebie, pogłaśniając muzykę.
Błoga rockowa cisza.

Nazajutrz na lotnisku wita mnie deszcz. Kurewska pogoda.
- Dzień dobry. - zwracam się do jakiegoś kolesia grzebiącego przy bagażach.
- Dobry, dobry. - odpowiada mi, nawet na mnie nie spoglądając. - Panie dobry to on był kilka godzin temu, kiedy leżałem obok pięknej, nagiej kobiety. - wyrzuca z siebie potok słów. - Teraz odmrażam sobie tyłek, by te skurwysyny ze wschodu dostały swoje paczki.
Uśmiecham się pod nosem. Wylewny gość. Życie go dopadło.
- A pan do kogo? - w końcu się odwraca. - A no tak, no tak. - drapie się po brodzie. - Pan Bogacki mówił, że się pan zjawi. - patrzy na mnie, jak szpak w pizdę. - Nie wygląda mi pan na takiego, co to pomaga.
- Tak wiem, wszyscy mi to mówią. - wzruszam ramionami. - Gdzie mogę usiąść?
- Panie, gdzie pan chcesz. - śmieje się. - Nie licząc paczek, jest pan jedynym gościem.

Wieczorem wchodzę do Odessy. To restauracja w Kijowie. Jewgienij zawsze załatwia tu swoje interesy. Weteran z Afganistanu. Spierdalał stamtąd z Armią Czerwoną, na długo przed pojawieniem się tam Jankesów. Kiedyś drobny złodziejaszek. Teraz handlarz bronią. Dorobił się na wojnie w Czeczenii. Rosjanin z dziada, pradziada, jednak nie miał problemu z tym, żeby sprzedawać obu stronom konfliktu.
- Siadaj. - mówi do mnie. - Już zamówiłem. Poczekaj, tylko skończę rozmowę.
Załatwia kolejne interesy. Jego rosyjski jest dla mnie zbyt szybki. Ledwo jestem w stanie wychwycić co trzecie słowo.
- Masz jaja, chłopcze.
Patrzę na niego i chyba nie rozumiem.
- Po ostatniej akcji, masz jaja, że się tu pojawiasz. - mówi do mnie, bez zbędnych ceregieli.
- Nie mniejsze, niż ty. - odpowiadam. - Po poligonie na wschodzie, raczej nie jesteś tu mile widziany.
Jewgienij podaje mi kieliszek miejscowej wódki. Wychylam to cholerstwo, czując jak rozpala moje wnętrzności.
- Cóż począć? Nie lubią mojego paszportu, za to kochają moje pieniądze. - wybucha gromkim śmiechem.
Diler narzuca ostre tempo, co chwilę coś pokrzykując w stronę obsługujących nas kelnerów.
- W ojczyźnie byłbym tylko jednym z wielu, tutaj jestem niemal bogiem. – mówiąc to wychyla kolejny kieliszek. – Patrz. – zwraca się do mnie, pstrykając palcami w stronę obsługi. Młody kelner pochyla się przed jego ustami, słuchając jego słów z uwagą.
- Przyjacielu, mylisz pojęcia. – patrzę mu prosto w oczy. – To pieniądze tak na nich działają, nie twoja rzekoma boskość.
Jewgienij patrzy na mnie z politowaniem. Gdybym nie potrzebował jego sprzętu, zmazałbym mu ten durny uśmieszek z gęby.
- Głupi Polaczku. Jestem synem Mateczki Rosji. – uśmiecha się, wytrzymując moje spojrzenie. – Dla tych ukraińskich psów, jestem bogiem. – wychyla kolejny kieliszek. – Pamiętasz tę kurwę w Czeczenii? Kupiłem ją, jak psa.  
Jewgienij zaniósł się śmiechem.
- Jak sukę. – poprawił się.
Po chwili przed naszym stolikiem staje młoda dziewczyna. Czarne, jak smoła włosy, ciemne oczy. Jewgienij chwyta ją za pośladki, ściskając z całej siły. Na twarzy dziewczyny pojawia się grymas bólu.
- Patrz, Polaczku. – zwraca się do mnie. – A ty, suko obciągaj.
Dziewczyna klęka przed handlarzem, rozpinając mu rozporek, po czym pochłania jego kutasa, dławiąc się, gdy ten dociska jej głowę.
Jewgienij cały czas patrzy na mnie buńczucznie, a ja mam ochotę rozwalić mu ten pierdolony łeb. Rozglądam się po gościach, jednak ten widok nie wzbudza w nich najmniejszego zainteresowania. Nikogo to nie zaciekawiło, nikt nie zwraca uwagi, nie wychyla się. Nikt nie chce oberwać.
Zapomniałem, że to jest jego knajpa.  
Brudną kasą kupił sobie boskość.
Dziewczyna przyspiesza, czując na głowie dłoń swego pana. Jewgienij pierdoli tę biedną małolatę w usta.  
Słyszę, jak się dławi, kiedy wpycha jej kutasa wprost do gardła. Kilka ruchów robi swoje. Sperma mojego gospodarza zalewa usta dziewczyny.
- Jeśli pobrudzisz mi spodnie suko, to zabiję! – warczy na nią, gdy ta próbuje połknąć nagromadzoną w ustach spermę.
W końcu puszcza jej ciemne włosy.
Dziewczyna podnosi się z kolan patrząc na mnie z żalem. Po jej policzkach spływają łzy.
- Mówiłem ci, jestem tutaj bogiem. A teraz pij.
Zaciskam dłoń na nożu. Jeden szybki ruch. Jego ochrona nie zdążyłaby się nawet zorientować. Patrzę na tę jego cholerną gębę, wykrzywioną w uśmiechu. - Ochłoń. – myślę sobie. Wszak nie po to się tu znalazłem.
- A teraz powiedz, co cię do mnie sprowadza? Czyżbyś znów wybierał się do Czeczenii? – pyta.
- Nie tym razem. – odpowiadam spokojnie. – Jadę na wschód.
- Głupi jesteś. Tam nic nie ma.
- Twoi rosyjscy bracia mają coś, co chciałbym odzyskać.
Jewgienij wychyla kolejny kieliszek wódki, spoglądając na mnie. Następnie spluwa, ocierając kantem dłoni usta. Jeden z kelnerów natychmiast podchodzi ścierając jego ślinę z posadzki.
- Nie ma nas na Ukrainie. – mówiąc to, rozlewa kolejną porcję. – Ten durny naród walczy sam ze sobą.
- Więc tym bardziej nie powinieneś mieć z tym żadnego problemu. – uśmiecham się.
Jewgienij handlował śmiercią, samemu jednak nigdy nie brudząc sobie rąk. Miał od tego ludzi. Pracowali dla niego Rosjanie, Ukraińcy, Czeczeni, Inguszowie. Płacił dobrze, jak na postsowieckie realia.
Moje pieniądze nigdy mu nie śmierdziały, aż do czasu feralnej akcji w Groznym. Uciekając, zabiłem dwóch rosyjskich żołnierzy.
- Z wami, Polaczkami, zawsze jest jeden problem. – spojrzał na mnie, opierając się o blat stołu. – Za bardzo rozpamiętujecie przeszłość. – kontynuował. – Znam cię. Nie podoba mi się wizja zabijania moich braci, z mojej broni.
- Odkąd to dla ciebie problem? – wytrzymałem jego spojrzenie. – Jeśli nie chcesz mi dać, czego potrzebuje, pójdę do kogoś innego.
Jewgienij zaśmiał się, a w ślad za nim uczynili to także jego ludzie.
- Wynoście się, wszyscy! – wrzasnął w stronę gości, zgromadzonych w restauracji.
Ludzie zaczęli opuszczać swoje miejsca w pośpiechu.
- Skąd pewność, że cię stąd wypuszczę? – wyszczerzył zęby w nienaturalnym uśmiechu. - Co sądzisz, Aslan? – zwrócił się do jednego z czeczeńskich ochroniarzy.
Rosły Czeczen rzucił się na mnie, próbując uderzyć w twarz. Zerwałem się, niwelując jego cios, który minął moją głową, zatrzymując się na ramieniu. W jego oczach widziałem zaskoczenie. Nie spodziewał się tak szybkiej reakcji z mojej strony.
Nóż, którego dobył, przeszywał powietrze, raz za razem próbując sięgnąć celu, którym było moje ciało. Przechwyciłem jego nadgarstek, wykręcając go, drugą dłonią uderzając tuż za łokciem. Czeczen zawył z bólu, kiedy ostrze noża, który wypuścił z dłoni, zanurzyło się w jego udzie. Przekręciłem klingę, wyrywając ostrze z rany. Rozbryzg krwi pokrył czerwienią biel obrusu.
Pozostali żołnierze zerwali się na równe nogi, powstrzymani ruchem dłoni Jewgienija, zamarli, oczekując dalszych rozkazów swojego szefa.
- Chyba zapomniałeś, kim jestem. – powiedziałem do niego, przykładając ostrze noża do szyi, upokorzonego Czeczena.
- Chodź za mną. – uśmiechnął się, jakby zadowolony z pokazu siły, której był świadkiem.
Ani myślałem drgnąć.
- Tylko ty i ja. Spokojnie. – powiedział. – A teraz puść to ścierwo i chodź.
Nie zmieniłem swojej pozycji, patrząc na jego ludzi, którzy wciąż pałali rządzą zemsty za upokorzenie ich kumpla.
- Zastanawiałem się, czy wciąż masz jaja. Niezły pokaz, jak na Polaczka. Musisz mieć w sobie rosyjską krew. – kontynuował. – A wy, kretyni, opatrzcie tego głąba i zniknijcie mi z oczu. – zwrócił się do swoich ludzi
Na tyłach restauracji znajdował się jego magazyn, ze sprzętem, którego potrzebowałem. Jewgienij kopnął w moją stronę skrzynkę, w której było moje zamówienie.
- 20 tysięcy przyjacielu, płatne z góry. – wyciągnął dłoń w moim kierunku. – Stawki są w euro
Rzuciłem mu plik banknotów.
- Uwielbiam ten zapach. – zaśmiał się, przystawiając nos do pieniędzy. – A teraz powiedz, po co naprawdę jedziesz na wschód.
- Już ci mówiłem.
- Wciąż mi nie ufasz? Ty, głupi kutasie, po tym wszystkim mi nie ufasz. – podszedł do mnie, zataczając się nieco.
- A powinienem? Przed chwilą poszczułeś mnie swoim pieskiem. – odparłem.
Jewgienij otworzył kolejną butelkę, pociągając łyk z gwinta, następnie podając mi ją. Przyłożyłem usta, udając, że piję.
- Chyba nie myślisz, że Aslan stanowił dla ciebie jakiekolwiek zagrożenie. – uśmiechnął się. – Masz rację. Nie lubią mnie tu. Ale was też nie lubią. Potrzebują was jedynie do tego, by na waszym garbie wspiąć się do Europy, a później pogryzą rękę, którą do nich wyciągacie, wy głupie polskie kurwy.
- Do czego zmierzasz, Jewgienij?
- Dług, długiem. – wypalił. – Ale moi ludzie muszą widzieć we mnie twardego faceta, jeśli któregoś dnia nie chcę się obudzić z własnymi jajami w gardle, rozumiesz to?
Pokiwałem głową, oddając mu butelkę.
- A teraz spierdalaj, nim zmienię zdanie i oddam cię tym psom wojny.
- Żegnaj.
- A ty, głupcze, nie daj się zabić. – uścisnął moją dłoń. – Lubię twoje pieniądze.
Wyszedłem z jego lokalu poprzez wyjście na zapleczu. Miałem już wszystko. Prawie wszystko. Mogłem się wreszcie skupić na zleceniu.

GokuBadBoy

opublikował opowiadanie w kategorii erotyka, użył 4138 słów i 23532 znaków, zaktualizował 23 maj 2015.

9 komentarzy

 
  • Darusia

    kiedy dodasz następną część?? :)

    6 lip 2015

  • GokuBadBoy

    @Darusia, szczerze mówiąc utknąłem i nie wiem jak wybrnąć z tego :) ale może wena w końcu przyjdzie.

    6 lip 2015

  • Darusia

    @GokuBadBoy Dzienki za info :)

    6 lip 2015

  • GokuBadBoy

    @Darusia, spoko za dużo naraz sobie nałożyłem i teraz jest ciężko. Niektórzy domagają się gwałtu,  inni fauna. Jeszcze ktoś chce kontynuację wikingów no i jeszcze ten cykl "ukraiński" :D

    6 lip 2015

  • lukmar84

    Swietne..
    Wciagajaca historia w stylu jaki lubie.
    Czekam na wiecej

    16 cze 2015

  • GokuBadBoy

    @lukmar84, dziękuję.

    16 cze 2015

  • meme

    pomijając: Czeczeni - dwa ii - tekst na czasie. grt.

    23 maj 2015

  • GokuBadBoy

    @meme haha dzięki :D niby wiedziałem, a popełniłem ten błąd aż 3 razy :)

    23 maj 2015

  • meme

    @GokuBadBoy słórzę pomocą ;) a poważnie - kiedys był tutaj tekst w podobnym klimacie-niestety autorka juz nie kontynuuje serii :( liczę, że w Twoim tekście znajdę ukojenie ;) pozdrawiam

    23 maj 2015

  • GokuBadBoy

    @meme, a myślałem, że będę oryginalny. Ech, chyba powrócę do Fauna.

    23 maj 2015

  • meme

    @GokuBadBoy Tyś Autor, Tyś Pan. Mnie akurat to bardziej odpowiada, no i może ten kryminał. ale co tam ja...

    23 maj 2015

  • meme

    @meme c.d. może dlatego, że lubię teksty o prostytutkach. nawet męskich ;)

    23 maj 2015

  • GokuBadBoy

    @meme, pan? Hahaha, ok :D czuję się przekonany. Tylko gdzie u mnie męska dziwka? Hmm

    23 maj 2015

  • meme

    @GokuBadBoy haaa. mam Cię -Panie miłośniku dominacji ;) jak to gdzie!!?? przecież to główny bohater. jak nic.

    23 maj 2015

  • GokuBadBoy

    @meme, uzasadnij. Niby, w którym momencie okazał się męską dziwką?

    23 maj 2015

  • meme

    @GokuBadBoy sprzedaje przecież swoje umiejetności. a zabijanie dla pieniędzy zawsze mi się z kojarzy z prostytucją (choć... na początku był  bardziej romantyczny)

    23 maj 2015

  • nienasycona

    @meme, idąc  tym tropem, każdy kto bierze pieniądze za swoją pracę, jest dziwką:) Brawo:P

    23 maj 2015

  • GokuBadBoy

    @meme, adwokat, lekarz, informatyk, itd. Każdy z nich sprzedaje swoje umiejętności. Widocznie nie ma innych zawodów, jak tylko dziwki. Poza tym jeszcze nikogo nie zabił, ale co ja tam wiem. Aha są jeszcze żołnierze. To są dopiero kur.wy. Wszak zabijają na potęgę. Przeraża mnie Twój tok rozumowania. Zastanawiam się jakim rodzajem prostytucji Ty plamisz sobie rączki.

    23 maj 2015

  • meme

    @GokuBadBoy hehehe. czemu nie dziwi mnie taka reakcja :) ja nie o sprzedawaniu umiejętnosci, co do żołnierzy pomijając, że dostają też za to kasę, czasami sprawia im zapewne przyjemność (nie znam odsetka psycholi) to robią to dla "wolności, równości i niepodległości" (bla, bla, bla). a że bohater nie zabił - przepraszam. masz rację. pojedzie, uśmiechnie się, poprosi i od razu oddadzą dziewoję ;)

    23 maj 2015

  • GokuBadBoy

    @meme, teraz jesteś ekspertem ds wojskowości? Skoro zabijanie dla kasy to dla Ciebie prostytucja, to nie mamy o czym rozmawiać.

    23 maj 2015

  • meme

    @GokuBadBoy niiieee domorosły prowokator, adwokat diabła, obrońca moralności ;) wybierz co chcesz ;)

    24 maj 2015

  • GokuBadBoy

    @meme, już wybrałem.

    24 maj 2015

  • meme

    @GokuBadBoy dziekuję za wczorajszą wymianę zdań. miło było poznać Twoje zdanie. fakt.... ratowanie porwanych ludzi to nie to samo, to zabijanie dla tego kto da wiecej. przyznaję sie do błedu choc trudne to ;)

    24 maj 2015

  • GokuBadBoy

    @meme, skoro tak mówisz.

    24 maj 2015

  • #

    pisz dalej!

    20 maj 2015

  • GokuBadBoy

    @#, postaram się.

    20 maj 2015

  • Cam

    Super :) wciągneło mnie całkowicie. czekam na dalszy ciąg :)

    19 maj 2015

  • GokuBadBoy

    @Cam, kolejny raz dziękuję :)

    19 maj 2015

  • Szarik

    Jest moc. Podoba mi się, bo jest początek ciekawej historii. Będę dopingował.

    18 maj 2015

  • GokuBadBoy

    @Szarik, dziękuję.

    18 maj 2015

  • Mb

    Super powodzenia w następnych częściach

    18 maj 2015

  • GokuBadBoy

    @Mb, dziękuję.

    18 maj 2015

  • boczek

    Fajnie się zaczyna :) Naprawdę :D
    To co piszesz nawiązuje trochę do filmu pt. "Transporter". Akcja osadzona na terenach dzisiejszej banderowskiej ukrainy może być ciekawa :D Czekam z niecierpliwością na kontynuację  :hi:

    17 maj 2015

  • GokuBadBoy

    @boczek, hmm, jak tak się teraz nad tym zastanawiam, to może masz rację.  Jednak mój bohater nie bawi się w przewożenie przesyłek ;) no chociaż. Może trochę tak jest.

    17 maj 2015

  • boczek

    @GokuBadBoy Ciekaw jestem czy główny bohater okaże się w miarę przyzwoitym człowiekiem ,który ma jakieś zasady czy okaże się czarnym charakterem ,który ma w **** jakiekolwiek wartości. Jak to mówią: "poczytamy , zobaczymy". Powodzenia w pisaniu :)

    17 maj 2015

  • GokuBadBoy

    @boczek, jego zasady, a raczej to, czy je ma, czy też nie, zostały już nakreślone na początku. Każdy czymś się kieruje w życiu. Czy to żołnierz, czy najemnik. Liczy się przetrwanie.

    17 maj 2015

  • nienasycona

    Śmiałam się w głos, czytając o myciu auta... Tak wiem, ja też się myję i się z tego nie śmieję, ale to tylko samochód- nie bij:P Tekst znakomity, jak zresztą pozostałe. Podoba mi się narracja i sposób budowania zdań- szybko, wartko, zwięźle, po męsku.Przypomina mi Twoją powieść. Brawo, Wietrze:)Ps. mój nick na kurniku pochodzi od krainy w trylogii Tolkiena, nie od imienia, ale nic to:) A, i pamiętaj, że na temat sytuacji na Ukrainie mamy zupełnie inne zdanie, mam nadzieję, że przy lekturze kolejnych części nie będę się wściekała:)

    17 maj 2015

  • GokuBadBoy

    @nienasycona, moja droga. O samochód też trzeba dbać, niemal tak samo, jak o kobietę. Ale ja się nie znam przecież. Estera, jest takie imię, prawda? Odnośnie sytuacji na Ukrainie. Nie jestem ani po stronie banderowców, ani brata niedźwiedzia. Jak widzisz z pogardą napisałem, tak o jednych, jak również o drugich.

    17 maj 2015

  • nienasycona

    @GokuBadBoy, wiem, ale kilka kłótni na ten temat było, ostrzegam tylko:)

    17 maj 2015

  • GokuBadBoy

    @nienasycona, mam swoje zdanie na pewne tematy. Przecież wiesz. To nie są kłótnie. Nie ma we mnie miłości do braci ze wschodu. Do Niemców zresztą też nie. Ale to nie czyni mnie przyjacielem Ukrainy czy USA.

    17 maj 2015