- To jego czas. Przecież to tylko zwykły śmiertelnik, nieprawdaż? - zapytał, patrząc na nią, zachowując pełny dystans.
. Zasady są takie, o jakich wspominała (bądź nie wspominała) xnobody. Wprowadzamy życie w ten opustoszały post, jakoś sobie radzimy! ~
Hans przejeżdżał przez jeden ze szkolnych korytarzy. W dłoni trzymał książkę, głęboko nią pochłonięty nie dostrzegał uczniów, stojących mu na drodze. Co chwila ktoś go upominał, chłopak skwapliwie jednak przepraszał, tłumacząc się najkrócej, jak tylko mógł. Wyciągnął z torby przygotowaną uprzednio w internacie kanapkę i zaczął ją pochłaniać prawie że z pasją. Wydobył szkicownik, wstępnie machnął kilka kresek, przyglądając się im krytycznym okiem.
- To jego czas. Przecież to tylko zwykły śmiertelnik, nieprawdaż? - zapytał, patrząc na nią, zachowując pełny dystans.
- Ale to tylko dziecko...- wyszeptała.
- A ja tylko wypełniam swoje obowiązki. - odparł cicho, odwracając się do niej plecami. - Przeklęci... Jeżeli Morjav mnie tu zastanie, to na tym dzieciaku się nie skończy. Tym bardziej, jeżeli z tobą. Spieprzaj, nie chcę zabijać bez nakazu.
- Czekaj!- złapała go za ręke.- Dlaczego... To dziecko musi odejść...? Nie ma dla niego ratunku?- jej wzrok był smutny.
Syknął, jego dłoń pod dotykiem jej palców zaczęła płonąć.
- Nie rozumiesz? - spojrzał na nią. - Mieli wypadek, ono jest martwe. Póki nie zabierzemy duszy, ona nadal może sterować nawet martwym ciałem. Grimmuar tak mówi, a poza tym, Alison. - szepnął cicho. - Spieprzaj, jeżeli nie chcesz mieć problemów! Już! - popchnął ją.
Upadła na ziemie. Zacisnęła pięści. Poczuła jak pierwsze kropelki deszczu spadają na jej twarz przeradzając się w ulewę. Z jej oczu popłynęły łzy.
- To jest chore! To co robicie!- krzyczała piskliwie.
Podał jej dłoń, długie włosy opadły na ziemię.
- Ktoś musi tu utrzymywać porządek, Alison. Dobrze wiesz, że to nie zależy od nas, prawda? - popatrzył jej w oczy, wysunął język z pozytywnym pentagramem. - Gdyby ludzie byli nieśmiertelni zapanowałby chaos nie do pojęcia. Czy tego byś właśnie chciała? Żeby Hitler przeżył? A Stalin jednak nie zginął? Uwierz mi, jesteśmy potrzebni. Jak drobnoustroje, które dokonują rozkładu materii. Ty też jesteś cząstką tego świata, po ciebie też ktoś kiedyś przyjdzie.
Odtrąciła jego dłoń. Chwiejnie wstała.
- To tylko dziecko...- głowe miała spuszczoną do dołu.- Ja też byłam dzieckiem!- gwałtownie na niego spojrzała w jej oczach błyskało szaleństwo.- Jednak odebraliście mi to co było dla mnie najważniejsze. Wiem, że to nie był zwykły wypadek.
- Przestań krzyczeć. - odpowiedział cicho, kładąc jej dłoń na głowie. - Czy wiedziałaś, że każdy potajemnie kocha swoją śmierć? Mimo strachu, często uganiacie się za nią jak za swoim kochankiem. Coś w tym jest. - szepnął. - Leć do domu, twój czas jeszcze nie nadszedł. Wiem, że za ten wypadek w twoim dzieciństwie mnie nienawidzisz, ale... - podał jej zdjęcie. - Ciebie oszczędziłem i o mało sam nie postradałem żywota. To coś w rodzaju zadośćuczynienia.
Odwrócił się, włócząc kosę po ziemi.
Patrzała jak odchodzi. Odwróciła zdjęcie i ujrzała coś czego nigdy by się spodziewała.
Na zdjęciu był ten sam kosiarz, obejmujący niską blondynkę. Na twarzach mieli uśmiechy. Kobieta była w ciąży, jakoś tak na oko w 9 miesiącu. Obok nich stała druga para. Czarnowłosy mężczyzna trzymał na rękach dwulatka o czarnych, krótkich włosach i czarnych oczach.
Odwróciła ponownie zdjęcie po czym dostrzegła niewyraźny napis. O co w tym wszystkim chodziło?
Napis brzmiał: 'Od Elly, Gregory'ego i Hansa, a także Olivera, Ginger i Maxa, dla Lucy, Matta i Alison. Kochamy was z całego serca, nie możemy się doczekać waszego przyjazdu. ~ 11.08.1997 r.'
Przycisnęła dłoń do ust. Opadła na ziemie. Zaczęła głośno płakać. Uderzała pięściami kostkę brukową.
- Dlaczego?!- wyła.
Zdjęcie wpadło w kałużę, twarze postaci rozmazały się.
- Przepraszam!- krzyknęła do zdjęcia i szybko je przycisnęła do klatki piersiowej.
Zgięła je w pół i wsadziła do kieszeni. Przetarła twarz dłońmi, zostawiając na niej smużki krwi.
Odchodzący Oliver zniknął w smudze czarnego cienia, rzucając jej przepraszające spojrzenie.
Czuła jak ogarnia ją wewnętrzna pustka. Objęła się rękoma. Drżała.
Hans jechał ulicą, ubrany w odświętny garnitur. W dłoni trzymał bukiet róż, zmierzał ku cmentarzowi. Kiedy odwiedzał tu rodziców czuł w środku tak wielką pustkę w środku, iż myślał, że wsysa go czarna dziura. Rodzice zginęli, kiedy miał dwa lata, więc nie pamiętał zbyt wiele. Miał jednak potrzebę porozmawiania z nimi, jeżeli nawet był to zwykły monolog.
- Ha... Ha...- śmiała się, dłońmi złapała się za głowę.- Ha, ha...- podniosła się.
Jej twarz była ubrudzona krwią, z kostek kapała krew. Jej twarz miała wyraz szaleństwa, uśmiech, oczy...
Zaloguj się aby dodać post. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.