Uwielbiam pisać na każdy w zasadzie temat.
Gorzej, że praktycznie na wielu tematach się nie znam dlatego staram się improwizować.
A co do opowieści, to powiem Ci, że ja bardzo się rozwodzę, dopisuję
to, co każdy już chwilę temu sam się domyślił, co powoduje, że zaczynam
zapisywać praktycznie sekwencje.
Mówiąc kolokwialnie, po prostu ten typ tak ma.
Mam nadzieję, że też tak lubisz.
Pewnie jakbym chciał skończyć jakąś historię, którą tu
zacznę to kobiety zdążyłyby w tym czasie zajść w ciążę, urodzić i wychować te dzieci,
a ja nadal bym pisał swoje - za przeproszeniem pierdolamento.
Zresztą sami się przekonacie..
Taa, to się zareklamowałem. rekomendacja z pierwszej ręki.
razem:
Titts. 3
To jest mój ideał twarzy i hm,..hm...nieco niżej też mi odpowiada a nawet bardzooo pasi.
Zamiast Imienin #1
Opowiadania
Dramaty
Materiał znajduje się w poczekalni. Prosimy o łapkę i komentarz.
Świruska
ŚwiruskaCzasami zostaje nam coś dane przez los, stają na naszej drodze ludzie, którzy zostają zauważenie przez moment, albo w ogóle.
Często mijamy się, potrącamy, przepraszamy, odchodzimy, wszystko to jest wkalkulowane, jest dniem powszednim, naturalnym jak sen.
Nie możemy wszystkich poznać, choćby to było naszym nadrzędnym celem, pragnieniem, tym co da nam szczęście.
Jednak są takie chwile gdy mam nieprzepartą chęć, by poznać daną osobę, by się przedstawić, porozmawiać.
Nie wiem jak ty, ale ja tak mam.
Jak każdy wychodzę w plener, by gdzieś ze znajomymi spędzić miło czas, coś przeżyć, doświadczyć , być w centrum życia towarzyskiego.
Nie będę udawał, że chodzi mi tylko o względy naturalnej potrzeby komunikacji myśli, zwyklej pogawędki, by się odprężyć.
Zawsze patrzę by dojrzeć dziewczynę, by kogoś spotkać na stałe, nie tak zbajerować, ale by znaleźć tą która mnie oczaruje.
Był czas, że to ja chciałem zaświrować jarząbka, wpaść, wygadać się i oczekiwać reakcji na zwykłe szczeniackie teksty.
Na szczęście trochę mój rozwój emocjonalny, a także dojrzałość zrobiły postęp,
- choć z tym to też bym nie przesadzał, szału nie ma, ale dobre i to.
Jestem więc na jakimś festynie rodzinnym, coś co ma integrować ludzi, dawać poczucie więzi, bawić, uczyć, sprawić by władze miasta miały spokojne sumienie, a my im nic do zarzucenia.
Szukamy wygłodniałym wzrokiem jakiegoś miejsca, przystani, ale takiego by wszystko, co może być ciekawe, nie mogło ujść naszej uwadze.
I gdy już się usadowimy, to czekamy, wygłodniałe samce taksującym wzrokiem, by liczyć kroki stąpających dziewczyn, zakładania niesfornego kosmyka za ucho. Chcemy po prostu zobaczyć ich mowę ciała, ich mimikę twarzy.
Tak wypatrując naszego szczęścia, dostrzegłem ją, tą, która siedziała przy wielkiej długiej ławie, które są niezmiennym wyposażeniem takich masowych imprez.
Patrzyła przed siebie, ale nie jak zainteresowana, bardziej to mi przypominało wzrok aktora deklamującego wiersz, gdzie zawsze mamy wrażenie, że on na nikogo nie zwraca uwagi, tak bardzo skupiony jest na swym procesie twórczym.
Lewą dłonią a w zasadzie jej opuszkami, przesuwała po łańcuszku, sporadycznie oplatając nim swoje palce, by następnie go wygładzać, co dla mnie było czyste, bardzo naturalne, aczkolwiek bardzo pobudzające.
Nigdy nie miałem problemu z komunikacją z nawiązywaniem znajomości, ale teraz coś mi mówiło, że to trzeba inaczej, że mogę być – mówiąc kolokwialnie - za krótki na ten manewr.
Pewnie bym i odpuścił, bo przecież to jeszcze wczesna pora, ale tak wciąż oko uciekało, tak mi jakoś chciało się prześlizgiwać po jej dłoni, twarzy, szukać punktu w którym jej wzrok znalazł spokój a usta mogły posyłać subtelny uśmiech.
Gdy siedzący obok niej gość wstał, zdecydowałem, że to ja będę tym kimś kto poczuje jej zapach perfum, obejrzy z bliska jej ….łańcuszek?
Wiesz jak to jest, gdy masz okazję się wykazać, zależy ci a tu oprócz sloganów, frazesów same bzdety ci się przypominają,
Siedzisz i dłonie ci się pocą, wydaje ci się, że ona czeka na jakiś potok elokwencji, w ogóle zdaje ci się, że ten uśmiech to z twego powodu, że wie, co ty przeżywasz.
Ale koniec końców zmobilizowałem się i zapytałem z ciekawości, co jest powodem jej melancholii, tego ,że tak namiętnie, oddała się swej stagnacji, zawieszeniu.
Sądziłem, że nie dosłyszała, że jest w jakiejś nirwanie, czy kij wie czym jeszcze, bo jej twarz nie zmieniła oblicza, wydawała się nieporuszona mymi słowami.
Dopiero po dłuższej chwili, nie zmieniając nic w swym trwaniu, nic w swej fizjonomii, bardziej wydała polecenie niż prośbę, bym zamówił jej sok z aronii .
Gdy wróciłem to podziękowała i zapytała mnie na co liczę, czy jestem świadomy tego co chcę osiągnąć, czy szukam tylko okazji na wieczór.
Niby proste pytanie, ale nie w tej fazie rozmowy, gdy jeszcze nie zdążyłem dobrze się rozsiąść, gdy nie wiem czy mam do czynienia z niedostępną czy wyjadaczką.
Nim odpowiedziałem, położyła mi dłoń na ramieniu i powiedziała bym się nie męczył, bo ona wszystko wie, widziała to wszystko i zna zakończenie.
Zapytałem się, czy to jej gra, czy tak sobie z każdego żartuje, pobudza gościa by zagaić rozmowę, a następnie już wszystko toczy się spontanicznie.
Uśmiechnęła się do mnie, zaczerpnęła powietrza i odpowiedziała, że to jej się przyśniło pół roku temu, jak siedzi na imprezie plenerowej, a ja przychodzę i rozmawiamy.
Rozmawiamy, wymieniamy się numerami telefonicznymi, spotykamy i planujemy ślub po pewnym okresie czasu.
Zamiast Imienin #1
Złoty osiemdziesiąt
Nie wiem tak do końca, o co w tym wszystkim chodzi, jak się przestawić, bym nigdy nie stracił pewności w to, co robię.
Patrzę głęboko w oczy swojej tożsamości i nie dostrzegam swego pragnienia życia. Tak bardzo jestem podobny do człowieka, który chce być szczęśliwy a nie potrafi określić, co mu da ten spokój.
Uśmiech, błogi sen, miłość kobiety?
Poniedziałek, nowy tydzień, świt wdziera się w moje łoże, rozjaśnia jasieczka, który spoczywa przy moim prawym barku, jak zawsze towarzyszył mi w moim niespokojnym śnie.
Stopy podkurczone, mięśnie napięte, nie czuję się jak nowo narodzony, od dawna nie mam wrażenia, że sen to zdrowie. Jest to w tej chwili stan narzucony, brakuje mi alternatywy na jego wysublimowane zapotrzebowanie, stąd rola czynnego podporządkowania.
Klękam do pacierza tak bardziej z nawyku niż z autentycznej wiary w prawdziwość moich intencji, którymi powinienem się kierować. Podziwiam tych ludzi, co czerpią siłę z rozmowy z Bogiem, umieją się w wierze zanurzyć, oddać, prosząc o kolejną pomoc przy obowiązkach.
Czy to autosugestia, ślepa nadzieja, ostatnia deska ratunku, czy w ogóle tak do tego podchodzą, czy ze strachu boją się zapytać samych siebie, klepią wyuczone formułki, zerkając na gotujący się czajnik?
Patrzę w łazience w lustro i – „tak, tak, ten w lustrze to niestety ja..” tyle lat to mi towarzyszy. Ciechowski już parę lat ze świętymi przegląda swoje dokonania niekoniecznie muzyczne, a ja jego tekstem zagłuszam strumień wody. Czynności, które powielam beznamiętnie mają na celu przeprowadzić moją fizjonomię z odrętwienia ku normalnemu funkcjonowaniu.
Wreszcie mogę wyjść, zapoznać się z kolejnym wyzwaniem, jakim jest utrzymywanie na wodzy słów, gestów, stwarzanie pozorów. Ołowiane niebo sprawia, że i ja nie pałam do nowego dnia większym sentymentem.
Panie z pieskami robią przymusową rundkę, ich ściągnięte barki, zamglony wzrok narzucają mi myśl, że to bardziej poświęcenie i obowiązek wygoniły je z domu niż radość z zaczerpnięcia świeżego powietrza. Większość z nas po przebudzeniu ma przed oczyma listę obowiązków, które trzeba odhaczać aż do późnego popołudnia, więc trudno o iskierki w oczach.
Bardziej szukamy wyciszenia niż znajomych twarzy, ale ja właśnie będę miał okazję temu zaprzeczyć, bo na wprost mnie idzie mój emerytowany sąsiad Tadeusz.
- Dzień dobry panie Tadku, jak zwykle pierwszy na nogach.
- A, co mi zostało, spać nie mogę, rwie kolano, że po ścianie bym łaził
- Może by tak ktoś to obejrzał?
Zamiast Imienin #1
Stoimy tak pod sklepem, gdzie największe mruki doznają objawień gadulstwa, gdzie wszelki plugastwa, wizje i domniemania mają swój początek i kulminację.
To właśnie tu przypina się smycze z własnym dobytkiem inwentarza, by swobodnie gestykulować, modulować głos w zależności od zawartych treści. Co ta biedna ławeczka nie słyszała, jak wiele rozbieżnych wersji, przy których każdy bił się w pierś z adnotacją:
- „ no przecież bym pani głupot nie gadała”
- Chłopie, tą nogę to już z pięciu konowałów macało, nacmokali się, jakiś dupereli na zapisywali, od tabletek przez maści po zastrzyki a kolano za przeproszeniem, jak jebało tak boli dalej.
-- W tej sytuacji, to rzeczywiście ciężko mi coś panu doradzić.
--Aaahaa!
Pan Tadziu rozłożył ręce dla podkreślenia jak z wielkim dylematem się zmaga, jednocześnie patrząc mi głęboko w oczy. I tak szukałbym jakiejś alternatywy, by zaznaczyć swoją chęć pomocy, gdyby z odsieczą nie przyszedł mi 40-letni Heniu, dyżurny żul, co od szóstej aż po wieczór ma czujkę przy drzwiach PSS-u.
Zawsze mnie zastanawiało, jak on się utrzymuje, przecież nikt mu nie daje na tyle, by przeżył, ale niedawno oświecił mnie mój znajomy Krzysiek. Powiedział, że sprawa jest nader prosta.
Piątego dostaje rentę Staszek i Michał, wystarczy tylko czaić się przy " Alfie". Dziesiątego Wacek, to już wyprawa pod stare lodowisko i tak do ostatniego pilnuje się każdego darczyńcę z Zus-u.
A że czasem trzeba coś zjeść to koło czternastej ładuje się w czarter sanockiej komunikacji miejskiej i wycieczka do kuchni braciszka Alberta.
- Uszanowanie panom, mam takie pytanie…
- Nawet nie zaczynaj tej gatki, bo mnie tylko zdenerwujesz i dojdzie nam do biedy.
Heniu wybrał nieodpowiedni moment, pan Tadek nie miał ochoty na jego umizgi podszyte egoistycznymi pobudkami. Gestykulował coraz bardziej nie bacząc na przechodzących ludzi.
- Panie Tadziu, jeszcze pan nie wiesz, o co zapytam, a już pan mnie tak objechał jak starą sukę. A ja chciałem kulturalnie poprosić…
- Kulturalnie to się siada tu na ławce z gazetką,.
O! To jest kultura.
Robiło się mało ciekawie, ludzi przybywało, co niektórzy zamiast wchodzić do sklepu, przysłuchiwali się konwersacji
- A ja sobie panie Tadku czytam, czasem i całą gazetę.
Pan Tadek prychnął i z politowaniem z taksował Henia.
- Taaaa... chyba tą, co roznoszą z „Inter Marche.”
Przysłuchująca się tej wymianie zdań pani Krzemińska, stwierdziła, że najwyższa pora się przyłączyć do utyskiwań.
- Twój świętej pamięci tato, to by umarł po raz drugi jakby zobaczył, co ty wyprawiasz.
Wstyd, człowieku!
Phyyy!!!
Zamiast Imienin #1
Skrzywiła się przy tym, dla pod kreślenia jak bardzo jest to nie w porządku, jak bardzo się tym brzydzi.
Po czym kontynuowała swój wywód umoralniający.
- Taki porządny człowiek, najlepszy zdun, ile on ludziom się na pomagał, na stawiał tych kuchni kaflowych. Z twoją matką tak się starali, by cię wykształcić..
Heniu nie wytrzymał, przystąpił do niej na krok i posłał ripostę.
--A co pani się czepiła, my tu sobie rozmawiamy, a pani ładuje się bez pytania. Puściła się pani po mleko, czy, co tam, to śmiało, mają go na tyle, że aż sprzedają.
Wyciągniętą dłonią wskazał jej kierunek, jakby straciła orientację.
Pani Krzemińska, prychnęła, machnęła ręką, poprawiła falbanę spódnicy i dostojnie ruszyła w kierunku sklepu.
Heniu odwrócił się do nas i ściszonym głosem z cierpieniem na twarzy zapytał:
- Panie Tadku, brakło mi złoty osiemdziesiąt, a tu takie cyrki wyszły, tyle mi wstydu babsko narobiło.
Patrzył wyczekująco, sekundy mijały, pan Tadek przestępował z nogi na nogę, aż wreszcie stwierdził, że pożegna się bez do widzenia.
Zostałem sam, co Henia nie zdeprymowało. Był cierpliwy w wygłaszaniu swej prośby, nie zakładał nawet, że może odejść bez niezbędnych miedziaków.
W końcu to jego profesja jak u komiwojażera.
- Kolego, przecież nie chcę dwóch stów, a groszowe sprawy, no nie rób jaj.
Postanowiłem postawić na żart, żeby trochę rozładować sytuację.
- Heniu, jak ja bym miał dwie stówy, to bym mógł sobie życie na nowo ułożyć.
Dość powiedzieć, że nie wyczuł mych intencji, bo odwrócił się i ruszył na swój posterunek.
Ale wpierw odpowiedział mi krótką piłką, dość dosadnie.
- Tak samo pierdolisz jak ta Krzemińska.
Pani #150
Prześliczna dziewczyna, zieleń oczu, idealne brwi, nieśmiały uśmiech, delikatnie podkreślone rzęsy i jak na swój wiek ( ciekawe ile) już w pełni wydatny biust. Nawet ten pieprzyk między podbródkiem a lewym kącikiem ust budzi zainteresowanie.
Troszeczkę tylko chyba się zdeprymowała panem fotografem bo ramiączko się poskręcało...ajć!! Ale to nic i tak jest urocza.
Gratuluję gustu to jedno z lepszych zdjęć.
Zamiast Imienin #1
Wyprostowała się by spłukać po tym higienicznym szorowanku. Przestawiła jednak strumień wody na słuchawkę i zanim wydobyła się z niej krystaliczna zawartość zauważyłem, że jest podświetlana LED- owo. Na powrót pochyliła się i w rozkroku zaczęła zbliżać słuchawkę do swych najintymniejszych miejsc. Drugą ręka zmieniała temperaturę wody, co sprawiło, że spływająca od jej krocza piana była na udach na przemian, zielona, niebieska i czerwona. Ale kulminacyjnym momentem okazał się chwila, gdy dojechała słuchawką do swojej kasieńki, podnieciłem się do tego stopnia, że chciałem wstać i wejść do środka. Co, jak co, ale takiej pusi w trzech i to tak intensywnych kolorach to ja jeszcze nie widziałem. I aż szkoda, że nie zrobiła tego tylko przy świetle ze słuchawki.
I stało się.
Zapomniałem o kontroli.
Wtedy to w łydkach poczułem dygotanie, palce u stóp zaczęły się zapierać jakby chciały wystartować do biegu a podbrzusze z jądrami zakłuło kurczem…
milegodnia
milegodnia· 11 godz. temu
Już wiedziałem, że bez mojej manualnej pomocy, mój fiut załatwił fajerwerki. Złapałem instynktownie za główkę, próbowałem naciągać napletek jak kotarę, by zdusić tą nadchodzącą nawałnicę.
O słodka naiwności, co człowiek w stresie nie spróbuje zrobić by się uratować z opresji.
Głupiutki sądziłem, że dam radę powstrzymać pompowanie.
Ni hu, hu. Nic z tych rzeczy..
Wyrzucał tą całą kleistą maż, nie zważając na moje powstrzymywanie oddechu. Poruszał się swoim tempem, wydzierał z otchłani swych podwojów miarowo i chyba wszystko, co zalegało od dłuższego czasu…
Ściskałem go, a kutas – dosłownie i w przenośni - i tak po swojemu walił na całego. Ściekało pomiędzy palcami, nadgarstku, poczułem jak skapuje na posadzkę
Ciap
ciap
ciap.
Zwolniłem uścisk.
Poddałem się trzęsąc jak w febrze, zerkając w krocze to na kolorową łechtaczkę, ociekającą niebiesko-czerwono-zieloną cieczą.
Nie umiałem się zdecydować czy mam czerpać rozkosz czy oceniać, co też narobiłem.
Przeważyła ekstaza.
Drugą ręką zatkałem sobie usta, cichutko jęcząc łapczywie zaciągając się powietrzem przez nos.
- Jesteś Olu naprawdę suką – taki tekst wychrypiałem równocześnie z ostatnim drgnieniem fallusa.
Było po zawodach, łapałem miarowy oddech.
Poległem pod jej drzwiami łazienki.
Mogłem powiedzieć jak lektor po zakończeniu film
Zamiast Imienin #1
Stała w kabinie z niezasuniętymi drzwiami i przyjmowała na siebie to, co deszczownica wypuszczała ze swojej konewki.
Przypominała mi się Luna Amor, dziewczynę, którą uwielbiałem oglądać w krótkich filmikach, gdy prezentowała swoje walory, zwłaszcza naturalny dużo ponad przeciętny biust.
Ola była do niej bardzo podobna budową ciała a także karnacją i pięknymi delikatnymi rysami twarzy.
Pierwszy strzał oczyma i widok od przodu, gdy delikatny strumień wody atakował jej ciało, która spływała wężykami. W brodziku było pełno piany, więc ominęło mnie dopieszczanie mydełkiem.
W kwietniu było już kilka cieplejszych dni i efekt można było zauważyć na ramionach i dekolcie odcinających się ciemniejszą karnacją, a raczej czerwienią, która nie zdążyła jeszcze przygasnąć by nabrać odcienia brązu.
Nie zdążyłem napatrzeć się na lśniące piersi i delikatnie tylko zarośniętą muszelkę, a zrobiła skłon, by sięgnąć po szampon. Za nim go uchwyciła odbijające się od pleców dziesiątki kropli zsunęły się w dół aż do rozchwianych piersi. To były ostatnie centymetry ich drogi, po dotarciu do brodawki jednym ciurkiem spływały a wręcz były zrzucane z bujających się cycuszków. Porozdzielane na dziesiątki kropelek lądowały od lewa po:, grafitowej szybie, brodziku a skończywszy na prawo, czyli stopach i łydkach.
Nie muszę pisać, że musiałem unieść biodra, mój nieodłączny towarzysz takich chwil, walczył o lepszą pozycje. Sięgnąłem po niego, podciągnąłem koszulkę i zsunąłem majtki poza dwa jajczęta. Dotyk zimnej posadzki był szokiem dla brzucha, na tych dwóch jąderkach, schowanych, na co dzień w pomarszczonym woreczku moszny nie zrobiło to wrażenia o prężnej końcówce członka nie wspomnę. Dla niego każdy kontakt z czymkolwiek jest naturalny i traktowany bardzo priorytetowo.
Zamiast Imienin #1
proszę wypełnić to pole
Zamiast Imienin #1
Zabawa jest prosta.
Podaję słowo, a następna osoba pisze z czym jej to słowo się kojarzy, kolejna osoba pisze z czym kojarzy się jej słowo skojarzone przez poprzednią osobę
Zamiast Imienin #1
proszę wypełnić to pole
Zamiast Imienin #1
dzień dobry
Zamiast Imienin #1
tak, to lubię
Zamiast Imienin #1
dziękuję, za poświęcony czas
Zamiast Imienin #1
lustro
Zamiast Imienin #1
Zabawa jest prosta.
Podaję słowo, a następna osoba pisze z czym jej to słowo się kojarzy, kolejna osoba pisze z czym kojarzy się jej słowo skojarzone przez poprzednią osobę
Zamiast Imienin #1
Dobranoc wam...
- Huh?! Jakie dobranoc?
- Takie do spania.
Zamiast Imienin #1
milegodnia· teraz
Dziękuję za te kilka miesięcy, czułem się potrzebny, kimś ważnym, nawet kochanym, choć pewnie to Cię dziś bawi.
Zamiast Imienin #1
Dziękuję za te kilka miesięcy, czułem się potrzebny, kimś ważnym, nawet kochanym, choć pewnie to Cię dziś bawi.
Zamiast Imienin #1
opublikował opowiadanie 27.10.2019 w kategorii miłość, użył 942 słów i 5205 znaków, zaktualizował 23 gru 2019.