Źróło: fakt.plKoledzy Jeffrey'a Jarretta wyciągnęli go na obiad, a potem namówili na wizytę w klubie ze striptizem. Nie byłoby w tym nic dziwnego, gdyby nie fakt, iż Jeffrey Jarrett... nie żył. Kumple biednego nieboszczyka byli na tyle bezczelni i wyrachowani, iż za wszystkie przyjemności płacili kartami kredytowymi zmarłego.
Robert Young miał zamieszkać ze swoim kolegą Jeffreyem Jarrettem. Jednak, gdy przyszedł do kumpla, okazało się, że ten nie żyje. Jaka była jego reakcja? Otóż zadzwonił do drugiego znajomego i umówili się na mały wypad na miasto. Dalsze zdarzenia przypominały nieco scenariusz polskiego filmu "Ciało".
Koledzy spakowali nieboszczyka na tylne siedzenie samochodu i udali się na obiad. Do restauracji weszli sami, a Jeffrey z dosłownym spokojem zmarłego "czekał" w aucie.
Gdy panowie się najedli, doszli do wniosku, że czas się zabawić. Z ciałem na tylnym siedzeniu udali się do klubu ze striptizem. Doszli do wniosku, że zmarły Jeffrey nie będzie miał nic przeciwko, jeśli się trochę zabawią za jego pieniądze. I tak zabalowali na kwotę 400 dolarów, a zabawę skończyli dopiero o czwartej nad ranem. Dopiero wtedy zadzwonili na policję i zawiadomili o śmierci kumpla. Ta zaczęła badać wszystkie okoliczności i tym sposobem mężczyźni otrzymali dwa zarzuty: kradzieży osobowości i zniewagi zwłok.
W ostateczności jednak się im upiekło. Po tygodniu aresztu wyszli za kaucją. Teraz czeka ich proces, który ma zacząć się w najbliższym tygodniu.
źródło: fakt.pl
Dodaj komentarz