WIARA w BOGA lub jej brak. Zapraszam wszystkich do dyskusji. - str 2/3

Dodano na Hydepark przez AnonimS, 56 postów, ostatni post 22 lip 2019

  • Użytkownik AnonimS
    · 24 cze 2019

    Wstęp.
    Religia – system wierzeń i praktyk, określający relację między różnie pojmowaną sferą sacrum (świętością) i sferą boską a społeczeństwem, grupą lub jednostką. Manifestuje się ona w wymiarze doktrynalnym (doktryna, wiara), w czynnościach religijnych (np. kult, rytuały), w sferze społeczno-organizacyjnej (wspólnota religijna, np. Kościół) i w sferze duchowości indywidualnej (m.in. mistyka).
    Relacja jednostki do sacrum koncentruje się wokół poczucia świętości – chęci zbliżenia się do sacrum, poczucia lęku, czci czy dystansu wobec niego.

    Na świecie żyje około 7.6  miliardów ludzi . Z tego szacunkowo około   59% ludzi uważa się za osoby religijne, 23% nie, a 13% deklaruje ateizm , 5 % nie ma zdania.. Według różnych szacunków na świecie istnieje od 4200 do 10 00 religii.    

    Typologie religii:
    religie Wschodu (kosmocentryczne)
    religie Zachodu (teocentryczne)
    Religie dzieli się:
    ze względu na pochodzenie: naturalne, objawione i dharmiczne.
    ze względu na to, jak pojmują istotę boską: monoteizm, politeizm, henoteizm, deizm, panteizm, panenteizm, nonteizm.
    ze względu na zasięg oddziaływania religii: religie uniwersalistyczne, narodowe, plemienne.
    ze względu na punkt wyjścia: religie teocentryczne, religie kosmocentryczne.
    ze względu na wyznawanie: religie żywe i religie martwe.
    Największe religie świata     
    Na podstawie danych z 2010 r. procentowy udział kształtuje się następująco
    Chrześcijaństwo 33,43%
    Islam 24,35%
    Hinduizm 13,78%
    Buddyzm 7,13%
    Sikhizm 0,36%
    Judaizm 0,21%
    Bahaizm 0,11%
    bezwyznaniowi 9,42%

    Badaniem religii zajmują się:
    - religioznawstwo
    - teologia
    - filozofia religii
    - socjologia religii
    - psychologia religii
    Po tym przydługim wstępie chciałbym Was zaprosić do wyrażenia swojej opinii czy wierzycie czy nie . I co spowodowało Wasz taki wybór. Pozdrawiam  

  • Użytkownik AnonimS
    · 29 cze 2019

    Jak zwał tak zwał. Ważne że ludzie chcą rozmawiać

  • Użytkownik Jagna
    · 29 cze 2019

    AnonimS:  Jak zwał tak zwał. Ważne że ludzie chcą rozmawiać

    Ja w ogóle za religią nie przepadam, jakąkolwiek, jak pięknych założeń by ona nie miała, jak pięknych ideałów by nie głosili jej wyznawcy. Niewiele jest rzeczy, które bardziej potrafią poróżnić ludzi. Za często też, prowadzą do rozlewów krwi, nienawiści i morderstw. Jako mały beatles - czupiradło owinięty w prześcieradło, w tej materii przypomina mi się piosenka Lenona - Imagine, dla mnie jest piękna i oddaje wiele w kwestii religii. Ja nie potrafię wyobrazić sobie rzeczywistości bez religii, choć bardzo bym chciała.  

    KontoUsunięte: Nie zgodzę się z takim uproszczeniem. Jeżeli ktoś deklaruje wiarę w boga, powinien iść ścieżką jego przykazań. Zero dewiacji, zbioczeń,, ślepe słuchanie dekalogu. Inaczej możecie deklarować wiarę ale nikt w to nie uwierzy. Śmieszni są ludzie co wierzą, a potem strzelają w tył głowy. A wszystko dlatego, ze bóg wybacza i jest litościwy. Największy grzech to nie zabójstwo, morderstwo a wątpienie w istnienie boga... co za syf.
      

    W punkt. Właśnie dlatego nie wierzę. Nie mogłabym mieć, co gorsza głosić moich poglądów, równocześnie deklarować wiarę w boga, chodzić do kościoła i mówić jak to jest fajnie. Dziwne jest dla mnie to, kiedy ludzie otwarcie mówią, że są super katolikami, nawet są co niedzielę w kościółku, ale robią rzeczy które nijak nie są zgodne z nauką kościoła, z przykazaniami. Nie lubię, nie szanuję takiej postawy, bo albo podejmujesz decyzję, że wierzysz, i chociaż starasz się przestrzegać wszystkich zasad, albo może lepiej jest nie bawić się w religię?  

  • Użytkownik Somebody
    · 30 cze 2019

    AnonimS: Somebody:   Religia a wiara to dwie różne sprawy.  
    Ośmielę się twierdzić, że religia nie ma z Bogiem nic wspólnego.
    Eksperymentowałam z wieloma wyznaniami i doszłam do punktu, w którym uczyniłam wiarę kwestią stricte osobistą.    Dziękuję za zabranie głosu w dyskusji . Oczywiście że to jest sprawa osobista każdego.  Nie zamierzam.nikogo nawracać ale pragnę zrozumieć jakie są powody że ludzie wierzą a jakie że są niewierzącymi.  



    Powody są dość oczywiste zarówno dla jednej jak i drugiej strony.  
    Nie wierzyć jest w gruncie rzeczy prościej. Wystarczy obejrzeć wiadomości, by zwatpic w istnienie jakiekolwiek siły wyższej. Jakiego rodzaju bóg stworzyciel dopuściłby, by jego stworzenia upadły tak nisko i cierpiały tak wiele, prawda? Poza tym nauka faktycznie wiele wyjaśnia, a my chcemy jej ufać, gdyż żyjemy w czasie oświecenia.  
    Niemniej, życie w niewierze jest dość puste. Nie ma żadnej nadziei, głębszego sensu, nie ma niczego, czego można by się uchwycić i tak, to może być przerażające. Dlatego wiele osób potrzebuje wierzyć, żeby mieć coś, na czym mogą oprzeć swój światopogląd i usprawiedliwić swoje czyny.  

    To oczywiście jest ogromne uproszczenie.  

  • Użytkownik Somebody
    · 30 cze 2019

    KontoUsunięte: Somebody:            
    Niemniej, życie w niewierze jest dość puste...  
        Śmiem się nie zgodzić.  

    Do wierzących: Alex wyjaśnił jasno, dlaczego wierzy: doznał objawień. A inni? Zupełnie was nie pojmuję.  

    Rodzaj wewnętrznej potrzeby? Pragnienie, aby był jakiś ciąg dalszy?

  • Użytkownik Speker
    · 30 cze 2019

    MrHyde Ty zupełnie w nic nie wierzysz?

  • Użytkownik Speker
    · 1 lip 2019

    KontoUsunięte:  W rzeczy samej.  

    Nawet w żywioły? Czy wierzysz w burzę i w to co może zrobić piorun, gdy uderzy? Co potrafi wielka fala, silny wiatr? To żywioły, w które każdy racjonalny człowiek wierzy. Ktoś kto pisze, że w nic nie wierzy jest ignorantem. Ludzie sami się dzielą na np. ateistów. Kim jest ateista? Nie wierzy w Boga? Mnie śmiało można nazwać satanistą, bo kiedyś wierzono w żywioły, a to pogańskie wiary. Satanizm= w prostej lini poganizm.

  • Użytkownik AnonimS
    · 4 lip 2019

    Przez dwa okresy w swoim życiu miałem okresy braku wiary. Jeden o którym wspomniałem w okresie szkolnym a drugi w późniejszym okresie . Z obydwu zapamiętałem jedno. Okres niepewności, niespokojnych snów z koszmarami spowodowały że wróciłem do źródła. Zacząłem czytać i analizować Biblię. Porównywałem Biblię z innymi źródłami i wierzeniami. Poza tym zacząłem rozmawiać z Bogiem , bezpośrednio . Po kilku tygodniach odzyskałem spokój ducha. Od tego czasu wierzę. Ponieważ osoby niewierzące czy wątpiące jako argumentów używają stwierdzenia że wiara opiera się na przypuszczeniach a brakuje faktów. Przedstawię pewne niewyjaśnione w sposób naukowy wydarzenia.
    Pierwsze zjawisko dotyczy ataków przy użyciu bomby atomowej na miasta Hiroszima i Nagasaki..
    1. "Wybuch bomby atomowej w Hiroshimie zabił ponad 200 tys. osób. Niemal w samym epicentrum cudem przeżyło 4 kapłanów, jezuitów.

    Czterech jezuitów - Hugo Lassalle, Hubert Schiffer, Wilhelm Kleinsorge i Hubert Cieślik - przebywało 70 lat temu blisko epicentrum wybuchu bomby atomowej, w domu zakonnym przy kościele Wniebowzięcia NMP w Hiroshimie.

    Jezuici rozpoczynali właśnie śniadanie, było chwilę po 8 rano. Ojciec Hubert wspominał po latach: "Nagle potężna eksplozja wstrząsnęła powietrzem. Niewidzialna siła uniosła mnie w górę, wstrząsała mną, rzucała, wirowała niczym liściem podczas jesiennej zawieruchy".

    Dookoła pozostały tylko zgliszcza. Dane mówią o zniszczeniu ponad 90 procent budynków miasta. Atak na Hiroshimę zabił też około 80 tys. ludzi w momencie wybuchu (kolejne 130 tys. - głównie cywilów - zmarło wskutek powikłań popromiennych). Mimo to, ojciec Cieślik wspomniał w swoim pamiętniku, że ze względu na odłamki szyb doznał jedynie… niewielkich skaleczeń. 

    Ani potężny wybuch, ani panująca podczas niego zabójcza temperatura (ok. 2,5 tysiąca stopni Celsjusza), ani nawet promieniowanie, nie miały znacznego wpływu na zdrowie jezuitów. Jak skomentował sprawę dr Stephen Rinehart, fizyk z Departamentu Obrony USA: "Siedziba jezuitów powinna być ponad wszelką wątpliwość zniszczona. W takich warunkach nie jest możliwe, aby ktokolwiek przeżył. Nikt nie powinien zostać przy życiu w odległości jednego kilometra. Ani w odległości dziesięć razy większej - dziesięć do piętnastu kilometrów od epicentrum wybuchu".

    Choć diagnozy lekarzy ostrzegały ojców przed możliwymi skutkami choroby popromiennej (znaczące osłabienie organizmu, przedwczesna śmierć). Jezuici przez wiele lat byli badani, łącznie ponad 200 razy - lekarze nie znaleźli jednak ani śladu promieniowania.

    W 1976 roku ojciec Schiffer podczas kongresu eucharystycznego w Filadelfii opowiedział swoje świadectwo. Poświadczył, że wszyscy jego bracia żyją (ojciec Hugo Lassalle zmarł najpóźniej, w 1990, w wieku 92 lat!).

    Jezuici nigdy nie wątpili, że sprawa była wynikiem cudownej interwencji. "Żyliśmy przesłaniem z Fatimy modląc się na różańcu każdego dnia" - mówili."

    2. "Wkrótce potem po uderzeniu bomby w Nagasaki zniszczeniu uległa największa w ówczesnej Azji katolicka świątynia, katedra Urakami, w której podczas bombardowania odbywała się Msza, jak twierdzą tamtejsi katolicy, będąca próbą odkupienia win za japońskie zbrodnie w czasie wojny. W katedrze zginęli wszyscy, z niej samej pozostało niewiele, jedynie część murów i kilka figur, które dziś stoją przed odbudowaną świątynią. Natomiast w tym samym mieście, pośród innych, zupełnie zniszczonych budowli ostał się klasztor franciszkański ufundowany przez samego św. Maksymiliana Kolbe.
    Zarówno franciszkanie od św. Maksymiliana jak i jezuici z Hiroszimy byli głęboko oddanymi wiernymi szczególnym kultem otaczający objawienia w Fatimie.

  • Użytkownik AnonimS
    · 4 lip 2019

    Stygmatycy XX wieku.  
    1. Aktualnie żyjący Brat Elia jest współczesnym stygmatykiem. Jest pełen ciepła, miłości i spokoju. Nosi stygmaty, rany, które co piątek otwierają się, a co roku w Wielkim Tygodniu krwawi całe jego ciało, gdyż przeżywa Mękę Pańską. Cataldo Elia urodził się 20 lutego 1962 r. we Włoszech. Według opowieści jako małe dziecko nie przyjmował pokarmów przez cały Wielki Post, widywał anioły i Maryję. Wielokrotnie zawożono go do szpitala, ale lekarze nie mogli stwierdzić żadnej choroby. Jako 18-latek wstąpił do nowcjatu kapucynów. Podczas nauki w obecności braci otrzymał stygmaty. Przez wiele miesięcy nie godził się na ich przyjęcie, a ostatecznie przekonała go do tego Maryja. Dzięki jego wstawiennictwu modlitewnemu chorzy odzyskują zdrowie. Wiąże się z nim także ciekawa historia zdjęcia Jezusa, które Chrystus sam polecił wykonać na dowód dla wiernych. Brat Elia rozmawia z o. Pio, który nazywa go "osiołkiem Jezusa", wskazując na rolę niesienia Boga ludziom. Według wypowiedzi brata, jest on kontynuatorem orędzia głoszonego przez świętego kapucyna. Swoje cierpienie oddaje za cierpiące dusze.  
    2.  
    Pewnego sierpniowego dnia 1951 roku Antonio Ruffini, rzymianin, mąż i ojciec, 44-letni kierowca i handlowiec przeżył coś, co na zawsze zmieniło jego życie. Tuż przy via Appia, po wcześniejszym spotkaniu z Maryją, otrzymał stygmaty na dłoniach. Po pewnym czasie znamiona męki Chrystusa pojawiły się na jego stopach, boku i głowie. Stygmaty byty wielokrotnie badane przez lekarzy z włoskich klinik. Nikt nie potrafił wytłumaczyć ich pochodzenia ani faktu, że nie znikają, nie zabliźniają się, w rany nie wdaje się zakażenie, a krew płynie z nich w określonych okresach roku.
    Antonio Ruffini podjął się wielu apostolskich dzieł, nieustannie pomagał ludziom, cudownie uzdrawiał z chorób, wspomagał w trudnościach. Posiadał dar bilokacji. Wyjechał na misje do Ghany. Spotkał się ze św. Ojcem Pio i papieżem Pawłem VI, którzy potwierdzili autentyczność jego darów i misji.
    3. Ojciec Pio. Najbardziej znany więc nie będę szczegółowo opisywał.  

    4.Greckim terminem „stigmata" -oznaczającym znamię, piętno, albo punkt - określano w czasach starożytnych znak wypalany żelazem na skórze przestępcy, albo niewolnika, aby oznaczyć, czyją jest własnością Dopiero w średniowieczu znaczenie rozszerzono na określenie ludzi wybranych przez Boga, którzy są żywym obrazem Męki Zbawiciela
    W XX wieku badania nad fenomenem stygmatyzacji prowadziły całe sztaby wybitnych naukowców, zarówno wierzących jak i   określających się jako ateiści, usiłujących wyjaśnić podłoże powstawania i trwania owych ran Wysuwano rozmaite hipotezy, sugerujące m. in. podłoże histeryczne, neurotyczne, hipnotyczne, czy też ogólnie - wegetatywne Rozważano także możliwość autosugestii, wizualizacji w nadjaźni, czy też syntonii.
    Cóż, dla psychologa owo utożsamienie zdaje się nosić znamiona syntonii, empatii, czyli współbrzmienia emocjonalnego oraz poznawczego, i to w stopniu najwyższym Z medycznego punktu widzenia trudno znaleźć wystarczające przesłanki, które wyjaśniałyby podłoże tak wstrząsających zmian fizycznych na ciele A są to rany zdumiewające na rękach, nogach, boku i głowie, podobne do tych, które nosił Ukrzyżowany Pojawiają się nagle - często wbrew woli osoby, która je otrzymuje - nigdy się nie goją, nie ulegają infekcjom, nie można ich wyleczyć, krwawią w dniach rozważania Męki Pańskiej, a zanikają dopiero po śmierci stygmatyka Nie mniejsze zdumienie budzą rozmaite okoliczności, towarzyszące stygmatyzacji — np. u stygmatyka leżącego na wznak krew spływa z ran nóg w kierunku przeciwnym do siły ciążenia, wydobywa się z nich przyjemna woń, podobna do zapachu kwiatów, a na dodatek obficie krwawią, chociaż znajdują się na ciele z dala od wielkich naczyń krwionośnych Często układ ran jest taki sam, jak na wizerunku Ukrzyżowanego, przed którym ma zwyczaj modlić się osoba stygmatyzowana Być może właśnie z tego powodu zdarza się, że np. rana boku występuje u jednych stygmatyków z lewej, a u innych z prawej strony.
    Geneza pochodzenia stygmatów zdaje się przekraczać horyzonty nauki, jako zjawisko sięgające wyżyn życia mistycznego Dlatego próby naturalistycznego i racjonalistycznego wyjaśnienia tego fenomenu wydają się skazane na niepowodzenie.  To tyle na dziś. Jestem ciekaw Waszych opinii.

  • Użytkownik Somebody
    · 5 lip 2019

    Jeśli mowa o zjawiskach nadprzyrodzonych, osobiście wierzę, że coś takiego może mieć miejsce. Bo niby czemu nie? Ostatecznie, nauka zostawia metafizyce ogromne pole do popisu. Natomiast bawi mnie niezmiernie fakt łączenia niewyjaśnionych zjawisk z Bogiem. Przyjmując cuda opisane w Biblii za pewnik (dziesięć plag, rozstąpienie Morza Czerwonego, wymordowanie wrogiej Izraelitom armii, wskrzeszanie, uzdrawianie itd), to tak, naturalnie, te cuda pochodziły od Boga, nie ma wątpliwości. Natomiast zastrzeżenia pojawiają się w odniesieniu do cudów współczesnych. Dlaczego? Po pierwsze, sama Biblia zaprzecza ich boskości. W Ewangelii według Mateusza 24, 24 zapowiada "Pojawi się bowiem wielu fałszywych mesjaszy i proroków, którzy będą czynić wielkie cuda, starając się oszukać nawet wybranych przez Boga". Czyli cuda miały nie mieć nic wspólnego z Bogiem w pewnym okresie. Pokusiwszy się o dokładną analizę można dość łatwo wywnioskować, kiedy cuda staną się domeną "fałszywych proroków". Wystarczy połączyć kilka prostych faktów. A więc: cuda opisane w Nowym Testamencie, które miały miejsce po śmierci Chrystusa, były dokonywane albo przez apostołów albo w ich obecności. Logiczne, zważywszy, że to oni zostali wybrani przez Jezusa i odgrywali istotną rolę w powstawaniu chrystianizmu. Wszystko spoko, aż nagle apostoł Paweł rzuca tekstem: "Miłość nigdy nie ustaje,  
    [nie jest] jak proroctwa, które się skończą,  
    albo jak dar języków, który zniknie,  
    lub jak wiedza, której zabraknie"  
    (1 list do Koryntian 13,8, Tysiąclatka bodajże). Słowa te wyraźnie sugerują, że cuda czynione z mocą Boga mają USTAĆ. Najprostszym wnioskiem jest ten, że skoro były powiązane z apostołami, to  ustały po śmierci ostatniego z nich. Na potwierdzenie tej tezy, cytuję:

    "Stwierdzono bezspornie, że w zasadzie nic nie wiadomo o tym, by w ciągu pierwszych stu lat po śmierci apostołów chrześcijanie czynili cuda”.  
    (Encyklopedia literatury biblijnej, teologicznej i kościelnej, tom VI, strona 320)

    Dlatego właśnie, jakkolwiek nie zaprzeczam istnieniu cudów, nie uznaję ich za pochodzące od Boga przedstawionego w Piśmie Świętym. Abstrahując od samej Biblii, zostaje jeszcze oprawa, którą tworzy Kościół. Nie mogę bowiem oprzeć się wrażeniu, że przegrywając z postępującą laicyzacją społeczeństwa, kler chwyta za cuda jak za przysłowiową brzytwę, tworząc pseudoreligijny jarmark, mający przyciągnąć resztki atencji ze strony wiernych. Takie postępowanie nie wygląda dobrze i przywodzi mi na myśl jakże kultowe już "buzia widzę w tym tęczu", a chyba nie o to chodzi, prawda? I na koniec, muszę zarzucić jedną uszczypliwością. Cuda są uznawane za cuda przez Kościół. Tylko, czy Kościół, aby na pewno, jest sam dla siebie najlepszym sędzią?  


  • Użytkownik AnonimS
    · 5 lip 2019

    Kongregacja Spraw Kanonizacyjnych (Congregatio de Causis Sanctorum) – zwana jest również Kongregacją Do Spraw Świętych, wchodzi w skład aparatu administracyjnego Kurii Rzymskiej i jest jedną z dziewięciu kongregacji działającej przy Stolicy Apostolskiej. Do jej spraw należy piecza nad procesami kanonizacyjnymi i beatyfikacyjnymi. Rozpatruje wnioski o beatyfikację i kanonizację, a następnie bada przebieg życia i pisma kandydatów, weryfikuje i zabezpiecza relikwie. Do jej obowiązków należy również dokładne sprawdzenie i zbadanie cudów, jakie stać się miały za przyczyną osób, które miały zostać kanonizowane. Kongregacja składa się z trzech sekcji, określonych konstytucją [1]:

    prawnej
    ogólnej pomocy wiary
    historycznej

  • Użytkownik AnonimS
    · 5 lip 2019

    Najważniejsze dla procesów kanonizacyjnych czy beatyfikacyjnych jest dokładne sprawdzenie życia i postępowania osoby zgłoszonej do takiego procesu. Każda najmniejsza nawet informacja poddająca w wątpliwość ocenę postępowania jest wyjasniana i badana. I w przypadku pojawienia się wątpliwości proces jest wstrzymywany do momentu calkowitego jej wyjaśnienia.

  • Użytkownik Somebody
    · 5 lip 2019

    "(...) Spotkał się ze św. Ojcem Pio i papieżem Pawłem VI, którzy potwierdzili autentyczność jego darów i misji."

    Czyli KSK została pominięta? ;)  
    Poza tym to wciąż twór kościelny.  
    A zresztą ja nie zaprzeczyłam autentyczności, a jedynie boskiemu pochodzeniu cudów.

  • Użytkownik AnonimS
    · 5 lip 2019

    Somebody:  "(...) Spotkał się ze św. Ojcem Pio i papieżem Pawłem VI, którzy potwierdzili autentyczność jego darów i misji."

    Czyli KSK została pominięta?    
    Poza tym to wciąż twór kościelny.  
    A zresztą ja nie zaprzeczyłam autentyczności, a jedynie boskiemu pochodzeniu cudów.
      

    .  
    Nie wiem czy została pominięta. Podałem te trzy przypadki ze wzgledu na to że zdażyły się w XX wieku i po to żeby zwrócić uwagę na fakt że stygmaty zdarzały się  również u osób świeckich. A jakie są pochodzenia cudów,  każdyma prawo wierzyć we własną wersję :). Pozdrawiam  

  • Użytkownik AnonimS
    · 5 lip 2019

    KontoUsunięte: AnonimS:    
    A są to rany zdumiewające na rękach, nogach, boku i głowie, podobne do tych, które nosił Ukrzyżowany   Też uszczypnę: Te tzw. stygmaty pojawiają się w miejscach, których nie nosił (bo wisiał - sorki za drętwy żarcik) ani ukrzyżowany z małej litery u, ani Ukrzyżowany. Skazańca nie przygwożdżano do belki, wbijając gwoździe w dłonie,  jak to przedstawiają kościelni malarze, bo by nieszczęścik zaraz zerwał się z krzyża (spadł z hukiem na ziemię) pod działaniem siły ciążenia. Dłonie - przepraszam za makabryczne szczegóły - łatwo się rozlatują. Do krzyża przymocowywano za łokcie lub nadgarstki, wcale nie zawsze przy użyciu gwoździ. Więc  poprawmy: stygmaty występują w miejscach ran Ukrzyżowanego (duże u) na obrazach i figuranch w kościele.  


    Nie zgadzam się z tym co napisałeś.   Badania amerykańskiego koronera Fredericka Zugibe dowiodły, że same dłonie – o ile gwoździe wbito pod odpowiednim kątem we właściwe miejsce – wystarczały, aby utrzymać ciężar ciała skazańca..
    Wg Biblii Jezus od dziecka pomagał Józefowi w pracy . Józef był stolarzem, więc była to ciężka pracą fizyczna. ​Ponadto głosząc nauki wędrował pieszo i często pościł więc nie był otyły. Nie wiem jakie masz doświadczenie z ćwiczeniami gimnastycznymi ale ja znam człowieka który potrafi się kilka razy podciągnąć na dwóch palcach jednej ręki. Ja sam mimo wzostu 180 cm i około 85 kg wagi podciągałem się na drążku po dziesięć razy  każdą ręką. Pozdrawiam

  • Użytkownik AnonimS
    · 6 lip 2019

    Opis wybuchu bomby atomowej . "Nieliczna wspólnota, licząca ośmiu jezuitów, do której należał ojciec Schiffer, mieszkała w domu blisko kościoła parafialnego, oddalonego jedynie o osiem budynków od centrum wybuchu. W tym czasie, kiedy Hiroszima była pustoszona przez bombę atomową, wszyscy jezuici zdołali uciec nietknięci, podczas gdy każda inna osoba znajdująca się w odległości do półtora kilometra od centrum wybuchu natychmiast umierała. Dom, w którym mieszkali katoliccy duchowni, stał na swoim miejscu, podczas gdy wszystkie inne budynki rozpadły się niczym domki z kart. W czasie, kiedy to się zdarzyło, ojciec Schiffer miał 30 lat. Ten jezuita nie tylko przeżył, ale cieszył się również dobrym zdrowiem przez następne 33 lata.

    W jaki sposób kapłan i pozostali misjonarze mogli przeżyć wybuch atomowy, który spowodował śmierć wszystkich innych w promieniu dziesięciu kilometrów od epicentrum wybuchu, a katoliccy duchowni byli oddaleni od niego zaledwie o jeden kilometr? Jest to absolutnie niewytłumaczalne z naukowego punktu widzenia. Interesującym faktem może się okazać to, że ta grupa była szczególnie oddana przesłaniu fatimskiemu. Jezuici "żyli" nim. Codziennie odmawiali różaniec i czynili pokutę.

    Co ciekawe, historia powtórzyła się kilka dni później w Nagasaki, drugim japońskim mieście dotkniętym wybuchem bomby atomowej. Zarówno w Hiroszimie, jak i Nagasaki jedynymi, którzy ocaleli, byli duchowni katoliccy. Jeszcze więcej budynków zostało zniszczonych.

    Jednak w obu przypadkach ocalały prawie nietknięte domy misjonarzy.

    Wszyscy inni znajdujący się w odległości trzy razy większej od miejsca wybuchu, aniżeli ci duchowni, zginęli natychmiast. Według praw fizyki jezuici - nawet jeśli udało im się jakimś cudem przeżyć - powinni byli zginąć w ciągu kilku minut w następstwie promieniowania. Tymczasem tak się nie stało...
    Po kapitulacji Japończyków amerykańscy lekarze powiedzieli ojcu Schifferowi, że jego ciało wkrótce zacznie się rozkładać w następstwie promieniowania. Ku wielkiemu zdziwieniu medyków ciało ojca Huberta nie tylko nie zaczęło się psuć, ale przez 33 lata nie wykazywało najmniejszych oznak napromieniowania ani żadnych innych skutków ubocznych spowodowanych wybuchem bomby jądrowej.

    Naukowcy przebadali grupę jezuitów 200 razy w ciągu następnych 30 lat i nie stwierdzili u nich nigdy żadnych skutków ubocznych. Czy mógł to być szczęśliwy traf? Czy konstruktorzy bomby mogli ją tak zbudować, aby nie zabijała amerykańskich obywateli? Nie ma takiej możliwości, by bomba atomowa skonstruowana z uranu 235 pozostawiła nietknięty niewielki obszar,  
    podczas gdy wszystko dookoła znikało z powierzchni ziemi."

  • Użytkownik AnonimS
    · 6 lip 2019

    "Ojciec Schiffer był przekonany, że ocalał dzięki opiece Matki Bożej, która uchroniła go od wszystkich negatywnych konsekwencji wybuchu bomby atomowej.
    Świeccy naukowcy nie dają wiary tym tłumaczeniom. Są przekonani, że musi istnieć jakieś inne "prawdziwe" wyjaśnienie tej zagadki. Tymczasem minęło ponad 60 lat od zdarzenia i do tej pory nie są w stanie wytłumaczyć tego zjawiska. Z naukowego punktu widzenia to, co się przytrafiło tym jezuitom w Hiroszimie, wciąż przekracza wszelkie prawa fizyki. Trzeba przyznać, że musiała tam być obecna inna siła, której moc była w stanie przemienić energię i materię tak, by były one znośne dla ludzi. A to już przekracza nasze wyobrażenie.
    Dr Stephen Rinehart z Departamentu Obrony USA, ceniony na całym świecie ekspert w dziedzinie wybuchów jądrowych, tak to skomentował: Błyskawiczna kalkulacja pokazuje, że w odległości jednego kilometra od wybuchu dominuje temperatura od dwóch i pół do trzech tysięcy stopni Celsjusza, a fala ciepła uderza z prędkością dźwięku napierając z ciśnieniem większym niż 600 psi (1 psi to około 69 hektopaskali - przyp. red.).

    Jeśli jezuici znajdujący się w obrębie jednego kilometra od epicentrum wybuchu byli poza plazmą bomby atomowej, ich siedziba powinna być ponad wszelką wątpliwość zniszczona. Konstrukcje żelbetowe, jak i z cegły - z których zwykle zbudowane są centra handlowe - ulegają zniszczeniu w wyniku nacisku 3 psi. Takie ciśnienie powoduje uszkodzenie słuchu i wypadanie okien. Przy 10 psi uszkodzeniu ulegają płuca oraz serce. Z kolei ciśnienie rzędu 20 psi rozsadza kończyny. Głowa eksploduje przy ciśnieniu 40 psi i takiego naporu ciśnienia nikt nie jest w stanie przeżyć, gdyż czaszka zostaje zwyczajnie rozsadzona. Wszystkie bawełniane ubrania zapalają się w temperaturze około 200 stopni Celsjusza, a płuca wyparowują w ciągu minuty od wciągnięcia tak gorącego powietrza. W takich warunkach nie jest możliwe, aby ktokolwiek przeżył. Nikt nie powinien zostać przy życiu w odległości jednego kilometra. Ani w odległości dziesięć razy większej - dziesięć do piętnastu kilometrów od epicentrum wybuchu. Widziałem, jak rozpadały się ceglane ściany szkoły podstawowej. Sądzę, że zaledwie kilka osób, które nie uległy całkowitemu spaleniu, przeżyło. Ale umarły one w ciągu następnych piętnastu lat z powodu raka. Rekonesans zdjęć panoramicznego widoku z epicentrum wybuchu, gdzie znajdował się kiedyś szpital Shima Hospital, w pobliżu domu jezuitów, ujawnił, że pozostały dwa budynki nietknięte. Sądzę nawet, że w budynkach widoczne były okna. Jednym z nich był kościół oddalony kilkaset metrów od pierwszego budynku, którego ściany wciąż stały, jedynie zniknął dach. Departament Obrony nigdy oficjalnie nie skomentował tego wydarzenia i przypuszczam, że to było sklasyfikowane, ale nigdy nie poruszane w literaturze przedmiotu."   W mojej ocenie nie ma naukowego wytlumaczenia tego zjawiska i dlatego go tu opisuję. Jeśli.ktoś z czytających zna inną interpretację tych zdarzeń proszę o zamieszczenie.pozdrawiam

  • Użytkownik AnonimS
    · 6 lip 2019

    Ciekawa ta mapka. Myśle ze Japończycy byli precyzyjni i mieli dane osobowe. Ale mapka nie wyjaśnia czy to są dane ostateczne tych ocalonych czy dotyczy to ocalonych zaraz po wybuchu , których potem dopadła choroba popromienna.

  • Użytkownik AnonimS
    · 6 lip 2019

    Pierwszy link z fotkami nie otwiera się. :(

  • Użytkownik AnonimS
    · 6 lip 2019

    To nie jest ani obrzydliwe ani kłamliwe. To jest kwestia wiary.  Podam Ci inny przykład interpretacji takiego samego zdarzenia. Jak wiesz kiedyś rycerze nosili ryngrafy z Matką Boską. Jeśli w taki ryngraf trafiła kula i się zatrzymała to rycerz o ile był bardzo wierzący to mówił że ocaliła go Matka Boska. Jeżeli był niedowiarkiem czy ateistą jak Ty (troszkę uszczypliwości  :P ) to albo chwalił kowala\snycerza albo metal z jakiego został wykonany.

  • Użytkownik AnonimS
    · 6 lip 2019

    KontoUsunięte:  U mnie link działa. To prawda, opis tabelki nie jest doskonały. Po dokładne dane trzeba sięgnąć do innych źródeł. Nie o to jednak chodzi w tej dyskusji. Panowie zakonnicy opierają swą tezę o cudzie na rzekomej unikalności ich ocalenia. Tymczasem ich przypadek nie jest unikalny! Zakonnicy twierdzą, że w ich okolicy nikt nie przeżył. Ciekawe, co na to by powiedział Kiyoshi Tanimoto z konkurencyjnej organizacji religijnej - metodyści, który też przeżył. Kościół metodystów stał niedaleko od kościoła katolickiego, o którym mówili jezuici, i nawet częściowo ocalał (zdjęcie tutaj:  https://worldwar2database.com/gallery/wwii1086),  czego nie można powiedzieć o budynku katolików jakoby chronionym przez Maryję. Co na to córka tego pastora metodystów Koko Kondo? Co na to nieznani z imienia ocalali buddyści? Panowie zakonnicy nawet w obliczu takiej katastrofy jak śmierć i cierpienie setek tysięcy ludzi ani na chwilę nie przestali produkować tandetnych historyjek o wielkiej mocy swoich świętych (w tym wypadku Marii). Uważam to za obrzydliwe.  

    Podajesz że ocaleli wierzący metodyści i buddyści . A znasz przykład że ocalał ateista?  :blackeye:

Zaloguj się aby dodać post. Nie masz konta? Załóż konto za darmo.