Pośrednią przyczyną wypadku był
Pośrednią przyczyną wypadku był mały człowieczek w małym samochodzie z dużą buzią.
Pośrednią przyczyną wypadku był mały człowieczek w małym samochodzie z dużą buzią.
W życiu na ogół zawsze miałem szczęście. I w rodzinie, i w interesie powodziło mi się wcale nieźle. Żona z małymi wyjątkami, była mi zawsze wierna, bo jak przez 18 lat zdradziła mnie tylko dwa razy, to to nie jest dużo. Raz z jednym muzykantem, a drugi raz ze Stowarzyszeniem Kupców i Rękodzielników, gdzie ja jestem pice-wreses. (z dumą) Wielka instytucja, paręset kilkadziesiąt samych członków, nie licząc zarządu. W interesie także było niźle. I nawet kiedy ostatnio okradli mi sklep, to tyż miałem szczęście, bo akurat poprzedniego dnia obniżyłem ceny o 30% więc, nie tak dużo straciłem. Państwo muszą znać tę firmę na Nowolipkach: "Żółtko i Eierweiss" adres telegraficzny: "Jajko". Eierweiss - to ja, a Żółtko wyjechał. Wraca za rok i cztery miesiące. Nie, nie do Brześcia. Nim się zajęło takie Mokotowie Ratunkowe. Co znaczy za co? On był autor. On pisał fantastyczne książki w rodzaju Walasa, tylko że to byli książki handlowe naszej firmy. Złodziej, ale bardzo porządny człowiek. I mądry człowiek! On na przykład wymyślił sposób darmowej korespondencji, bez nalepiania marek. I wszystkie listy dochodziły i nikt nic nie dopłacał. W jaki sposób? Zwyczajnie, On wszystkie listy kierował do siebie samego, a z drugiej strony koperty, jako wysyłającego, podawał nazwisko tego człowieka, do którego pisał. To poczta zwracała tamtemu list, jako niofrankowany. I takich ludzi się u nas trzyma w więzieniu. Stra... "szne" już nie mogę wymówić, taki jestem oburzony. Inna rzecz, że jak Żółtko zabrali, to Białko odżyło. Ja sam rządziłem, ja sam zarabiałem i mnie się zaczęło lepiej powodzić. A powodzenie obowiązuje. Umeblowanie Ludwik XIV ja zmieniłem na numer większe, na Ludwik XV, latem ja już miałem zamiar jechać do Eks-le-Bęc, tylko zasiedziałem się w Miedzeszynie, ja już kupiłem sobie jedwabną śpiżamę w Gold England (a propos, ja do dziś dnia nie wiem, czy to się nosi na nocnej koszuli czy pod?), słowem zacząłem prowadzić nowe, wytworne życie, coś a la Moryc Chevalieri. I kiedyś mówię do żony: "Regina! Jak się zapatrujesz, żeby kupić auto?" I oto od tej chwili kiedy padło to lekkomyślne zapytanie minęło już cztery miesiące - i od czterech miesięcy ja mam auto, a właściwie auto ma mnie i od czterech miesięcy ja nie spałem, ja nie jadłem, ja nie byłem w sklepie, ja w ogóle przestałem żyć! Może państwo myślą, że ja jeżdżę tym autem? Tyż nie. Moja żona jeździ? Nie. To kto nim jeździ? Grzegorzewski. A kto to jest Grzegorzewski. Zaraz.
On przyszedł kiedyś do sklepu i mówi: "Grzegorzewski jestem". Dobrze. "Eierweiss. Czym mogę służyć?" - "Słyszałem, że Pan kupuje Piperlaka (bo ja mam Piperlaka! Świetna marka!), więc chciałem przystać na szofera". Pokazuje mi świadectwa, z hrabiami jeździł, z cesarzami jeździł, Waldemarsową woził, kto tylko jest - to on woził. To go wziąłem. I nazajutrz ranoon zajechał Piperlakiem przed mój sklep. Regina już czekała, dzieci już czekały. "No panie Grzegorzewski, mówię, jedziemy". Wtedy Grzegorzwski uśmiechnął się i rzekł "Dziś, panie Eierweiss, nie pojadziem, bo mi korbowód suwaka tłucze w karter" - Kto, panie Grzegorzewski? - "Korbowód suwaka" - A dlaczego on tłucze, panie Grzegorzewski? - "Bo to bezzaworowy silnik Knighta, to się suwak zatarł i uszy mu się obrywają". Aha, powiedziałem. To może pan przyprawi te uszy? Dzieci tak chcą pojechać! W tym miejscu Grzegorzewski znów uśmiechnął siępobłażliwie i poprosił o 150 złotych z powodu karbowód suwaka tłucze w karter. Po tygodniu kochany pan Grzegorzewski znów zajechał pod sklep, z przyprawionymi uszami suwaka i karbowiaka, dzieci i żona już czekały, wsiadamy - i prosimy jechać w Aleje. Państwo znają drogę z Nowolipki do Aleje? Więc na rogu Przejazd i Bielańskiej myśmy się zatrzymali. - Co jest, panie Grzegorzewski? "Panewka się wytopiła..." - To co zrobić? - "Niech państwo biorą taksówkę". Tośmy wzięli taksówkę. I tak jest od czterech miesięcy! To kulung nie w porządku, to bolec nie sztymuje, to mamka nie łapie, to kicha nawala, a tu jest grajcownica, a tam jest nagar! A dzieci płaczą i ja ich wożę taksówką, albo leżę z Grzegorzewskim w garażu pod moim Piperlakiem i na mnie kapią różne świństwa, a on mi tłumaczy! On mi tłumaczy, że trzecia szczotka na kolektorze nie działa, że się świeca zaoliwiła, że karburator się zapchał, że akumulator się wypiperlaczył, że błoto ma magneto, że grzybek ma ślimaka, że ślimak ma suwaka! I płacę już czwarty miesiąc: Piperlakowi raty, Grzegorzewskiemu pensję, garażowi za kaburowiaki, a taksówkom za kursy!
Syn do ojca:
- Ojcze, kocham Adama!
- Synu, bój się Boga! Przecież to Żyd!
Icek założył się z Moszem, że pójdzie do spowiedzi, no i poszedł. Wychodzi, Mosze go pyta:
- I jak było?
- No ja mówię, że zdradzałem żonę... ale nie mogę powiedzieć, z kim
- A on na to, że czy z Kowalską z ulicy Podleśnej?
- A ja, ze nie...
- A czy z Nowakową z Kasztanowej?
- No ja, ze tez nie
- No i czy z Malinowską z Nowomiejskiej?
- No i ja, że nie, no i dał spokój...
- I co, odpuścił ci grzechy?
- Iii, Mosze, odpuścił, nie odpuścił, ale mam 3 pierwszorzędne adresy
Miś, zajączek, wilk i lis grają w karty. Lis oszukuje. Po pewnym czasie niedźwiedź wstaje i mówi:
- Ktoś tu oszukuje! Nie będę pokazywał palcem, ale jak strzelę w ten rudy pysk...
- Dlaczego w Wąchocku sołtys już nie chodzi w niedziele do kościoła?
- Kupił sobie samochód...
W poniedziałek, nazajutrz po obfitym zakrapianym wieczorze towarzyskim spotykają się dwaj panowie. Pierwszy mówi:
- Ale miałem pecha! Gdy wracałem do domu, natknąłem się na patrol policji i całą noc musiałem spędzić w izbie wytrzeźwień.
- Ty to masz szczęście! - mówi drugi. - Gdy ja wracałem, natknąłem się na moją żonę i teściową.
Przychodzi baba do lekarza ze studentem w d**ie.
Lekarz: Co pani jest?
Baba: Dziekanat!
Kto wynalazł konserwy?
- Radziecki uczony Puszkin!
Dziadek parkuje starego rzęchowatego maluszka pod sejmem.
Wyskakuje ochroniarz:
- Panie, zjeżdżaj pan stąd! To jest sejm, tu się kręcą posłowie i senatorowie!
Dziadek na to: - Ja się nie boję, mam alarm.
Byl to pies marki wilczur.
Kiedy facet mówi do rzeczy?
- Gdy otwiera szafę.