Shruikan, nigdy się nie poddajesz, co? xD Nie wiem czy bardziej mnie rozbawiło tyle nieudanych prób czy wątek z rozciętą głową i siekierą xD
W takim razie teraz Lilith zanudzi Was historią - na tamtą chwilę - tragiczną, teraz tylko mam z tego ubaw
Wszystko wydarzyło się gdy miałam jakieś 6-7 lat - czyli dziecko w wieku, gdzie zawsze "wie lepiej" xD Wyszłam z rodzicami i młodszą siostrą na spacer niedaleko strzelnicy (blisko także mieszkałam, więc codziennie strzelanie i multum cywilów w wojsku budziło we mnie białą gorączkę - ale jednak to całe najpiękniejsze wspomnienia z mojego dzieciństwa) W każdym razie to są szczegóły Tak więc, po pewnym czasie wracamy ze spaceru - ja i siostra wynudzone do maksimum. Niedaleko domu, gdzie nasz sąsiad właśnie się budował, Lilith wpadła na pomysł. Postanowiłam "urozmaicić" trochę swoje chodzenie i takim sposobem chciałam się przejść przez takie... korytko? Coś w stylu rynny, tyle że z betonu - rzecz jasna. Coś przez co spływa woda, takie przy bramie wjazdowej, o! I po jednej stronie tego "czegoś" były wbite co kilkadziesiąt centymetrów takie kręte pręty, jak to przy budowie domu (nie wiem czy wiecie o co mi chodzi xD) Rzecz w tym, że idąc "korytkiem" cudownym cudem wykręciłam sobie kostkę (nic się z nią nie stało xD) i tym samym przewróciłam się prosto na jednego z tych prętów Mimo że rodzice mówili, że mam iść jak człowiek - drogą xD Zęby wszystkie na swoim miejscu, ale policzek - istna rzeźnia. To tej pory czuję tą ciepłą krew na twarzy :x Płacz się niósł po całej ulicy xD Szybko do szpitala, rodzice spanikowani, babcia odmawia Zdrowaśki Szycia nie było, skończyło się na plasterkach ułożonych w kształt gwiazdeczki - taki dowcipny lekarz xD Mała blizna została do teraz, aczkolwiek mało widoczna.
Ale jaką radość miałam z tych plasterków!