Nowe proekologiczne pomysły rządu. - str 2/2

Dodano na Hydepark przez C10H12N2O, 23 postów, ostatni post 6 paź 2022

  • C10H12N2O
    · 17 wrz 2022

    Witam.
         Nasi rządzący zazwyczaj mają problem z wdrażaniem wytycznych dyktowanych przez organa unii europejskiej. Przykładem tego jest przeciwstawianie się wymogów Trybunałowi Sprawiedliwości Uni Europejskiej względem funkcjonowania Izby Dyscyplinarnej powołanej przez rząd PiSu. Komisja Europejska aby wymusić dostosowanie naszego prawa do wyroków TSUE wstrzymała wypłatę z Funduszów Odbudowy, które miały zasilić nasz budżet. Pod koniec maja sejm uchwalił nowelizację, która likwidowała Izbę Dyscyplinarną i powoływała w jej miejscę Izbę Odpowiedzialności Zawodowej, która przejęła kompetencje Izby Dyscyplinarnej. Nie mi oceniać, czy PiS jest tak naiwny, że myślał, iż nikt w UE się nie zauważy tej jedynie kosmetycznej zmiany, czy to zwykli idioci i na nic nie liczyli.
         Rządzący są również sceptycznie nastawieni co do wymogów proekologicznych, czy prozdrowotnych. Jakiś czas temu dało się słyszeć nagonki w reżimówce, że po co mamy inwestować w odnawialne źródła energii czy też w atom, skoro Polska węglem stoi (którego aktualnie mamy deficyt).
         Ale od tego są też wyjątki. Jeżeli za stawianymi wymaganiami, idą również pieniądze, które można wydrzeć społeczeństwu, to czemu nie? Taka sytuacja miała miejsce podczas wprowadzania Podatku Cukrowego. Polski rząd wprowadzając tenże podatek, tłumaczył się, że to Unia Europejska wymaga od nich wprowadzania prozdrowotnych rozwiązań. Nie wspomnieli jednak, że pieniądze z Podatku Cukrowego nie zasilają budżetu Unii, tylko budżet krajowy. Niby ta informacja powinna nas ucieszyć, ale gdy rządy w kraju są jakie są, większa ilość środków w budżecie państwa, to większa ilość pieniądzy, które można z niego wyprowadzić.
         Podobna sytuacja ma teraz miejsce. W związku z kryzysem energetycznym Unia Europejska zachęca swych członków do wprowadzania rozwiązań zachęcających do mniejszego zużywania energii elektrycznej. Rząd od razu zwietrzył interes i zapowiedział podwyżki cen prądu w przyszłym roku o około 400%. Minister klimatu zapowiedziała również program dla gospodarstw domowych zużywających mniejszą ilość prądu i do póki nie przekroczy się limitu 2000kWh będzie się płacić po cenach obowiązujących w tym roku, natomiast po przekroczeniu tego progu, zaczną obowiązywać pięciokrotnie wyższe stawki za kWh. Przewidziany został jeszcze jeden próg, dla gospodarstw z niepełnosprawnym członkiem rodziny oraz dla rolników i wynieść ma on 2600kWh. Co prawda mieszkańcy bloków, są w stanie zmieścić się w limitach, jak i ludzie mieszkający w domach jednorodzinnych, posiadających fotowoltaikę są w stanie spać spokojnie. Tak kolejny raz dostają po dupie ludzie, którzy zainwestowali, rezygnując z pieców na paliwa kopalne, na rzecz ogrzewania instalacjami zasilanymi prądem elektrycznym, nie inwestując jednocześnie w panele.
         Inne kraje również planują wprowadzić zmiany, które mają przyczynić się do oszczędzania energii elektrycznej. Tak na przykład w Wielkiej Brytanii planuje się wyłączenie reklam, iluminacji zabytków oraz czasowo będą odłączać prąd. W Belgii planują stosować system kar i nagród. Nagradzać mają za oszczędność i korzystanie z OZE, natomiast karać za niedostosowanie się do bycia eko. W Paryżu zabytki mają być oświetlane tylko do 22:00, hotel De Ville i wieża Eiffla mają być oświetlane to 23:45, a nie do pierwszej w nocy, a temperatury budynków w stolicy Francji ma zostać obniżona do 18 stopni.
         W związku z tym chciałabym się zapytać, co sądzicie na temat zapowiedzianych zmian. Czy zapowiadane podwyżki was obejmą (średnie zużycie energii elektrycznej nie może przekroczyć 166kwh na miesiąc, jeżeli rozliczenie przychodzi wam co drugi miesiąc to średnia na dwa miesiące nie może przekroczyć 333kwh). Nawet jeżeli zapowiadana podwyżka was nie będzie dotyczyć, czy uważacie, że to nie jest nieco "mało eleganckie" gdy gospodarstwo domowe dotychczas płacące lekko ponad 250zł miesięcznie po kilku miesiącach będzie musiało płacić ponad tysiąc złotych z czego 80% to nowy podatek (nie licząc VATu i innych opłat).
    Jesteście w jakiś sposób zabezpieczeni na nadchodzące zmiany, czy też może planujecie zainwestować, aby uchronić się przed chorymi pomysłami PiSu?
         Ps. Serdecznie proszę o prowadzenie dyskusji w obrębie tematu, bez tworzenia offtopu.

  • MEM
    · 6 paź 2022

    Niepozorny

    Niepozorny: 9. Co do sklerozy, kto cię wie, może zmiana IP odetnie cię od pamięci zewnętrznej ;)


    Prędzej mnie odwiedzi "ten Niemiec, który mi wszystko chowa". ;)

    Niepozorny

    Niepozorny: 10. W mieście, jak już pisałem zasilanie jest zwielokrotnione, szybciej przywracane, (...) A wiocha, gdzie mam dom 100 km dalej, jeszcze kolejne 12 dni nie miała w ogóle prądu.


    No ale widzisz. Po pierwsze, kto mi w czasie tego braku prądu zabroni podjechać do miasta po zakupy, benzynę i co tam jeszcze będzie potrzebne (to by było na tyle na temat: "gdzie zatankujesz, jak nie będzie prądu?" i podobne ;))? Po drugie, w przypadku wsi to, jak długo będzie awaria usuwana, zależy od wielkości awarii i ewentualnie odległości od miasta (zresztą, w przypadku miasta w sumie także, bo jednak nawet gdy poszczególne części miasta są wtedy w jakiś zastępczy sposób zasilane, to przez pewien czas i tak są pozbawione prądu). Nie każda wieś leży te 100 km od cywilizacji. ;) No i wreszcie po trzecie, to się da przetrwać, jeśli tylko ma się wcześniej przygotowane wszystko, co w takich warunkach jest potrzebne.  

    Niepozorny

    Niepozorny: 11. Ty, wytrzymasz kilka dni bez Internetu… Uwierzę jak zobaczę…


    :roftl: Jest w tym trochę prawdy. :) Ale to jest tylko częściowo prawda.  

    Lubię korzystać z internetu i dużo korzystam z internetu, do tego faktycznie weszło mi w nawyk bycie na bieżąco z wszelakiego rodzaju newsami (po części też wymaga tego zawód) i gdy mi raz na ruski rok odetną internet, to przez moment brakuje mi tego, że mogę sobie te newsy sprawdzić. Ale to tylko tyle i szybko się przywyka, że dostępu do tego przez pewien czas nie ma. Bo jest też tak, że mam całą masę innych zajęć i doba musiałaby mieć chyba z tydzień, żebym się wyrobiła ze wszystkim, co bym miała, lub chciała, zrobić. Tak więc odcięcie od internetu wcale nie spowoduje u mnie jakiegoś "głodu" i chodzenia po ścianach. Będzie pewną niewygodą, ale to w sumie tylko tyle. Ja nie mam np. tak, jak ma wiele osób w dzisiejszych czasach, że jak są gdziekolwiek poza domem, to nie mogą się oderwać od swoich smartfonów, obchodzę się też bez tzw. mediów społecznościowych typu Facebook, nie gram w gry online i tak dalej... Korzystam dużo z internetu, ale mogę bez niego żyć i życie bez internetu nie jest też dla mnie czymś nieznanym – pół życia żyłam bez niego.

    Niepozorny

    Niepozorny: 12. Nie wiem czy wiesz, ale paliwa również się starzeją i po roku z taką benzyną wiele nie zdziałasz, a z dieslem jeszcze szybciej. Poza tym, żeby gromadzić trzeba mieć w czym (koszty odpowiednich zbiorników) i gdzie. Kanister uniesiesz, ale do beczki jeszcze pompka ci się przyda, najlepiej na korbkę – rozgrzejesz się już przy pierwszych 10 litrach paliwa…


    Tak, wiem, że paliwo nie może leżeć wiecznie. Ale to też nie jest aż taki problem. Po pierwsze, można je powoli zużywać, zastępując nową partią. Po drugie, jeśli ma to być jakaś rezerwa, to trzeba wpisać w koszty, że część tego paliwa w dłuższym okresie czasu może się zmarnować. No nic nie jest idealne. W tym wypadku priorytetem jest posiadanie rezerwy, a nie to, że kosztuje to drożej niż tankowanie na bieżące potrzeby. Po trzecie, współczesne samochody nie spalają tyle, ile modele sprzed dekad. Jeśli ma tego paliwa starczyć na jakiś krótki okres czasu (dni/tygodnie), to w sumie wiele nie potrzeba. Na choćby 60-litrowej beczce da się przejechać 700-1000 km. Na jakieś kilkudziesięciokilometrowe dojazdy starczy na dwa tygodnie i to jeżdżąc codziennie.

    Niepozorny

    Niepozorny: 13. Ile masz stacji paliwowych w promieniu 5 km (godzina marszu) od tej swojej hipotetycznej wsi, a ile w mieście? I znów miasto szybciej…


    Ale kto mi każe na tę stację zasuwać na piechotę? Czy to średniowiecze? ;)

    I niekoniecznie w mieście jest szybciej. Powodzenia w przebijaniu się przez miasto, zwłaszcza duże, w porównaniu z podjechaniem na stację w małym miasteczku (gdzie nie ma korków) lub zlokalizowaną przy jakiejś trasie.  

    A dostępność stacji paliw? W moim województwie (dolnośląskim) jest ich ponad 500. Praktycznie nie ma wiochy, która leżałaby tak daleko, żeby nie było jak dostać paliwa. Nawet na piechotę. ;)

    Niepozorny

    Niepozorny: 14. Co do tego TIR-a, brak prądu nie drenuje mu wszystkich zbiorników, zależy który, ale te na długie trasy potrafią mieć zbiorniki na 1600 litrów paliwa. To że nie ma prądu na jednej stacji i nie zatankujesz na niej, nie znaczy, że 20, 50 czy 100 km dalej też się nie da…


    No i widzisz - sam sobie odpowiedziałeś na ten wielki problem braku paliwa, gdy się mieszka na wsi. :) A to miał być taki wielki problem... ;)

    Żeby współcześnie brakło paliwa, musiałby być gigant kryzys obejmujący cały kraj, albo i cały region (taki jak np. Europa). A ewentualny brak prądu na którejś stacji benzynowej, czy w którejś miejscowości, uniemożliwiający zakup w danym miejscu paliwa, to pryszcz – nawet jeśli nie ma się tego własnego zapasu, to jedzie się wtedy po prostu do następnej stacji.  

    Niepozorny

    Niepozorny: 15. Nie mam problemu dojechać do miasta, mieszkam w nim razem z rodziną. Napisałem ci, jak wygląda życie moi sąsiadów na wsi, ona pracuje na pół etatu, żeby móc dowieźć i odebrać dziecko do/ze szkoły, bez przechowywania dzieciaka godzinami w świetlicy, ale ty nie słuchasz argumentów.


    A ja Ci napisałam, że demonizujesz i robisz z igły widły (czego przykładem te nieszczęsne paliwa i dostęp do nich, albo choćby internet, który, choć jest bardzo wygodny i bardzo przydatny, wcale nie jest jakąś "kwestią życia i śmierci" ), i że wcale nie twierdziłam, że życie na wsi jest dla każdego i że jest jakieś idealne. To kwestia podejścia, mentalności, wyboru tego, czego się chce od życia, i tego, jak sobie ktoś życie w takich warunkach ułoży.
    I też nie słuchasz. :)

    Nawet ta świetlica to nie jest jakaś rzecz nie do przeskoczenia, czy jakiś wielki problem. No to spędzi dziecko parę godzin na świetlicy jak dziesiątki tysięcy innych i miliony przed nimi. I co z tego? Popatrz na to z tej strony, są faceci, którzy po dziś dzień wychodzą z założenia, że kobieta ma siedzieć w domu przy garach i bawić dzieci. Dla nich częściowa argumentacja jest dokładnie taka sama, jak w tym przypadku Twoja – wtedy dzieciak nie musi po świetlicach siedzieć. No to powiedz np. kumplowi, żeby baba w ogóle zrezygnowała z tej połówki etatu, albo powiedz swojej żonie, żeby przestała pracować. I jedna i druga przecież pracuje niekoniecznie dlatego, że tak bardzo lubi.

    Za wszystko w jakiś sposób się płaci. I to jest tylko kwestia tego, czy cena nam odpowiada. Oczywiście, że może komuś pasować miasto ze względu na wszelakie jego wygody. I może też być ktoś, dla kogo poświęcenie tych 10, 15, 30 minut (czy ile tam wyjdzie) na dojazd do miasta, albo wolniejszy internet, albo brak czynnej 24 na dobę pizzerii za rogiem nie jest rzeczą uciążliwą czy w ogóle jakimś problemem. To naprawdę aż tak proste.

  • MEM
    · 6 paź 2022

    Niepozorny

    Niepozorny: 16. Ciszę 5 km od autostrady, chyba z drugiej strony lasu… Dużo jeszcze zależy od ukształtowania terenu, ale za polem i 2km ścianą lasu słyszę wieczorami z powiatowej drogi jadącą ciężarówkę z odległości ok 5 km, więc albo nie zwróciłaś na to uwagi, albo w tej wsi wcale nie było tak cicho…


    Są hałasy (i pewien poziom hałasu), do których tak bardzo się przywyka, że się tego "nie słyszy" – nie zwraca się na to uwagi. Ponadto przez większość roku wieś w ciągu dnia nie jest tak kompletnie cicha, bo i samochody, i maszyny rolnicze i elewatory zbożowe, i różne prace przy gospodarstwach, w niektórych przypadkach do tego jeszcze kolej. To, co na autostradzie ileś tam km dalej (i czasami obudowanej ekranami) miesza się z całą resztą i w sumie znika w tym wszystkim. I ten poziom hałasu płynącego z tej autostrady jest mniejszy niż przy samej autostradzie i mniejszy niż w mieście.

    Niepozorny

    Niepozorny: 17. Owszem czas trzeba wkalkulować i to jest problem, tylko ty jeszcze sobie nie zdajesz z tego sprawy, bo wsiadasz w autobus, czy tramwaj pod domem i wysiadasz 10 minut później na miejscu. A wypadek na drodze, a zwalone drzewo i musisz jechać objazdem nadłożyć 20 km bo masz tylko dwie drogi w okolicy…


    No czy ja do Ciebie po chińsku piszę, czy jak? Ja się nie urodziłam wczoraj i żyłam i w warunkach miejskich i w warunkach wiejskich, mam porównanie jednego z drugim. Któryś raz Ci to piszę i nie dociera, a tak się bawić nie będziemy.  

    I nie wciskaj mi tego rodzaju przypadków, o jakich w cytacie powyżej napisałeś, jako reguły. To, że coś takiego, o czym piszesz, się zdarza, to jeszcze nie znaczy, że jest normą. A pisząc to, masz a piać od nowa podejście dokładnie takie samo, jak choćby przy tej dostępności paliwa. Najpierw to był taki wielki problem, że nie do przeskoczenia, a potem cudownie odkryłeś, że przecież można pojechać na stację paliw gdzie indziej.

    I zresztą, podchodząc w ten sposób, w jaki teraz tu podchodzisz, to w mieście miałbyś nawet problem nawet na ulicę wyjechać albo gdziekolwiek zaparkować. Bo choćby wypadki i stłuczki zdarzają się po mieście ze znacznie większą częstotliwością niż zwalone na trasie drzewa, a i w mieście jakieś drzewo, albo choćby skorodowana latarnia, może Ci spaść na dach. I co? I nic. Żyjesz, jeździsz i problemu cudownie znów ni ma... Za to zaraz za miastem... armagedon, panie... wilcy chodzą luzem.  

    Pamiętam dobrze powódź z 1997 roku na Dolnym Śląsku. Wyobraź sobie, że w mojej okolicy wtedy cały przydrożny las stał przez miesiąc w 2-4-metrowej wodzie z pobliskiej rzeki. Ani jedno z tych drzew się nie zwaliło, ani wtedy, ani do dziś 25 lat po tym zdarzeniu.

    Niepozorny

    Niepozorny: 18. Jak ci pół godziny na prysznic i make-up nie wystarcza, to musisz ćwiczyć i to dużo…


    A skąd to "eksperctwo"? :lol2: Też mazać pędzelkami po twarzy musisz? ;)

    Niepozorny

    Niepozorny: A co do podwójnych standardów, znów doszukujesz się tego, czego nie ma. Jakbyś troszkę zainteresowała się realiami życia w obu miejscach, wiedziała byś, że w mieście człowiek jest niemal anonimowy, znasz może połowę sąsiadów z klatki i parę osób z okolicy, na wsi wszyscy się znają i wszyscy wzajemnie obserwują i tu jest różnica, czy możesz, czy nie, bez pudrowania noska…


    Ja to znam od podszewki. :) Wiem, że tam wszystko wszyscy widzą. I od dawien dawna mam po prostu tych wiejskich plotkarzy głęboko w dupie. I co mi zrobią? Zakapują mnie do kościelnego? Nadepną za mocno na odciski, to dostaną taki "ochrzan", że tylko będzie gwizdało (i to też z doświadczenia, wyobraź sobie, i mam od tych, z którymi się ścięłam wręcz anielski spokój, a że może sobie coś tam do dziś pierdzielą za plecami, to co mnie to obchodzi).

    Niepozorny

    Niepozorny: 19. W mieście jesteś przy tych sklepach codziennie i dotarcie do nich i powrót zajmuje ci średnio pół godziny, dojeżdżając ze wsi 4 godziny.


    Cztery godziny to może faktycznie w przypadku wiochy 100-150 km od miasta. Większość przypadków zaś jest taka, że ma się jakieś większe miasto (takie 20-100 tysięcy mieszkańców) w odległości może 20 km od wsi, mniejsze przy połowie tego dystansu (i tam też są np. sklepy). Dojazd tam, to jest dodatkowe 20 minut drogi góra. Popatrz na mapę i sam sobie zmierz, a nie zmyślaj.

    Niepozorny

    Niepozorny: Biorąc pod uwagę zainwestowany w dojazd i powrót czas (4h) i paliwo (15-20L), to będąc w mieście, zaliczysz i lekarza i kilka sklepów, bo i kran kupisz i coś do komputera i coś do kuchni, jeszcze sukienki obejrzysz, a tu dnia ci może zabraknąć, i dziecku butów poszukasz…


    Po pierwsze, żeby spalić 20 litrów paliwa, to trzeba przejechać dobre 300-400 km. To zaś NIE JEST trasa ze wsi do pierwszego najbliższego miasta, tylko trasa typu Poznań-Wrocław i z powrotem. Pół kraju i z jednego dużego miasta do drugiego. Czyli zmyślasz. I jak będziesz tak zmyślał, to nie mamy o czym rozmawiać, bo na przerzucanie się jakimś odpisywaniem na wyssane z palca wymysły zwyczajnie szkoda czasu i klawiatury.

    Po drugie, nawet jeśli zapłacę za to paliwo ekstra, to z uwagi na to, że życie w mieście jest po prostu droższe, niekoniecznie na tym stracę.

    Po trzecie w końcu, oczywiście dobrze jest załatwić kilka spraw za jednym zamachem, ale bez przesady – nie zawsze tak być musi i jak sobie pojadę nie raz a trzy razy, to też się świat nie zawali.

    Niepozorny

    Niepozorny: 20. No i znów przeginasz z pamięcią. 3-latkę samą puszczali na podwórko, sorry ale KOMPLETNIE ci nie wierzę, może ze starszym rodzeństwem, ale o tym się nie zająknęłaś…


    Nie miałam starszego rodzeństwa. To ja jestem "starsze rodzeństwo". :)  

    A to, że mi nie uwierzysz... Nie musisz, bo to i tak nic w tym wypadku nie zmienia. Tak było. I nie było w tamtych czasach czymś nadzwyczajnym, przynajmniej w mojej okolicy. To były te, czasem z sentymentem w jakichś "demotywatorach" wspominane, lata 80-te. Inaczej się żyło niż dziś, nad dziećmi nikt się nie trząsł jak nad jajkiem.  

    Niepozorny

    Niepozorny: 21. 3 klasa podstawówki, dziecko 9-10 lat… W mieście może chodnikiem (zimą odśnieżonym i oświetlonym) wrócić do domu, podjechać przystanek, czy dwa autobusem lub tramwajem, pokonując 2-3 km.


    Nie trzecia, tylko pierwsza. Ja swoją szkolną edukację zaczęłam od zerówki. A półtora roku od tego momentu to... :)  
    Dalej wychodzi Ci 9-10 lat?  

    Niepozorny

    Niepozorny: Na wsi 12 km ma zasuwać samo, wzdłuż drogi powiatowej bez chodnika i pobocza? Bez oświetlenia zimą? Ty pomyśl, co piszesz, bo ci dzieci zabiorą za brak należytej opieki.


    A to dzieci na wsi na piechotę do miasta -naście lub -dziesiat km do szkoły chodzą??? Gdzie Ty żyjesz? W Zimbabwe? ;) Wynalazek autobusu/PKS-u/autobusu szkolnego jest Ci nieznany (BTW, łażenia po ulicach po ciemku, odblaski na ubraniu też brzmią obco?)? ;)  

    Zresztą, ja wcale przecież nie twierdziłam, że się – jako rodzice – dzieci ze wsi do miasta nie podwozi, jeśli ma się taką możliwość.

  • MEM
    · 6 paź 2022

    Niepozorny

    Niepozorny: 22. Twoje wspomnienia to pudło. Wedle tego co piszesz masz 39 lat, czyli 83 rocznik, to w 89 (w roku przemian ustrojowych) miałaś 6 lat, to możesz pamiętać tylko wyrywkowe rzeczy, ale nawet do szkoły jeszcze wtedy nie chodziłaś, jak był PRL. Ostatnie PGR upadły bodaj dwa lata później… przejeżdżam przez taką po-PGR-owską wieś, jadąc do swojej. Piszesz o wybiórczych wspomnieniach, byłem wtedy dwa razy od ciebie starszy, troszeczkę więcej faktów pamiętam i więcej rzeczy rozumiałem, nie tylko to, że stałem z mamą w jakiejś kolejce...


    No tak się składa, że szkołę zaczęłam w 1989. Tzw. zerówkę. :) To raz. Dwa, ja mam naprawdę bardzo dobrą pamięć, i co więcej – choć w to również nie uwierzysz – już wtedy, w początkach lat 90-tych, mnie zaczynały różne rzeczy powoli interesować. Trzy, ostatni PGR, upadł w 1995 roku (ups..., czyżby skleroza "panie dwa razy starszy"? ;)), to już miałam 12 lat. Cztery, upadek PGR-ów to nie było coś takiego, że się wzięły, upadły i koniec. To też – podobnie jak cała reszta "kosztów transformacji", często niepotrzebnych – także całość procesów wnikających z tego upadku – np. trwającego latami staczania się całych grup społecznych w stronę coraz bardziej patologicznego stanu. Ja to nie tylko widziałam, ja tego częściowo doświadczyłam. Pięć, czasy PRL-u (a nawet i sięgające dalej w głąb historii) znam z historii i z doświadczeń członków rodziny, a dopiero w ostatniej kolejności z jakichś własnych wspomnień. I to jest w zupełności wystarczające do tego, by mieć na ten okres pewien osąd.

    Niepozorny

    Niepozorny: 23. Co do szybkości internetu, wciąż odnosisz się do łącza stałego, którego tam raczej możesz już nie mieć, zostanie ci tylko internet mobilny, który nawet we wsi oddalonej kilkanaście kilometrów od dużego miasta np. Gdańska, potrafi być gówniany, delikatnie mówiąc, ale nie zrozumiesz póki nie przekonasz się na własnej skórze.


    Znów rozmowa jak po chińsku... "X" komentarzy temu pisałam Ci, że po mojej okolicy w promieniu 20+ km sieć światłowodową kładli już kilkanaście lat temu. Wątpię, żeby to był jakiś wyjątek, tym bardziej, że to swego czasu był bardzo biedny region. A mobilny internet. Miliony ludzi jakoś z tego korzystają i wielkich narzekań nie słychać. W dodatku to się będzie systematycznie poprawiać wraz z coraz nowocześniejszymi technologiami.

    Niepozorny

    Niepozorny: 24. Sądząc po roczniku, jesteś bardziej owocem kryzysu 81/82 ale niech ci będzie dzieckiem...


    Kryzysu lat 80-tych, bo on przecież trwał przez całe lata 80-te z ukoronowaniem tego gigantyczną inflacją i praktycznym bankructwem PRL-u. Ja pamiętam, jak się dzieci musiały w przedszkolu dosłownie bić o byle jakie kredki, bo zwyczajnie ich brakowało (a na podwórku o kolorowe długopisy-jednorazówki, które któregoś dnia ktoś wystawił nam z samochodu w takim worku wielkości worka na kartofle i się chwilę przyglądał, jak się na to rzuciliśmy, jak takie wygłodniałe stado), jak były kartki i produkty czekoladopodobne od święta, jak stacjonowali Ruscy, który m.in. pewnego razu zepchnęli ciężarówką do rowu Malucha, którym podróżował mój ówczesny sąsiad ze swoją rodziną, jak były w grupie "lepsze dzieci i gorsze dzieci", w zależności od tego, czy były partyjne czy nie, jak się z rozdziawioną gębą patrzyło na witrynę Pewexu i się zastanawiało, czy w ogóle kiedykolwiek spróbuje się tych wystawionych tam rzeczy, jak raz ojciec przyszedł do domu wkurwiony do białego, bo partyjna wierchuszka budowy posłała młodego chłopaka na słup wysokiego napięcia, ale nie raczyła sprawdzić, czy linia jest odłączona, i facet spadł w płomieniach (amputacja wszystkich kończyn – gość był w takim stanie, że jak mu pierwszej pomocy na tej budowie próbowali udzielać, to sam się prosił, żeby go dobili – i żadnych winnych...), jak wymuszano szantażem haracze na tych, których wysyłano na kontrakty na Zachód, jak co chwilę nie było prądu i wody (i się latało do beczkowozów ;)) itd.

    Niepozorny

    Niepozorny: Kończąc - nie mam zamiaru się więcej z tobą spierać, bo to już zaczyna wyglądać na kopanie się z koniem, poza tym widzę, że ty ze swojego zdania nie ustąpisz, bo nie i już - bunt 3-latki ci pozostał z tego podwórka?


    Nie ustąpię, ale nie dlatego, że "bo nie", :) tylko dlatego, że – obok tego, że to częściowo "światopoglądowy" temat i każdy ma swoje preferencje co do wyboru miejsca zamieszkania – mam rację, a Twoje argumenty w większości przypominają ten ze stacjami paliw, gdzie był problem, dopóki nagle do Ciebie nie dotarło, że przecież można podjechać do innej stacji paliw (to kto tu się z koniem musi kopać? ;)).  

    I to nie chodzi o jakieś spieranie się. To tylko dyskusja na pewien temat. I dopóki jest ona prowadzona w jakiś sensowny sposób, a nie właśnie w formie gadania jak do ściany i tworzenia wyssanych z palca problemów, to problemu nie ma.

    Niepozorny

    Niepozorny: Jak bardzo chcesz, mogę odsprzedać ci swój dom (wyremontowany, z hydroforem, prądem (siła), ogrzewaniem (kominek+piec kaflowy) i zagospodarowanym otoczeniem, za połowę tego twojego wyimaginowego budżetu (jeszcze do negocjacji), drugą połowę zostaw sobie na ten agregat, panele PV lub wiatrak, co tylko sobie życzysz. Tylko później nie narzekaj, że cię nie uprzedzałem. Ja tam jeżdżę się wyciszyć i odpocząć od wszystkiego, mieszkać tam mogę na emeryturze, dopóki mi zdrowie pozwoli…


    Bez urazy, ale wolałabym postawić sobie swój wedle własnych planów, bo najlepiej to mieć to wszystko skrojone pod siebie. :) A poza tym, w tej chwili mnie na taki wydatek zwyczajnie nie stać, inaczej już by stał. Może jak już się przetoczą te wszystkie zarazy, wojny i kryzysy, to się da na tyle zarobić i odłożyć, albo choć na tyle, że będzie za co otworzyć jakiś biznes i wtedy z kolei będę mieć jakąś zdolność kredytową.

Zaloguj się aby dodać post. Nie masz konta? Załóż darmowe konto